Koniec ery Dariusza Wdowczyka w Legii
10.04.2007 01:44
To koniec <b>Dariusza Wdowczyka</b>. Kompromitacja w Zabrzu ostatecznie pogrążyła szkoleniowca warszawskiego klubu. Odejdzie po sezonie, jako jeden z nielicznych, którzy doprowadzili Legię do mistrzostwa Polski i jeden z wielu, który żegnany będzie z ulgą - pisze "Dziennik".
Typowy obrazek z ostatnich spotkań Legii - piłkarze nieporadnie człapią po boisku, kibice wściekle gwiżdżą, a Dariusz Wdowczyk bez słowa siedzi na ławce rezerwowych. Zły, zdenerwowany, ale zarazem zniechęcony. To już nie jest charyzmatyczny trener, który wymusza na zawodnikach bezgraniczne poświęcenie. Ta gra toczy się już gdzieś obok niego. Legia się rozpadła i on o tym doskonale wie. Tylko, że nie ma pojęcia jak to wszystko naprawić. Więc siedzi cicho.
Być może żaden trener w historii Legii nie miał takiego komfortu pracy. Nikt wcześniej nie ściągał tylu piłkarzy i za takie pieniądze. Nawet Paweł Janas budując zespół, który wywalczył awans do Ligi Mistrzów, w szastaniu pieniędzmi nie dorósł Wdowczykowi do pięt. Poza tym gdy już Janas kogoś sprowadzał, to z reguły z pożytkiem dla zespołu. "Bo na ośmiu piłkarzy może ci się nie sprawdzić góra dwóch, na pewno nie sześciu" - mówił kiedyś.
U Wdowczyka te proporcje były mocno zachwiane. Z korzyścią dla klubu wydał może milion euro, ale pozostałe cztery utopił w błocie. Dziś Legia - po półtora roku wdowczykowej hegemonii - jest zespołem gorszym niż w dniu, gdy jaśnie pan Dariusz po raz pierwszy pojawił się w klubie. W dodatku każdy z piłkarzy jest gorszy niż w chwili, gdy Wdowczyk przeprowadzał pierwszy trening. I to jest najdobitniejsze z możliwych podsumowanie pracy tego szkoleniowca - i zespołowo, i indywidualnie legioniści spadli na samo dno. Nie ma ani drużyny, ani gwiazd.
Wdowczykowi udało się wprowadzić w życie kononowiczowe "żeby niczego nie było". To zaskakujące, bo we Wdowczyka wierzyli chyba wszyscy. Zdawał się pasować do tego klubu - młody, ale już doświadczony, z bogatą piłkarską i trenerską przeszłością. Twardy, nieustępliwy, ale z predyspozycjami do bycia sympatycznym. Nawet Wojciech Kowalczyk, któremu nie pasuje absolutnie nic i nigdy, mówił, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. "Kowal", jak za nikogo innego, akurat za Wdowczyka dawał sobie rękę uciąć. Problem w tym, że największe zalety "Wdowca" stały się jego przywarami - pewność siebie zamieniła się w samouwielbienie, charyzma w butę, nieustępliwość w upartość. No i ta zgubna zachłanność...
Rok temu Wdowczyk bił rekordy - chociażby pod względem liczby meczów wygranych z rzędu. Ten sezon to też jakieś niewytłumaczalne serie, ale już nie sukcesów, tylko kompromitacji. Z Szachtarem Donieck można było przegrać, choć po grze lepszej niż ta, którą zaprezentowała Legia. Ulec Austrii Wiedeń - znajdującej się w największym kryzysie od wielu, wielu lat - to już sztuka. Ale przegrać ze Stalą Sanok, Wisłą Płock, ŁKS-em Łódź, Kolporterem Kielce, Zagłębiem Lubin, Groclinem Grodzisk Wielkopolski, Bełchatowem (trzy razy, bo jeszcze dochodzi Puchar Ekstraklasy) i Górnikiem Zabrze - i to wszystko w ciągu kilku miesięcy - wydaje się niemożliwością. A jednak - Wdowczyk w tym sezonie przegrał trzynaście meczów! To bilans, po którym trener powinien się spalić ze wstydu.
Kiedyś Okuka przegrał pięć spotkań z rzędu, a potem został mistrzem Polski. Tylko, że wówczas porażki zdarzały się na etapie budowania zespołu. Wdowczyk dostaje w łeb w chwili, gdy miał nam pokazać finalny produkt swojej myśli szkoleniowej. Sam mówił, że potrzebuje roku, aby stworzyć autorską Legię. Dostał znacznie więcej czasu i dziś widzimy, co z tego wyszło.
Wróćmy do obrazka z Zabrza - Wdowczyk siedzi cicho na ławce rezerwowych i czeka. Nasuwa się pytanie - na co? Przecież sezon jest już przegrany, po nim przyjdzie nowy szkoleniowiec. Jaki ma więc cel, żeby trzymać się posady i czekać na upokorzenia, które niechybnie muszą nastąpić? Po co zwlekać, skoro w perspektywie nie ma sukcesów i chwały, tylko porażki w Krakowie, Poznaniu, a pewnie i z Kolporterem lub Zagłębiem u siebie? Odpowiedź jest smutna - pan Dariusz czeka na jeszcze jeden przelew, jeszcze jedną ratę kontraktową. Nie patrzy na to, że lepiej byłoby dać dokończyć ten sezon komu innemu, poświęcić go na eksperymenty.
Nie w takim stylu i nie w takiej atmosferze miał żegnać się z Legią. Zimą - w czasie prezentacji drużyny - przyleciał na Łazienkowską helikopterem, latem wywiozą go na taczkach.
Autor: Krzysztof Stanowski (Dziennik)
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.