Michał Kucharczyk: Nigdy się nie poddam
12.08.2014 00:36
Przychodziłeś do Legii jako król strzelców, najlepszy napastnik w kadrze Michała Globisza do lat 18, jako gość o którego biły się Wisła, Lech i Legia. W sezonie, kiedy przebierałeś w ofertach w 24 meczach zdobyłeś 24 bramki, z czego aż 5 w jednym meczu z SMS-em Łódź. Wracasz czasami myślami do tamtych czasów?
- Wracam, to były bardzo miłe i przyjemne chwile. Nie często zdarza się strzelać 24 bramki z sezonie. Ostatnio najlepszym wynikiem było 9. Jestem z tamtego okresu zadowolony, choć jak to zawsze w życiu bywa. Mogło być jeszcze lepiej. Miałem wiele okazji, które powinny zakończyć się kolejnymi trafieniami. Trochę się od tego czasu zmieniło – wtedy grałem na pozycji napastnika, obok Darka Zjawińskiego, który skupiał na sobie uwagę obrońców. Ja byłem młody, nikt o mnie za dużo nie wiedział. Udawało mi się dzięki temu znaleźć w polu karnym i skierować piłkę do bramki. Wtedy, co nie dotknąłem piłki, to wpadała do siatki, skuteczność była na wyższym poziomie niż obecnie. Teraz na 2-3 okazje, jedna kończy się powodzeniem, ale cieszę się, że dochodzę do tych sytuacji. Co to byłby za zawodnik, który gra i nie stwarza okazji? Ważne by grać dla drużyny, by wypracowywać akcje kolegom.
Mimo ofert ze wszystkich czołowych klubów wybrałeś Legię? Chciałeś w dotychczasowej szkole zrobić maturę? A może zdecydowało to, że byłeś kibicem Legii? A może jedno i drugie? Co przeważyło np. nad ofertą z Lecha?
- Jednym z głównych czynników, jakie zdecydowały o wyborze Legii była szkoła i matura – nie ukrywam tego. Choć przyznam, że był też spory napór rodziców bym szkoły nie odpuścił. Drugą kluczową kwestią był fakt, że od małego kibicowałem Legii. Urodziłem się w Warszawie i Legia była mi bliższa niż inne zespoły.
Od tego czasu sporo się zmieniło. W Legii zaczynałeś grać, jako napastnik i wyglądało to nieźle – w czwartym swoim meczu z Pogonią trafiłeś do siatki. I nagle trener Maciej Skorża stwierdził, że widzi cię w roli skrzydłowego. Mówił, dlaczego?
- Do tej pory tego nie wiem, mogę się jedynie domyślać, dlaczego przestawiono mnie na bok. W pierwszym sezonie przy Łazienkowskiej pół rundy zagrałem, jako napastnik. Resztę sezonu już w roli bocznego pomocnika. Podejrzewam, że trener tak zdecydował gdyż przyszedł Danijel Ljuboja, który miał pewne miejsce w składzie i pewnie szkoleniowiec szukał dla mnie miejsca na boisku. Od tego momentu, do dziś, tak już zostało.
Trochę ci zajęło przystosowanie się do nowej pozycji. Pamiętam jak opowiadałeś, że podpatrywałeś to jak grają najlepsi skrzydłowi w Europie, ich zachowania, sposoby poruszania się. To była dla ciebie rewolucja, ale podjąłeś wyzwanie.
- Oglądanie, a zrobienie tego na boisku to są dwie różne sprawy… To była dla mnie taka mała rewolucja, nigdy wcześniej z boku boiska nie grałem, musiałem się przestawić. Piłkarz powinien być jednak uniwersalny i dać sobie radę wszędzie. Teraz już daję sobie radę, wiem na co muszę zwracać uwagę, na czym się skupiać. Teraz gdybym dostał okazję gry w napadzie, to bym sobie poradził, nie potrzebowałbym już czasu na przestawienie się.
Zgoda, ale takie rzeczy jak bezproblemowa zmiana pozycji przychodzą wraz z doświadczeniem, a Ty miałem wtedy 19 lat.
- Mówi się, że takie rzeczy przychodzą z wiekiem. Dziś jestem 5 lat starszy i to procentuje. Pograłem razem z chłopakami, zżyliśmy się, i to wszystko zaczyna funkcjonować. Zaczynam prezentować poziom, z którym tutaj przyszedłem.
Kilka razy podkreślałeś, że jesteś gotów, ale i tak najlepiej czujesz się w roli napastnika. Rzadko jednak dostawałeś szanse, choć zdarzały się - jak w meczu z Piastem w Pucharze Polski, kiedy zdobyłeś bramkę. Nic to jednak nie zmieniało. Wkurzałeś się?
- Starałem się pokazywać z jak najlepszej strony w ataku, gdy była tylko na to okazja. Z Piastem dostałem szansę, strzeliłem gola, a czy to o czymś świadczyło? To już nie mnie oceniać. Ale tak jak wspominałem był Danijel Ljuboja, potem doszedł Marek Saganowski i wiedziałem, że moja przygoda w roli napastnika w Legii się skończyła. Potem doszedł jeszcze Lado i już nawet nie marzyłem, że będę grał w ataku. Ljubo strzelał bramki, Sagan tak samo, Lado zaczął trafiać raz za razem. Wtedy doszło do mnie, że pozycja numer „dziewięć” jest zajęta i czas się przestawić do gry z boku.
Kiedy już się przyzwyczaiłeś i byłeś gotów sprostać wyzwaniom zaczął się pech. Najlepszy na zgrupowaniu w Austrii i trach - kontuzja. Dobrze zaczęty sezon i trach kontuzja. Były momenty załamania?
- Ostatnio zauważyliśmy wraz z lekarzami, że gdy wyglądam dobrze w okresie przygotowawczym, to na początku rundy przytrafia mi się kontuzja. W tym sezonie nawet wcześniej, bo w ostatnim meczu sparingowym. Nie wiemy, czym jest to spowodowane. Zimą po obozie będziemy więc zwracać większą uwagę na zmęczenie mięśni, by nie doszło nawet do mini urazu, by podtrzymać formę z jesieni i z obozu właśnie.
Jeszcze nie było takiego okresu w Legii, że miałbyś z górki. Zawsze był cięższy lub pechowy okres. Wyczerpałeś już limit pecha?
- Dla mnie zawsze jest ciężki okres (śmiech). Rozmawiamy o tych negatywach. Przyzwyczaiłem się już do tego. Kiedy po dwóch meczach dobrych, zagram jeden słabszy, to już słyszę, że się nie nadaję, że mam odejść z Legii. Ok – w Legii nie gra się łatwo, każdy chce z nami wygrać, dla każdego mecz z Legią jest meczem życia, grą na 150 procent. Nie można nas jednak skreślać po jednym czy dwóch gorszych meczach. Na boisku nie grają jednostki tylko zespół i patrzmy na całość. Jeśli w jednym spotkaniu jednostka jest słabsza, to nie znaczy, że będzie słaba w kolejnym meczu. Jeśli komuś mecz się nie udaje, to daje z siebie wszystko by było lepiej i zaangażowaniem stara się pomóc drużynie wygrać mecz. Kiedy mi nie idzie, to staram się dać tyle serducha ile tylko mogę.
Kilka razy chciałeś odejść z Legii, ostatnio zimą. Ostatecznie kolejny raz podniosłeś rękawice…
- Wejdę w słowo. Ja nie chciałem odchodzić z Legii, to nie tak. Nie chcę za wiele mówić na ten temat, ale to nie wychodziło ode mnie, ja nie chciałem odchodzić. Natomiast dawano mi do zrozumienia, że w klubie nie jestem bardzo potrzebny, że lepiej, jeśli pójdę na wypożyczenie.
Zimą zagrałeś w sparingach w Legii za trenera Berga i w kadrze Polski i wydawało się, że jest dobrze. Przyszedł pierwszy mecz a grał Guilherme, potem Ojamaa. Były momenty, że żałowałeś, że jednak zostałeś?
- Rozmawiał ze mną trener, rozmawiała góra. Usłyszałem, że najlepszą opcją dla mnie będzie wypożyczenie, bo wtedy zacznę grać i może przydam się na kolejny sezon po zdobyciu mistrzostwa, bo będzie więcej meczów. Odparłem, że nie czuję się słabszy od innych zawodników, którzy przyszli do Legii i postaram się wygrać rywalizację. W pięciu meczach przed sezonem zdobyłem trzy bramki i czułem się świetnie. Dzień przed meczem z Koroną usłyszałem jednak, że zagra Guilherme. Potem grał Henrik Ojamaa… Nie czułem się jednak słabszy, nie chciałem odejść, miałem coś do udowodnienia. Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie moment, że ci zawodnicy nie będą grali tego, czego się od nich wymaga i wtedy dostanę szansę. Byłem gotów czekać na wyciągnięcie z głębokich rezerw i pokazanie, że nie jestem gorszy od tych, którzy dołączyli do zespołu.
Ta zawziętość w dążeniu do celu wynika z twojego charakteru?
- Ja zawsze wierzę w siebie. Do Legi już trafiało wielu piłkarzy, którzy mieli ją zbawić, a okazywali się niewypałami. Czasem więc warto spojrzeć na rywalizacje chłodnym okiem, ocenić co kolega może dać zespołowi, a co ja i podjąć decyzję. Moja była taka, że zostaję bo gorszy nie jestem. Podniosłem rękawicę i wyszło po mojej myśli. W końcówce sezonu pokazałem, że zasługuję na więcej szans w Legii.
No właśnie – przetrwałeś kolejny trudny okres, doczekałeś się poważnej szansy od trener Berga i ją wykorzystałeś. Dziś jesteś ważnym piłkarzem w talii norweskiego szkoleniowca.
- Nie chcę mówić, że jestem ważną postacią, bo są osoby ważniejsze ode mnie, które ciągną ten zespół. Ja staram się tylko dokładać jakąś cegiełkę od siebie. Ale opłaciło się przetrwać i robić to, co do mnie należało. Myślę, że wyszedłem z tego zwycięsko.
Mimo tych przeciwności losu zawsze jesteś pozytywnym i pogodnym gościem, który lubi sobie pożartować - taki Riberry…
- Riberry – ile czasu mnie już tak nazywają… To był chyba pierwszy albo początek drugiego sezonu. Artur Jędrzejczyk i Michał Żewłakow to wymyślili. Dla mnie wtedy zaczęły się przyjemniejsze chwile, razem często żartowaliśmy. Na początku byłem cichy, nieśmiały, nie znałem szatni. Potem się to trochę zmieniło. Jestem tu już piąty rok. I może nie rządzę szatnią bo trzymam się z Markiem Saganowskim, jak gdzieś ktoś napisał, ale jestem osobą pogodną. Można ze mną lub ze mnie pożartować. Nie mam z tym problemów.
Mecz z Celtikiem w Warszawie był takim zwieńczeniem trudnych chwil w Legii. Takim momentem, że czuje się, ze warto być piłkarzem?
- Tak to był drugi taki moment w Legii – że czuję, że dałem coś drużynie. Za pierwszym razem miałem taką świadomość w Moskwie po słynnym meczu ze Spartakiem. Przegrywaliśmy 0:2, na terenie ze sztuczną nawierzchnią, gdzie wiele firm sobie nie poradziło. My wróciliśmy do gry i jeszcze wygraliśmy i awansowaliśmy. To niezapomnianie przeżycie, w którym miałem swój udział. W spotkaniu z Celtikiem też coś od siebie dałem, dołożyłem swoja cegiełkę. Pokazaliśmy, że stanowimy drużynę, że nie ma żadnych podziałów w szatni, że jeden skoczyłby za drugiego w ogień.
Chwali cię trener Berg, chwali Miro Radović - mówi, że masz najlepszy timing w lidze. Tylko on odwraca się z piłką, a Ty już wybiegasz na pozycje i z łatwością wyprzedzasz obrońców. To twój największy atut?
- Śmiałem się ostatnio z Rado, ze jestem pięć lat w Legii i dopiero teraz zaczynam go czytać, rozumieć. Trochę to trwało, ale cieszę się, że ta współpraca między mną, Rado i całą linią ofensywną, wygląda tak dobrze. Stwarzamy razem duże zagrożenie i pada z tego wiele bramek. Miło mi, że trener i Miro dobrze o mnie mówią, nad tym timingiem pracujemy z trenerami by było coraz lepiej. I jest lepiej, ale czasem jeszcze za wcześnie wychodzę na pozycje i jestem łapany na spalonych. Ale więcej jest tych sytuacji pozytywnych.
A jak reagowaliście w szatni na krytykę z początku sezonu. Niektórzy eksperci i dziennikarze zwalniali już trenera Berga.
- Każdy jest mądry przed komputerem, ci co siedzą i nie grają mogą napisać co chcą, choć nigdy w piłkę nie grali. Nie wiedzą, na czym piłka polega. Mamy różne plany nakreślone na różne mecze. Czasem te plany wychodzą, innym razem nie. Ta krytyka może i była uzasadniona, natomiast stopień tej krytyki był przesadzony. To początek sezonu i jest to okres trudny dla każdego zespołu. Legia jest mistrzem Polski i powinna prezentować mistrzowski poziom. Tak nie było i stąd krytyka. Zagraliśmy słabiej z St. Patrick’s, ale potem zaczęliśmy łapać właściwy rytm – wygraliśmy rewanż, wygraliśmy z Cracovią. Pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę z Celtikiem, choć wielu skazywało nas na porażkę. Wiemy, że jesteśmy niezłym zespołem, który może powalczyć w Europie i dominować w polskiej lidze.
Dwa cytaty z Wojtka Kowalczyka - Celtic przyjedzie, zgwałci Legię, pobawi się na Starówce i wróci do domu, Celtic dwa razy wygra kilkoma bramkami? Zmotywował was czy nie zwracaliście na to uwagi?
- Dla nas te cytaty, które powiedział pan Wojtek to… nie chcę się chyba głośno o tym wypowiadać. Powiedziałbym kilka gorzkich słów, możliwe, że o kilka za dużo. Nie chcę tego robić, nie będę się zachowywał tak, jak pan ekspert. Pozdrawiamy pana Wojtka i porozmawiamy po rewanżu z Celtikiem.
Myślisz, że będziesz jeszcze napastnikiem, czy skrzydłowy jest ci już pisany do końca kariery?
- Teraz już o tym nie myślę, skupiam się na tym co jest czyli na grze na lewej pomocy.
W lidze jesteście najlepsi, ale wiadomo, ze nie zawsze będziecie grać optymalnym składem. Postawiłbyś u buka duże pieniądze, że zostaniesz trzeci raz z rzędu mistrzem Polski?
- Do buka nie chodzę, to się źle kończy (śmiech). Nie postawiłbym, więc żadnych pieniędzy, meczów nie obstawiam po prostu. Chcemy obronić ten tytuł i myślę, że uda nam się osiągnąć ten cel.
Jakie stawiasz sobie cele na ten sezon? A może starasz się nie myśleć w ten sposób, skupiać na tym, co jest?
- Cel postawiłem sobie rok temu – że sezon chce skończyć z 10 bramkami. Nie udało się go zrealizować, zabrakło mi 1 trafienia. Zakładałem jednak, ze więcej czasu spędzę na murawie – szczególnie wiosną. Chcę zdobyć tytuł mistrzowski i awansować do upragnionej Ligi Mistrzów. A jeśli miałbym jedno życzenie to chciałbym być zdrowy – to jest najważniejsze. Dal mnie o dla rodziny. Jeśli zdrówko dopisuje, to można zdziałać wszystko. Gdy go nie ma, nie da się zrealizować żadnych celów.
Wywiad ukazał sie w programie meczowym na spotkania z Górnikiem Łęczna. Program można wciaż kupić w FanStore - kliknij tutaj
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.