Domyślne zdjęcie Legia.Net

Lech Poznań – najbliższy rywal Legii

Robert Balewski

Źródło: Legia.Net

26.04.2009 08:30

(akt. 17.12.2018 20:57)

Dziś przed Legią jeden z najważniejszych testów w tym sezonie. Na Łazienkowską przyjeżdża poznański Lech. Po doskonałej rundzie jesiennej i bardzo dobrych występach w europejskich pucharach większość ekspertów zimą stawiała zdecydowanie na „Kolejorza” jako faworyta do tytułu mistrza Polski. Na sześć kolejek przed końcem sezonu wielu z nich takiej pewności już nie ma – lechici bowiem prezentują się na wiosnę znacznie gorzej, a kontuzje kilku podstawowych piłkarzy szybko pokazały bardzo krótką ławkę Lecha. Gdyby nie niezwykła wręcz zdolność walki o wynik do ostatniego gwizdka sędziego, dzięki czemu lechici strzelali sporo bramek w doliczonym czasie gry, „Kolejorz” w walce o tytuł przestałby się liczyć już kilka kolejek temu.
Trener Franciszek Smuda nie zdołał zimą przygotować swojego zespołu tak dobrze jak latem. Widać, że lechici biegają nieco wolniej, nie grają już tak płynnie i dokładnie, a piłka nie klei się z nogami zawodników tak jak kilka miesięcy temu. Natomiast na identycznym poziomie pozostało znakomite przygotowanie mentalne – Lech się nigdy nie poddaje, zawsze gra do ostatniej minuty i walczy do upadłego – lepszego motywatora od Smudy w polskiej lidze znaleźć by było niezwykle trudno. Właśnie ten charakter, obok rzecz jasna bardzo wysokich jak na polską ligę umiejętności piłkarskich poszczególnych zawodników to główny atut „Kolejorza”. W związku z tym legioniści nie mogą zapominać, że mecz nie kończy się wraz z pojawieniem się na zegarze dziewięćdziesiątej minuty, ale dopiero wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego – bo poznaniacy nie zapominają o tym nigdy. Lech gra wyjątkowo nietypowym jak na polską ligę ustawieniem 4-3-3 w ataku i 4-3-2-1 w obronie, bez klasycznych bocznych pomocników, z jednym wysuniętym napastnikiem i dwoma pozostałymi grającymi nieco za nim. Ustawienie to po rozrysowaniu przypomina choinkę. Trójka pomocników operuje w środku pola, a przy liniach autowych korytarze pozostawione są dla biegających od bramki do bramki bocznych obrońców. Wybitnie ofensywny charakter tego ustawienia, pozwalający przede wszystkim na wyprowadzanie szybkich kontr dużą liczbą zawodników ma swoje konsekwencje w słabszym zabezpieczeniu tyłów, zwłaszcza przy ataku szybkim rywala. W związku z tym Lech traci sporo bramek – tylko dwukrotnie tej wiosny bramkarz „Kolejorza” zachował czyste konto i oba te przypadki miały miejsce przy Bułgarskiej. Lech atakuje przede wszystkim szybko i chętnie z pierwszej piłki. Jest mistrzem w wyprowadzaniu piorunujących kontrataków trzema, czterema piłkarzami, wymieniając podania na pełnej szybkości na jeden kontakt. Dzięki szybkości napastników doskonale radzi sobie z wysoko ustawioną obroną, którą rozmontowuje jedną prostopadłą piłką – w taki właśnie sposób poznaniacy rozgromili Wisłę na Reymonta. Nieco gorzej idzie Lechowi w ataku pozycyjnym, zwłaszcza przy blisko ustawionych ze sobą liniach obrony i pomocy rywala. Angażując się więc w akcje ofensywne Legia musi stale pamiętać o zabezpieczaniu własnej bramki – kontry „Kolejorza” są po prostu zabójcze. Napastników Lecha trzeba kryć krótko i atakować przy przyjęciu piłki – przodem do bramki, zwłaszcza po rozpędzeniu się, są trudni do zatrzymania. W ataku pozycyjnym Legia musi budować swoje akcje skrzydłami, zwłaszcza lewą stroną – środkiem przebić będzie się niezwykle trudno. Jeśli szukać najsłabszego punktu Lecha, to z pewnością jest nim bramkarz. Krzysztof Kotorowski, który dość niespodziewanie wygryzł z pozycji numer jeden Ivana Turinę ma swoje atuty – sprawność, refleks, szybkość i umiejętność bronienia w sytuacjach jeden na jeden. Jednak jego podstawowe wady – obrona górnych strzałów, zwłaszcza lobów oraz popełniane błędy w ustawieniu nie pozwalają na zaliczenie go do czołówki golkiperów Ekstraklasy. Kotorowski nie imponuje też grą w powietrzu. Biorąc pod uwagę, jak dobrze prezentował się jesienią Turina, wybór odpowiadającego za bramkarzy trenera Tomasza Muchińskiego wydaje się dość zaskakujący. Środek obrony stanowi para graczy o nieprzeciętnych jak na polską ligę umiejętnościach. Manuel Arboleda to gracz wyrastający zdecydowanie ponad Ekstraklasę. Szybki, silny, twardy, doskonale grający w powietrzu imponuje przy tym nieprzeciętnym wyszkoleniem technicznym, którym zawstydzić powinien przynajmniej połowę napastników Ekstraklasy. Stąd Arboleda chętnie bierze udział nie tylko w rozgrywaniu piłki, ale też w wycieczkach pod pole karne rywala, gdzie jest równie groźny jak napastnicy. Jego partnerem jest silny i świetnie grający głową Bartosz Bosacki, któremu daleko co prawda do Kolumbijczyka pod względem techniki, szybkości czy sprawności , ale i tak jest on czołowym stoperem ligi. Para ta stanowi zaporę niezwykle trudna do przejścia, praktycznie niemożliwą do przeskoczenia w walce powietrznej, a proste błędy obu piłkarzy należą do rzadkości. Na prawej obronie kontuzjowanego Grzegorza Wojtkowiaka zastępuje Marcin Kikut. O ile w ofensywie Lech nie ponosi pod tym względem straty, to w defensywie jest to bardzo poważne osłabienie. Kikut to zawodnik chętnie uczestniczący w akcjach ofensywnych, dynamiczny i dobrze wyszkolony technicznie. Znacznie gorzej idzie mu w destrukcji, zdarza mu się też nie wrócić na czas na swoją pozycję przy szybkiej kontrze rywala. Prawe skrzydło Lecha stanowi więc poważne zagrożenie dla rywali, ale równocześnie to właśnie swoją lewą flanką Legia powinna wyprowadzać większość akcji ofensywnych. Lewa strona obrony Lecha wygląda pod tym względem zupełnie inaczej. Ivan Djurdjević to silny, twardy i ostro grający obrońca, z niezłym dośrodkowaniem, nie imponujący jednak szybkością i techniką. Z jego strony defensywie Legii nie grozi wiele, natomiast przebić się jego stroną będzie bardzo trudno, a prawoskrzydłowy Legii musi przygotować się na solidne rachowanie kości. Trójka środkowych pomocników to gracze uniwersalni, aktywnie uczestniczący i w ataku i w obronie. Gwiazdą tej formacji jest Rafał Murawski, piłkarz kompletny, dobrze wyszkolony, spisujący się doskonale zarówno w destrukcji, jak i w ofensywie. Ma dobry przegląd pola, dobre prostopadłe podanie i strzał, a do tego żelazne płuca, pozwalające mu wytrzymać kondycyjnie cały mecz na wysokich obrotach. Jego gorszą kopię stanowi Tomasz Bandrowski, gracz o podobnych inklinacjach, ale znacznie słabszy przede wszystkim pod względem czytania gry i przeglądu pola. W odróżnieniu od Murawskiego ma też sporo strat, a do tego wyraźnie widać, że wiosną jest bez formy. Trzeci z pomocników, Jakub Wilk, chętniej trzyma się lewej strony niż środka pola. Wilk to przede wszystkim gracz ofensywny, chętnie zastępujący Djurdjevicia w korytarzu przy linii bocznej, natomiast znacznie mniej pożytku jest z niego w destrukcji. Pomocnik Lecha to gracz perspektywiczny, ale bardzo nierówny – potrafi rozgrywać z partnerami szybkie, płynne akcje z pierwszej piłki, ale może też tracić piłkę w bezproduktywnych rajdach. Widać wyraźnie, że podobnie jak większość lechitów, nie jest w najwyższej formie. Przed trójką pomocników ustawionych jest dwóch piłkarzy, którzy przy ataku Lecha pełnią rolę napastników, w grze defensywnej zaś – pomocników, jednak ich głównym zadaniem jest rzecz jasna gra do przodu. To Semir Stilić i Sławomir Peszko. Bośniak był objawieniem rundy jesiennej imponując fantastyczną grą z pierwszej piłki, świetnym przeglądem pola i znakomitą techniką użytkową. Wiosna jednak w wykonaniu Stilicia jest znacznie gorsza – po nim najbardziej widać nie najlepsze przygotowanie fizyczne Lecha do sezonu. W efekcie tego Stilić stał się wrażliwy na agresywne ataki rywala przy przyjęciu piłki, co w istotny sposób ograniczyło jego widowiskową, kombinacyjną grę. Z atutów Bośniaka trzeba jeszcze wymienić, że oprócz świetnej lewej nogi ma też dobrą prawą – przypadek szalenie rzadki przy jednostronnie i jednonożnie wyszkolonych piłkarzach polskiej ligi. Atuty Peszki, chętnie schodzącego do skrzydła i wykonującego dynamiczne rajdy, to przede wszystkim szybkość i zwinność – wada to przede wszystkim słabe warunki fizyczne. Peszko znacznie lepiej od Stilicia spisuje się w destrukcji, aktywnie walcząc o piłkę, podczas gdy Bośniak w obronie w zasadzie statystuje. Przed tak ustawioną dwójką piłkarzy operuje jedyny wysunięty napastnik. Brak Hernana Rengifo wymusił przesunięcie na to miejsce grającego jesienią bardziej w głębi pola Roberta Lewandowskiego. W przypadku byłego gracza Znicza zmiana ta w żaden sposób nie wpłynęła na obniżenie jego walorów. Lewandowski to jeden z najlepszych, a na pewno najbardziej perspektywiczny polski napastnik, jaki pojawił się na boiskach Ekstraklasy w ostatnich kilku latach. Pomimo młodego wieku potrafi już w zasadzie wszystko – umie grać z pierwszej piłki, silnie uderzać, zastawić się, przepchnąć, minąć rywala czy ustawić się w linii z obrońcami. Bardzo dobrze wyszkolony technicznie i radzący sobie coraz lepiej w walce powietrznej jest graczem szczególnie niebezpiecznym w każdym momencie meczu, tym bardziej, że po nim akurat w odróżnieniu od Stilicia nie widać zniżki formy w stosunku do rundy jesiennej. Ogromy problem Lecha to krotka ławka rezerwowych. O ile w obronie trener Smuda może liczyć na przyzwoitych jak na polską ligę Zlatko Tanevskiego, Luisa Henriqueza i Dawida Kucharskiego, a także na wysokiej klasy specjalistę od destrukcji w drugiej linii - Dmitrije Injaca (tego ostatniego zapewne zobaczymy wchodzącego z ławki), to w ofensywie na ławce jest tylko szalony Anderson Cueto, specjalizujący się w błyskotliwych, aczkolwiek z reguły kompletnie bezproduktywnych rajdach, przypominających raczej grę podwórkową niż profesjonalny futbol. Po kontuzji Rengifo Lech – podobnie zresztą jak aktualnie Legia – nie ma żadnego zmiennika w ataku. W tym meczu może to nie mieć znaczenia, ale w perspektywie końcówki sezonu może to odegrać sporą rolę. Stałe fragmenty gry to potężna broń Lecha. Stilić to aktualnie chyba najlepszy w polskiej lidze specjalista w ich wykonywaniu – zarówno jego uderzenia, jak i dośrodkowania są śmiertelnie groźne, zwłaszcza, że zagrywa on zazwyczaj wrzutki dochodzące do bramki. W grze powietrznej niemal nie do powstrzymania są Arboleda i Bosacki – pod tym względem obaj stoperzy znacznie przewyższają legionistów. Biorąc pod uwagę wyrównany poziom obu zespołów właśnie stałe fragmenty gry mogą być kluczowe w tym meczu i zwłaszcza rzutów wolnych dla Lecha blisko bramki Legii trzeba po prostu unikać, nie pozwalając sobie na faule nawet 35 metrów od bramki strzeżonej przez Muchę. Mecz obu czołowych drużyn zapowiada się bardzo interesująco, a zwycięzcy przewidzieć nie sposób. Biorąc pod uwagę mocne i słabe strony obu drużyn można być pewnym, że tym razem bramki na pewno padną, a emocji nie zabraknie. Nieznacznym faworytem wydają się „Wojskowi”, ale tak naprawdę każdy wynik w tym meczu jest możliwy – wszak w tym spotkaniu zagra wielu zawodników, którzy jednym indywidualnym błyskiem geniuszu mogą rozstrzygnąć o losach spotkania.

Polecamy

Komentarze (3)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.