Domyślne zdjęcie Legia.Net

Liga w loży szyderców

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

10.10.2007 21:59

(akt. 22.12.2018 00:59)

W miniony weekend rozegrano 10. serię spotkań Orange Ekstraklasy. Ten „mały jubileusz” miał zgromadzić na trybunach aż 100 tysięcy sympatyków futbolu, ale prognozy fachowców od frekwencji przegrały z prognozami meteorologów i spora część potencjalnych kibiców, zamiast meczów, wybrała inne formy rozrywki na świeżym powietrzu.
Tymczasem piłkarze postarali się o kilka niespodzianek, z których najciekawszych dostarczyli – a jakże – mistrz i vicemistrz Polski. Zresztą w bieżącym sezonie obydwie drużyny już niejednokrotnie potrafiły zaskoczyć swoich fanów, ale ci najwyraźniej nie doceniają emocji, które przynoszą mecze ich drużyn, bo akurat na stadionach w Lubinie i Bełchatowie frekwencja należała do najniższych w ostatniej kolejce. Trener Czesław Michniewicz dokonał wielu zmian w wyjściowym składzie Zagłębia, jednak nie przełożyło się to pozytywnie na grę zespołu w spotkaniu z Groclinem. W meczu mistrza ze zdobywcą Pucharu Polski lubinianie zanotowali trzecią przegraną na własnym stadionie i wysforowali się pod tym względem na czoło drużyn Orange Ekstraklasy. No cóż, jeśli nie można prowadzić w innych klasyfikacjach... Problemy w „miedziowym” klubie mnożą się z każdym dniem. Sztab szkoleniowy szuka wyjścia z kryzysu, prezes Robert Pietryszyn szuka powoli nowego miejsca pracy, a piłkarze – za pośrednictwem klubu – szukają dla siebie nowych mieszkań w Lubinie. Gdyby tak zechcieli poszukać formy z zeszłego sezonu! Tymczasem w Bełchatowie – po porażce GKS-u z beniaminkiem z Bytomia – trwa festiwal krytyki. Narzekają: kibice na wyniki drużyny, trener na doping kibiców, prezes na wysokie kontrakty piłkarzy, a piłkarze na własną formę. Zastanawia, kto w tym łańcuszku nieszczęścia okaże się najsłabszym ogniwem i najwcześniej pożegna się z klubem? Belferskie skłonności ujawnia ostatnio Wisła Kraków, która po kolei daje lekcje futbolu beniaminkom Orange Ekstraklasy odprawiając ich przy tym z solidnym bagażem bramek. W sobotę w rolę uczniaków wcieliła się Jagiellonia, która mimo porażki nadal zajmuje najwyższą lokatę spośród niedawnych drugoligowców. Ośla ławka przypada Zagłębiu Sosnowiec. Tylko w jednym aspekcie białostoczanom próbował dorównać klub z Kielc. Korona pozazdrościła mianowicie Jagielloni niedawno zdobytej, setnej bramki w pierwszoligowych rozgrywkach, i w zwycięskim meczu z Cracovią sama postarała się o podobne osiągnięcie. Porażająca jest konsekwencja obydwu drużyn – gospodarze wygrywają u siebie wszystkie mecze bez straty gola, a goście dla odmiany przegrywają za każdym razem na wyjeździe, nie strzeliwszy przy tym ani jednej bramki. Z perspektywy Jacka Zielińskiego ta swoista wytrwałość jest zrozumiała i godna pochwały, ale na jakie wyróżnienie liczy Stefan Majewski wie chyba tylko on sam. Podobno jednak trener Cracovii zawsze był nieugięty we własnych przekonaniach, o czym niedawno szeroko informował Piotr Giza, swego czasu dość długo doświadczający uporu Majewskiego. Legia, z Gizą w składzie, uległa w sobotę drużynie Lecha Poznań. Dotychczasowy lider nie zawiódł licznie zgromadzonej publiczności przy Bułgarskiej i przegrał nie oddając nawet celnego strzału na bramkę przeciwnika, co jednak zakrawa na przesadną filantropię. Ale warszawiacy zawsze mieli gest. Warto zauważyć, że osobliwym gestem wykazali się również poznaniacy witając na stadionie trenera Jana Urbana kwiatami, by dać sobie czas na wykręcenie żarówek w szatni gości. Nic dziwnego, że szkoleniowiec Legii, przyzwyczajony do hiszpańskich standardów, zupełnie nie mógł odszukać w ciemnościach kartki z właściwą taktyką na sobotni mecz, źle przeprowadził odprawę i ostatecznie wyjechał z Wielkopolski na tarczy. W Łodzi zmierzyły się zespoły Widzewa i ŁKS-u. Remis nie usatysfakcjonował nikogo, ale najbardziej niezadowolony był Grzegorz Piechna, który po powrocie z Moskwy po raz pierwszy trafił do siatki rywala w Orange Ekstraklasie. Zrobił to jednak w najmniej dogodnym momencie, bo po gwizdku sędziego i zamiast pozytywnie zapisać się w protokole meczowym, znów miał okazję popisać się wyjątkowym talentem błazna, prezentując serię min niczym z gombrowiczowskiego pojedynku. No cóż, autor „Ferdydurke” piętnował ułomność Formy, a forma Piechny faktycznie daleka jest od doskonałości.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.