Liga chora na grypę
07.12.2004 09:44
Ligi hiszpańskiej czy angielskiej nie dogonimy przez dziesięciolecia. Nie wszystko można wytłumaczyć brakiem kasy, ale prawda jest niestety taka, że klub bez budżetu 20-25 mln dol. nie będzie grał w Lidze Mistrzów skutecznie i co roku - mówi dyrektor Piłkarskiej Ligi Polskiej <b>Leszek Miklas</b>.
Gazeta opublikowała niedawno "Alfabet jesieni", w którym skrytykowała rundę w polskiej lidze od A do Z. No i podobno straszliwie się Pan oburzył...
- Owszem, oburzyłem się. Nie tylko zresztą ja. To tak, jakby pan był lekarzem, do którego przyszedł pacjent z grypą. A pan mu wali między oczy, że poza tym jest stary, gruby, brzydki, nie pracują mu ręce i nogi, serce jest do niczego. I stawia diagnozę - uśpić.
Chce Pan powiedzieć, że lekarz nie zna się na chorobach?
- Zgadzam się, że polski futbol jest pacjentem z grypą. Ale to nie znaczy, że mamy go skazać na śmierć. Trzeba po prostu postawić diagnozę, dać lekarstwa i powoli leczyć chorobę. I będzie dobrze. A my na siłę staramy się porównywać do Anglii, Hiszpanii, Włoch. To absolutna pomyłka. Potencjał tamtych lig jest kilkadziesiąt razy większy.
Czyli mam się cieszyć, że Wisła omal nie wyeliminowała Dynama Tbilisi lub Valerengi Oslo?
- Bez przesady. Ale dużym sukcesem będzie już wygrana z klubem, który ma budżet dwa, trzy razy większy. Nie oczekujmy, że pokonamy Real Madryt. Choć oczywiście, porażka z Dynamem była dramatem całej naszej piłki.
Pan też uważa, że futbol to tylko pieniądze?
- Wiem, że nie wszystko można wytłumaczyć brakiem kasy, ale prawda jest niestety taka, że klub bez budżetu 20-25 mln dol. nie będzie grał w Lidze Mistrzów skutecznie i co roku. Najlepszy przykład to drużyny ze Wschodu. Ukraińskie, moskiewskie. Tam już mają takie pieniądze.
Wszyscy dokoła mogą, a my nie. Nie przeszkadza to Panu?
- Ligi hiszpańskiej czy angielskiej nie dogonimy przez dziesięciolecia. Ale wcale nie tak daleko nam do Skandynawii czy Belgii. Tam są kluby z pieniędzmi wystarczającymi do awansu do LM.
W Norwegii jest jeden: Rosenborg Trondheim. Chciałby Pan, by tak samo było w Polsce?
- Myślę, że dominacja Wisły jest chwilowa. Wkrótce powinniśmy się dopracować czterech-sześciu klubów, które będą walczyć o mistrzostwo Polski. I Ligę Mistrzów, rzecz jasna.
A więc moja krytyka naszej ekstraklasy to mój prywatny przerost oczekiwań, tak?
- Tak. Musi pan pamiętać, że żyjemy w kraju raczej biednym. A stan gospodarki bardzo prosto przekłada się na sport. Futbol to nie jest kura, która sama z siebie znosi złote jaja. Niestety, na piłkę przeznaczamy za mało środków.
To może trzeba znaleźć bogatych i hojnych sponsorów?
- Dla operatorów telefonii komórkowej czy banków inwestowanie w ligę może i nie byłoby wielkim problemem. Ale trudno mieć do nich pretensje, że nie przychodzą.
Pewnie produkt im nie odpowiada...
- Jeżeli pan go tak bardzo krytykuje, to wcale się nie dziwię. Jasne, że kiedy w polskiej lidze gra zespół siódmy z dziesiątym, ciężko liczyć na wielkie emocje. Jednak tak samo jest w Holandii, Szkocji, Austrii czy nawet Niemczech. Tam też środek ligi to przeciętność.
Ale tam mają chociaż oprawę...
- To prawda. Najnudniejszy mecz kończący się wynikiem 0:0 jest tak atrakcyjnie przyrządzony, że ani na trybunach, ani przed telewizorem nikt nie ma prawa się nudzić.
No dobrze, ale na razie raczej Pan potwierdza to, co napisałem. Nasza liga nie może być dobra, bo jest zła...
- Napisał pan tekst bardzo jednostronny. Czarno pan widzi wszystko. Pewnie gdyby wygrał pan 10 mln zł w totka, natychmiast by się pan zmartwił, że musi zapłacić milion podatku. A ja twierdzę, że w każdej dziedzinie życia można znaleźć także pozytywne strony. Choćby korupcja. Rozmawiam z wieloma ludźmi i wszyscy mówią, że to, co dzieje się poza boiskami teraz, to i tak nic w porównaniu z tym, co było w poprzednich latach.
Rozumiem, że ten epitet najbardziej Pana dotknął? Że moim zdaniem polska liga jest aferalna...
- To nie jest tak, że dotknął. Po prostu się nie zgadzam. Wcale nie mówię, że liga jest pozbawiona korupcji. Ale jednocześnie jest najczystsza w ostatnich latach. A przypadek Polaru paradoksalnie tylko potwierdza zmiany. Sprawę bada prokurator, są mocne dowody, nie ma zmowy milczenia, na pewno zapadną wyroki.
No to co się Panu najbardziej nie spodobało w "Alfabecie"?
- Literka U. Napisał pan, że liga ubliża inteligencji tzw. normalnego kibica. Moim zdaniem to inwektywa obrażająca tych, którzy przychodzą na stadiony. Niech pan pomyśli o małych miasteczkach, w których ludzie kochają swoje kluby, przychodzą na mecze całymi rodzinami, wydają pieniądze, dopingują, znakomicie się bawią. A tu nagle ktoś im mówi, że oglądali spektakl, który ubliża ich inteligencji. I co? I następnym razem nie przyjdą. Przecież prasa powinna pomagać, a nie przeszkadzać.
A może jest tak, że ja Panu psuję rynek? Krytykuję produkt, który Pan od następnego sezonu będzie sprzedawał...
- Nie w tym rzecz. Byłem tylko zaskoczony, że można mieć taki punkt widzenia jak pan. Przecież ten produkt jest obiektywnie oglądany, w pańskiej gazecie też zajmuje najwięcej miejsca. Uważam, że nie można w nieskończoność pisać o czymś tylko źle, bo to coś w końcu umrze i nie będzie miał pan w ogóle tematów.
Wolałby Pan, by pisać tylko dobrze?
- Obiektywnie. To wystarczy.
A gdyby miał Pan odpowiedzieć na pytanie: skąd się bierze całe zło w polskim futbolu? Kto jest winny? Ja? W ogóle dziennikarze? Piłkarze? Działacze? PZPN? Państwo?
- Myślę, że wszyscy dokładamy swoją cegiełkę. Najważniejsze jest jednak chyba to, że państwo w ogóle nie interesuje się rozwojem sportu. Lamentuje się, próbuje się zwalniać prezesa PKOl po klęsce w Atenach, próbuje się zwiększyć naprędce budżet na sport. A wszystko chyba tylko po to, żeby mieć spokojne sumienie. Sport wymaga gruntownych zmian. Potrzebujemy wieloletniego programu rozwoju poszczególnych dyscyplin, wyselekcjonowania tych, na które Polska ma postawić, potrzebujemy zmian w strukturze zarządzania sportem, zmian w systemie nadzoru nad sportem. I wreszcie najważniejsze: sport profesjonalny potrzebuje odpowiednich regulacji prawnych pozwalających na jego rozwój - systemu ulg podatkowych. Zostawmy w sportowych spółkach akcyjnych podatki, które mają one płacić do budżetu - tak by mogły one je wydać na młodzież i infrastrukturę. A zamiast tego od 1 stycznia 2005 funduje nam się dla SSA podatek dochodowy na zasadach ogólnych. Sport to nie produkcja piwa i najwyższy czas, by decydenci to zrozumieli.
PLP
Piłkarska Liga Polska to organizacja zrzeszająca kluby pierwszej i drugiej ligi. Zasiadają w niej szefowie wszystkich klubów. Na czele PLP stoi Zbigniew Koźmiński. PLP formalnie nie zarządza jednak polską ligą. To należy do kompetencji PZPN, który PLP traktuje wyłącznie jako organ doradczy. Np. to PZPN i pośrednik związku - firma Sportfive - wybierali sponsora ligi, a teraz organizują przetarg na sprzedaż praw telewizyjnych do ekstraklasy. Od dawna mówi się jednak, że od nowego sezonu rola PLP ma wzrosnąć, bo PZPN chce podzielić się częścią praw do zarządzania ligą z PLP.
Ta liga nie da się lubić! Powody od A do Z (a na koniec Łyżka Nadziei).:
AFERALNA. Nad rozgrywkami wciąż wiszą czarne chmury niewyjaśnionych oskarżeń i podejrzeń. Coraz to nowe kluby wypływają na powierzchnię korupcyjnego bagna, coraz to szersze kręgi zataczają śledztwa. W dodatku ostatnio głośno o groźbie międzynarodowych sankcji, jakie ponoć mogą spaść na polski futbol. Ale tak to jest, kiedy organizacja powołana m.in. do wydawania wyroków woli jedynie grozić palcem i zamieść śmieci pod dywan. Decyzje równie radykalne, co sprawiedliwe - tego nie znajdziesz w PZPN.
BRZYDKA. Sloganem "coś pięknego i niedrogo" polskiej ligi reklamować, niestety, nie sposób. Bo jest zupełnie odwrotnie. Piłkarze grają, jakby ich bez przerwy bolały zęby, mecze są w większości smutne i nudne. I przypominają wenezuelskie telenowele. To, co zaczęło się w pierwszym odcinku, bez zmian trwa w trzynastym. A kilka niezłych ujęć nie poprawia ogólnego obrazu i nie posuwa akcji do przodu.
CIERPKA W SMAKU. Wydawać by się mogło, że tak cudowna meteorologicznie tegoroczna jesień natchnie piłkarzy do pokazania, że jednak umieją i jednak im się chce. Ale nie. Ekstraklasa nie przestaje być podłym barem. Idziesz tam, bo odczuwasz potrzebę konsumpcji. Tylko że żadna potrawa nie zapada w pamięć.
DANTEJSKIE sceny zawierająca. Polscy sędziowie są jak brak sznurka do snopowiązałek w PRL, czyli problemem nierozwiązywalnym. Brakuje gwiazd, za to wpadek mieliśmy aż za dużo. A pokazy Tomasza Cwaliny śmiało nadają się do antyksięgi Guinnessa.
EGOISTYCZNA. Polska liga doskonale wie, że jest jedynaczką i podobnej "atrakcji" na próżno szukać. Dlatego ani myśli być inna i drwi sobie ze wszystkiego. Kibiców, krytyki, także nielicznych pochwał. Dobrze wie, co zrobią wszyscy ci, którzy narzekają. Przyjdą na następny mecz - bo nie mają wyjścia.
FAŁSZYWA. Pęd do wyniku i obłędna punktomania zabijają nie tylko radość z gry, ale i żal po pięknej porażce. Bo nie można mieć uczuć, kiedy się widzi, z jakiego naprawdę powodu rywal wygrał. Groteskowość naszej ligi polega na tym, że najszczęśliwsi są ci, którzy nic nie wiedzą. O układanych meczach, ukartowanych rezultatach. Jeśli myślicie, że tej jesieni ich nie było - jesteście w błędzie.
GORSZĄCA. Z niedowierzaniem patrzyłem na wydarzenia podczas treningu poznańskiego Lecha. Pseudokibice zabawili się w egzekutorów długów, którzy siłą odzyskują to, co - jak uważają - im się należy. A piłkarze i działacze - i tu wręcz osłupiałem - stwierdzili, że agresorzy mieli rację. A później się dziwimy, że cała dyscyplina jest chora i nie ma na nią ani lekarza, ani lekarstwa.
HALABARDNIKÓW w niej było najwięcej. Kariera każdego niemal polskiego futbolisty przypomina role aktora nieudacznika. Zawsze drugoplanowe, zawsze w cieniu, zawsze w głębi sceny. Mikry zasób umiejętności nie pozwala na więcej. Ot, zalicza taki przeciętniak kolejnych kilkanaście występów bezbarwnych jak wszystkie poprzednie i jak wszystkie następne.
IRYTUJĄCA. Każdego, kto ma choć trochę poczucia piłkarskiej estetyki, ta runda z pewnością rozzłościła. Nie było w niej nic godnego uwagi, a wejście dwóch graczy do klubu zdobywców stu bramek tylko wzmacnia bezsilną wściekłość. Że na nic więcej ligi nie stać.
JAŁOWA. Bywają jałowe dyskusje i bywają jałowe gleby. A polska ekstraklasa jest połączeniem jednego z drugim. Bo niezależnie od tego, ile byśmy o niej gadali, i tak wciąż będzie nieurodzajna.
KABARET przypominająca. Trzeba zazdrościć tym, których nienormalność rozśmiesza. Wystarczy, że przyszedł taki na pierwszy lepszy mecz naszej ekstraklasy i już ma zajady, ubaw po pachy oraz zerwane boki. Tyle że terminy: "cyrk", "komedia", "farsa", nie powinny mieścić się w słowniku futbolowych pojęć. W Polsce się mieszczą.
LENIWA. Czyli tocząca się utartym od lat szlakiem, nieanalizująca własnych błędów, nieskora do naprawy, okopana w złych nawykach, niepojmująca własnej słabości.
ŁOBUZÓW w niej nie brakowało. Nasza liga to nawet nie jest walka dobra ze złem. Bo nie ma w niej dobra. Są za to piłkarze, którzy hurtem sprzedają mecze; działacze, którzy nie mają pieniędzy; prezesi, którzy nie umieją rządzić; trenerzy, którzy prowadzą drużyny jak niewidomy auto; sędziowie, którzy tylko się mylą, i kibice, którym trybuny kojarzą się wyłącznie z polem bitwy.
MDŁA. To już naprawdę było nie do wytrzymania. Mecze podobne do meczów, gra wyglądająca jak rugby, poziom bliski dna i żadnych widoków na przyszłość. Nawet dominacja Wisły powoli staje się nieznośna. Przeciwnie - tylko pogłębia marazm.
NABRAŁA nas po raz kolejny. Ile jeszcze razy będziemy się przed każdą rundą łudzić, że teraz będzie już lepiej, że wszystko się zmieni, a piłkarze dadzą nam rozkosz. Akurat przed tym sezonem żyliśmy nadziejami, że może wreszcie zobaczymy naszych w Lidze Mistrzów, że może w krajowej rywalizacji błysną świeże talenty, że będzie więcej zespołów walczących o mistrzostwo. No i co? No i (ingerencja autocenzury).
OBSKURNA. Wiele naszych stadionów nie nadaje się nawet do muzeum sportu. A przecież otoczenie, w jakim odbywa się mecz, też wpływa na jego wielkość. Prymitywne obiekty, prowizorka na widowni, brudne szatnie - jak w takich warunkach cieszyć się ligą?
PASYWNA. Siermiężność nikomu u nas nie przeszkadza. Znów przekonaliśmy się, że mało kto chce ruszyć nieporządek. Polska ekstraklasa przypomina prymitywną i bezładną produkcję rzeczy niepotrzebnych. Mechaniczne ruchy, zero kreatywności, a z taśmy cyklicznie schodzi bubel za bublem.
ROZCZAROWUJĄCA. To, że nasi piłkarze tak dużo zarabiają, jeszcze nie jest naganne. Ale to, że tak niewiele w zamian dają, już tak. To naprawdę wielki zawód patrzeć, jak wygodne życie skutkuje tumiwisizmem i zmanierowaniem. Także w tej rundzie gracze nie zrozumieli, że oczekuje się od nich przede wszystkim ambicji.
SKĄPIŁA EMOCJI. To już, niestety, tradycja. Wszyscy się tylko męczyli. Piłkarze - że muszą grać, kibice - że muszą to oglądać.
TANDETNA. Najlepiej pokazały to europejskie puchary. Nasze drużyny były w nich jak kapele podwórkowe, które przyjechały na występy do La Scali. Nie ta skala.
UBLIŻAJĄCA inteligencji tzw. normalnego kibica. Ja rozumiem, że są zaślepieńcy, którzy - jak w Katowicach - potrafią wywiesić na trybunach transparent: "GKS - to jest naprawdę ważne". Oni nigdy nie zauważą, że coś jest nie po kolei. Ale z obiektywnego obserwatora liga en bloc sobie po prostu kpi. Daje mu chłam, twierdząc, że to towar prima sort.
WYKRĘTÓW PEŁNA. Gdyby zechcieć ułożyć typowe zdanie wypowiadane przez naszych piłkarzy, brzmiałoby ono mniej więcej tak: "Przegraliśmy przypadkowo, byliśmy lepsi, szkoda, nie ma co do tego wracać, przed nami kolejny mecz, oczywiście postaramy się wygrać". I tak co tydzień. Żaden się nie przyzna do własnej niemocy. Winni są wszyscy, tylko nie on. Nie inaczej zresztą wygląda futbolowe życie według trenerów.
ZACOFANA. Czym charakteryzował się nasz ligowy bieg wydarzeń? Ano tym, że był wsteczny. Europa ucieka do przodu, my zostajemy coraz dalej w tyle. I tylko patrzeć, jak dobrniemy do punku, w którym wszystko będzie można zacząć od nowa.
PS. Ale, By Coś Dać Ewentualnie Fajnego - Gdyż Herosów Istnych Ja Klku Lubię - Łyżka Mała Nadziei. Oby Piłkarze Rozpoczęli Szybką Transformację. Udanej Wiosny Zatem.
Jacek Sarzało Gazeta Wyborcza 21-11-2004
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.