Marcin Mięciel: Jestem blisko Legii
25.06.2009 07:52
- Codziennie czytam trzy strony o Legii w internecie, więc wszystko wiem. Niczym na temat Legii nie da się mnie zaskoczyć. Jeśli wszystko będzie dogadane pojadę z Legią na zgrupowanie do Austrii. Do ustalenia pozostały nam już tak naprawdę szczegóły. Decyzję ostateczną na pewno podejmę w ciągu dwóch dni. Poza tym trzeba załatwić także sprawy w Bochum, miejscowi działacze muszą podpisać się pod dokumentami rozwiązującymi umowę - mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym <b>Marcin Mięciel</b>.
Spakował się już pan? - Na razie musimy jeszcze chwilę poczekać. Jest kilka rzeczy do dogrania, kilka spraw do zastanowienia się. Poza tym mam przecież propozycje z Grecji i Cypru, jeśli chcę, mogę zostać w Bochum, gdzie przecież nie muszę rozwiązywać kontraktu. Ale chciałbym stąd odejść. Do Legii. - Tak, chcę wrócić do kraju, tym bardziej, że chce mnie Legia. Klub w którym grałem, z miasta, w którym mam zamiar mieszkać w przyszłości. Rodzina również chciałaby już zamieszkać w Polsce. Oczywiście wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w Legii zarobię najmniejsze pieniądze. Stołeczny klub nie może pod tym względem rywalizować nawet z drużynami z Cypru. Ale przecież pieniądze to nie wszystko. - Właśnie. Dlatego rozmawiam z Legią. Inaczej nie zawracałbym głowy i sobie, i działaczom. Są jeszcze przecież cele sportowe. Gramy w Lidze Europejskiej, możemy awansować do fazy grupowej tych rozgrywek. Przeżyłem to występując w PAOK. Super sprawa. No i oczywiście trzeba odzyskać mistrzostwo Polski. Podoba się panu to, co zaproponowała Legia? Choćby możliwość pracy w tym klubie po zakończeniu kariery. - Na pewno to fajna propozycja. Tak powinno być, na Zachodzie kluby otaczają się zawodnikami z nimi związanymi, którzy po zakończeniu kariery zostają skautami, trenują grupy młodzieżowe. Dla mnie taka oferta oznacza, że nie muszę się martwić o przyszłość. Ale ja chcę jeszcze pograć w piłkę, przynajmniej dwa-trzy lata. Kiedy podejmie pan ostateczną decyzję? - Zaraz, to kwestia dwóch dni, na pewno do końca tego tygodnia. Poza tym trzeba załatwić także sprawy w Bochum, miejscowi działacze muszą podpisać się pod dokumentami rozwiązującymi umowę. Na razie trenuję indywidualnie, biegam dwa razy dziennie. Wiem, że muszę być odpowiednio przygotowany, bo Legia wznowiła już treningi. Po kontuzji Takesure Chinyamy Legia jak najszybciej musi pozyskać napastnika. Trener Jan Urban chciałby mieć pana już na zgrupowaniu w Austrii, które zaczyna się 1 lipca. - Jak wszystko będzie dogadane, to do Austrii pojadę na pewno. Żona zostaje w Niemczech, bo córka chodzi tam do szkoły. W Warszawie klub zapewni mi mieszkanie na dwa miesiące, więc nie będzie żadnych problemów. A do ustalenia pozostały nam już tak naprawdę szczegóły. Trener Urban preferuje grę jednym napastnikiem. Pasuje to panu? - Grałem tak w PAOK, jako ten najbardziej wysunięty. W Bochum bywało różnie, czasem jednym w ataku, czasem dwoma. W Grecji zdarzało mi się być ustawianym na skrzydle. To także nie robi mi większej różnicy, choć nie ukrywam, że wolałbym grać na szpicy. Ale jeśli trener mnie przestawi, to nie będzie problemu. Jestem już doświadczonym zawodnikiem. Ostatniego półrocza w Bochum raczej nie zaliczy pan do udanych. - Na pewno mogło być lepiej. Trener miał do dyspozycji pięciu napastników. Pewniakiem był tylko Sestak, za którego ostatnio oferowano po 6 mln euro. Tyle, że ja miałem wyjątkowego pecha, przytrafiały mi się jakieś dziwne urazy. Najpierw miałem zbitą piętę i cztery tygodnie przerwy, bo nie mogłem nawet chodzić. To zupełnie niespotykana kontuzja u piłkarzy. Doznałem jej tuż po okresie przygotowawczym. W klubie na mnie liczono, nie wyrażono zgody na transfer do Arminii chociaż klub z Bielefeldu oferował 250 tys. euro. Jak wyzdrowiałem, zagrałem w dwóch spotkaniach i na treningu zbiłem mocno bok, wiec ponownie musiałem pauzować. Wyjechał pan z Polski 8 lat temu, teraz wszystko wskazuje na to, że pan wróci. Jest pan zadowolony z tego, co udało się osiągnąć? - Bardzo dobrze czułem się w Grecji, grałem, strzelałem gole. W Niemczech, wiadomo, dużo wyższy poziom. Z pewnością mogło być lepiej, ale ja wyjechałem mając 26 lat. Za późno. Byłem już zbyt przyzwyczajony do polskich realiów i trudno było to zmienić. A właśnie ten czynnik decyduje o tym, że tak mało naszych zawodników potrafi przebić się na Zachodzie. Podniecają się stadionami, zapleczem. Opowiadają o tym w wywiadach zamiast skupić się na treningach. Kiedy ostatni raz był pan przy Łazienkowskiej? - A niedawno, przed wyjazdem na wczasy do Egiptu. Widziałem jak się buduje stadion, serce rośnie. Codziennie czytam trzy strony o Legii w internecie, więc wszystko wiem. Niczym na temat Legii nie da się mnie zaskoczyć. Na Łazienkowskiej będzie bardzo podobny stadion do tego, jaki jest w Duisburgu, gdzie pan mieszka. - Jeśli tak, to będzie świetny obiekt. Strome trybuny, blisko boiska, super. Chociaż uważam, że Legia powinna mieć jeszcze większy stadion. Jestem przekonany, że w Warszawie czeka nas taki boom na spotkania Legii, że będzie brakować biletów. Czyli niebawem spotykamy się w Polsce. - Wszystko jest możliwe (śmiech). W Legii szykuje się fajna paczka, słyszałem, że ma przyjść też Arek Radomski. Gdyby nikt nie odszedł, ze świetnym bramkarzem, dobrą obroną, bardzo kreatywną pomocą naprawdę można byłoby o coś powalczyć. Rozmawiał: Adam Dawidziuk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.