News: Komentarz: Szambo

Kilka uwag z meczu - powrót Sagana, Kuciak w cieniu

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

27.04.2014 14:40

(akt. 21.12.2018 15:11)

Po spotkaniu z Zawiszą w Warszawie przyszła chwila refleksji. Legioniści wygrali zasłużenie, ale mecz nie należał do łatwych, rywale zostawili sporo zdrowia na boisku. Kolejny raz świetnie spisał się Michał Żyro, ale gwiazdą wieczoru był Marek Saganowski.

- Wielki powrót Marka Saganowskiego. Wejścia „Sagana” na boisko kibice domagali się już trzy tygodnie temu – w czasie poprzedniego meczu z Zawiszą, doczekali się jednak dopiero w sobotę. Warto było czekać. Gdy tylko „Marunia” pojawił się przy linii bocznej kibice skandowali jego imię i nazwisko. Po chwili rozpoczęła się przyśpiewka „Sagan gol” i Sagi trafił do siatki – wykorzystał doskonałe zagranie od Michała Żyry i bez problemu zdobył bramkę. Dla takich chwil warto przychodzić na stadion będąc kibicem, warto też ciężko pracować będąc piłkarzem. Marek wrócił po ciężkiej kontuzji kolana. Kiedy w zeszłym roku po faulu Tosika został zniesiony z murawy i trafił do szpitala, nikomu nie było do śmiechu. Lekarze to, co zobaczyli w kolanie określali mianem śmietnika. Zawodnik jednak się nie załamał i kolejny raz wrócił do gry w wielkim stylu, choć jak sam podkreślił, za nim najcięższa rehabilitacja w życiu. Wcześniej wracał do gry po wypadku motocyklowym czy kłopotach z sercem. "Sagan" to taki walczak, nigdy się nie poddaje, na boisku zostawia mnóstwo zdrowia, a takich piłkarzy się ceni, tacy zawodnicy zdobywają szacunek na zawsze. Brawo „Sagan”.


- Zmarginalizowana rola Dusana Kuciaka. Kiedy bramkarzem w Legii był Jan Mucha to średnio, co drugi mecz był uznawany przez kibiców i dziennikarzy najlepszym graczem spotkania. Podobnie było z Dusanem Kuciakiem – który zdobywał kolejne wyróżnienia – na najlepszego piłkarza meczu, najlepszego zawodnika miesiąca czy bramkarza roku. Odkąd przy Łazienkowskiej jest trener Henning Berg coś się zmieniło. Słowak nadal jest bardzo silnym puntem zespołu, ale nie ma już tylu okazji do prezentowania swoich umiejętności. Gra defensywna całego zespołu uległa znaczącej poprawie, rywale stwarzają sobie mało sytuacji pod naszą bramką. Legioniści skrócili dystans między poszczególnymi formacjami, poprawili pressing i błyskawicznie doskakują do przeciwnika po stracie piłki. Tym samym wyróżnienia zaczęli zgarniać gracze ofensywni – Miroslav Radović, Michał Żyro czy Ondrej Duda. Dusan usunął się trochę w cień, może w końcu trochę odpocząć.


- Pech Dossy Juniora. Obrońca Legii wzbudza największe zainteresowanie wśród zachodnich klubów, na Łazienkowską wpływa mnóstwo zapytań o rosłego defensora. Nic dziwnego – jest świetnie przygotowany fizycznie, trudny do przejścia, kapitalny w pojedynkach powietrznych i dysponuje świetnym przerzutem, co jest nie do przecenienia przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy boiska. Na Cyprze Dossa regularnie trafiał do siatki, po przyjściu do Polski dopadła go zaś strzelecka niemoc. Zawodnik bez problemu dochodzi do sytuacji strzeleckich po stałych fragmentach gry, ale ma pecha. Albo bardzo dobrą interwencją popisze się bramkarz, a to piłka po uderzeniu Juniora minimalnie minie bramkę. Wczoraj po dośrodkowaniu Tomasza Brzyskiego trafił w poprzeczkę. Kiedy już się w końcu wstrzeli, będzie postrachem wszystkich ligowych bramkarzy w ekstraklasie.


- Dziś już nikt nie śmieje się z Michała Żyro, który w tym roku należy do jednego z trzech najlepszych piłkarzy Legii. W sobotę nie miał szczęścia pod bramką rywala Miroslav Radović, więc to „Żyrko” wziął na siebie ciężar gry. Najpierw sam w efektowny sposób zdobył bramkę, a później ośmieszył obrońcę i w wielkim stylu dograł piłkę w pole karne do Marka Saganowskiego, zapewniając mu wzruszające chwile. A jesteśmy przekonani, że to nie jest jeszcze ostatnie słowo Michała. Jeśli tylko będzie zdrów, będą omijały go kontuzje, to będzie grał jeszcze lepiej. Bo o tym, że ma nieprzeciętny potencjał wiemy od dawna.


- Słabiutka frekwencja. Legia jest liderem, w tym roku nie przegrała jeszcze meczu, gra coraz lepiej, a na trybunach trochę ponad 14 tys. kibiców... Na rundę finałową sprzedała się przyzwoita liczba karnetów, ale już z pojedynczymi wejściówkami było kiepsko. W sobotę cały dzień padało, to nie zachęciło do przyjścia na stadion, ale to słaba wymówka. Władze klubu muszą wspólnie z kibicami znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego na trybunach jest tak dużo wolnych miejsc? Dlaczego mimo pierwszego miejsca w tabeli, coraz lepszego marketingu, setek tysięcy wydanych kart kibica, rekordowej liczby osób w mediach społecznościach, na mecze przy Łazienkowskiej przychodzą cały czas ci sami ludzie? Tak, bo ci, co kupują karnety czy bilety, to głównie stali bywalcy, nowych osób zaś brakuje lub pojawiają się okazjonalnie.

Polecamy

Komentarze (39)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.