Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mariusz Walter: Wygramy walkę o Legię

Marcin Szymczyk

Źródło:

03.08.2008 20:03

(akt. 20.12.2018 02:57)

- Czy jest szansa, że na Legii wróci w końcu doping? Nie wiem. Nasze warunki są na biurku Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa od lipca 2007. Nikt ich jednak nie spełnia. Wiadomo, że to kibice np. z Powiśla czy Bródna tworzą temperaturę stadionu przy Łazienkowskiej. Nie chodzi więc o o żadną eliminację fanów, ale o wytyczenie zdrowych zasad, przestrzeganie prawa i kulturalne zachowanie - tłumaczy właściciel Legii <b>Mariusz Walter</b>.
Nowy sezon za pasem. Czy jest szansa, że na Legię wróci doping? - Nie wiem. Sterujące dotychczas protestem Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa (SKLW) przyjęło taktykę obrażania wszystkich, których można, zamiast skoncentrować się na spełnieniu warunków rozmów, które leżą na biurku SKLW od lipca 2007 roku. Po wydarzeniach w Bełchatowie podczas finału Pucharu Polski nasze postulaty stały się wręcz oczywistością i muszą zostać przez SKLW spełnione, o ile stowarzyszenie naprawdę chce rozmawiać. Zarząd Legii i my, właściciele, nie ustąpimy ze stawiania warunków, które dyktuje polskie prawo. Oni myślą, że poprzez swój protest wreszcie zmuszą nas, właścicieli, do odejścia, że któregoś dnia po prostu zostawimy to jedno z naszych przedsiębiorstw, a oni będą mogli odtrąbić swój triumf. Bardzo się mylą. Ilu ludzi stanowi problem? - Około 200. Wydaje się, że to niewielka liczba, ale są na tyle silni, by pociągnąć za sobą „Żyletę", „Żyleta" z kolei wpływa na większą część trybun. Krzyczą „Legia zawsze razem". To hasło dobrze brzmi i jest prawdziwe, tyle że oni wykorzystują je w złej wierze. Stawiają sprawę na ostrzu noża: kto nie z nami, ten przeciwko nam. Oni nie mają prawa krzyczeć „Legia to my", bo skutkiem ich działalności są wymierne straty finansowe dla Legii. Podczas meczów stoją np. tyłem do boiska, urządzają marszobiegi, mają gdzieś to, że ich Legia przegrywa. Rozumiem, że wspólnota chuliganów nie może żyć bez wroga, ale inspiratorzy protestu źle tego wroga wybrali. Walczą z kimś, kto niedawno wyciągnął Legię z tarapatów. Ile do tej pory kosztowała was Legia? - Od przejęcia klubu, wiosną 2004 roku, włożyliśmy w Legię prawie 90 milionów złotych. Budżet na ostatni sezon wyniósł prawie 44 miliony - niemal dwa razy więcej niż w sezonie 2004/2005. Gdyby poprzestać na wpływach z biletów, sprzedaży praw telewizyjnych oraz działalności marketingowej, budżet na poprzedni sezon byłby ponad połowę mniejszy. Innymi słowy - tylko w minionym sezonie wpompowaliśmy w klub 24 miliony złotych. Czy w tej studni jest dno? - Żaden klub w Polsce, który chce walczyć o najwyższe cele, nie przynosi zysku. Kupując Legię, zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Jesteśmy jednocześnie przekonani, że po wybudowaniu nowego stadionu wzrosną nasze przychody. Rynek praw telewizyjnych do Ekstraklasy rośnie od przetargu do przetargu o 100 procent. Przy takiej dynamice wzrostu, stymulowanej przez EURO 2012, mamy prawo oczekiwać również znaczącej poprawy sytuacji w tym zakresie. Duży stadion i kultura na widowni zmieni postrzeganie kibica Legii przez sponsorów. Przez ostatnie 10 lat klub piłkarski Legia próbował rozwiązać problem wyłączności prawa do herbu z 1957 roku. Niestety, głównie z powodu interesu komercyjnego (sklepik z gadżetami przy ul. Czerniakowskiej), jaki ma grupa ludzi związana z byłym, a obecnie honorowym prezesem SKLW, tzw. Bosmanem, w promowaniu herbu z 1957 roku, nie udało się osiągnąć porozumienia. Dlatego w maju ubiegłego roku postanowiliśmy wrócić do korzeni Legii i zarejestrować na wyłączność herb z 1916 roku. Od tego czasu, mimo ciągłego kontestowania tej decyzji przez władze SKLW, rozwijamy merchandising. Wprowadzamy systematycznie nowe kolekcje upominków, rozwijamy sieć dystrybucji. W tej sprawie jest mętlik, część kibiców nie rozumie, dlaczego są dwa herby, ale to nie nasza wina. Mówi się, że Legia zarabia na transferach. To nie jest tak, że suma, za jaką sprzedaliśmy Dawida Janczyka do CSKA Moskwa czy Łukasza Fabiańskiego do Arsenalu jest dochodem klubu. Legia na razie nie zarabia, co najwyżej zmniejsza swoją stratę. Ale ci, którzy wydali nam wojnę, tego nie rozumieją i nie chcą zrozumieć. Wychodzą z założenia, że my, do końca swojej egzystencji w Legii, mamy do tego interesu dokładać. I tyle! Chcemy, by Legia stała się spółką giełdową. Wówczas każdy akcjonariusz będzie mógł przyjść na walne zgromadzenie wspólników i wyrazić swoje zdanie co do polityki klubu. Legia nigdy nie będzie jednak zarządzana pod dyktando postulatów lecących z trybun. Kibice zarzucają wam, że poprzez swoje działania, m.in. podnoszenie cen biletów, chcecie zastąpić tzw. ultrasów, nie mylić z chuliganami, kibicami niedzielnymi... - To bzdura, proszę sobie wyobrazić zapełnienie nowego, ponad 30-tysięcznego stadionu białymi kołnierzykami. Wiadomo, że to kibice np. z Powiśla czy Bródna tworzą temperaturę stadionu przy Łazienkowskiej. Nie chodzi o żadną eliminację, ale o wytyczenie zdrowych zasad, przestrzeganie prawa i kulturalne zachowanie. Jeszcze niedawno Legia miała najlepszą i najgłośniejszą publiczność w Polsce i wierzę, że niedługo znów tak będzie. Jeżeli sytuacja wróci do normy, klub nie będzie szczędził środków na odzyskanie tego, czym Legia się wyróżniała - inscenizacji, oprawy meczów. Czy wymaganie od kibiców, by wskazali winnych zamieszek w Wilnie, to nie za dużo? Oni twierdzą, że wyłapanie chuliganów to obowiązek policji. Apel o pomoc w zidentyfikowaniu chuliganów, którzy przynieśli Legii wstyd w Wilnie był jednocześnie próbką intencji SKLW. Niech pokażą, po czyjej są stronie. Odmowa pomocy była wyraźną odpowiedzią. Nie może być tak, że przedstawiciele SKLW tylko żądają. Chcą brać, ale nie dawać. Przecież oni za chwilę będą chcieli mieć np. swoich bileterów, domagać się miejsca w zarządzie i wpływać na politykę klubu - transfery, marketing, ceny biletów. Po zakupie przez ITI Legii mówił pan, że zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie razem ze wspólnikami, Janem Wejchertem i Bruno Valsangiacomo, bierze na siebie. Już wiadomo, czy byto warto? - Na pewno jest więcej rozczarowań, niż satysfakcji. Po pierwsze - ogromne trudności w porozumieniu się z władzami miasta co do stworzenia na terenie Warszawy akademii piłkarskiej. Ponad dwa lata rozmawiamy w sprawie Hutnika - żeby postawić go na nogi i stworzyć na obiektach Hutnika akademię piłkarską Legii. Jesteśmy w punkcie wyjścia. Przewodnicząca komisji sportu urzędu miasta pyta: „Dlaczego to właśnie Legia ma być współgospodarzem? Kupcie sobie ziemię". Gdy Mirosław Trzeciak pierwszy raz przyjechał do nas z Pampeluny, jako warunek swojego zatrudnienia postawił stworzenie wielu obiektów treningowych. Obiecaliśmy, że staniemy na głowie, żeby do tego doprowadzić, chociaż kilka, nie od razu 12, jak w Osasunie. W tej chwili mamy 200 juniorów i jedno boisko treningowe. Do listy rozczarowań trzeba dodać cztery lata starań o rozpoczęcie modernizacji i rozbudowy stadionu przy Łazienkowskiej. No i oczywiście sytuację z kibicami. A wyniki sportowe? - Gdyby nie błąd po zdobyciu mistrzostwa Polski, kiedy zarząd nie wykazał odpowiedniej przenikliwości zezwalając na zakup zbyt wielu piłkarzy o wątpliwych umiejętnościach, bylibyśmy w dużo lepszej sytuacji, niż jesteśmy w tej chwili. Mam nadzieję, że obecny sezon przyniesie nie tylko lepsze wyniki, ale też atrakcyjniejszą grę, na czym zależy nam w równym stopniu, co na wyniku. Co musi się stać, żeby rozważyli panowie sprzedaż Legii? - Odstąpienie od budowy stadionu Legii. Mówię to w imieniu swoim i pozostałych właścicieli ITI. Rozważając propozycję przejęcia bankrutującej Legii, jako warunek postawiliśmy rozbudowę przez miasto stadionu.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.