News: Oceniamy transfery Legii w 2014 roku

Oceniamy transfery Legii w 2014 roku

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

26.12.2014 14:05

(akt. 08.12.2018 05:25)

W mijającym już roku 2014 do Legii dołączyło dziewięciu zawodników - Guilherme, Orlando Sa, Ondrej Duda, Łukasz Budziłek, Arkadiusz Piech, Ronan, Igor Lewczuk, Krystian Bielik i Mateusz Szwoch. Z klubem pożegnali się zaś Dominik Furman, Daniel Łukasik, Wladimer Dwaliszwili, Michał Efir, Wojciech Skaba, a wypożyczony został Henrik Ojamaa. Poniżej nasze oceny transferów Legii w 2014 roku.

Guilherme 8 (13 meczów) – Od pierwszego treningu było widać, że ma ponadprzeciętne możliwości. Świetny technicznie, szybki, mający duży wachlarz zagrań, precyzyjne uderzenie i jeszcze grający dość ostro w defensywie. Aż dziw bierze, że taki zawodnik przyszedł do Legii praktycznie za darmo. Rundę wiosenną zaczął w pierwszym składzie, zagrał z Koroną i Górnikiem, w obu spotkaniach należał do najlepszych na boisku i… wtedy na treningu przytrafiła się kontuzja kolana. Brazylijczyk próbował kilka razy wracać na boisko, ale bez powodzenia. W sumie leczenie i rehabilitacja trwały blisko 8 miesięcy! Ale warto było czekać. Wrócił jako lewy obrońca, grał tam z przymusu, nie jest to jego pozycja, ale dał sobie świetnie radę. Radził sobie tak graczami Metalista, jak i z zawodnikami Trabzonsporu. Zawsze groźny, gdy włączał się do akcji ofensywnych. Brawo. Wkrótce podpisze kontrakt z Legią – nie ma się co zastanawiać. Zdrowy "Gui" to jeden z lepszych graczy w naszej lidze.


Orlando Sa 9 (25 meczów, 11 goli) – Początki miał trudne. Przyjechał z Cypru nie lubił się przepracowywać, na treningach nie ćwiczył na sto procent, poruszał się dostojnie. Kiedy w meczu rezerw zdobył trzy bramki, koledzy żartowali, że teraz w nagrodę będzie chciał trzy dni wolnego. Takiego zachowania nie tolerował trener Henning Berg, który cały czas sadzał Portugalczyka na ławce rezerwowych. Orlando zrozumiał, że jeśli się nie zmieni, to furory przy Łazienkowskiej nie zrobi. I zaczął pracować – naprawdę solidnie. Na każdych zajęciach był bardzo aktywny, pracowity, zaczął widzieć więcej niż do tej pory, dogrywał do kolegów. Kapitalnie gra głową i tyłem do bramki, jest też lisem pola karnego. Latem w Gniewinie wywalczył sobie miejsce w składzie, ale w pierwszym meczu z St. Patricks doznał kontuzji. Potem był wchodzącym, gdyż świetnie spisywał się duet Miroslav Radović – Ondrej Duda, ale gdy pojawiał się na murawie, zawsze dawał coś zespołowi, regularnie trafiał do siatki. To jeden z najlepszych napastników naszej ligi. Przy okazji warto wyprostować sytuacje po meczu z Górnikiem w Zabrzu. Faktycznie został skrytykowany przy całym zespole w szatni przez Henninga Berga, ale nie za to, że się nie cieszył po golu, ale za to, że nie wypełniał założeń taktycznych…


Ondrej Duda 9 (41 meczów, 10 goli) – To był strzał w dziesiątkę. Długo trwały przepychanki transferowe na linii Warszawa – Koszyce, ale ostatecznie młody Słowak trafił na Łazienkowską i był to jeden z najlepszych zakupów w ostatnich latach. Obiecujący gracz od razu zyskał zaufanie w oczach sztabu szkoleniowego, który błyskawicznie dostrzegł jego nieprzeciętne umiejętności. Ondrej miał trudny początek – w pierwszym meczu ze Śląskiem zmarnował dwie idealne sytuacje. Nie załamał się jednak i w każdym kolejnym spotkaniu było lepiej. Jesienią dostał wiatru w żagle po tym, jak zadebiutował w dorosłej reprezentacji swego kraju, a pod nieobecność Miroslava Radovicia brał na siebie odpowiedzialność za ofensywne poczynania drużyny.  Świetny w grze kombinacyjnej, dużo widzi, ma bardzo dobrą technikę użytkową. Twardo stąpa po ziemi i mimo ofert z czołowych lig w Europie zostaje w Legii, gdyż jak twierdzi miewa jeszcze wahania formy, które w Niemczech czy Anglii nie są dopuszczalne.


Łukasz Budziłek 5 (nie zadebiutował w pierwszym zespole) – Przyszedł do Legii latem z GKS-u Katowice po bardzo udanej rundzie. Był w „Gieksie” wyróżniany przez kibiców, trenerów i dziennikarzy. Zapowiadał walkę z Dusanem Kuciakiem, ale w bramce trzeba mieć cierpliwość i trochę szczęścia. Bronił jedynie w rezerwach w III lidze i robił to z dużym powodzeniem. Na pewno skorzystał na treningach z trenerem Krzysztofem Dowhaniem, poczynił postępy w wielu elementach swego rzemiosła. Jest szybki, zwinny, skoczny, dobrze się ustawia, nieźle gra nogami i na linii. To materiał na dobrego bramkarza, ale w Legii numerem jeden jest Słowak, a zastępujący go Konrad Jałocha w lidze nie puścił w lidze nawet bramki i nie dał powodów do tego, by „Budził” stał się tym drugim. Sam jest zadowolony z przejścia do Warszawy ale i lekko rozczarowany swoją pozycją i być może zimą pomyśli o wypożyczeniu.


Arkadiusz Piech 3 (6 meczów) - Latem podpisał 3-letni kontrakt z Legią Warszawa. Po prezentacji i pierwszym treningu plany były ambitne - zawodnik mówił o zdobyciu tytułu mistrza Polski i powalczeniu o koronę króla strzelców ekstraklasy. Trenerzy i włodarze w naszym klubie tłumaczyli, że gracza o takich predyspozycjach w kadrze zespołu brakowało i stąd pomysł na transfer. Rzeczywistość okazała się brutalna - napastnik przegrał rywalizację z kolegami, nie zyskał uznania w oczach trenera Henninga Berga, błyszczał jedynie w III-ligowych rezerwach. W ustawieniu z jednym napastnikiem nie miał szans na wygranie rywalizacji z Radoviciem, Saganowskim czy Orlando Sa. To co może się podobać to fakt, że mimo fatalnej sytuacji wciąż mocno pracuje i robi swoje, nie strzela fochów, nie obraża się. Jednak jego przyszłość nie jest jasna, jeśli znajdzie się chętny, to zimą opuści Warszawę.


Ronan (bez oceny) – Jakakolwiek ocena tego transferu nie byłaby fair gdyż zawodnik przez pół roku zagrał jedynie przez 45 minut w jednym sparingu w Gniewinie i przez 45 minut w meczu rezerw. Miał być alternatywą dla Tomasza Brzyskiego na lewej obronie, ale już podczas obozu przygotowawczego do sezonu naderwał mięsień czworogłowy. Za każdym razem gdy był bliski powrotu na boisko, okazywało się że znów coś stoi na przeszkodzie. Przy Łazienkowskiej z czasem nikt już nie liczył na Ronana. Stracono nadzieję, że kiedyś będzie zdolny do gry i Brazylijczyk wrócił już do swego kraju. Legia Ronanem interesowała się od ponad roku, chciała go sprowadzić zaraz po turnieju Deyna Cup. Gracz już wcześniej miał kłopoty z kontuzjami, ale sprytnie to skrywał - zapewniał, że wcześniej nie miał problemów z urazami, zaś jego karta zawodnicza nie była skrupulatnie uzupełniana. Nikt nie podejrzewał takich kłopotów, jakie miał w Warszawie. Szkoda, że nie pokazał się w żadnym spotkaniu. Głównie się leczył i rehabilitował - na koszt Legii.


Igor Lewczuk 5 (13 meczów) – Przejście z Zawiszy do Legii nie było dla niego łatwe, potrzebował czasu na zmianę stylu gry, sposobów zachowania i myślenia. Aklimatyzacja musiała potrwać. Rzadko dostawał szansę na grę, a jeśli już ją miał, to na początku nie wyglądało to dobrze. Przytrafiały się błędy, które rywale bezlitośnie wykorzystywali, były też momenty dekoncentracji. W końcówce roku wyglądało to już dużo lepiej, zaskakujący solidny w rywalizacji z Trabzonsporem. Najgorszy etap ma już za sobą, wiosną powinno być tylko lepiej. Po spotkaniu z Turkami koledzy żartowali, że do tej pory był „dżemikiem”, a teraz jest już panem piłkarzem. Silny, grający na pograniczu faulu, dobrze spisujący się w powietrzu. Musi poprawić koncentrację i wtedy powinno być lepiej.


Krystian Bielik 6 (6 meczów) – Kiedy pojawił się przy Łazienkowskiej trudno było uwierzyć, że ma jedynie 16 lat. Duży, by nie powiedzieć wielki – górował warunkami fizycznymi nad większością kolegów z zespołu. Jednak mimo swego wzrostu, prezentował bardzo dobrą koordynację, był zwrotny i szybki. Grał mało, ale gdy dostawał szanse pokazania się, to wyglądał co najmniej dobrze. Jego atuty szybko zostały dostrzeżone przez skautów zagranicznych klubów i tak naprawdę wszystko wskazuje na to, że przeniesie się do Londynu i będzie zakładał koszulkę Arsenalu. Sam Arsene Wenger obiecał Krystianowi treningi z pierwszym zespołem. Czy odejdzie zimą czy latem – tego jeszcze nie postanowił. Tak czy inaczej Legia na tym transferze sporo zarobi. Bielik przyszedł z Lecha za około 50 tys. zł, a odejdzie prawdopodobnie za kwotę zbliżoną do 1,5 mln euro.


Mateusz Szwoch 5 (6 meczów) – Przyszedł do zespołu z jeszcze niewyleczoną kontuzją, później miał trudną sytuację, bo rywalizował o miejsce w składzie z Ondrejem Dudą lub ewentualnie Miroslavem Radoviciem. Ale gdy wchodził na boisko widać było duże umiejętności techniczne, niezły przegląd pola. Dużo pracy jednak przed nim, jeśli chce regularnie grać w Legii musi wskoczyć o poziom wyżej. Zarówno on jak i sztab szkoleniowy muszą zdecydować, jaka droga rozwoju będzie dla zawodnika najlepsza.


Średnia wszystkich transferów do klubu - 6,25


Z Legii odeszli Dominik Furman, Daniel Łukasik, Wladimer Dwaliszwili, Henrik Ojamaa, Wojciech Skaba i Michał Efir.


Na „Furmim” i „Miłku” klub zarobił dobre pieniądze. Obaj odchodząc z Legii byli rezerwowymi, przegrywali rywalizację z Ivicą Vrdoljakiem czy Tomaszem Jodłowcem, sportowo zespół nie stracił na ich odejściu. Furman w Tuluzie na razie sobie nie poradził, Łukasik miał trudne wejście do Lechii, ale zaczął grać regularnie. Wladimer Dwaliszwili już na zimowym zgrupowaniu w Belek usłyszał od trenera Berga, że ceni jego umiejętności, ale by grać regularnie musi zrzucić zbędne kilogramy i popracować nad szybkością oraz koordynacją. „Lado” schudł, ale dwóch pozostałych elementów nie poprawił i został przez norweskiego szkoleniowca skreślony. Na pewno sportowo zespół nie stracił na jego odejściu. Wojciech Skaba już dawno razem z władzami klubu ustalił, że jego kontrakt nie będzie przedłużony. To był solidny bramkarz, ale postanowione, że do klubu zostaną sprowadzeni młodsi. Podobnie jak w pozostałych przypadkach, zespół nie stracił na jego odejściu. Michał Efir nie miałby szans na wygranie rywalizacji w Legii, a szkoda go było na grę w III-ligowych rezerwach. Został wiec sprzedany do Ruchu z opcją odkupu. Kto wie, być może Legia jeszcze na tym ruchu zyska. Ostatnim z graczy, którzy opuścili szeregi Legii był Henrik Ojamaa – który miał niewytłumaczalny wręcz kredyt zaufania u trenera Berga. W końcu jednak i on przekonał się, że Estończyk jest uparty, a najważniejsze jest dla niego… jego własne zdanie i tylko z nim się liczy. „Heniek” został wypożyczony do szkockiego Motherwell, zespół na tym ruchu nie tylko nie stracił, ale nawet zyskał – w szatni zrobiło się spokojniej, nikt nikomu nie skakał do gardła. W Szkocji są z niego zadowoleni i przy Łazienkowskiej wszyscy mają nadzieję, że wypożyczenie zostanie przedłużone, co będzie korzyścią dla każdej ze stron.


Wspólna ocena transferów z klubu - 7

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.