Lucjan Brychczy - 60 lat w Legii!
12.09.2014 08:34
Nie ma w klubie osoby, która cieszyłaby się większym uznaniem i respektem. Nawet współwłaściciel grupy ITI, Mariusz Walter, podkreśla, że nie mówi trenerowi Brychczemu po imieniu. Po prostu „Kici”, jak nazwał go węgierski trener Legii, Janos Steiner. Po prostu Mistrz.
Ślązak z urodzenia, warszawiak z wyboru – tak można określić Lucjana Brychczego. Do Warszawy, jak sam mówił, trafił dlatego, że w Ruchu Chorzów został zlekceważony podczas testów. „Niebiescy” nie mogli oddać Legii lepszej przysługi. Nawet sam Kici nie mógł przewidzieć, że to wydarzenie diametralnie odmieni jego życie. – To był żałosny epizod, który sprawił, że inaczej patrzyłem na Niebieskich, na klub moich marzeń. Fascynację zastąpiła niechęć – mówi w książce „Kici” sam zainteresowany. Kilka miesięcy później Brychczy był już zawodnikiem Legii Warszawa, w której zadebiutował 12 września 1954 roku w meczu z... Ruchem. Od tego czasu Brychczy jest w Legii nieprzerwanie. Najpierw w roli piłkarza, potem trenera. Na murawie pojawiał się przez 19 sezonów, co jest niedoścignionym rekordem. W barwach Legii rozegrał 452 spotkania, w tym 368 ligowych. Zdobył 227 bramek, w lidze trafiając 183 razy (więcej razy w rozgrywkach ligowych trafiał jedynie Ernest Pohl). Premierowego gola strzelił 24 października 1954 roku, pokonując bramkarza Polonii Bydgoszcz. Strzelanie zakończył 11 września 1971 roku, wyprowadzając swój zespół na prowadzenie w meczu ze Stalą Mielec.
Jako piłkarz czterokrotnie poprowadził drużynę z Łazienkowskiej do tytułu mistrza Polski, tyle samo do zdobycia krajowego pucharu. Miał udział we wszystkich sukcesach w historii Legii. Na całym świecie próżno szukać drugiego człowieka, który związałby się z jednym klubem na 60 lat. W 2013 roku Lucjan Brychczy został mianowany Honorowym Prezesem Legii Warszawa, a rok 2014 ogłoszono jego rokiem. Należało mu się to jak nikomu innemu, choć sam nigdy nie zabiega o splendory. Woli w spokoju wyjść na boisko, które jest całym jego życiem. Skromny, cichy, elokwentny, z niesamowitym poczuciem humoru i ciętą ripostą – te cechy najlepiej opisują trenera Brychczego. Nigdy nie szuka blasku jupiterów, namówienie go na występ przed kamerą jest rzeczą niemal niemożliwą. Tym bardziej każdy kibic powinien zobaczyć film Grzegorza Kalinowskiego „Mistrz Kici", w którym sam zainteresowany opowiada o swojej karierze. A jest o czym opowiadać...
Patrząc na karierę Lucjana Brychczego, znaleźć można tylko jedno niedopatrzenie – brak obecności w Klubie Wybitnego Reprezentanta. W narodowych barwach rozegrał co prawda 60 spotkań, ale dwa z nich zostały później zweryfikowane jako nieoficjalne. Co ciekawe, swój debiut w reprezentacji Brychczy zaliczył w sierpniu 1954 roku, jeszcze przed premierowym występem w barwach Legii. Zdobył dla Polski 18 bramek. W pamiętnym meczu z ZSRR, wygranym przez Polskę 2:1, asystował przy obu trafieniach Gerarda Cieślika. Ostatni występ w biało-czerwonych barwach zanotował 27 sierpnia 1969 roku w spotkaniu z Norwegią. Okrasił go, jak to często w przypadku Mistrza bywało, zdobytą bramką.
Gdyby Lucjan Brychczy grał w dzisiejszych czasach, byłby zapewne gwiazdą światowego formatu. W czasie jego kariery w swoich szeregach chciały go mieć takie firmy, jak Real Madryt czy AC Milan. Z jednej strony szkoda, że nie mógł tak łatwo wyjechać z kraju, ale z drugiej - gdzie Legia znalazłaby drugiego takiego zawodnika, który stał się legendą? Panie Trenerze, dziękujemy i czekamy na więcej!
Głos w sprawie przyznania Lucjanowi Brychczemu tytułu Wybitnego Reprezentanta Polski można oddać tutaj.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.