Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kolejna młodość dziadka Kiełbowicza

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

10.11.2010 08:38

(akt. 15.12.2018 07:34)

Z grupy zwanej "dziadkami" został sam. Po poprzednim, sezonie odeszli Marcin Mięciel i Wojciech Szala, potem umowy rozwiązali Pance Kumbev i Piotr Giza. W efekcie Tomasz Kiełbowicz jest jedynym graczem w stołecznej drużynie, który przekroczył 30. rok życia. I to grubo, bo w lutym przyszłego roku będzie już w połowie drogi do czterdziestki. - Będę mógł już grać w oldboyach, z tym wiekiem to bliżej mi do trenerów niż kolegów z drużyny - śmieje się lewy obrońca warszawskiej Legii.

- A poważnie mówiąc, to coraz więcej ludzi zagląda mi w metrykę, nie wiem dlaczego. I trzeba udowadniać, że ze mną jeszcze tak źle nie jest. Cieszę się każdym meczem, każdym treningiem i chcę pograć jeszcze 2-3 lata. Czy w Legii? Marzę o tym - dodaje.

Mało który z zawodników stołecznego klubu ma w tej chwili taki komfort. Kiełbowicz może nie trenować dwa dni po meczu, a mimo to trener Maciej Skorża czeka na niego i potem wystawia w podstawowym składzie. Zawodnik odwdzięcza mu się w najlepszy możliwy sposób - skutecznością przy stałych fragmentach gry. W czterech ostatnich zwycięskich meczach ligowych po jego zagraniach drużyna z Łazienkowskiej zdobyła pięć bramek. W każdym z tych spotkań to po podaniu Kiełbowicza strzelała pierwszego gola. -Trener mi ufa, ja staram mu się odpłacać. Udaje się wygrywać, co pozytywnie działa też na naszą psychikę i atmosferę w szatni. Bo te opinie, że była słaba, są nieprawdziwe. Jedyna różnica jest taka, że zupełnie inaczej funkcjonuje się po zwycięstwach niż po porażkach. A delikatnie mówiąc, ten początek sezonu mieliśmy średni - opowiada.

Zawsze był kojarzony ze stałymi fragmentami gry. W Legii miał trochę pecha, bo w ostatnich latach nie był pierwszy wśród wyznaczonych do ich wykonywania. Pojawił się Edson, potem Maciej Iwański. Brazylijczyka już nie ma, Iwański miał w tym sezonie swoje przejścia i jego pozycja w drużynie osłabła. To wszystko sprawiło, że Kiełbowicz znowu może popisywać się swoimi dośrodkowaniami. - Ten mięsień mnie trochę ciągnie jak kopię piłkę, dlatego tak dobrze to wychodzi - śmieje się i dodaje na serio. -To nie jest tak, że moja centra od razu oznacza bramkę. W miejscu, gdzie spada piłka, musi być ktoś z kolegów, który zagrają dalej lub skieruje do siatki. To z kolei można wyćwiczyć tylko wieloma powtórzeniami na treningach i obecnie na tym w Legii się skupiamy. Wiadomo, jak ważny to jest element W dzisiejszym futbolu i ile bramek udaje się zdobyć W ten sposób - mówi legionista.

Piłkarz może być pewnym miejsca w podstawowym składzie na piątkowy mecz z Wisłą Kraków. Spotkanie, w którym Legia ma potwierdzić powrót na stałe do czołówki i mistrzowskie aspiracje. Choć jest jeszcze jeden cel - zrewanżować się za porażkę 0:3 z wiosny poprzednich rozgrywek, kiedy na swoim stadionie Legia się skompromitowała. - To i tak był najniższy wymiar kary, ale tym razem będzie inaczej. Odkąd jestem na Łazienkowskiej, wiślacy zawsze byli naszym głównym rywalem do mistrzostwa Polski i nasze mecze były w większości pasjonujące. W piątek będzie podobnie, bo trudno wskazać faworyta - mówi.

Spotkanie w Krakowie dla Kiełbowicza to już 371. mecz w Ekstraklasie. Pod tym względem prześcignął legendę stołecznej drużyny - Lucjana Brychczego. - Nawet bym nie pomyślał, aby równać się z tym wielkim mistrzem - kończy Kiełbowicz. "Kiełbik" rozegrał już 23 mecze przeciko Wiśle, w tym 17 razy w barwach Legii. Legijy bilans to 6 zwycięstw, 3 remisy i 8 porażek.

Autor: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.