Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia - Śląsk: Starcie dwóch wielkich osobowości

Mariusz Ostrowski

Źródło: Przegląd Sportowy

14.11.2008 09:02

(akt. 18.12.2018 16:35)

Błyszczeli w ekstraklasie i rządzili w swoich klubach. Imponowali techniką, strzałem, kreatywnością w grze. Byli kolegami, ale dyskretnie rywalizowali ze sobą i w lidze, i w reprezentacji. Po latach <b>Jan Urban</b> i <b>Ryszard Tarasiewicz</b> pierwszy raz w swojej karierze zmierzą się jako trenerzy. - Rywalizacja rzeczywiście była. Rysiek mi imponował i chciałem pokazać, że też umiem nieźle grać w piłkę. Miał pecha, bo jego Śląsk był wtedy słabszy od mojego Górnika Zabrze, który dominował w lidze - podkreśla Urban.
- Takich piłkarzy obecnie w naszej lidze chyba już nie ma. Zresztą nie umiem znaleźć porównania. To już inna piłkarska epoka - ocenia Stefan Majewski, który na mistrzostwach świata w Meksyku przed 22 laty grał w jednym zespole z Urbanem i Tarasiewiczem. Ci dwaj ostatni byli rówieśnikami. Na meksykańskim mundialu mieli po 24 lata i marzyło im się. że to oni będą decydować o obliczu narodowej drużyny. - W kadrze miałem pod górkę, bo wiadomo, że selekcjoner Antoni Piechniczek w pierwszej kolejności stawiał na „kretów". Urban, Komornicki czy Matysik. To byli jego ulubieni piłkarze - wspomina Tarasiewicz. „Krety", czyli piłkarze z górnośląskich klubów, tworzyli zgraną paczkę, trzymali się razem i raczej nie dopuszczali nikogo z zewnątrz do swojego towarzystwa. - Rysiek przesadza. Piłkarz, który nie gra, zazwyczaj ma pretensje do trenera. Starałem się mu to kiedyś wytłumaczyć, ale strasznie trudno przekonać go do innego zdania. To wielki indywidualista - przypomina Urban. - Ja i tak miałem dobrze, bo wydaje mi się, że chłopaki z Górnego Śląska mnie lubili. W każdym razie nie widziałem powodów, byśmy patrzyli na siebie wilkiem. Przecież trener decydował o składzie, a nie zawodnicy. Słupek z Brazylią A Janek Urban był szczególnie sympatycznym facetem - podkreśla dzisiejszy szkoleniowiec Śląska. Na mistrzostwach świata Tarasiewicz zagrał dopiero w 1/8 finału z Brazylią, a u jego boku pojawił się m.in. Urban. Pomocnik Śląska był najlepszym piłkarzem spośród biało-czerwonych, na początku meczu trafił piłką w słupek, dyrygował grą drużyny, a jednak spotkanie skończyło się wysoką porażką 0:4. - Czas pokazał, że Urban w futbolu osiągnął więcej niż Tarasiewicz. Trzy tytuły mistrza Polski z Górnikiem Zabrze, świetne mecze w lidze hiszpańskiej. Ale Rysiek też był wybitnym piłkarzem - pojednawczo ocenia Piechniczek. Hat trick z Realem Mecze Śląska z Górnikiem Zabrze w tamtych czasach były porywającymi widowiskami przede wszystkim dlatego, że jedną drużynę do walki prowadził Tarasiewicz, a drugą Urban. Obaj popisywali się genialnymi akcjami i piorunującymi strzałami - Firmowym znakiem Tarasiewicza było uderzenie z rzutu wolnego, zarówno lewą, jak i prawą nogą, oraz świetny przegląd boiskowej sytuacji. Jeżeli na siłę miałbym się do czegoś przyczepić, to nieśmiało zauważę, że trochę słabiej grał głową. Ale za to zawsze z głową - mówi Urban. - "Taras" czytał grę jak mało kto w historii polskiego futbolu. Z koki grający bardziej ofensywnie - często jako lewo skrzydłowy - Urban udowodnił, że jednak da się w niemal idealny sposób połączyć nienaganną technikę z dynamiką i walecznością. Miał niezliczoną liczbę asyst, kiedyś w meczu z Szombierkami Bytom strzelił gola z klasycznej przewrotki. Ale prawdziwego cudu dokonał na Estadio Santiago Bemabeu, kiedy jako piłkarz Osasuny Pampeluna zdobył trzy bramki w ligowym meczu z Realem Madryt. Pożegnanie z kadrą Po mimo wszystko nieudanym mundialu w Meksyku Urban z Tarasiewiczem jeszcze wiele razy grali razem w kadrze. Nie udało im się jednak już awansować na żadną mistrzowską imprezę. Z kadrą ostatecznie dali sobie spokój po nieudanych kwalifikacjach do EURO '92 za kadencji Andrzeja Strejlaua. Mieli wówczas dopiero po 29 lat. - Potem wiele razy spotykaliśmy się prywatnie jako piłkarze zagranicznych klubów. Uwielbiałem te spotkania, gdyż z Ryśkiem nie można się nudzić, bo zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia. Fajnie, że spotkamy się na Łazienkowskiej. Czas się cofnął, bo znowu jesteśmy po przeciwnych stronach barykady - Śmieje się Urban.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.