Domyślne zdjęcie Legia.Net

Łukasz Surma: Będzie gorąco

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

30.09.2005 09:49

(akt. 27.12.2018 13:32)

- Mecze na Bułgarskiej to niezapomniane przeżycie. Stadion jest wypełniony po brzegi. Świetnie pamiętamy takie spotkania, jak to wygrane przez nas 1:0 przed niemal trzydziestotysięczną publicznością w kwietniu ubiegłego roku. Gdyby zapytać każdego kibica Legii, jaki mecz jest dla niego najważniejszy, najbardziej prestiżowy, to nie odpowiedziałby, że z Wisłą, tylko właśnie z Lechem - powiedział kapitan Legii <b>Łukasz Surma</b>
- Rzadko ostatnio przegrywacie, ale wielkiego stylu w grze Legii na próżno szukać... - Liczą się dobre wyniki. Lepiej wygrać 1:0 po „zarzynaniu barana”, niż nie wygrywać w ogóle. Ale my chcemy grać i efektownie, i efektywnie. - To czemu nie gracie? - Ostatnio dużo działo się wokół Legii. Zmienił się trener, mieliśmy wcześniej kiepskie wyniki. Dlatego teraz presja jest większa. Brakuje nam czasem luzu i pewności siebie. Ale ten zespół ma charakter. Strzelamy gole w doliczonym czasie gry. Walczymy do końca, choć mamy czasem spętane nogi. - Może wina nie tkwi w głowach i systemie, ale w fakcie, że największym wzmocnieniem Legii jest... trener Dariusz Wdowczyk. - Człowiek z charyzmą – to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o trenerze Wdowczyku. To widać i słychać na boisku, w czasie meczu i na treningach. To czuć w szatni. - Wdowczyk jest apodyktyczny? Ustawia was? - Zaskoczył mnie w Ostrowcu. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1 z drugoligowcem. Aż bałem się wejść do szatni. A on zareagował spokojnie. Wytłumaczył nam, co robimy źle i wszystko zmieniło się w drugiej połowie na lepsze. Efekt? Wygraliśmy 2:1. Ale czasem jest bardzo ostry. - Przed wami mecz w Poznaniu. Dawno tak nie było, że Lech był przed konfrontacją z wami wyżej w tabeli ligowej. - Ja nawet nie przypominam sobie takiej sytuacji. Tym bardziej rośnie w nas adrenalina. Mecze na Bułgarskiej to niezapomniane przeżycie. Stadion jest wypełniony po brzegi. Świetnie pamiętamy takie spotkania, jak to wygrane przez nas 1:0 przed niemal trzydziestotysięczną publicznością w kwietniu ubiegłego roku. Gdyby zapytać każdego kibica Legii, jaki mecz jest dla niego najważniejszy, najbardziej prestiżowy, to nie odpowiedziałby, że z Wisłą, tylko właśnie z Lechem. - Lech jest bardzo mocny – jak wskazuje miejsce w tabeli, czy bardzo słaby, bo przegrał z Wisłą 1:5? - Mecz się tak ułożył. Wisła wygrała 5:1, ale między tymi zespołami nie ma na pewno aż tak kolosalnej różnicy. Sądzę, że drugi raz by się to nie powtórzyło. - A słowa Krzysztofa Gajtkowskiego po tamtym meczu: „porażkę z Wisłą odkujemy sobie na Legii” – śmieszą was, czy straszą? - Ani śmieszą, ani straszą, bo nie interesuje nas kompletnie, co mówi Gajtkowski, czy inni lechici. My musimy robić swoje. Oni mają świadomość magii własnego stadionu. Grają u siebie, mają prawo tak mówić. Tam jest zawsze gorąco. Dobrze, że już nie ma tego słynnego tunelu, w którym czuć było oddech kibiców Lecha. - W tabeli ligowej to Lech czuje oddech Legii... - A Legia się rozkręca. Widać gołym okiem wszystkie roszady trenera. Jest w drużynie kilka nowych-starych pozycji. Niektórzy moi koledzy przypominają sobie jak to jest znów grać w pomocy, bo przez kilka ostatnich miesięcy grali w obronie. Spokojnie, jest dopiero środek sezonu. Na to potrzeba czasu, ale najważniejsze, że zdobywamy punkty, pniemy się w górę. - Ta rozkręcająca się machina Legii jest jeszcze w stanie walczyć o mistrzostwo – może najpierw to jesieni? - Zasada jest taka – jesienią zdobywa się punkty, wiosną robi się miejsce. Dlatego zaczekajmy do wiosny. Wydarzenia z kariery Surmy Łukasz Surma to jedna z najciekawszych postaci w Legii. Na boisku z racji występów na pozycji defensywnego pomocnika nie rzuca się zazwyczaj w oczy, ale potrafi wyróżniać się w inny sposób. ■ 1997 – Jako młody piłkarz Wisły Kraków, ostentacyjnie rzuca koszulką, gdy trener Wojciech Łazarek ściąga go z boiska w meczu z Widzewem. ■ 2003 – Legia Warszawa gromi Wisłę 4:1. Surma zdobywa bramkę, po czym całuje „elkę” na koszulce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Surma jest wychowankiem Wisły... ■ 2004 – Fani Wisły nie zapominają mu tego gestu i wywieszają flagę z napisem: „Surma – wanted dead or alive”. ■ kwiecień 2005 – W doliczonym czasie gry podchodzi do karnego, do którego nie był wyznaczony. Pudłuje, a Legia przegrywa 0:1. Surma zostaje ukarany 10 tys. złotych grzywny, traci ponadto opaskę kapitana (odzyskał ją w obecnym sezonie). ■ sierpień 2005 – W 18. minucie meczu Pucharu UEFA z FC Zurych sędzia pokazuje mu czerwoną kartkę za brutalny faul na Alainie Nefie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.