Domyślne zdjęcie Legia.Net

Leo mógłby pracować w Legii lub Wiśle

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

07.05.2007 09:10

(akt. 23.12.2018 08:15)

Szkoda, że Leo Beenhakker nie podejmuje pracy w polskiej lidze, ale i tak nie zamierzam krzyżować mu planów. Skoro jest przekonany, że sobie poradzi, to ja też. Szkoda, że Leo nie podjął się pracy w jakimś polskim klubie. Na przykład w Wiśle Kraków, albo w Legii Warszawa. Pożytek dla polskiego futbolu byłby nieporównywalnie większy. To rzeczywiście byłby lepszy układ, ale najwyraźniej żaden polski klub nie złożył Beenhakkerowi oferty pracy. - mówi <b>Michał Listkiewicz</b>.
Dzisiaj szef PZPN zaapeluje, by zarząd wstrzymał się z decyzjami w sprawie zasad spadku i awansu w ekstraklasie. Dlaczego zgodził się pan, by Leo Beenhakker został trenerem Feyenoordu? - Nie widziałem powodów, by odrzucić jago prośbę. Chodzi tylko o czas do 20 maja. Nie widział pan powodów? Przecież na początku czerwca reprezentacja gra dwa bardzo ważne wyjazdowe mecze z Azerbejdżanem i Armenią. Stawką jest perspektywa awansu do finałów mistrzostw Europy w 2008 roku. - Dostałem zapewnienie, że ten epizod w Rotterdamie w żaden sposób nie zakłóci pracy z kadrą. Jak to nie zakłóci? Przecież w tym czasie Beenhakker mógł obserwować kandydatów do gry w reprezentacji. Ale już wcześniej selekcjoner uznał, że do Polski wróci dopiero 20 maja. - Mówiąc językiem potocznym, rozdzielił robotę między swoich współpracowników i ja ten plan zaakceptowałem. Nie widzę powodów, by teraz zmieniać zdanie. Czyli w ogóle nie dostrzegał pan problemu w prośbie Beenhakkera? - Oczywiście wolałbym, aby Beenhakker pracował tylko dla polskiej kadry. Proszę mnie jednak zrozumieć: nie mogłem odmówić człowiekowi, który jest fachowcem wielkiego formatu i już wielokrotnie dowodził, że umie panować nad sytuacją w każdych warunkach. Mówiąc inaczej, skoro Beenhakker jest przekonany, że nie ma tutaj żadnej kolizji, to ja jego przekonanie podzielam. To jest pańskie stanowisko czy całego PZPN? - Jako prezes PZPN zatrudniam pana Beenhakkera, dlatego jednoosobowo miałem prawo do małej korekty warunków zatrudnienia. Ale na wszelki wypadek radziłem się też Jerzego Engela, który jest szefem Wydziału Szkolenia. I on też uznał, że należy przychylić się do prośby Beenhakkera. Wydział szkolenia jest gotowy udzielić wszelkiej pomocy selekcjonerowi w gromadzeniu materiałów na temat gry naszych reprezentantów w polskiej lidze. Proszę powiedzieć szczerze: nie zaskoczyła pana już sama prośba Beenhakkera? - Trochę zaskoczyła... On pochodzi z Rotterdamu. Dla niego Feyenoord jest najważniejszym piłkarskim klubem świata. Tu nie chodzi o pieniądze, ale o wielki sentyment. Skoro mówimy o pieniądzach: w jaki sposób Beenhakker rozliczy się z PZPN za dni, w których nie będzie pracował dla polskiej kadry? - Feyenoord zwrócił się do nas z oficjalną prośbą o umożliwienie skorzystania z doświadczenia selekcjonera reprezentacji Polski i od razu zastrzegł, że pokryje koszty zatrudnienia Beenhakkera przez polską federację za czas, który faktycznie spędzi w holenderskim klubie. Holendrzy bardzo dbają o podobne formalności, a ja uważam, że takie postawienie sprawy sprawi, iż nam nikt nie będzie mógł zarzucić, że Polacy płacą Beenhakkerowi, gdy pracuje on dla Feyenoordu. W całej operacji nie ma mowy o prowizorce. Od strony formalnej wszystko będzie załatwione od a do z. Sponsorowi kadry, który pokrywa znaczną część kosztów zatrudnienia Beenhakkera, takie rozwiązanie też się podoba? - Nie słyszałem, żeby się skarżył. Przecież to nie jest żaden "tymczasowy trener Feyenoordu", bo taki tytuł rzeczywiście brzmiałby mniej poważnie. On ma do wykonania proste zadanie: tak mocno zmotywować holenderską drużynę, by zapewniła sobie start w Pucharze UEFA. Jeśli mu się uda, to tym bardziej będziemy się cieszyć, że zatrudniamy tak skutecznego trenera. Oczywiście mogłem się nie zgodzić i Leo przez najbliższe dni oglądałby mecze w telewizji. A tak to już lepiej, jak zajmie się pracą trenerską. Moim zdaniem, taka aktywność może mu wyjść tylko na dobre. A jeśli wyjdzie jemu, to również polskiej reprezentacji Ja tylko przypomnę, że wielki Kazimierz Górski w pewnym momencie łączył pracę w reprezentacji z funkcją trenera ŁKS-u. W takim razie szkoda, że Leo nie podjął się pracy w jakimś polskim klubie. Na przykład w Wiśle Kraków, albo w Legii Warszawa. - Pożytek dla polskiego futbolu byłby nieporównywalnie większy. To rzeczywiście byłby lepszy układ, ale najwyraźniej żaden polski klub nie złożył Beenhakkerowi oferty pracy. Mówiąc już całkiem poważnie, myślę, że jedynym klubem, któremu w tej chwili Leo nie był w stanie odmówić, był właśnie bardzo bliski jego sercu Feyenoord. Beenhakker w polskiej lidze to zupełnie nierealna wizja. Ale nie Dużo zamieszania zrobiło się z tymi zasadami i obawiam się, że pośpiech akurat w tym momencie byłby najgorszym rozwiązaniem. Pośpiech? Przecież w tym miesiącu jest ostatnia kolejka, a nikt nie wie, ile klubów spadnie z ligi. Nie wiadomo nawet, ile klubów w przyszłym sezonie będzie liczyła ekstraklasa. - W tym ostatnim elemencie nie ma wątpliwości liga powinna liczyć szesnaście drużyn. Z liczbą spadkowiczów jest kłopot wyłącznie z powodu kar degradacji nałożonych przez Wydział Dyscypliny na Górnika Łęczna i Arkę Gdynia. Ale to nie Wydział Dyscypliny, tylko Zjazd PZPN podjął kuriozalną decyzję o tym, że w tym sezonie oprócz klubów ukaranych za korupcję nikt bezpośrednio nie spadnie z ligi. To była zła uchwała. Zjazd takimi sprawami w ogóle nie powinien się zajmować, bo od tego jest zarząd PZPN. Przyznaję, że dobrze się stało, iż minister sportu uchylił zjazdową decyzję, bo wcale nie pomagała ona w rozwikłaniu skomplikowanej sytuacji. Dzięki jego decyzji zarząd ma teraz szansę podjąć bardziej przemyślaną uchwałę. Jaka będzie jej treść? - Na zarządzie zaapeluję do kolegów o spokój i rozwagę. Wiem, że działamy pod presją czasu i opinii publicznej, ale my nie powinniśmy określać zasad spadku i awansu już teraz. Z prostej przyczyny: instancja odwoławcza może przecież uchylić karę nałożoną przez Wydział Dyscypliny na Górnika Łęczna (Arka już zdążyła dobrowolnie poddać się karze - przyp. red.) w postaci degradacji. Wtedy znowu musielibyśmy zmieniać zasady spadku i awansu. Będę prosił zarząd, by z oficjalnym zatwierdzeniem regulaminu poczekał do całkowitego wyczerpania trybu odwoławczego. Ja wiem, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, ale w zaistniałej sytuacji chyba najrozsądniejsze. Naprawdę instancje odwoławcze mogą zakwestionować kary Wydziału Dyscypliny? - Ja nie mówię, że tak się stanie, ale nie możemy tego wykluczać. Swoją drogą kwestionowanie orzeczeń dyscyplinarnych bez żadnych powodów to bardzo zła praktyka. W strukturach UEFA orzeczenia dyscyplinarne zmieniane są bardzo rzadko, może jeden raz na sto. Mam wrażenie, że w PZPN powodem podważania orzeczeń są często kwestie ambicjonalne ludzi, którzy je podejmują. Każdy chce udowodnić, że jest mądrzejszy..

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.