Nie będzie transferu za milion dolarów
02.06.2004 17:06
<b>- Od kiedy jest pan legionistą?</b>
Wywiad z Piotr Zygo
- Od kiedy jest pan legionistą?
- Od 1982 roku, o ile dobrze pamiętam, bo wówczas po raz pierwszy pojawiłem się przy Łazienkowskiej, na ligowym meczu Legii. To moja największa futbolowa miłość, choć wcale nie pierwsza. Mieszkałem blisko treningowego boiska Drukarza Warszawa usytuowanego nieopodal Parku Skaryszewskiego. To w tym klubie trenowało wielu moich szkolnych kolegów i wszyscy tym szczęśliwcom zazdrościli.
- A pan nie próbował nigdy zostać futbolistą?
- Jakoś nie miałem chęci trenowania czegokolwiek w jakimkolwiek klubie. W piłkę jednak grałem, i to namiętnie.
- Na jakich pozycjach?
-Jak Emilio Butragueno – w ataku! Stałem pod bramką rywali i czyhałem na okazje. Teraz już nie mam ochoty się ruszać, więc jeśli ktoś proponuje grę w piłkę, to odpowiadam, że owszem - chętnie, ale interesuje mnie wyłącznie pozycja Sępa. Choć tak naprawdę nigdy nie miałem boiskowego pseudonimu takiego, jak wspomniany słynny Hiszpan.
- Pracował pan wcześniej w firmach związanych z futbolem?
- Może nie bezpośrednio, ale w Telekomunikacji Polskiej pracowałem w pionie komunikacji korporacyjnej, którego byłem wicedyrektorem i bezpośrednim przełożonym działu marketingu sportowego. A więc tak naprawdę nadzorowałem negocjacje i realizację kontraktu z PZPN, dotyczącego sponsorowania reprezentacji Polski.
- Rozumiem, że pojawiał się pan wówczas na meczach kadry?
- Owszem, l to nie z obowiązku, tylko z sentymentu do drużyny narodowej. Sytuacja była jednak komfortowa, bo nie potrzebowałem żadnych wybiegów, żeby w ramach pracy pojechać na mecz do Łodzi lub Bydgoszczy. Miło wspominam tamten okres.
- Nie obawia się pan, że brak doświadczenia w zarządzaniu klubem piłkarskim może spowodować krach pańskich poczynań w Legii?
- Moje życie tak się ułożyło, że zazwyczaj podejmowałem się obowiązków, których wcześniej nie wykonywałem. Kiedyś, a dokładnie w roku 1998, pracowałem w zespole tworzącym podstawy Lukas Banku nie mając zielonego pojęcia o bankowości. Ale to właśnie byt atut, bo trzeba było stworzyć nową jakość w tamtym sektorze. Byłem specjalistą od marketingu, ale okazało się, że w bankowości bez trudu dałem sobie radę. Napracowałem się też przy wprowadzaniu do Polski cyfrowej Wizji Sport. Z dobrym skutkiem, choć wcześniej również nie miałem żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. A futbolem interesowałem się od zawsze, więc akurat o tej branży pojęcie mam znacznie większe niż o poprzednich, w których podejmowałem wyzwanie. Dlatego nie mam żadnych obaw.
- A skąd konkretnie czerpał pan wiedzę o polskim futbolu?
- Czytam regularnie sportowe gazety, oglądam mecze i wszystkie audycje publicystyczne emitowane w Canal Plus. Uważna lektura pozwala nabyć naprawdę dużą wiedzę.
- Tyle tylko, że dziennikarze nie przedstawiają przepisów na prowadzenie klubów.
- To prawda, ale nie potrzebuję żadnej recepty Od początku przyjąłem w Legii model, w którym w cenie są fachowcy w różnych dziedzinach. To ja prowadzę klub i biorę odpowiedzialność, ale wspierają mnie świetni specjaliści, którymi się otaczam.
- Może pan ich przedstawić?
- Nie mam zastrzeżeń do żadnego z piłkarzy z pierwszej drużyny, bo wszyscy prezentują bardzo wysoki poziom. Dobrym ruchem było zatrudnienie Jacka Bednarza, który jest nie tylko rzecznikiem prasowym, ale też asystuje zarządowi w kontaktach z zawodnikami i pomaga w dobrej komunikacji z zespołem. Nie mogę pominąć pana Edwarda Sochy, który jest jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od transferów oraz pana Janusza Olędzkiego również powszechnie znanego i znakomicie orientującego się w futbolowych realiach.
- Czy do grona fachowców zalicza pan również trenera Dariusza Kubickiego?
- Oczywiście! Jesteśmy już po rozmowach w sprawie nowego kontraktu naszego szkoleniowca. Przyjęliśmy długofalową politykę budowania zespołu, a trener Kubicki znakomicie pasuje do tej koncepcji. Doskonale zna drużynę, gdyż pracuje z naszymi piłkarzami - w różnych rolach -już kilka lat.
- Czy nowa umowa szkoleniowca też będzie opiewać na kilka sezonów?
- Chcemy, aby kontrakt Kubickiego byt dwuletni, l zamierzamy oczywiście zawrzeć klauzulę przedłużenia tej umowy. Na pewno trener w Legii, którą ja zarządzam, nie będzie stawiany pod ścianą przed jakimkolwiek meczem. Plany będą stawiane tylko raz - przed każdym sezonem.
- Nikt nie odejdzie z Legii latem?
- Poza Aleksandarem Vukoviciem wszyscy zadeklarowali chęć dalszego reprezentowania naszych barw. To jednak nie oznacza, że Serb odejdzie, bo jesteśmy w trakcie negocjacji i jest szansa, iż dojdziemy do porozumienia z naszym rozgrywającym.
- Rozumiem, że Aco zażyczył sobie dużej podwyżki?
- Duża to pojęcie relatywne, ale rzeczywiście Vuković poprosił o podwyższenie gaży.
- O sto procent?
- Nie udzielamy na ten temat żadnych informacji, to wyłącznie sprawa Legii i Aleksandara. Piłkarz przedstawił swoje oczekiwania, a my zastanawiamy się czy klub stać na zatrzymanie Serba w Warszawie.
- Z żadnego zawodnika sami nie zrezygnujecie?
- Wszyscy ciężko i uczciwie pracują, ale chcemy sprowadzić kilku klasowych graczy, więc nie mogę dać gwarancji, że po wzmocnieniu rywalizacji ktoś sam nie zrezygnuje. Jeśli będziemy bardzo aktywni i skuteczni na rynku transferowym, to być może sami podejmiemy decyzję o wpisaniu kogoś na listę transferową. Zainteresowanie zawodnikami Legii jest duże, otrzymaliśmy sporo ofert z innych klubów.
- Czy propozycje dotyczą również Marka Saganowskiego i Piotra Włodarczyka?
- Owszem, nasi napastnicy są łakomym kąskiem, głównie dla zagranicznych kontrahentów.
- Liczy się pan z możliwością odejścia Marka lub Piotra?
- Muszę zakładać każdą ewentualność. Rozmawialiśmy już jednak z nimi. Obaj chcą zostać w Warszawie, obaj mają jeszcze sporo do udowodnienia w barwach Legii. Będą mieli okazję pokazania się w europejskich pucharach, obaj są graczami perspektywicznymi. Myślę, że dopiero za dwa lata nadejdzie optymalny moment na ich zagraniczne wyjazdy.
- Czy za zatrzymanie obu napastników na Łazienkowskiej trzeba będzie zapłacić podwyżkami kontraktów?
- Nasza strategia dotycząca płac dla zawodników nie będzie dyktowana przez zawodników. Legia całkiem niedawno proponowała świetne pieniądze za doskonale wyniki, problem polega jednak na tym, że nie potrafiła zobowiązań zrealizować. Piłkarze mają tę lekcję za sobą, wiedzą, że jest granica możliwości finansowych klubu. Przez wiele miesięcy nie otrzymywali przecież wynagrodzeń w terminie. W ciągu dwóch miesięcy uregulowaliśmy na szczęście większość zaległości, mamy też zawartą ugodę w sprawie reszty należności.
- To ile dokładnie Legia jest jeszcze winna zawodnikom?
- Tajemnica handlowa. Mogę tylko powiedzieć, że uregulowaliśmy jakieś siedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt procent wszystkich zaległości. To bardzo dużo.
- Czy we wspomnianych proporcjach została również spłacona premia za mistrzostwo z 2002 roku?
- W sprawie tej nagrody obowiązuje odrębna umowa, zawodnicy mają zagwarantowane pieniądze z cesji raty za prawa telewizyjne od Canal Plus. Wiedzą więc dokładnie, kiedy otrzymają zaległą premię.
- Do kiedy zamierza pan spłacić wszystkie długi piłkarzom?
- Intencja klubu jest taka, żeby do początku nowego sezonu, a najpóźniej
do końca roku, uregulować wszystkie zaległości. To powinno definitywnie załatwić sprawę, bo bieżące wynagrodzenia od dwóch miesięcy wypłacamy bez najmniejszych poślizgów.
- Czy pańskie słowa oznaczają, że Saganowski i Wtodarczyk nie mają szans na podwyżki po zakończeniu obecnego sezonu?
- Tego nie powiedziałem. Liczymy każdą złotówkę, oglądamy ją z każdej strony i na pewno będziemy trudnym partnerem w negocjacjach finansowych z zawodnikami. Wiemy jednak, że nasi piłkarze znają swoją wartość i potrafią bić się o swoje. Sprawa jest więc otwarta.
- Wprowadzi pan górną granicę zarobków dla piłkarzy? Powiedzmy na poziomie stu albo stu pięćdziesięciu tysięcy euro rocznie?
- Nie ustalałem finansowego pułapu kontraktów, natomiast przyjąłem założenie, że trzon zespołu, powiedzmy osiemnastka zawodników, będzie miał zarobki na bardzo podobnym poziomie. Legia nie jest jeszcze Realem Madryt, więc u nas nie będzie kominów płacowych. Również dlatego, że duże dysproporcje w zarobkach zepsułyby atmosferę w zespole.
- Jaki jest pana pomysł na prowadzenie Legii? Czerpie pan wzór z konkretnego zachodniego klubu?
- Nie ma na świecie zespołu, w który jesteśmy ślepo zapatrzeni. Pan Mariusz Walter, szef ITI, uważnie przygląda się funkcjonowaniu zagranicznych klubów, ja też. Wnioski są raczej przykre, bo do rozwiązań obowiązujących w Europie polskim klubom jeszcze bardzo daleko. Znacznie, odbiegają od międzynarodowych standardów nie tylko nasze stadiony ale również umowy kontraktowe. Nie zamierzamy więc wymyślać jakiś cudów albo prochu, tylko postaramy się zaprowadzić w Legii normalność. Zdążyłem się przekonać, że rezerwy organizacyjne są ogromne.
- Od czego rozpoczął pan naprawę?
- Od podzielenia się kompetencjami. W pionie administracyjnym Legii jest zatrudnionych 35 osób. l wszyscy mieli do niedawna tylko jednego przełożonego - prezesa. A naprawdę nie jestem w stanie codziennie nadzorować i pracowników pralni, i prawników. Dlatego podzieliłem obowiązki na wszystkich członków zarządu. Bezpośrednio odpowiadam tylko za pion sportowy oraz marketing i sprzedaż. Pan Jarosław Ostrowski jest odpowiedzialny za administrację oraz bieżące zarządzanie klubem i sprawy prawne. A pan Andrzej Młotek rządzi finansami i księgowością. Czwarta osoba z zarządu, Andrzej Kozankiewicz, jest jedną nogą w klubie a jedną w... przyszłości, czyli odpowiada za kontakty z miastem, a co za tym idzie za budowę nowego stadionu Legii.
- Co powinno poprawić się już w następnej rundzie?
- Na pewno zupełnie inaczej i o wiele lepiej będzie wyglądał marketing, poprawimy też dystrybucję biletów. Usprawnimy również współpracę ze sponsorami, bo klub dotąd nie byt przygotowany, aby właściwie obsłużyć kontrahentów. Pracując w Wizji sam wściekałem się na ekspozycję reklam na stadionie Legii.
- Będzie pan tym prezesem Legii, podczas kadencji którego klub doczeka się nowego stadionu?
- Mam nadzieję, że tak.
- A kiedy ten obiekt zostanie wybudowany?
- Na realizację inwestycji potrzebujemy od trzech do czterdziestu lat.
- Rozumiem, że pan skłania się do tej pierwszej daty?
- Już trochę w życiu przeżyłem, w Warszawie mieszkam od urodzenia i widziałem budowy prowadzone przez dwadzieścia lat, które nigdy nie zostały ukończone. Jak choćby budynek cyrku przy moście Poniatowskiego. A obecnie w stolicy nie ma dobrego klimatu dla wielkich inwestycji. Zakładam jednak wariant optymistyczny Technicznie stadion można wybudować w trzy, cztery lata. Jeżeli prace rozpoczną się w tym roku, a jest na to duża szansa, bo spółka powołana przez miasto działa bardzo aktywnie, wszyscy mozemy się zdziwić szybkim tempem robót.
- Ilu kibiców będzie mogło przychodzić na mecze rozgrywane na nowym obiekcie?
- Oceniam, że nowy stadion Legii powinien mieć trybuny na około trzydzieści pięć tysięcy miejsc. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy jeszcze nie było krzesełek tylko ławki, a polska piłka miała o wiele więcej sukcesów międzynarodowych niż obecnie, na szlagierowe spotkania przy Łazienkowskiej przychodziło po dwadzieścia siedem tysięcy kibicó. Na polskich boiskach grały wówczas gwiazdy: Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek, Józef Młynarczyk, Mirosław Okoński i wielu innych wspaniałych zawodników, którzy tworzyli wielkie widowiska. Potem była zapaść, ale frekwencja zaczyna się odradzać. Na pewno na każdym ligowym spotkaniu nie wypełnilibyśmy 35-tysięcznych trybun po brzegi, ale podczas tych najważniejszych i nameczach kadry - bez problemu.
- Koncern ITI będzie budował przy Łazienkowskiej klub kompletny, z bazą na światowym poziomie i kilkunastoma zespołami młodzieżowymi?
- Rozglądamy się za partnerem dysponującym kompleksem treningowym, który mógłby zostać klubem filialnym Legii. Korzyść z takiego rozwiązania byłaby podwójna, bo wówczas mieliby gdzie grać chłopcy z Młodych Wilków, którzy będą kończyć wiek juniora, a nie będą jeszcze przydatni do pierwszego zespołu Legii.
- A co z drugim zespołem, którego koncepcja się nie sprawdziła? W ciągu kilku lat z wielu sprowadzonych z innych klubów młodych zawodników do pierwszej drużyny przebił się jedynie Radosław Wróblewski.
- Zastanawiamy się na statusem tego zespołu. W klubie takim jak Legia trudno jest się przebić nawet na ławkę rezerwowych, więc nie można przekreślać piłkarzy z naszych rezerw. Skłaniam się do przyjęcia takiego rozwiązania, że priorytetem dla tej drużyny wcale nie muszą być wyniki. Tylko wzrost umiejętności poszczególnych piłkarzy których moglibyśmy wypromować i wypożyczać do innych klubów pierwszoligowych. Po to, żeby nabywali doświadczenie, a potem wracali i byli pełnowartościowymi członkami pierwszej drużyny
- Będzie miał pan pieniądze na letnie transfery czy Legia będzie sprowadzała wyłącznie piłkarzy, za których nie trzeba płacić odstępnego?
- ITI postawiło na długofalową koncepcję budowania wielkiej Legii. Nie nastawiamy się na szybkie sukcesy za wszelką cenę, na przykład już w najbliższej edycji europejskich pucharów. Udział naszego klubu w Pucharze UEFA ma służyć zdobywaniu doświadczenia przez trenera Kubickiego i zawodników. Układając budżeLegii uwzględniliśmy wydatki trzyletnie, a nie roczne jak to się robi w innych klubach.
- Budżety na najbliższe lata będą wyższe niż dotychczasowe 18 milionów?
- Owszem, bo znacznie wyższe będą przychody Legii. Sponsorzy garną się do klubu, co mnie oczywiście cieszy Sami też będziemy aktywnie poszukiwać reklamodawców wykorzystując powiązania z telewizjami TVN, portalem internetowym Onet i Multikinem. Zwiększenie puli związane jest jednak w głównej mierze z wydatkami na obsługę długów Legii.
- Czy z tego wynika, że kibice nie powinni liczyć na hity transferowe w wykonaniu Legii?
- Po to mamy w klubie pana Sochę, żeby zaskakiwał konkurentów. Na pewno jednak nie wydamy miliona dwustu czy miliona czterystu tysięcy dolarów na zakup jednego piłkarza. Legia nie potrzebuje na tę chwilę takiej gwiazdy potrzebuje natomiast klasowych graczy praktycznie do każdej formacji, bo aktualna kadra jest zbyt wąska.
- To oznacza, że Legia nie pozyska na przykład Ireneusza Jelenia. W poprzednich latach klub z Łazienkowskiej przegrywał transferowe
batalie o Macieja Żurawskiego, Radosława Kalużnego czy Mariusza Kukiełkę, A potem gorzko tego żałowano.
- Zobaczymy czy Jeleń odejdzie z Wisły Płock, a poza tym nie mamy gwarancji, że wspomniany zawodnik zostanie autentyczną gwiazdą ligi. Co roku pojawiają się utalentowani piłkarze, którzy nie zawsze później osiągają prognozowany poziom. Naszym celem na lato jest zapewnienie spokoju i pola manewru trenerowi Kubickiemu, Sprowadzimy kilku graczy, za których na pewno zapłacimy.
- Jaka sumę przeznaczył pan na zakupy?
- Nie mogę ujawnić, wszystkie kwestie finansowe są tajemnicą klubu. Będę konsekwentny, żadne kwoty ani nazwiska nie będą przedwcześnie ujawniane. Również dlatego, że gdy tylko Legia wyraża zainteresowanie - ceny za zawodników i żądania menedżerów gigantycznie wzrastają.
- Real Madryt czy Manchester United znaczna część wydatków pokrywają dzięki sprzedaży klubowych pamiątek. Legia pójdzie śladem tych klubów?
- W Europie tylko kilka klubów czerpią duże zyski z tego tytułu, a w Polsce na obecną chwilę jest to zwyczajnie niemożliwe. Dlatego, że rynek opanowany jest przez piratów, a kwestia wprowadzenia licencji dla sprzedawców gadżetów jest z prawnego punktu widzenia bardzo trudna. Mamy zresztą sklep internetowy, z którego zyski ledwie wystarczają na utrzymanie ludzi, którzy prowadzą ten interes. Oczywiście będziemy wprowadzać zmiany i w tej dziedzinie, ale na pewno nie zarobimy na pamiątkach klubowych w przyszłym roku kwot liczonych milionach milionach złotych.
- Wprowadzi pan Legię na giełdę?
- Jeśli taka będzie wola właścicieli klubu na pewno. Na razie w Polsce są dwa kluby, które mogłyby być notowane na parkiecie. Oprócz Legii jest to Wisła Kraków. Jednak nawet my obecnie nie spełnilibyśmy warunków giełdowego debiutu.
- Klub będzie często obecny w telewizji TVN?
- To pytanie do szefów tej stacji. Na razie na pewno bardzo mocno Legia będzie obecna w Canale Plus, bo z kodowanym kanałem wiąże nas umowa. Natomiast TVN pokaże nas tylko wówczas, gdy będziemy dobrze grali i odnosili sukcesy, l na pewno nie będzie faworyzował naszego klubu, tylko dlatego, że razem należymy do koncernu ITI.
- A czy w perspektywie Legia nie będzie chciała złamać obecnie obowiązującego układu na rynku praw telewizyjnych do ligi? Zyski dzielone są praktycznie po równo dla wszystkich klubów, tymczasem mecze klubu z Łazienkowskiej czy Wisły Kraków pokazywane są znacznie częściej niż te z udziałem słabszych zespołów.
- Legia i Wista nie są samotnymi wyspami, więc raczej nie będą dążyły do rozłamu. Dobre dla nas jest to, co jest dobre dla całej ligi, bo interesy wszystkich klubów są powiązane.
- Jaki jest cel Legii na przyszły sezon?
- Ten sam od zawsze: mistrzostwo i Puchar Polski, Konkurenci nie ułatwią nam zadania, ale mogę zapewnić, że każdy mecz będzie wielkim widowiskiem, że gra zawodników będzie przyciągała ludzi na stadion i przed ekrany telewizorów. Natomiast w Pucharze UEFA celem minimum jest awans do pierwszej fazy grupowej w zmienionej formule rozgrywek.
- Poprzedni prezes Legii, Edward Trylnik, twierdził z rozbrajającą szczerością, że nie zna się na piłce. A jaka jest pańska wiedza futbolowa?
- To zabawny temat, bo pitka nożna to taka dyscyplina, że każdy, kto kopnął dwa razy piłkę jest znawcą. Na pewno nie będę się wymądrzał, bo nie mam takiej wiedzy szkoleniowej jak trener Kubicki. Widziałem jednak tysiące meczów i mam pewne wyczucie. W czasie pierwszej polowy pierwszego meczu finałowego o Puchar Polski już po dziesięciu minutach przewidziałem, że za dobrze nie wypadniemy w konfrontacji z Lechem. Potem odgadłem, jakie przeprowadzimy zmiany To chyba nie świadczy najgorzej o mojej orientacji, prawda?
Rozmawiał: Adam GODLEWSKI
- Od 1982 roku, o ile dobrze pamiętam, bo wówczas po raz pierwszy pojawiłem się przy Łazienkowskiej, na ligowym meczu Legii. To moja największa futbolowa miłość, choć wcale nie pierwsza. Mieszkałem blisko treningowego boiska Drukarza Warszawa usytuowanego nieopodal Parku Skaryszewskiego. To w tym klubie trenowało wielu moich szkolnych kolegów i wszyscy tym szczęśliwcom zazdrościli.
- A pan nie próbował nigdy zostać futbolistą?
- Jakoś nie miałem chęci trenowania czegokolwiek w jakimkolwiek klubie. W piłkę jednak grałem, i to namiętnie.
- Na jakich pozycjach?
-Jak Emilio Butragueno – w ataku! Stałem pod bramką rywali i czyhałem na okazje. Teraz już nie mam ochoty się ruszać, więc jeśli ktoś proponuje grę w piłkę, to odpowiadam, że owszem - chętnie, ale interesuje mnie wyłącznie pozycja Sępa. Choć tak naprawdę nigdy nie miałem boiskowego pseudonimu takiego, jak wspomniany słynny Hiszpan.
- Pracował pan wcześniej w firmach związanych z futbolem?
- Może nie bezpośrednio, ale w Telekomunikacji Polskiej pracowałem w pionie komunikacji korporacyjnej, którego byłem wicedyrektorem i bezpośrednim przełożonym działu marketingu sportowego. A więc tak naprawdę nadzorowałem negocjacje i realizację kontraktu z PZPN, dotyczącego sponsorowania reprezentacji Polski.
- Rozumiem, że pojawiał się pan wówczas na meczach kadry?
- Owszem, l to nie z obowiązku, tylko z sentymentu do drużyny narodowej. Sytuacja była jednak komfortowa, bo nie potrzebowałem żadnych wybiegów, żeby w ramach pracy pojechać na mecz do Łodzi lub Bydgoszczy. Miło wspominam tamten okres.
- Nie obawia się pan, że brak doświadczenia w zarządzaniu klubem piłkarskim może spowodować krach pańskich poczynań w Legii?
- Moje życie tak się ułożyło, że zazwyczaj podejmowałem się obowiązków, których wcześniej nie wykonywałem. Kiedyś, a dokładnie w roku 1998, pracowałem w zespole tworzącym podstawy Lukas Banku nie mając zielonego pojęcia o bankowości. Ale to właśnie byt atut, bo trzeba było stworzyć nową jakość w tamtym sektorze. Byłem specjalistą od marketingu, ale okazało się, że w bankowości bez trudu dałem sobie radę. Napracowałem się też przy wprowadzaniu do Polski cyfrowej Wizji Sport. Z dobrym skutkiem, choć wcześniej również nie miałem żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. A futbolem interesowałem się od zawsze, więc akurat o tej branży pojęcie mam znacznie większe niż o poprzednich, w których podejmowałem wyzwanie. Dlatego nie mam żadnych obaw.
- A skąd konkretnie czerpał pan wiedzę o polskim futbolu?
- Czytam regularnie sportowe gazety, oglądam mecze i wszystkie audycje publicystyczne emitowane w Canal Plus. Uważna lektura pozwala nabyć naprawdę dużą wiedzę.
- Tyle tylko, że dziennikarze nie przedstawiają przepisów na prowadzenie klubów.
- To prawda, ale nie potrzebuję żadnej recepty Od początku przyjąłem w Legii model, w którym w cenie są fachowcy w różnych dziedzinach. To ja prowadzę klub i biorę odpowiedzialność, ale wspierają mnie świetni specjaliści, którymi się otaczam.
- Może pan ich przedstawić?
- Nie mam zastrzeżeń do żadnego z piłkarzy z pierwszej drużyny, bo wszyscy prezentują bardzo wysoki poziom. Dobrym ruchem było zatrudnienie Jacka Bednarza, który jest nie tylko rzecznikiem prasowym, ale też asystuje zarządowi w kontaktach z zawodnikami i pomaga w dobrej komunikacji z zespołem. Nie mogę pominąć pana Edwarda Sochy, który jest jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od transferów oraz pana Janusza Olędzkiego również powszechnie znanego i znakomicie orientującego się w futbolowych realiach.
- Czy do grona fachowców zalicza pan również trenera Dariusza Kubickiego?
- Oczywiście! Jesteśmy już po rozmowach w sprawie nowego kontraktu naszego szkoleniowca. Przyjęliśmy długofalową politykę budowania zespołu, a trener Kubicki znakomicie pasuje do tej koncepcji. Doskonale zna drużynę, gdyż pracuje z naszymi piłkarzami - w różnych rolach -już kilka lat.
- Czy nowa umowa szkoleniowca też będzie opiewać na kilka sezonów?
- Chcemy, aby kontrakt Kubickiego byt dwuletni, l zamierzamy oczywiście zawrzeć klauzulę przedłużenia tej umowy. Na pewno trener w Legii, którą ja zarządzam, nie będzie stawiany pod ścianą przed jakimkolwiek meczem. Plany będą stawiane tylko raz - przed każdym sezonem.
- Nikt nie odejdzie z Legii latem?
- Poza Aleksandarem Vukoviciem wszyscy zadeklarowali chęć dalszego reprezentowania naszych barw. To jednak nie oznacza, że Serb odejdzie, bo jesteśmy w trakcie negocjacji i jest szansa, iż dojdziemy do porozumienia z naszym rozgrywającym.
- Rozumiem, że Aco zażyczył sobie dużej podwyżki?
- Duża to pojęcie relatywne, ale rzeczywiście Vuković poprosił o podwyższenie gaży.
- O sto procent?
- Nie udzielamy na ten temat żadnych informacji, to wyłącznie sprawa Legii i Aleksandara. Piłkarz przedstawił swoje oczekiwania, a my zastanawiamy się czy klub stać na zatrzymanie Serba w Warszawie.
- Z żadnego zawodnika sami nie zrezygnujecie?
- Wszyscy ciężko i uczciwie pracują, ale chcemy sprowadzić kilku klasowych graczy, więc nie mogę dać gwarancji, że po wzmocnieniu rywalizacji ktoś sam nie zrezygnuje. Jeśli będziemy bardzo aktywni i skuteczni na rynku transferowym, to być może sami podejmiemy decyzję o wpisaniu kogoś na listę transferową. Zainteresowanie zawodnikami Legii jest duże, otrzymaliśmy sporo ofert z innych klubów.
- Czy propozycje dotyczą również Marka Saganowskiego i Piotra Włodarczyka?
- Owszem, nasi napastnicy są łakomym kąskiem, głównie dla zagranicznych kontrahentów.
- Liczy się pan z możliwością odejścia Marka lub Piotra?
- Muszę zakładać każdą ewentualność. Rozmawialiśmy już jednak z nimi. Obaj chcą zostać w Warszawie, obaj mają jeszcze sporo do udowodnienia w barwach Legii. Będą mieli okazję pokazania się w europejskich pucharach, obaj są graczami perspektywicznymi. Myślę, że dopiero za dwa lata nadejdzie optymalny moment na ich zagraniczne wyjazdy.
- Czy za zatrzymanie obu napastników na Łazienkowskiej trzeba będzie zapłacić podwyżkami kontraktów?
- Nasza strategia dotycząca płac dla zawodników nie będzie dyktowana przez zawodników. Legia całkiem niedawno proponowała świetne pieniądze za doskonale wyniki, problem polega jednak na tym, że nie potrafiła zobowiązań zrealizować. Piłkarze mają tę lekcję za sobą, wiedzą, że jest granica możliwości finansowych klubu. Przez wiele miesięcy nie otrzymywali przecież wynagrodzeń w terminie. W ciągu dwóch miesięcy uregulowaliśmy na szczęście większość zaległości, mamy też zawartą ugodę w sprawie reszty należności.
- To ile dokładnie Legia jest jeszcze winna zawodnikom?
- Tajemnica handlowa. Mogę tylko powiedzieć, że uregulowaliśmy jakieś siedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt procent wszystkich zaległości. To bardzo dużo.
- Czy we wspomnianych proporcjach została również spłacona premia za mistrzostwo z 2002 roku?
- W sprawie tej nagrody obowiązuje odrębna umowa, zawodnicy mają zagwarantowane pieniądze z cesji raty za prawa telewizyjne od Canal Plus. Wiedzą więc dokładnie, kiedy otrzymają zaległą premię.
- Do kiedy zamierza pan spłacić wszystkie długi piłkarzom?
- Intencja klubu jest taka, żeby do początku nowego sezonu, a najpóźniej
do końca roku, uregulować wszystkie zaległości. To powinno definitywnie załatwić sprawę, bo bieżące wynagrodzenia od dwóch miesięcy wypłacamy bez najmniejszych poślizgów.
- Czy pańskie słowa oznaczają, że Saganowski i Wtodarczyk nie mają szans na podwyżki po zakończeniu obecnego sezonu?
- Tego nie powiedziałem. Liczymy każdą złotówkę, oglądamy ją z każdej strony i na pewno będziemy trudnym partnerem w negocjacjach finansowych z zawodnikami. Wiemy jednak, że nasi piłkarze znają swoją wartość i potrafią bić się o swoje. Sprawa jest więc otwarta.
- Wprowadzi pan górną granicę zarobków dla piłkarzy? Powiedzmy na poziomie stu albo stu pięćdziesięciu tysięcy euro rocznie?
- Nie ustalałem finansowego pułapu kontraktów, natomiast przyjąłem założenie, że trzon zespołu, powiedzmy osiemnastka zawodników, będzie miał zarobki na bardzo podobnym poziomie. Legia nie jest jeszcze Realem Madryt, więc u nas nie będzie kominów płacowych. Również dlatego, że duże dysproporcje w zarobkach zepsułyby atmosferę w zespole.
- Jaki jest pana pomysł na prowadzenie Legii? Czerpie pan wzór z konkretnego zachodniego klubu?
- Nie ma na świecie zespołu, w który jesteśmy ślepo zapatrzeni. Pan Mariusz Walter, szef ITI, uważnie przygląda się funkcjonowaniu zagranicznych klubów, ja też. Wnioski są raczej przykre, bo do rozwiązań obowiązujących w Europie polskim klubom jeszcze bardzo daleko. Znacznie, odbiegają od międzynarodowych standardów nie tylko nasze stadiony ale również umowy kontraktowe. Nie zamierzamy więc wymyślać jakiś cudów albo prochu, tylko postaramy się zaprowadzić w Legii normalność. Zdążyłem się przekonać, że rezerwy organizacyjne są ogromne.
- Od czego rozpoczął pan naprawę?
- Od podzielenia się kompetencjami. W pionie administracyjnym Legii jest zatrudnionych 35 osób. l wszyscy mieli do niedawna tylko jednego przełożonego - prezesa. A naprawdę nie jestem w stanie codziennie nadzorować i pracowników pralni, i prawników. Dlatego podzieliłem obowiązki na wszystkich członków zarządu. Bezpośrednio odpowiadam tylko za pion sportowy oraz marketing i sprzedaż. Pan Jarosław Ostrowski jest odpowiedzialny za administrację oraz bieżące zarządzanie klubem i sprawy prawne. A pan Andrzej Młotek rządzi finansami i księgowością. Czwarta osoba z zarządu, Andrzej Kozankiewicz, jest jedną nogą w klubie a jedną w... przyszłości, czyli odpowiada za kontakty z miastem, a co za tym idzie za budowę nowego stadionu Legii.
- Co powinno poprawić się już w następnej rundzie?
- Na pewno zupełnie inaczej i o wiele lepiej będzie wyglądał marketing, poprawimy też dystrybucję biletów. Usprawnimy również współpracę ze sponsorami, bo klub dotąd nie byt przygotowany, aby właściwie obsłużyć kontrahentów. Pracując w Wizji sam wściekałem się na ekspozycję reklam na stadionie Legii.
- Będzie pan tym prezesem Legii, podczas kadencji którego klub doczeka się nowego stadionu?
- Mam nadzieję, że tak.
- A kiedy ten obiekt zostanie wybudowany?
- Na realizację inwestycji potrzebujemy od trzech do czterdziestu lat.
- Rozumiem, że pan skłania się do tej pierwszej daty?
- Już trochę w życiu przeżyłem, w Warszawie mieszkam od urodzenia i widziałem budowy prowadzone przez dwadzieścia lat, które nigdy nie zostały ukończone. Jak choćby budynek cyrku przy moście Poniatowskiego. A obecnie w stolicy nie ma dobrego klimatu dla wielkich inwestycji. Zakładam jednak wariant optymistyczny Technicznie stadion można wybudować w trzy, cztery lata. Jeżeli prace rozpoczną się w tym roku, a jest na to duża szansa, bo spółka powołana przez miasto działa bardzo aktywnie, wszyscy mozemy się zdziwić szybkim tempem robót.
- Ilu kibiców będzie mogło przychodzić na mecze rozgrywane na nowym obiekcie?
- Oceniam, że nowy stadion Legii powinien mieć trybuny na około trzydzieści pięć tysięcy miejsc. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy jeszcze nie było krzesełek tylko ławki, a polska piłka miała o wiele więcej sukcesów międzynarodowych niż obecnie, na szlagierowe spotkania przy Łazienkowskiej przychodziło po dwadzieścia siedem tysięcy kibicó. Na polskich boiskach grały wówczas gwiazdy: Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek, Józef Młynarczyk, Mirosław Okoński i wielu innych wspaniałych zawodników, którzy tworzyli wielkie widowiska. Potem była zapaść, ale frekwencja zaczyna się odradzać. Na pewno na każdym ligowym spotkaniu nie wypełnilibyśmy 35-tysięcznych trybun po brzegi, ale podczas tych najważniejszych i nameczach kadry - bez problemu.
- Koncern ITI będzie budował przy Łazienkowskiej klub kompletny, z bazą na światowym poziomie i kilkunastoma zespołami młodzieżowymi?
- Rozglądamy się za partnerem dysponującym kompleksem treningowym, który mógłby zostać klubem filialnym Legii. Korzyść z takiego rozwiązania byłaby podwójna, bo wówczas mieliby gdzie grać chłopcy z Młodych Wilków, którzy będą kończyć wiek juniora, a nie będą jeszcze przydatni do pierwszego zespołu Legii.
- A co z drugim zespołem, którego koncepcja się nie sprawdziła? W ciągu kilku lat z wielu sprowadzonych z innych klubów młodych zawodników do pierwszej drużyny przebił się jedynie Radosław Wróblewski.
- Zastanawiamy się na statusem tego zespołu. W klubie takim jak Legia trudno jest się przebić nawet na ławkę rezerwowych, więc nie można przekreślać piłkarzy z naszych rezerw. Skłaniam się do przyjęcia takiego rozwiązania, że priorytetem dla tej drużyny wcale nie muszą być wyniki. Tylko wzrost umiejętności poszczególnych piłkarzy których moglibyśmy wypromować i wypożyczać do innych klubów pierwszoligowych. Po to, żeby nabywali doświadczenie, a potem wracali i byli pełnowartościowymi członkami pierwszej drużyny
- Będzie miał pan pieniądze na letnie transfery czy Legia będzie sprowadzała wyłącznie piłkarzy, za których nie trzeba płacić odstępnego?
- ITI postawiło na długofalową koncepcję budowania wielkiej Legii. Nie nastawiamy się na szybkie sukcesy za wszelką cenę, na przykład już w najbliższej edycji europejskich pucharów. Udział naszego klubu w Pucharze UEFA ma służyć zdobywaniu doświadczenia przez trenera Kubickiego i zawodników. Układając budżeLegii uwzględniliśmy wydatki trzyletnie, a nie roczne jak to się robi w innych klubach.
- Budżety na najbliższe lata będą wyższe niż dotychczasowe 18 milionów?
- Owszem, bo znacznie wyższe będą przychody Legii. Sponsorzy garną się do klubu, co mnie oczywiście cieszy Sami też będziemy aktywnie poszukiwać reklamodawców wykorzystując powiązania z telewizjami TVN, portalem internetowym Onet i Multikinem. Zwiększenie puli związane jest jednak w głównej mierze z wydatkami na obsługę długów Legii.
- Czy z tego wynika, że kibice nie powinni liczyć na hity transferowe w wykonaniu Legii?
- Po to mamy w klubie pana Sochę, żeby zaskakiwał konkurentów. Na pewno jednak nie wydamy miliona dwustu czy miliona czterystu tysięcy dolarów na zakup jednego piłkarza. Legia nie potrzebuje na tę chwilę takiej gwiazdy potrzebuje natomiast klasowych graczy praktycznie do każdej formacji, bo aktualna kadra jest zbyt wąska.
- To oznacza, że Legia nie pozyska na przykład Ireneusza Jelenia. W poprzednich latach klub z Łazienkowskiej przegrywał transferowe
batalie o Macieja Żurawskiego, Radosława Kalużnego czy Mariusza Kukiełkę, A potem gorzko tego żałowano.
- Zobaczymy czy Jeleń odejdzie z Wisły Płock, a poza tym nie mamy gwarancji, że wspomniany zawodnik zostanie autentyczną gwiazdą ligi. Co roku pojawiają się utalentowani piłkarze, którzy nie zawsze później osiągają prognozowany poziom. Naszym celem na lato jest zapewnienie spokoju i pola manewru trenerowi Kubickiemu, Sprowadzimy kilku graczy, za których na pewno zapłacimy.
- Jaka sumę przeznaczył pan na zakupy?
- Nie mogę ujawnić, wszystkie kwestie finansowe są tajemnicą klubu. Będę konsekwentny, żadne kwoty ani nazwiska nie będą przedwcześnie ujawniane. Również dlatego, że gdy tylko Legia wyraża zainteresowanie - ceny za zawodników i żądania menedżerów gigantycznie wzrastają.
- Real Madryt czy Manchester United znaczna część wydatków pokrywają dzięki sprzedaży klubowych pamiątek. Legia pójdzie śladem tych klubów?
- W Europie tylko kilka klubów czerpią duże zyski z tego tytułu, a w Polsce na obecną chwilę jest to zwyczajnie niemożliwe. Dlatego, że rynek opanowany jest przez piratów, a kwestia wprowadzenia licencji dla sprzedawców gadżetów jest z prawnego punktu widzenia bardzo trudna. Mamy zresztą sklep internetowy, z którego zyski ledwie wystarczają na utrzymanie ludzi, którzy prowadzą ten interes. Oczywiście będziemy wprowadzać zmiany i w tej dziedzinie, ale na pewno nie zarobimy na pamiątkach klubowych w przyszłym roku kwot liczonych milionach milionach złotych.
- Wprowadzi pan Legię na giełdę?
- Jeśli taka będzie wola właścicieli klubu na pewno. Na razie w Polsce są dwa kluby, które mogłyby być notowane na parkiecie. Oprócz Legii jest to Wisła Kraków. Jednak nawet my obecnie nie spełnilibyśmy warunków giełdowego debiutu.
- Klub będzie często obecny w telewizji TVN?
- To pytanie do szefów tej stacji. Na razie na pewno bardzo mocno Legia będzie obecna w Canale Plus, bo z kodowanym kanałem wiąże nas umowa. Natomiast TVN pokaże nas tylko wówczas, gdy będziemy dobrze grali i odnosili sukcesy, l na pewno nie będzie faworyzował naszego klubu, tylko dlatego, że razem należymy do koncernu ITI.
- A czy w perspektywie Legia nie będzie chciała złamać obecnie obowiązującego układu na rynku praw telewizyjnych do ligi? Zyski dzielone są praktycznie po równo dla wszystkich klubów, tymczasem mecze klubu z Łazienkowskiej czy Wisły Kraków pokazywane są znacznie częściej niż te z udziałem słabszych zespołów.
- Legia i Wista nie są samotnymi wyspami, więc raczej nie będą dążyły do rozłamu. Dobre dla nas jest to, co jest dobre dla całej ligi, bo interesy wszystkich klubów są powiązane.
- Jaki jest cel Legii na przyszły sezon?
- Ten sam od zawsze: mistrzostwo i Puchar Polski, Konkurenci nie ułatwią nam zadania, ale mogę zapewnić, że każdy mecz będzie wielkim widowiskiem, że gra zawodników będzie przyciągała ludzi na stadion i przed ekrany telewizorów. Natomiast w Pucharze UEFA celem minimum jest awans do pierwszej fazy grupowej w zmienionej formule rozgrywek.
- Poprzedni prezes Legii, Edward Trylnik, twierdził z rozbrajającą szczerością, że nie zna się na piłce. A jaka jest pańska wiedza futbolowa?
- To zabawny temat, bo pitka nożna to taka dyscyplina, że każdy, kto kopnął dwa razy piłkę jest znawcą. Na pewno nie będę się wymądrzał, bo nie mam takiej wiedzy szkoleniowej jak trener Kubicki. Widziałem jednak tysiące meczów i mam pewne wyczucie. W czasie pierwszej polowy pierwszego meczu finałowego o Puchar Polski już po dziesięciu minutach przewidziałem, że za dobrze nie wypadniemy w konfrontacji z Lechem. Potem odgadłem, jakie przeprowadzimy zmiany To chyba nie świadczy najgorzej o mojej orientacji, prawda?
Rozmawiał: Adam GODLEWSKI
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.