Domyślne zdjęcie Legia.Net

Marcin Smoliński: Skok przez płot

Redakcja

Źródło: Przegląd Sportowy

03.04.2007 07:23

(akt. 23.12.2018 15:40)

Kiedy w 2002 roku Legia zdobywała mistrzostwo Polski, byłem jednym z kibiców, którzy przeskoczyli przez płot żeby dostać jakąś rzecz należącą do piłkarza. Marzy mi się, żebym teraz ja dał fanom radość, żeby to ze mnie fani chcieli zedrzeć koszulkę - mówi młody legionista <b>Marcin Smoliński</b>.
Chłopak z Bródna, który w niedzielę poprowadził Legię do pierwszego zwycięstwa na wiosnę, to jedyny warszawianin w składzie stołecznego klubu. Trzy lata temu traktowany był jako gwiazda całej ligi. Jego gol w meczu z Polonią uznany został za jedną z najładniejszych bramek sezonu, a onieśmielony piłkarz odbierał Oscara Canal+ za Odkrycie Roku. - Dziennikarze rozdmuchali całą sprawę. Same "ochy" i "achy" pod moim adresem padały i chyba nie wytrzymałem - przyznaje teraz. - Można chyba powiedzieć, że nagle znalazłem się pod olbrzymią presją. Wiem, że teraz nie mogę się pod nią ugiąć. Większa odpowiedzialność Smoliński czekał blisko dwa lata, aby jego twarz ponownie trafiła na czołówki stron sportowych. W niedzielę, jako środkowy pomocnik, poprowadził Legię do pierwszego zwycięstwa w rundzie wiosennej. Mistrzowie Polski wygrali z ŁKS. Jedną z bramek, znowu niezwykłej urody bramkę, zdobył właśnie Smoliński. - To była długa droga, bo przecież wysłano mnie do Odry Wodzisław, żebym się ogrywał - wspomina. - Nie było łatwo. Trener Waldemar Fomalik nie widział mnie w składzie. Dopiero kiedy przyszedł Marcin Bochynek zacząłem grać, ale nie było to nic wielkiego. Na młodego człowieka wychowanego w wielkim mieście pobyt w niewielkim Wodzisławiu Śląskim nie wpływał dobrze. - Zimą praktycznie nie wychodziłem z domu, nudno było - przyznaje. - Z czasem się przyzwyczaiłem i postanowiłem ten czas wykorzystać na powrót do wysokiej formy. W końcu to już najwyższa pora, bo w tym roku obchodził będę 22 urodziny. Smoliński przyznaje, że przez rok nieobecności w Warszawie, drużyna Legii bardzo się zmieniła. Więcej jest młodych piłkarzy, ale i konkurencja o miejsce w wyjściowym składzie dużo większa. - Jest nas dwudziestu czterech i każdy może zacząć mecz od pierwszej minuty, więc samo "załapanie się" na ławkę rezerwowych traktowałem jako sukces - opowiada. - O każdą pozycję walczy dwóch, trzech świetnych zawodników. Dlatego, kiedy w poprzednią środę dowiedziałem się od Dariusza Wdowczyka, że nie tylko wyjdę w pierwszym składzie, ale jeszcze zagram na środku pomocy, bardzo się ucieszyłem. W zimowych sparingach Smoliński zazwyczaj występował na lewej strony pomocy, a w środku zagrał tylko pół godziny w spotkaniu ze Spartą Praga. - Zdziwiony nie byłem, ale czułem na sobie większą odpowiedzialność - przyznaje. - Mnie zawsze ciągnie do środka, nawet kiedy występowałem na skrzydle, zawsze łamałem akcję w stronę bramki. Można rozegrać coś z klepki, zdecydować się na strzał z daleka, a to zdecydowanie mi odpowiada. Gol z meczu z ŁKS, po strzale z dwudziestu metrów, należał do najładniejszych w kolejce. Smoliński po tym jak pokonał Bogusława Wyparłę cieszył się, jakby zdobył bramkę w finale mistrzostw świata. - Bo ten stadion mnie tak uskrzydla! - wyjaśnia. - Ja jestem chłopak z Warszawy. Nie boję się występować na Łazienkowskiej, bo wiem, że nawet jak gra nie będzie mi się układała, to kibice mi pomogą. Fakt, że znowu ładny gol mi wyszedł... Już się ze mnie śmieją, że inaczej nie potrafię. A przecież ja bym się nawet z jakiegoś "farfocla" cieszył. Byle tylko piłka całym obwodem minęła linię bramkową, a Legia zdobyła trzy punkty. Audi zamiast 162 Teraz za wszelką cenę Smoliński chce zachować spokój. - Nie mam zamiaru mówić ani słowa o mistrzostwie Polski, ani słowa o tym, czy czuje się już pewniakiem w podstawowym składzie. - Jestem dobrej myśli, bo wynik spotkania z ŁKS nie do końca oddaje przebieg wydarzeń na boisku - mówi. - Gdybyśmy byli trochę skuteczniejsi, powinniśmy wygrać dużo wyżej. Myślę, że jeśli popracujemy nad tym elementem, to będziemy wreszcie regularnie wygrywać. Presji już się nie boję. Unikam szumu wokół siebie, nie przejmuje się tak tym wszystkim... - tłumaczy. Smoliński wciąż mieszka na Bródnie. Zamiast autobusem 162 na codzienne treningi dojeżdża już swoim samochodem. Skromności nie zgubił: - To Audi A3, ale używany. Żadne luksusy.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.