Marek Jóźwiak był o krok od śmierci
14.02.2005 06:12
- W ciągu trzech sekund mogłem przenieść się na tamten świat. Bóg jednak nade mną czuwał - mówi piłkarz Legii <b>Marek Jóźwiak</b>, który przeżył zator tętnicy płucnej. Pod koniec sezonu, w listopadzie, Marek Jóźwiak zaczął odczuwać bóle w pachwinie. Nie wyglądało to na nic poważnego. Z czasem jednak okazało się, że popularny wśród kibiców "Beret" musi przejść operację mięśnia przywodziciela. 8 grudnia leżał więc na operacyjnym stole 3,5 godziny.
- Po zabiegu przez tydzień bolały mnie plecy. Myślałem, że to od kręgosłupa. Odwiedziłem siedmiu lekarzy. Każdy stawiał inną diagnozę - wspomina Marek Jóźwiak.
- W końcu skierowano mnie na tomografię komputerową. Diagnoza zabrzmiała dla mnie niczym wyrok - zator tętnicy płucnej. Dobrze, że nie głównej, a obwodowej. Gdyby zakrzep trafił do głównej, w ciągu trzech sekund mógłbym przenieść się na tamten świat. Bóg jednak nade mną czuwał. W miarę wcześnie wykryto dolegliwość i dzięki temu dziś żyję - mówi "Beret".
Skąd się wziął?
Jóźwiak przez tydzień leżał na oddziale intensywnej terapii szpitala Akademii Medycznej na ulicy Płockiej. Miał podawane zastrzyki rozrzedzające krew oraz antybiotyki. Na szczęście dla "Bereta", nie było konieczności operowania.
- Jeden z najlepszych kolarzy świata Marco Pantani zmarł z powodu zatoru. Tyle, że on brał EPO. U mnie do tej pory nie wiadomo, co było przyczyną zatoru - mówi obrońca Legii. Gdy "Beret" trafił do Legii, był znany z hulaszczego trybu życia i robienia kawałów. Swojego czasu miał także przydomek "Kefir", bo właśnie rano leczył się tym mlecznym napojem. Po wyjeździe do Francji, gdzie grał w Guingamp, wydoroślał, choć dowcipy kolegom z drużyny robi do dziś.
- To nie ma nic wspólnego z moją przypadłością. Mogę się tylko domyślać, że podczas operacji pachwiny zrobił się zakrzep. Ale ze mnie jest silny facet i dziś cieszę się zdrowiem. Serce i płuca na szczęście nie ucierpiały - mówi zadowolony "Beret".
Przyjaciele
O tym, że 38-letni zawodnik był krok od śmierci, nie wiedział prawie nikt. Życie Warszawy dowiedziało się tylko dzięki debacie "Choroby cywilizacyjne - jak zapobiegać, jak leczyć" w Dziennikarskim Klubie Promocji Zdrowia.
- Nikt się mną w klubie nie interesował. Wszystko sam sobie załatwiałem. Konsultowałem się jedynie z legijnym doktorem Stanisławem Machowskim. Z piłkarzy w szpitalu odwiedzał mnie jedynie Darek Dudek. Telefonowali do mnie Andrzej Krzyształowicz i Tomek Kiełbowicz. Cóż, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie - stwierdził Jóźwiak.
Plany na przyszłość
"Beret" ma jeszcze aplikowane zastrzyki rozrzedzające krew, ale zaczyna już ćwiczyć na rowerze. - Chciałbym zagrać jeszcze w tym sezonie w barwach Legii. W czerwcu kończy mi się kontrakt i nie wiem, czy klub jeszcze mnie będzie potrzebować. Chcę skończyć kurs instruktora piłkarskiego i uczyć się w szkole trenerskiej PZPN. Mam zamiar zdawać egzaminy na menedżera FIFA. Mam propozycję z Guingamp, by zostać ich menedżerem na Europę Wschodnią. Już otrzymałem zapotrzebowanie na czterech piłkarzy. Oby tylko zdrowie dopisało - zakończył Jóźwiak.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.