Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kosecki w Legii, 12 lat później

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

04.03.2009 23:02

(akt. 18.12.2018 03:12)

– Wszyscy porównują mnie do taty – mówi <b>Jakub Kosecki</b>, syn Romana, byłej gwiazdy Legii. Mają ten sam pseudonim, pozycję na boisku i przede wszystkim... charakter. Jakub Kosecki 29 sierpnia skończy 19 lat. W listopadzie podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt – z Legią. Choć wszyscy przyglądają mu się ze zdwojoną uwagą, młody napastnik tonuje nastroje.
– W dzieciństwie nie interesowałem się piłką. Wiedziałem, że tata gra, ale nawet nie chodziłem na jego mecze. Pierwszy kontakt z futbolem? Miałem go dopiero we Francji, kiedy ojciec zaprowadził mnie do szkółki FC Nantes – wspomina zawodnik, który zagrał już kilka meczów w Młodej Ekstraklasie. – Trenowałem głównie za namową kolegów z klubu. Mamie moja nowa pasja nie przeszkadzała. Nawet cieszyła się, że ma więcej wolnego w domu. Natomiast tata ciągle odprowadzał mnie na treningi i namawiał, żebym ćwiczył z nim dodatkowo po zakończeniu zajęć – przyznaje. Roman Kosecki skończył grę w Legii jesienią 1997 roku. Syn musi teraz zmierzyć się z jego legendą. – Wciąż ktoś mnie z nim porównuje. Tymczasem ja jestem zbyt młody, by pamiętać, jak grał. Podglądam innych graczy. Bardzo podoba mi się styl Dimitara Berbatowa i Wayne’a Rooneya. Chciałbym umieć zastawiać się i przyjmować piłkę tak jak Bułgar i harować na boisku niczym Anglik – mówi młody "Kosa", przyznając, że dopinguje Manchester United. Po początkach w szkółce Nantes Jakub wraz z rodziną wyjechał do USA. – Tata kończył karierę w Chicago Fire. To ciekawe, że Amerykanie nie interesują się piłką, a zaplecze treningowe mieli najlepsze, jakie widziałem – zaznacza Kuba. – Po powrocie ze Stanów trafiliśmy do Konstancina. Grałem w klubie mojego taty – Kosie i to on był moim trenerem. To właśnie był... najtrudniejszy okres w moim życiu. Ojciec wymagał ode mnie znacznie więcej niż od innych. No, ale wyszło mi to teraz na dobre – śmieje się młody „Kosa”. Kosecki jest zawodnikiem niewielkiej postury (oficjalnie ma 168 cm wzrostu), ale zupełnie się nie przejmuje słabymi warunkami fizycznymi.– Często trenerzy wypominali mi, że jestem zbyt mały, ale ma to swoje dobre strony. Pracuję przede wszystkim nad zwrotnością i techniką. Po co walczyć z obrońcami bark w bark, skoro mogę ich minąć zwodem? Najpoważniejszy test już przeszedłem. Mieliśmy wspólny trening z pierwszą drużyną i stawałem oko w oko z Dicksonem Choto i Wojciechem Szalą. Jakoś tam sobie z nimi radziłem – śmieje się Kuba. 18-letni napastnik nosi ten sam pseudonim, co jego ojciec. – Jako pierwszy „Kosa” powiedział do mnie trener Michał Globisz na zgrupowaniu reprezentacji Polski do lat 17. Potem podjęli to koledzy z kadry, a następnie ci z Legii, gdy tu przyszedłem – wspomina. – Na zgrupowaniach kadry poznałem Ariela Borysiuka. Był pierwszym legionistą, z którym miałem styczność – dodaje. – Wiem, że zimą chciano mnie ściągnąć do Nantes i do Atletico Madryt (tam też grał Kosecki senior – przyp. red.), ale Legia złożyła najlepszą ofertę. Teraz skupiam się na grze dla niej i czekam na pierwszą bramkę w oficjalnym meczu. Szkoda, że w pierwszym wiosennym meczu Młodej Ekstraklasy z Polonią nie wykorzystałem rzutu karnego. Liczę, że odblokuję się w poniedziałek, w spotkaniu z Odrą Wodzisław. Zamierzam w tej rundzie zdobyć kilka goli, by w przyszłości przebić się do kadry Jana Urbana – deklaruje młody "Kosa".

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.