Domyślne zdjęcie Legia.Net

Miroslav Radović: Gdyby nie kibice byłoby gorzej

Marcin Szymczyk

Źródło: Nasza Legia

05.12.2010 13:44

(akt. 15.12.2018 04:44)

- Przyszedł w Legii taki czas, że niektórzy stracili do mnie zaufanie i nie pozwolili, żebym się rozwijał, szedł w dobrym kierunku. Nie chcę mówić konkretnie o nazwiskach, ale pan, który wcześniej tutaj pracował, wielkiego zaufania do mnie nie miał... Teraz jest odwrotnie, bo wiem, że ludzie z którymi obecnie pracuję w klubie, bardzo na mnie liczą, ufają mi i stawiają na mnie. Staram się to wykorzystać - mówi w rozmowie z miesięcznikiem "Nasza Legia" pomocnik Legii Miroslav Radović.

Domyślamy się, że mówisz o tre­nerze Janie Urbanie. Słyszeliśmy opinię, że pod koniec jego pracy przy ulicy Łazienkowskiej, Ty i Piotrek Giza byliście jego ulubieńcami, ale w złym tego słowa znaczeniu. Nie darzył was zaufaniem, dodatkowo docinał na treningach. Deprymowa­ło Cię to?

- Raczej przeszkadzało. Wiedziałem, że jeśli coś było nie tak, to zawsze i trener wybierze sobie akurat tych, a nie innych zawodników i ich skry­tykuje. Mimo tego, że pracowaliśmy razem i trwało to dość długo, zawsze będę jednak mówił, że to moja wina. Ale trochę brakowało mi tego zaufania, nie było między nami takiego przyjacielskiego kontaktu.

Jesteś największym żartownisiem w drużynie?

- Nie, nie... ja już jestem za stary. Jest kilku młodych i dowcipnych, choćby Michał Kucharczyk, Marcin Komorowski, Król Artur Jędrzejczyk, który z tej strony prezentuje się na prawdę ciekawie (śmiech). Dzięki tej trójce zawsze w szatni jest wesoło.

Jak wam się gra przy tak żywiołowo dopingującej publiczności? Nie da się tej atmosfery nijak przyrównać do tej z ostatnich sezonów. Na jesieni kibice pomogli wam w zdobyciu kilku ważnych punktów w Warszawie.

- Gdyby nie kibice, na pewno nie wygralibyśmy meczów z Lechem czy Cracovią. Co tu dużo mówić - dodają nam olbrzymiego „powera", który jest drużynie tak bardzo potrzebny. Fanów, którzy przychodzą na stadion, może nam pozazdrościć cała piłkarska Polska. Zawsze są z nami, za co im, w imieniu całej drużyny, bardzo dziękuję. To na pewno cieszy, wierzę, że razem dobrniemy do upragnionego celu.

Jak się czujecie z małżonką w Warszawie?

- Spędzamy wspólnie wiele czasu z żoną i z rodziną lvicy Vrdoljaka. Zawsze po treningu pójdziemy na jakiś dobry obiad, na zakupy do Galerii...

...gdzie żony wydają pieniądze mężów...

- O, tak! I zawsze im czegoś brakuje, coś się podoba (śmiech).

Gdzie spędzisz nadchodzące wielkimi krokami święta?

- Pojedziemy na święta do Serbii, by spotkać się z naszą rodziną, mamą, siostrą. Przez jakiś czas znów będziemy wszyscy razem. To taki zwyczaj, że w święta gromadzimy się wszyscy w rodzinnym domu, na dużym obiedzie czy kolacji. Jest wtedy dużo mięsa, jest... Rakija, niestety, no i dużo prezentów (śmiech). Uważam wtedy bardzo, żeby nie przytyć.

Zapis całej rozmowy z Miroslavem Radoviciem dostępny jest w najnowszym, grudniowym numerze miesięcznika "Nasza Legia".

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.