Domyślne zdjęcie Legia.Net

Marek Sierocki, czyli warszawski zaklinacz goli

Życie Warszawy

Źródło:

23.09.2003 00:00

(akt. 30.12.2018 16:20)

Kibicem można zostać z różnych powodów. Niektórzy zaczynają chodzić na mecze, bo marzy im się wielka sportowa kariera. Inni z braku lepszego zajęcia. Jak się okazuje, można zostać kibicem z ... miłości do lodów. Lodziarz z Łazienkowskiej - Zacząłem chodzić na mecze Legii, bo mój tata był kibicem - opowiada Marek Sierocki. - Co tydzień zabierał mnie i moją mamę na stadion przy Łazienkowskiej. To były jeszcze takie czasy, że chodziło się tam całą rodziną. Chodziłem z przyjemnością, bo sprzedawano tam lody. Ten człowiek robi to zresztą do dzisiejszego dnia. Dopiero potem zacząłem powoli rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i z czasem stałem się kibicem. Wspólne oglądanie meczów jest w rodzinie Sierockich tradycją. Marek obecnie zabiera na Legię swojego syna. - Po raz pierwszy poszliśmy na mecz, kiedy miał cztery lata. Moja żona strasznie się bała. Kiedy jednak wróciliśmy do domu i zobaczyła, że jesteśmy cali i zdrowi, zapytała: „kiedy znów jest mecz, bo chciałabym, żebyście poszli. Po raz pierwszy od dawna miałam wolne cztery godziny". Legia, moja miłość Gdyby warszawski klub przeprowadził kiedyś konkurs na najbardziej "zakręconego" na swoim punkcie kibica, jedny, z faworytów byłby Marek Sierocki. Na Łazienkowskiej to prawdziwy człowiek-orkiestra. Nie tylko chodzi na mecze. Regularnie pisuje też felietony (Okiem "Sierotki") do biuletynu kibiców Legii. Przez jakiś czas był nawet spikerem na stadionie. Jego uwielbienie dla warszawskiej drużyny jest tak wielkie, że podporządkowuje jej niemal całe swoje życie zawodowe. Do legendy przeszły już historie z festiwalu w Opolu, podczas którego Sierocki, jako dyrektor artystyczny, przerywał próby, by móc oglądać mecz. - Z tym przerywaniem to ludzie trochę przesadzają - śmieje się dziennikarz. - Prawdą jest jednak, że tak je ustawiałem, aby niczego nie przegapić. No, bo jak mógłbym spokojnie pracować, mając świadomość, że w tym samym czasie Legia gra o mistrzostwo Polski... Piłkarski Poker w Teleexpressie Właśnie z meczem o mistrzostwo Polski wiąże się najbardziej niesamowita historia z kibicowskiej kariery Sierockiego. - To był ten słynny mecz z 1997 roku Legii z Widzewem, który moja drużyna przegrała 2:3. Robiliśmy z niego wejście „na żywo" do Teleexpressu - wspomina. - Przed meczem zszedłem do szatni i mówię do piłkarzy Legii: Słuchajcie, w 12. minucie i 30. sekundzie wchodzimy na wizję. Może któryś strzeliłby bramkę. Na to odzywa się Czarek Kucharski: „Marek, zrobię to dla ciebie". Poszedłem więc do wozu transmisyjnego i mówię: „Chłopaki, jak będziemy wchodzić, to Kucharski strzeli gola. Uważajcie, żebyście go nie przegapili". Oni na to: „Ha, ha, dobry dowcip". No i wchodzimy, a on strzelił... Po relacji wchodzę do wozu, a oni w szoku: „Stary, on naprawdę strzelił". Ja na to: „a co myśleliście". Wtedy mnie zapytali, co dalej? „Czereszewski strzeli w drugiej połowie na 2:0 i będzie koniec" - mówię. Proszę sobie wyobrazić moje przerażenie, kiedy „Czereś" zdobył drugą bramkę. Bałem się, że jeśli to się tak skończy, to oni pomyślą, że wszystko jest naprawdę ustawiane, jak w „Piłkarskim pokerze". Na szczęście i nieszczęście zarazem Widzew strzelił w końcówce trzy bramki i wygrał. Marzenia o Old Trafford Drugim ulubionym zespołem Sierockiego jest Manchester United. - Podziwiam go nie tylko za wspaniałe osiągnięcia sportowe, ale przede wszystkim za sposób, w jaki jest prowadzony. Alex Ferguson pracuje z drużyną od kilkunastu lat. Nie zwolniono go, mimo iż początkowo nie miał wyników. I teraz to procentuje, bo o sile United decydują właśnie wychowankowie z prowadzonej przez niego szkółki. Inne kluby mogłyby się od nich uczyć - twierdzi. Sierockiego oczarował stadion Manchesteru United. - Dwa lata temu gościłem na stadionie Old Trafford. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Gdyby Legia miała nowoczesny stadion na 30-40 tysięcy ludzi, to jestem pewien, że na jej mecze przychodziłoby co najmniej dwa razy więcej kibiców niż obecnie - uważa. Podziw Sierockiego wzbudziło również umiejętne sprzedawanie przez klub swojego wizerunku. - Na koszulkach, znaczkach i innych gadżetach Manchester zarabia ogromne pieniądze. Legia również mogłaby tak robić. Przecież samych koszulek z nazwiskiem Marka Saganowskiego można by w tym roku sprzedać co najmniej kilkanaście tysięcy. Nie mówiąc już o frajdzie, jaką jest możliwość przyprasowania sobie na oryginalnym trykocie ukochanego klubu własnego nazwiska. Tylko gdzie na Łazienkowskiej można to zrobić? - pyta retorycznie. Utalentowany Pan Karwan Pięć lat temu z inicjatywy Sierockiego powstała piosenka „Bez nienawiści". W nagraniu wzięli udział piłkarze z trzech skłóconych z sobą klubów: Legii, Polonii i Widzewa (Artur Wichniarek, Mirosław Szymkowiak, Cezary Kucharski, Bartosz Karwan, Marek Citko i bracia Źewłakowowie). Tekst był apelem do kibiców o spokój na stadionach. - Praca z piłkarzami była dużo łatwiejsza niż z większością gwiazd naszej estrady. Zawsze byli dobrze przygotowani, nie grymasili. A taki Bartek Karwan ma naprawdę talent. Swoją kwestię nagrał za za pierwszym razem i nic nie trzeba było poprawiać - opowiada Sierocki. - Uważam, że naszej piłce potrzebne są takie działania. Przeraża mnie, gdy na trybunach agresja bierze górę nad wszystkim. Nie na tym polega kibicowanie. Dochodzi do tego, że boję się jeździć na na mecze. Nie wszystkim się podoba, że publicznie deklaruję swoją sympatię do Legii. Już parę razy byłem zaczepiany z tego powodu. Od Pazury do „Sokoła” Widzowie Teleexpressu doskonale pamiętają Sierockiego zapowiadającego telehit w mundurzę. Nie wszyscy wiedzą jednak, że jego kompanem w szkole podchorążych był Cezary Pazura. - Byłem pod wrażeniem jego umiejętności piłkarskich. Czarek nastolatek zapowiadał się na niezłego zawodnika. Do tej pory jego gra robi wrażenie – twierdzi. Dobrym graczem jest, jego zdaniem, również wicemarszałek sejmu Donald Tusk. Wśród boiskowych znajomych Sierockiego są także Cezary Kucharski, Dariusz Dziekanowski i Janusz Baran. Jego największym przyjacielem jest jednak pomocnik Legii Tomasz Sokołowski. - Mieszkamy na jednym osiedlu. Często się spotykamy i oglądamy mecze. Dużo rozmawiamy o muzyce, bo mamy podobne gusta. Zdarza nam się czasem, że trochę razem kopiemy - mówi na zakończenie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.