Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mecz jest jednostronny, ale wyniku wciąż nie znamy

Redakcja

Źródło: Życie Warszawy

06.11.2007 12:07

(akt. 21.12.2018 20:36)

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego mieliśmy murowanego faworyta. Koncern ITI, kupując zespół Legii, miał wszystkie atuty w ręku, by rozprawić się z chuliganami, jednocześnie zwiększając liczbę swoich kibiców. Obecnie, po upływie ponad trzech lat, to jedynie marzenie ściętej głowy. Dlaczego? Spór między właścicielami Legii a jej kibicami trwa w najlepsze.
Przedstawiciele fanów (Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa - SKLW) wydali w niedzielę specjalne oświadczenie. Szefowie klubu mają się dzisiaj do niego ustosunkować. Na piśmie. Na rozmowy się nie zanosi. Efekt? Na żadne, choćby pozorne porozumienie, nie ma szans. Postronni obserwatorzy są cokolwiek zdezorientowani, a ci najbardziej zainteresowani (czytaj: piłkarze i trenerzy Legii) zrezygnowani i sfrustrowani. Mecz, którego stawką jest przyszłość klubu z Łazienkowskiej, trwa. Jego przebieg jest dość jednostronny, ale wynik pozostaje wielką zagadką. Po lekturze suchych oświadczeń obu stron trudno wyrobić sobie zdanie. Przypomnienie faktów, czyli przebiegu dotychczasowej walki o prymat przy Łazienkowskiej, jest zdecydowanie bardziej pomocne. 26 marca 2004 r. stołeczni kibice czekają na rozpoczęcie derbowego meczu Legia - Polonia. Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego spiker na stadionie Wojska Polskiego oznajmia, że nowym właścicielem klubu z Łazienkowskiej został koncern medialny - Grupa ITI. Na trybunach wybuch euforii. Kibice Legii gremialnie biją brawo. Nic dziwnego - nowy właściciel ma spłacić sięgające ponad 20 mln zł wierzytelności klubu, kupić nowych piłkarzy i zbudować przy Łazienkowskiej zespół, który mógłby z powodzeniem walczyć o mistrzostwo Polski i awans do Ligi Mistrzów. Bo szaliki niewłaściwe logo miały... Na zaostrzenie gry nie trzeba jednak czekać długo. Nowy prezes Legii Piotr Zygo już w maju 2004 przeprowadza akcję ofensywną. Jej efektem jest spór dotyczący użytkowania logo. Prawa do herbu z 1957 roku należą do CWKS Legia- mniejszościowego udziałowcy KP Legia. Klub podnosi więc swój kapitał, w wyniku czego udziały CWKS spadają z 10 do 3,75 proc. Większość kibiców staje po stronie CWKS. Bardziej krewcy pozbawiają później innych fanów szalików z nowym logo, którymi obdarowały ich władze klubu. Do ugody z CWKS nie dochodzi. KP Legia stawia jednak na swoim - korzysta z innego znaku, tego z 1916 roku, który nie jest przez nikogo zarejestrowany. Łamanie ustaleń 2 czerwca 2004 roku kibice prowokują groźną sytuację pod własną bramką. Po meczu finału o Puchar Polski na stadionie przy Łazienkowskiej Legia - Lech Poznań dochodzi do rozrób. Bandyci w koszulkach Legii wdzierają się na trybunę honorową i atakują odbierających główne trofeum piłkarzy Lecha. Fakt, że ci ostatni śpiewali wulgarne piosenki na temat ich klubu, nie jest żadnym usprawiedliwieniem chuligańskich zachowań. Szefowie klubu skrzętnie wykorzystują prezent. Dopadają do bezpańskiej piłki i w lipcu 2004 roku strzelają bramkę, w drastyczny sposób podnosząc ceny biletów. Średnio o 53,5 procent. Kibice protestują, ale zbyt wielu argumentów nie mają. Zygo staje się dla nich wrogiem nr 1. Podczas debaty telewizyjnej z kibicami przyznaje, że poprzednie władze płaciły stadionowym bandytom za utrzymywanie na obiekcie spokoju - 78 tys. zł rocznie (oficjalnie były to środki na organizację służb porządkowych). 16 września 2004 roku. Mecz pierwszej rundy rozgrywek o Puchar UEFA Austria Wiedeń - Legia. Chuligani z Warszawy demolują stadion, walczą z policją przed meczem i w jego trakcie. Pierwsza bramka samobójcza. 7 maja 2005 roku przed meczem Legia - Lech szef bezpieczeństwa Legii Stefan Dziewulski, wbrew wcześniejszym ustaleniom, uniemożliwia kibicom wywieszanie transparentów na ogrodzeniu. W odwecie fani nie dopingują. Zamiast tego rzucają na boisko race. Nieczyste zagrania są coraz częstsze. Doping spod bram Do kolejnego dochodzi 25 sierpnia 2005 roku podczas meczu FC Zurich - Legia. Stołeczni chuligani znów dają popis bandytyzmu. Wywołują awanturę. Dochodzi do starć z policją. Kolejny samobój. W październiku 2005 roku kibice zmieniają formę protestu. Na mecz z Wisłą Płock nie wchodzą na stadion. Dopingują zespół spod bram. Po meczu kilku chuliganów atakuje osoby wychodzące z obiektu, nazywając ich łamistrajkami. Atmosfera robi się wyjątkowo gorąca. Pod koniec 2005 roku do gry wkracza sędzia. Życie Warszawy proponuje Andrzejowi Strejlauowi, byłemu trenerowi Legii i reprezentacji Polski, podjęcie się mediacji. 25 listopada 2005 roku doprowadza on do podpisania porozumienia. Na konferencji obok prezesa Zygo zasiada m.in. prezes SKLW Andrzej "Bosman" Piórkowski. Szefowie klubu obniżają ceny biletów. Przestrzegania regulaminu stadionowego ma pilnować komisja złożona z przedstawicieli obu stron. SKLW gwarantuje nawet, że osoby prowadzące doping nie będą inspirowały okrzyków obrażających władze i właścicieli klubu, PZPN oraz... drużyny przeciwnej. Worek szeroko otwarty W 2006 roku Legia świętuje mistrzostwo Polski. Niestety, już w lipcu 2007 r. stary problem powraca. Ze zdwojoną mocą. Chuligani udający kibiców Legii, podczas meczu z Vetrą w Wilnie wywołują gigantyczną awanturę. Mecz zostaje przerwany, a klub wykluczony z rozgrywek. W wyniku zajść 14 osób zostaje skazanych. Szefowie klubu winą za zajścia obarczają SKLW Od tego rozpoczyna się trwający do dzisiaj ostatni etap konfliktu. Władze Legii wypowiadają chuliganom totalną wojnę. Niestety, do jednego worka z nimi wrzucają także normalnych kibiców, a nawet tych niepełnosprawnych, zakazując im udziału w meczach wyjazdowych. Przed sezonem klub tworzy nowy regulamin stadionowy, według którego może nie wpuszczać na stadion osób, które mogłyby być potencjalnym zagrożeniem. Zdaniem części prawników, paragraf 17 regulaminu, który o tym mówi, jest niezgodny z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych. Klub orzeka też zakazy wstępu na stadion dla osób odpowiedzialnych za oprawy meczowe. Zakazy dotyczą też zajść sprzed ponad roku, np. meczu z Wisłą Kraków, podczas którego za cichym przyzwoleniem szefów klubu odpalono race. Tymczasem, wedle polskiego prawa, zakaz może nałożyć jedynie sąd prawomocnym wyrokiem. Władze Legii odmawiają rozmów z SKLW Wysyłają pismo do Ekstraklasy SA i PZPN, żaląc się, że inne kluby wpuszczają na obiekty kibiców Legii podczas meczów wyjazdowych. Od początku sezonu na trybunach przy Łazienkowskiej trwa protest. Kibice nie wywieszają transparentów i nie dopingują. Końca nie widać...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.