News: List od Czytelnika: Większa doza realizmu potrzebna od zaraz

Komentarz: Wszyscy przegrali z Apollonem

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.10.2013 07:39

(akt. 21.12.2018 22:32)

Ciężko pisze się po takim meczu, jak ten z Apollonem. Mam żal do zawodników, ale też do trenera. Razem przegrali mecz, który powinni wygrać. Jan Urban namieszał w składzie tak bardzo, że złapałem się za głowę widząc pierwszą jedenastkę. Najlepszy we wrześniowych meczach obok Miroslava Radovicia i Jakuba Rzeźniczaka piłkarz, czyli Tomasz Brzyski na ławce rezerwowych. Zawodnik, który jako jedyny zostaje po treningach i pracuje nad stałymi fragmentami gry, który w poprzednich spotkaniach w ofensywie był wartością dodaną. Po jego dośrodkowaniach z rzutów wolnych bramki zdobyli ostatnio Tomasz Jodłowiec i wspomniany Rzeźniczak. W czwartek zabrakło jego i znów stałe fragmenty gry nie przynosiły żadnych efektów.

Tłumaczenie trenera po meczu, że wyzdrowiał reprezentant Polski Jakub Wawrzyniak i Legii nie stać na taki luksus by kadrowicza trzymać na ławce rezerwowych mnie kompletnie nie przekonuje. Odbijając piłeczkę mogę powiedzieć, że Legii nie stać też na trzymanie na ławce piłkarza, który jest blisko optymalnej formy, który wyróżniał się na plus na tle kolegów w ostatnich spotkaniach. Poza tym „Brzytwa” nie musiał grać kosztem „Wawrzyna”, mógł zagrać na lewej pomocy. Wpuszczenie go na ostatnie pięć minut to jak danie mu w twarz i szukanie alibi na zasadzie by nikt nie powiedział, że nie dałem mu szansy. A przypomnę, że gdyby nie jego akcja indywidualna i dośrodkowanie na głowę Wladimera Dwaliszwilego w meczu z Molde w Norwegii to dziś Legii w pucharach by nie było.


Dość o Brzyskim, kolejne posunięcia również było mocno kontrowersyjne. Jakub Rzeźniczak zagrał na prawej stronie, choć w środku jest dwa razy lepszy. Do gry wszedł od pierwszej minuty Dossa Junior po jednym treningu z pełnymi obciążeniami. Zagrał poprawnie, podobnie jak Wawrzyniak, dla którego był to pierwszy występ od spotkania z Czarnogórą, czyli od miesiąca. Tomasz Jodłowiec więcej atutów ma grając na pozycji defensywnego pomocnika, ale zagrał w obronie. Kolejną rzeczą, o którą trzeba się przyczepić były zmiany. Spodziewałem się zmian w przerwie, ale takich nie było, sądziłem, że po godzinie gry być muszą, ale się nie doczekałem. Pierwsza miała miejsce na kwadrans przed końcem meczu i Michał Kucharczyk zamiast zmienić schowanego za plecami obrońców Wladimera Dwaliszwilego, wszedł za Henrika Ojamaa, któremu na boisku cały czas chciało się chcieć… Kolejne zmiany Dominika Furmana na 8 minut przed końcem i Brzyskiego na pięć minut przed końcem meczu nic już nie zmieniły, bo zmienić nie mogły – zespół w końcówce już praktycznie nie grał w piłkę. A na ławce rezerwowych kolejny raz nie było, kim straszyć, jedynego nominalnego napastnika czyli Patryka Mikity nie było w kadrze meczowej.


Panie trenerze zabrakło elementu ryzyka, w taktyce i ustawieniu za dużo było bezpieczeństwa. Skończyło się tak jak się skończyło. Szkoda, bo jeśli nie wygrywamy z Apollonem u siebie, to z kim my mamy wygrać w tej Lidze Europy?


Kolejny przytyk należy się piłkarzom, którzy zaczęli z animuszem, ale entuzjazmu starczyło na jakieś 30 minut. Potem było coraz bardziej nerwowo, coraz mniej dokładności w grze. Nie będę się czepiał linii defensywnej, bo to nie obrońcy powinni kreować grę. Helio Pinto i Ivica Vrdoljak nie dali wsparcia Miroslavowi Radviciowi. Serb nie dostawał piłek, musiał się po nie cofać głęboko, przez to nie było należytej jakości z przodu. Generalnie „Rado” momentami nie miał, z kim grać, nikt nie wychodził mu na pozycje. Takie akcja jak z ta z drugiej połowy gdzie po zwodzie zagrał w tempo w pole karne do wbiegającego Michała Żyro, a ten z pierwszej piłki uderzył na dalszy słupek były rzadkością. Dwaliszwili był odcięty od podań, ale i zbyt często schowany za obrońcę, nie szukał gry. Na plus Henrik Ojamaa, któremu brakowało jedynie dokładności – trafił w poprzeczkę, był motorem napędowym, uderzał z dystansu i pola karnego – widać, że mu się chciało. Żyro zagrał poprawnie, ale miał pecha, bo po jego stracie poszła kontra i straciliśmy jedyną bramkę. Spójrzmy jednak, w jakiej części boiska ta strata miała miejsce. Zabrakło jakiejkolwiek asekuracji, był czas by przerwać kontrę rywali, choćby faulem.


Tak nie dało się tego meczu wygrać. Straciliśmy punkty na własne życzenie. Wstyd trochę, bo rywal nie był z górnej półki. Po odpadnięciu z eliminacji do Ligi Mistrzów mówiło się, że Legia jest w tym miejscu, do którego aktualnie pasuje, czyli w Lidze Europy. Czy na pewno tam pasuje? Ma szansę to udowodnić w kolejnych czterech meczach. Ale dziś zapowiedzi wygranych w kolejnych spotkaniach nie brzmią wiarygodnie.

Polecamy

Komentarze (30)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.