Oceny piłkarzy Legii za mecz z Karabachem - katastrofa
03.10.2020 20:15
Gra zespołu 1 (2,61 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). To, że legioniści grają wolniej od ligowych od rywali, wiemy już od pewnego czasu. W meczu z Karabachem zobaczyliśmy jednak, że nie tylko wolno grają, ale też dużo wolniej myślą. Każdy legionista po otrzymaniu piłki zachowywał się jak dziecko na przejściu dla pieszych - patrzył najpierw w lewo, potem w prawo, potem znowu w lewo, a dopiero potem szukał podania. Niestety zazwyczaj przez te kilka sekund namysłu doskakiwało do niego dwóch rywali i musiał się jej pozbywać niemal panicznie, najczęściej do tyłu. Równie wolno myśleli legioniści poruszając się bez piłki, chwile zawieszenia przy powrocie do obrony i zwolnienia w biegu kończyły się stuprocentowymi sytuacjami dla Azerów. Piłkarze Karabachu zbierali do tego wszystkie odbite piłki, bo po prostu szybciej do nich startowali. Dodatkowo utrudnił jeszcze swoim piłkarzom grę trener Czesław Michniewicz, zmieniając system gry na 4-3-1-2, w którym nigdy Legia nie grała i wstawiając do składu sporo zawodników niezgranych z drużyną. Trzech środkowych pomocników zamiast skrzydłowych spowodowało, że Legia nie była w stanie nawet zastosować jedynej swojej skutecznej broni w ostatnim czasie, czyli wejść bocznych obrońców i dośrodkowań, bo boczni obrońcy byli przy linii bocznej osamotnieni i do akcji włączać się nie mogli. Trójka środkowych pomocników nie poprawiła wyprowadzania piłki, ponieważ każdy z nich bał się brać wyprowadzanie jej na siebie i po dostaniu futbolówki od obrońców natychmiast ją zwracał, nie starając się nawet o obrócenie w stronę bramki i wyjście do przodu, jak to robił niegdyś Thibault Moulin, czy za kadencji Ricardo Sa Pinto Andre Martins. Co gorsza, środkowi pomocnicy często truchtem wracali do obrony, przez co Azerowie robili pod bramką Legii, co chcieli. Mało tego, piłkarze chyba nie zrozumieli nakreślonej taktyki, bo ustawienie 4-3-1-2 wyglądało na boisku jak 4-3-3, gdzie po bokach było dwóch wysokich napastników, spychanych przez obrońców na skrzydła i znajdujących się zwykle bliżej linii bocznej niż środka pola karnego, a w środku miejsce zajmował niziutki Joel Valencia. Oczywiście rzucanie wzdłuż linii bocznej piłek na dobieg Tomasowi Pekhartowi czy Rafaelowi Lopesowi i kazanie ścigać im się z obrońcami było z góry skazane na niepowodzenie. Nic więc dziwnego, że poza stałymi fragmentami gry Legia nie stwarzała kompletnie żadnego zagrożenia pod bramką gości. Niech nie zmyli przy tym nikogo fakt, że mistrzowie Polski stracili w tym ustawieniu jednego gola, a przy „normalnym” ustawieniu, do którego wrócił trener Michniewicz wkrótce po rozpoczęciu drugiej połowy dwa. Gdyby nie znakomita postawa Artura Boruca w bramce, Legia przegrywałaby co najmniej trzema golami już do przerwy, bo Karabach stworzył sobie przed przerwą więcej okazji niż po zmianie stron. Inna sprawa, że po zmianie ustawienia i wejściu piłkarzy dotychczas stanowiących o sile podstawowej jedenastki legioniści prezentowali się niewiele lepiej i stracili dwa gole. Gdyby w czwartkowy wieczór Legia przegrała w podobnym wymiarze jak kilka lat temu z Borussią, byłby to wynik odzwierciedlający wydarzenia na boisku. Tyle, że rzecz jasna klasy obu tych zespołów nie należy nawet porównywać, bo Karabach dziś to nawet nie jest ta drużyna, która w ostatnich latach mieszała nieco na arenie europejskiej, tylko zespół składający się w większości z Azerów. I taka wcale niespecjalnie mocna drużyna po prostu zmiotła niezorganizowaną Legię z boiska. Trudno nie dojść do konkluzji, że był to najgorszy występ legionistów od wielu lat. Do listy porażek z ostatnich trzech lat - Słowaków, Cypryjczyków, Mołdawian, Luksemburczyków i Kazachów dopisujemy Azerów. A przypomnijmy, że przed 2017 rokiem takie porażki z egzotycznymi rywalami praktycznie nigdy się „Wojskowym” nie przytrafiały. Opisy poszczególnych piłkarzy po czwartkowym meczu będą bardzo krótkie, bo po prostu nie ma czego opisywać.
Artur Boruc 7 (5,79 - ocena Czytelników). Karabach oddał trzynaście(!) celnych strzałów na bramkę, dziesięć z nich Boruc obronił, a niektóre były oddane z bliskiej odległości. Można mieć pretensje do niego o jeden wykop do przeciwnika na początku meczu, może przy drugiej bramce mógł lepiej zablokować strzał, ale nie ma się co czepiać. Bramkarz Legii rozegrał dobry mecz i uchronił mistrzów Polski przed dwukrotnie wyższą porażką. Z pewnością nie takiej postawy zawodników z pola w tym meczu się spodziewał.
Josip Juranović 1 (1,96). Przy ocenie najniższej z możliwych dla Juranovicia nie chodzi tylko o to, w jak kuriozalny sposób dał się ograć przy drugim golu, ani o to, że grając po prawej stronie tylko raz w miarę przyzwoicie dośrodkował, ani nawet nie o to, że nie nadążał z powrotem. To, co nas najbardziej przerażało, to ustawianie się Chorwata. Za każdym niemal razem w momencie zagrania piłki do przeciwnika na jego stronie znajdował się co najmniej kilka metrów od niego pozwalając mu na spokojne przyjęcie piłki i rozpędzenie się. Działo się tak nawet w sytuacji, gdy przeciwnik grał wielometrowy przerzut, a piłka leciała do skrzydłowego Karabachu przez długie sekundy. Nic dziwnego, że potem nie był w stanie go zatrzymać.
Igor Lewczuk 2 (1,84). Lewczuk był zamieszany tylko w jednego gola, pierwszego, gdy przegrał walkę o piłkę, nie był to zresztą wcale decydujący moment tej akcji. Błędów jednak popełnił w obronie sporo, zwłaszcza w pierwszej fazie meczu. Najbardziej jednak raziły jego straty przy wyprowadzaniu piłki, Karabach miał po takich błędach dwie stuprocentowe sytuacje. To też dziwna decyzja trenera, by wystawiać w takim meczu piłkarza, który nie grał od miesiąca, a w tym sezonie zaliczył ledwie sto minut.
Artur Jędrzejczyk 2 (2,17). Przy pierwszym golu zapewne można było gwizdnąć zbyt wysoko podniesioną nogę przez piłkarza Karabachu, niemniej kapitan Legii absolutnie nie powinien „iść na raz”, bo potem była już otwarta droga do bramki, jest więc współodpowiedzialny za utratę pierwszego gola. Trudniej go winić za ostatniego, bo musiał zostawić swojego przeciwnika i biec na pomoc ogranemu w polu karnym Valencii. Nie zmienia to faktu, że obrona kierowana przez kapitana Legii w sumie dopuściła do aż trzynastu celnych strzałów gości, a nie wszystko można zrzucić na brak powrotu pomocników.
Filip Mladenović 2 (2,62). Gdyby oceniać wyłącznie grę w obronie, byłaby ocena taka sama jak dla Juranovicia. Mladenović nie nadążał z powrotem, jest winny bardziej niż Jędrzejczyk za utratę pierwszego gola, bo zagapił się w kryciu, nie wiemy też, gdzie był przy golu trzecim, bo na pewno nie tam, gdzie być powinien. Serb jednak w odróżnieniu od Chorwata przynajmniej starał się wyjść z piłką, tyle że na flance przez większość meczu był sam, bo Legia grała bez skrzydłowych. W pierwszej połowie oddał dobry strzał z dystansu, pod koniec meczu trafił w bramkę z rzutu wolnego, ale było to bardziej dośrodkowanie niż uderzenie. W miarę przyzwoitą, aktywną grą w ostatnim kwadransie obronił się przed najniższą oceną.
Bartosz Slisz 2 (3,36). W pierwszej połowie często wracał do obrony, starał się nadążać za Azerami, ale nie przynosiło to większego efektu, goście ostrzeliwali bramkę Boruca zarówno z pola karnego, jak i sprzed niego, do tego ciężko zapomnieć mu stratę przed własną bramką z 37. minuty skutkującą znakomitą sytuacją dla rywali. Mimo to i tak ze wszystkich pomocników stanowił dla obrońców największe wsparcie. Jak „zawieszali się” pomocnicy Legii było widać przy trzecim golu dla Azerów - Slisz wrócił w pole karne, stanął, a w tym momencie uciekł mu spod krycia Ozobić. Ze dwa razy po przerwie tylko widzieliśmy udane wyprowadzenie piłki w jego wykonaniu. Rywale za szybko w czwartek biegali i za szybko doskakiwali do pomocnika Legii, który często zbyt długo miał piłkę przy nodze.
Domagoj Antolić 2 (2,14). Podobnie jak Slisz, ze dwa razy może wyprowadził piłkę, najczęściej jednak po prostu zwracał ją natychmiast obrońcom. Też długo ją przetrzymywał, ale w odróżnieniu od Slisza przynajmniej nie dawał jej sobie zabrać. Bardzo słabo prezentował się w destrukcji, ustawiony najbliżej lewej strony z trójki pomocników nie nadążał za rywalami, a że często i Mladenović nie wracał dostatecznie szybko, to po lewej stronie była dziura, asekurowana w ostateczności dopiero przez Jędrzejczyka, który musiał ją łatać. W ofensywie nie było lepiej, oddał jeden strzał i wywalczył dwa rzuty rożne. Na tle Azerów grał wolno, za wolno.
Bartosz Kapustka 2 (2,28). Ustawiony po prawej stronie trójki pomocników jako jedyny nie bał się przed przerwą wyprowadzać piłki, popisał się jednym znakomitym dośrodkowaniem w pole karne po sprytnie wykonanym rzucie rożnym, starał się też pomagać w obronie, ale podobnie jak Antolić po prostu nie nadążał. Po zmianie stron grał znacznie gorzej, podawał bardzo niecelnie, Azerowie z łatwością rozczytywali jego próby dryblingów. Optycznie był chyba najlepszym piłkarzem Legii w polu, przynajmniej przed przerwą, jednak środkowy pomocnik z całą pewnością nie powinien mieć tak dramatycznej celności podań, wynoszącej zaledwie 56%, z tego powodu nie ocenimy jednak Kapustki wyżej niż innych. Można dyskutować, czy to akurat on zasłużył na zmianę, ale wszystko co w miarę pozytywne, pokazał przecież wyłącznie w pierwszych czterdziestu pięciu minutach.
Joel Valencia 2 (2,32). W pierwszej połowie wchodził między parę napastników i grał środkowego, podczas gdy Pekhart i Lopes schodzili na boki. Z pewnością nie o to chodziło trenerowi Michniewiczowi. Valencia był najaktywniejszym zawodnikiem w ofensywie Legii, niezależnie czy grał w środku, czy na skrzydle, ale poza wywalczeniem jednego rzutu wolnego oraz oddaniem jedynego, naprawdę groźnego strzału niewiele pokazał. O grze w obronie Ekwadorczyka się nie wyrazimy, po prostu tego nie umie robić. Pierwszy błąd zrobił w 48. minucie, za drugim razem został straszliwie ograny i padł trzeci gol. Nie rozumiemy decyzji trenera o powierzeniu mu od pierwszej minuty budowania gry ofensywnej Legii, skoro ma zerowe zgranie z zespołem.
Rafael Lopes 1 (1,64). Legia grała i za trenera Vukovica często dwoma napastnikami, ale nie w ten sposób. Jeśli tak napastników chciał porozstawiać trener Michniewicz, to apelujemy, by nie robił tego nigdy więcej. Niemal każda piłka adresowana do Lopesa była piłką na stratę, bo Portugalczykowi raz udało się dobrze zastawić i odegrać i raz wywalczyć rzut wolny przez niemal godzinę pobytu na boisku. Zamiast pomagać Pekhartowi, gdy ten starał się zgrywać wysokie piłki, stał po drugiej stronie boiska. Poza tym był praktycznie nieobecny i nie ma czego opisywać.
Tomas Pekhart 2 (1,80). Ustawienie Pekharta w bocznej strefie i kazanie mu się ścigać z obrońcami do piłek granych za obronę było ideą kuriozalną, czy naprawdę tak to trener wymyślił? Gdy grano do niego długie i wysokie piłki, to przynajmniej coś próbował zrobić - albo się utrzymać przy niej, albo zgrać głową za siebie w stronę bramki przeciwnika. Tyle, że po te zgrywane piłki nie wychodził ani Lopes, ani wchodzący w środek Valencia. Wiemy jakie wady i zalety ma Czech, trudno od niego oczekiwać przy wyprowadzaniu piłki czegoś więcej, niż to co robił. Gdy Legia wróciła do normalnego ustawienia, przeszedł wreszcie w pole karne i czekał na piłki. Czekał, czekał i się nie doczekał, bo dośrodkowań celnych nie było. W doliczonym czasie gry wywalczył jeden rzut rożny i to tyle z pozytywów. Zagrał bardzo słabo, ale też powierzono mu obowiązki sprzeczne z jego piłkarską charakterystyką i trudno, by im podołał.
Paweł Wszołek 2 (2,86). Wszedł na skrzydło, ustawienie się zmieniło, poziom gry Legii w ofensywie niespecjalnie. Wszołek dużo piłek tracił, współpraca z Juranoviciem nie wchodzącym praktycznie do ofensywy była zerowa, oddał jeden zablokowany strzał, ani razu nie dośrodkował celnie. Zagrał na tym samym poziomie, co reszta.
Luquinhas 2 (2,92). Przez długie minuty kompletnie niewidoczny, jedyny pozytyw był taki, że jak już dostał piłkę, to jej przynajmniej nie stracił i udawało mu się przy niej utrzymać. Nie przeprowadził ani jednej udanej akcji, raz uderzył bardzo niecelnie. Podobnie jak Wszołek nie wniósł niczego pozytywnego do gry.
Michał Karbownik 2 (2,85). Drugi mecz, w którym Karbownik na środku pomocy i drugi, w którym nas nie przekonał. Dużo strat, równie dużo niecelnych podań, brak skutecznej gry w destrukcji. Drugi obok Slisza pomocnik, który przy trzecim golu stanął zamiast aktywnie bronić.
Najlepszym legionistą czwartkowej klęski mógł zostać wyłącznie Artur Boruc, który jako jedyny zagrał na oczekiwanym od piłkarza Legii poziomie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.