Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kucharski: Z kibicami trzeba umieć rozmawiać

Marcin Szymczyk

Źródło: Polska The Times

15.03.2010 08:17

(akt. 16.12.2018 10:10)

- Niemiło zaskakuje mnie Legia, bo po pierwszym meczu z Cracovią wydawało mi się, że narodził się wreszcie zespół z charakterem. Nie chciałbym nikogo obrażać, ale po odejściu Aleksandara Vukovicia nie ma w tym zespole mentalnych przywódców, którzy pociągną zespół swoją charyzmą. To dotyczy nie tylko piłkarzy. Tak jest w całym klubie - mówi były piłkarz i kapitan Legii Cezary Kucharski.
- Czemu Urbanowi nie wyszło? Nie było czuć chemii pomiędzy piłkarzami a Urbanem. Raz ich chwalił, raz ganił. Poza tym dla mnie Urban nie jest już dziś trenerem z Hiszpanii. Za bardzo przesiąkł polską atmosferą. Potrafi się np. obrazić o byle co. Kiedyś zadzwoniłem do Inakiego Astiza i zapytałem czy nie chciałby grać w Danii. Dzwoniłem też do Osasuny, bo on wtedy był jeszcze jej piłkarzem. Urban się o nich dowiedział i pół roku chodził później naburmuszony, nie odbierał telefonów. Do tego nagadał o mnie w klubie różnych rzeczy, że niby chcę podbierać Legii piłkarzy. Jestem przekonany, że opinia na mój temat miała znaczenie przy transferze Roberta Lewandowskiego.

Lewandowski nie trafił do Legii, bo Urban się na Pana obraził?

- Takie decyzje podejmuje nie tylko trener, ale tak. Myślę, że Urban i dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak nie mieli do mnie zaufania. Ja im mówiłem, że Robert to brylant, który za dwa lata będzie najlepszym polskim napastnikiem. Tak to już jest, że wolisz robić interesy z ludźmi, których lubisz.

Jak wyglądały później Pana relacje z Trzeciakiem?

- W ogóle nie wyglądały, bo nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Od początku byłem zdania, że to nie jest praca dla niego. Trzeciak mógłby być świetnym komentatorem, albo trenerem, bo z tego co czytałem on się początkowo widział właśnie w tej roli. Ale dyrektor sportowy? Powiem tak: Mirek to świetny kompan, uwielbiam słuchać jak opowiada o piłce, ale nie chciałbym, żeby był moim wspólnikiem. Może gdyby trafił do Lecha Poznań, gdzie przez lata był gwiazdą i wszyscy go szanują. W Legii nie był autorytetem nawet dla piłkarzy.

W Legii w ogóle mało wykorzystuje się dawne gwiazdy.

- To prawda. Jest Brychczy, są Magiera, Jóźwiak i Sokołowski, ale to mało, a szkoda. Tacy ludzie mogli by pomóc choćby w negocjacjach z kibicami.

Sądzi Pan, że to jeszcze możliwe? Sprawy zaszły chyba za daleko?

- Zgadzam się, że były pewne wydarzenia poniżej godności i honoru kibica Legii. Faktem jest jednak, że z kibicami trzeba umieć rozmawiać, a ludzie z ITI chyba tego nie potrafią, bo ich po prostu nie rozumieją. Mówiąc kolokwialnie - ich małżeństwo z kibicami od początku było mezaliansem, a teraz przechodzą burzliwy rozwód.

Potrafiłby Pan ich pogodzić?

- Trudne pytanie, bo u obu stron emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Przypomnę jednak, że grając w Legii powstrzymałem dwa razy kibiców. Raz na Polonii, gdzie atmosfera była równie gęsta jak w Wilnie, a potem przy Łazienkowskiej. Szczerze mówiąc, nie widzę jednak w obecnej Legii nikogo, kto mógłby stanąć przed kibicami i walić im prawdę prosto w oczy.

Rozmawiał: Hubert Zdankiewicz

Zapis całej rozmowy w poniedziałkowym wydaniu Polska the Times

Polecamy

Komentarze (106)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.