Domyślne zdjęcie Legia.Net

Krzysztof Ostrowski: Krok od wielkiej kariery

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

14.02.2009 08:48

(akt. 18.12.2018 05:36)

- To zapalenie ścięgna Achillesa to trochę moja wina. Miałem za duże ambicje i chęci, a za mało rozsądku. Trzeba było przerwać treningi wcześniej, to okres absencji byłby krótszy. Trenowałem indywidualnie po tym, jak przesunięto mnie w Śląsku do zespołu Młodej Ekstraklasy. Podłoże było bardzo ciężkie, twarde, i efekt jest taki, jaki widzimy. Nie ćwiczę, jedynie trochę na siłowni, na basenie. Chociaż i tak nie narzekam, bo z tego co mówili lekarze, jeszcze jeden, dwa treningi więcej, mógłbym zerwać to ścięgno i konieczna byłaby operacja - opowiada <b>Krzysztof Ostrowski</b>.
Fajne wakacje sobie pan zafundował, choć pogoda nie dopisuje. - Jakie wakacje? (śmiech). Nie. Bardzo chciałem przepracować okres przygotowawczy bardzo sumiennie. Ale chyba miałem za duże ambicje i chęci, a za mało rozsądku. Trzeba było przerwać treningi wcześniej, to okres absencji byłby krótszy. Ponoć zapalenie ścięgna Achillesa to pana sprawka. - Trenowałem indywidualnie po tym, jak przesunięto mnie w Śląsku do zespołu Młodej Ekstraklasy. Podłoże było bardzo ciężkie, twarde, i efekt jest taki, jaki widzimy. Nie ćwiczę, jedynie trochę na siłowni, na basenie. Chociaż i tak nie narzekam, bo z tego co mówili lekarze, jeszcze jeden, dwa treningi więcej, mógłbym zerwać to ścięgno i konieczna byłaby operacja. W Śląsku też miał pan problemy ze zdrowiem? - Tylko jeden poważny uraz. Dwa lata temu musiałem poddać się operacji stawu skokowego, co było następstwem skręcenia go dwa lata wcześniej. Coś lubię tę dwójkę. Bo ta kontuzja też jest druga. Pojawiły się plotki, że zaraz po podpisaniu kontraktu przywitał się pan z Bartłomiejem Grzelakiem i zły urok od razu przeszedł na pana. - Słyszałem o tym. To tylko plotki, zapewniam. Trener Jan Urban raczej nie może na pana liczyć w pierwszych meczach. - W przyszłym tygodniu powinienem zacząć normalnie trenować, ale na początku pewnie nie załapię się nawet na ławkę rezerwowych. Koledzy tutaj ciężko pracują, ja nie, więc muszę swoje zrobić. A potem zacznę walkę o podstawowy skład. Rozmawialiście już o pana roli w drużynie? - Jeszcze nie było takiej możliwości. Pewnie przez ten uraz. Trener też pewnie jest zawiedziony, bo liczył, że będzie miał mnie do dyspozycji od początku. Cóż, zdążymy jeszcze porozmawiać. A pan gdzie siebie widzi? - Na boku pomocy, czy to z prawej, czy z lewej strony. Na każdej z tych pozycji mogę dać coś drużynie. Z dwojga złego to chyba lepiej być w Legii z kontuzją niż w Młodej Ekstraklasie bez kontuzji. - To także istotne z punktu psychicznego. Jakbym siedział we Wrocławiu i tylko trenował z drugim zespołem, to pewnie bym się porządnie wkurzał. Mówił pan, że rozumie decyzję trenera Ryszarda Tarasiewicza. Naprawdę tak jest? - Rozumiem. Ale to wcale nie oznacza, że się z nią zgadzam. Ale co ja mogłem zrobić? Jak wpłynąć na trenera? Bardziej jestem zawiedziony tym, że robiono mi przeszkody w odejściu do Legii. Trener wielokrotnie powtarzał, że jeśli ktoś będzie chciał zmienić klub, nie będzie miał nic przeciwko temu. Ale ze Śląskiem rozstałem się w bardzo dobrej atmosferze i z tego się cieszę. Dlaczego akurat Legia? - Gdybym dostał propozycję z innego klubu, może z wyjątkiem Wisły czy Lecha, to ze Śląska nigdzie bym się nie ruszał. Dlaczego? Bo to klub z ogromnymi tradycjami, gdzie byłem o krok od wielkiej kariery. To duża szansa, a ja przecież najmłodszy już nie jestem, więc trzeba iść do przodu. I jak ta Legia wygląda od środka? - Lepiej, niż się spodziewałem. Słyszałem opinie, że jest tu bardzo sympatyczna atmosfera, ale nie wiedziałem, że aż tak. Wszyscy są tu otwarci, trenerzy, zawodnicy, dziennikarze. To dobre podłoże, aby iść do przodu. Trzeba wspólnie zbudować jedną, rozumiejącą się rodzinę, a wyniki przyjdą. To właśnie było siłą Śląska jesienią. W Legii bardzo istotna jest duża odporność psychiczna. Da pan radę? - Na psychikę nie narzekam, wszystko jest w porządku. Czuję się mocny. Staram się nie patrzeć na to, co dzieje się wokół mnie, bo to może podświadomie działać na mnie w negatywny sposób. Mam już trochę doświadczenia i nie podpalam się. W Legii jest się albo na topie, albo na dnie. Odczuł pan to już? - Nie, ale pewnie poczuję. Ja wiem, że na boisku, jak w życiu, są lepsze i gorsze momenty. Jak przytrafią się te drugie, to trzeba pracować co sił, aby to zmienić. Czy wyjdzie, zweryfikuje życie. Tutaj liczy się tylko mistrzostwo. Drugie miejsce to porażka. - I mam nadzieję, że po zakończeniu sezonu to my będziemy się cieszyć. A jakby Śląskowi udało się jeszcze zakwalifikować do europejskich pucharów, to w ogóle chyba będę wniebowzięty. Rozmawiał: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.