List od czytelnika: Wrócił spokój i co dalej?
21.03.2013 11:30
Nerwówka już za nami. Na szczęście po czterech „wiosennych” kolejkach, nadal wszystko zależy od nas samych. Mecz rozegrany w piątek ucieszył nas wszystkich, ale czy zwycięstwo z Górnikiem Zabrze oznacza, że teraz już pójdzie z górki? Na pewno nie i mam nadzieję, że nie tylko ja zdaję sobie z tego sprawę. Zarówno nasi zawodnicy, jak i sztab szkoleniowy, są świadomi, że aby osiągnąć oczekiwany wymarzony wynik, muszą włożyć bardzo dużo pracy. Oczywiście, spotkanie z Zabrzanami pokazało, że zmierzamy we właściwym kierunku, niemiej jednak nadal wiele kwestii wymaga poprawki i o tym nie powinniśmy zapominać. Mecze, jakie oglądaliśmy w trakcie tej dziewiętnastej kolejki ligowej, pokazały, że pomiędzy zespołami Ekstraklasy nie ma wielkich różnic. Wystarczy siła woli, ambicja i moc w nogach, aby skutecznie utrudniać zadane faworytom. Ekipy, takie jak Podbeskidzie,czy GKS Bełchatów, na każdym kroku udowadniają jak wiele brakuje tuzom naszej ligi. Ich dokonania pokazują, że bez wybiegania, bez podjęcia walki, zwycięstwo w tej lidze nie jest możliwe.
Dlatego tak bardzo cieszy postawa Marka Saganowskiego, którego Ariel Borysiuk bardzo celnie nazwał sercem zespołu Jana Urbana. Coraz lepiej wygląda nasz kolejny walczak Bartosz Berszyński, który pokazał, że gra na prawej obronie może być jego domeną. Ten młody chłopak zupełnie zdominował swoją stronę boiska, nie odpuścił świeżemu Nakoulmie, ani rączemu Jeleniowi. Doskonale wygląda Daniel Łukasik - popularny „Miłek” pracuje w środku pola, jakby miał jedno płuco więcej. Co ważne, coraz lepiej prezentuje się Ivica Vrdoljak, jakby całkiem na poważnie przejął się słowami prezesa o różnicach w wysokości kontraktu i ilości wkładu do gry zespołu. O Miroslavie Radoviciu pisać nie ma sensu, w tej chwili ten chłopak jest klasą sam dla siebie. Na ten moment nie ma w Ekstraklasie zawodnika o takich parametrach, o takiej umiejętności kreacji gry. Nie dziwne więc, że jego wpływ na stołeczny zespół jest ogromny. Gdy dodamy do tego coraz pewniej radzącego sobie w środku defensywy Artura Jędrzejczyka i wyglądającego, jak nie przymierzając rok temu Dusana Kuciaka, to mamy pełen obraz kręgosłupa jedenastki mającej walczyć o ziszczenie się kibicowskich marzeń.
Tyle, że… w tej wyliczance brakuje, co najmniej czterech piłkarzy, aby móc zmontować pełną jedenastkę. Niestety, pozostali gracze mają większe lub mniejsze problemy z wskoczeniem na odpowiedni poziom, uprawniający ich do tego, aby traktować ich, jako silne punkty zespołu walczącego o najwyższe trofeum w kraju. Jakub Kosecki niby prezentuje się całkiem nieźle (nawet dostał powołanie last minute do kadry, ale jedna czy dwie akcje w meczu to zdecydowanie zbyt mało, aby wzbudzać postrach u przeciwników. Prawdę powiedziawszy, w piątkowy wieczór większe wrażenie zrobił na mnie Paweł Olkowskibiegający po skrzydle Górnika Zabrze, niż pomocnik zespołu Urbana. Szybki, zdecydowany w ataku, i co ważne pożyteczny w obronie, tych cech (poza szybki) wciąż brakuje młodemu „Romkowi”. Danijel Ljuboja, pomimo strzelonej bramki, to jak dotychczas cień zawodnika z poprzedniej rundy. Dobre akcje Serba można by policzyć na palcach jednej ręki, za to te, w których swoją grą zwolnił kolegów, lub wręcz popsuł to, co wypracowali, jest całe multum. Ljubo się stara, pokazuje do gry, ale… z tego wszystkiego niewiele wychodzi, a już podchodzenia do własnej formacji defensywnej powinni Danijelowi zabronić. Gra naszego gwiazdora nadal może i jest efektowna, ale coraz mniej efektywna i nad tym problemem Serb powinien popracować. Inaki Astiz to biegający chaos, nikt nie wie jak dziś zagra, nikt nie wie jak będzie wyglądała jego kolejna interwencja, a to oznacza brak jakże potrzebnego w tyłach spokoju. Na pewno też nikt nie nazwie Hiszpana ostoją naszej defensywy. Nie ukrywam, że coraz bardziej liczę na Tomasza Jodłowca. Jego gra tez nie jest pozbawiona wad, ale wydaje się, że jest mniej nieprzewidywalny niż wychowanek Osasuny Pampeluna. Najciężej jest z oceną Jakuba Wawrzyniaka, o którym trzeba jasno powiedzieć, że to najlepszy polski obrońca. Problem polega na tym, że ta ocena wynika nie tyle z klasy „Wawrzyna”, co z kompletniej posuchy, jaką mamy na tej pozycji w naszym kraju. Wyjścia do przodu to znak firmowy Kuby, nie ma w kraju drugiego, tak dobrze radzącego sobie zawodnika. Problem się zaczyna, gdy trzeba zabezpieczyć dostęp do własnej bramki. Niestety wtedy okazuje się, że z tym elementem ciągle nie jest najlepiej, a jego gra dostarcza kolejnych powodów do zmartwień kolegom z defensywy. W efekcie, w każdym kolejnym spotkaniu tej wiosny, zagrożenie z naszej lewej flanki było nieporównywalnie większe, niż te generowane po przeciwnej stronie boiska.
Tu w zasadzie kończy się analiza siły naszej jedenastki, ale prawda jest taka, że siłą zespołu są nie tylko zawodnicy pierwszego wyboru, ale też ich zmiennicy. „Silna ławka” to nie wymysł filozofów, dzięki niej drużyna nie traci wartości w wyniku kontuzji, czy kartek podstawowych wykonawców. Dzięki mocnym rezerwowym można tak planować taktykę, aby w odpowiednim momencie meczu wprowadzić zawodnika świeżego, którego gra dodatkowo wzbogaci możliwości zespołu.
I tu teoretycznie Legia ma wielką przewagę nad rywalami. Nazwiska zasiadające na legijnej ławce rezerwowych robią wrażenie. Z tym, że warto by było, aby poza wrażeniem wnosili też jakość. Niestety, z tym nie jest w tej chwili najlepiej. Jako poważne wzmocnienie jawi się Wladimer Dwaliszwili i co tu ukrywać, facet równie dobrze mógłby występować w podstawowym składzie. Jeśli tylko damy mu grać tam gdzie faktycznie czuje się najlepiej, to możemy założyć, że wejście na plac tego gracza podniesie jakość naszego zespołu. Drugim piłkarzem, będącym blisko miana wzmocnienia składu jest Dominik Furman. Niestety „Furmi” nie jest w tak dobrej formie, jak w poprzedniej rundzie i jego wejścia nie dają drużynie tego „drugiego oddechu” jak to bywało jesienią. Mam nadzieję, że za chwilę wskoczy na odpowiednie tory, ale w tej chwili to jeszcze nie to, czego mamy prawo oczekiwać. Janusz Gol to kolejny zawodnik, który potrafi i powinien grać na zupełnie innym poziomie jak obecnie, niestety coś bardzo złego dzieje się z tym chłopakiem i na obecną chwilę ciężko wyrokować, czy będziemy mieli jeszcze z niego pociechę. Mam nadzieję, że tak, bo bardzo lubię tego zawodnika i jego zmysł do gry kombinacyjnej, dlatego wiem, że przy preferowanym przez nas stylu byłby bardzo przydatny. Tyle, że w zupełnie innej formie niż w tej chwili. Nie lepiej jest z obrońcami, boję się, że Michał Żewłakow dołączył do Dicksona Choto, czyli do grona zawodników doświadczonych, ale z racji wieku ich przydatność dla drużyny jest coraz mniejsza. Na ławce pozostaje nam jeszcze Tomasz Brzyski, który faktycznie stanowi jakieś tam alternatywy na naszej lewej flance, ale chyba wszyscy spodziewaliśmy się po tym zawodniku nieco więcej. W tej chwili to piłkarz mogący pomóc załatać tą stronę boiska, bo jakości jego wejścia nie podnoszą. O Michale Kucharczyku, Jakubie Rzeźniczaku i Michale Żyro nie ma co wspominać, ich droga do pierwszego składu z różnych względów wydaje się być bardzo daleka.
Jak widać stołeczny zespół ma kim „straszyć”, ale wciąż nie możemy uważać się za bezdyskusyjnych faworytów każdego ligowego pojedynku. Pomimo kilku mocnych akcentów, mamy też widoczne braki, nad wyeliminowaniem których musimy pracować. Niemniej jednak, do kolejnych spotkań powinniśmy podchodzić bez większych obaw, Legia będzie wygrywać, trener Urban ma zespół mający najwięcej ofensywnych atutów w lidze. Tacy piłkarze jak Ljuboja, Saganowski, Dwaliszwili byliby liderami każdej drużyny nad Wisłą, a u nas brakuje dla nich miejsca na placu. Umiejętne gospodarowanie ich siłami pozwoli być groźnym dla każdego ligowego rywala. Nie możemy jednak zapominać o problemach w defensywie, tu wciąż jest wiele do poprawy. Dlatego też nie dziwmy się, gdy „wojskowi” nie raz i nie dwa znajdą się w prawdziwych opałach. Chcąc wykorzystać nasze atuty musimy grać ofensywnie, a to naraża nas na kontry przeciwników. Te, od czasu do czasu, przyniosą powodzenie i trzeba będzie się zmierzyć z rywalem, który „zaryglował” swoją strefę boiska, a to oznacza atak pozycyjny, w którym żadna polska drużyna nie radzie sobie najlepiej.
Trener Jan Urban ma świetne podejście do swoich piłkarzy, potrafi wydobyć z nich najlepsze cechy, ale… wciąż ma problem z zestawieniem ich w jeden, w pełni rozumiejący się organizm. Legia pod wodzą tego szkoleniowca wciąż zdaje się mieć kłopoty z rozszyfrowaniem swoich rywali. Nadal nie za bardzo potrafimy wykorzystać słabe strony swoich przeciwników, a czasem wręcz odsłaniamy własne niedoskonałości. Najmniej problemów sprawiają nam zespoły grające otwartą piłkę, pragnący atakować (jak choćby Górnik Zabrze). W grze z takimi rywalami mamy sporo miejsca i potrafimy to wykorzystać, najgorzej radzimy sobie z „murarzami”, dla których wywalczony punkt to i tak wielka nagroda. Z tymi ostatnimi brakują nam spokoju, zamiast konsekwentnie budować swoje akcje, staramy się rozstrzygnąć spotkanie jak najszybciej, taka gra owocuje okazjami na kontrataki i zamieszaniem pod naszą bramką. Jednak chyba jeszcze gorzej, gdy tego spokoju mamy za wiele i każda niezmiernie wolno konstruowana akcja kończy się na przedpolu przeciwników, w takich meczach (podobni jak w tym z Bełchatowem) zagrożenia dla bramki rywali nie stwarzamy wcale. Niestety zbyt często wygląda to tak, jakby zespół nie miał konkretnego planu i wychodził na boisko z założeniem, że jakoś to będzie. Legia nie jest jednak aż tak doświadczoną ekipą, aby w trakcie spotkania modyfikować sposób jego rozegrania, zbyt często z uporem maniaka staramy się powielać zupełnie niesprawdzające się schematy.
Na szczęście powyższe problemy nie mają wielkiego przełożenia na grę w naszej Ekstraklasie. Na tle naszych ligowców, Legia i tak jest zespołem zdecydowanie się wyróżniającym. Pomimo naszych problemów, poszczególne formacje zespołu Jana Urbana należą do najmocniejszych w stawce. Między innymi, dlatego już jesienią obserwowaliśmy mecze, które zaczęły się dla nas „nieszczególnie”, a i tak potrafiliśmy rozstrzygnąć je po naszej myśli. Nie inaczej będzie tej wiosny, być może nie zawsze w najlepszym stylu, ale i tak powinniśmy wygrać większość rozgrywanych przez nas spotkań. Oby tylko piłkarze Jana Urbana nie zapominali o tym, że mecze nad Wisłą trzeba wybiegać, każde zwycięstwo musi być okupione potem wylanym na murawę, a mecze takie jak z Bełchatowem pokazują, że stojąc nic się nie zwojuje. Zaangażowanie i prezentowane przez legionistów umiejętności na polskich boiskach wystarczą, niemniej jednak, jeśli chcemy naprawdę ugrać coś w innych rozgrywkach niż nasza ułomna liga podwórkowa to wciąż mnóstwo pracy przed nami.
Autor: Monrooe
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.