Oceny piłkarzy Legii za mecz z Lechem - niski pressing wygrywa z przeszkadzaniem
27.02.2019 09:10
Gra zespołu 3 (3,55 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Po raz kolejny napiszemy - nie ma żadnego znaczenia, w jakim zestawieniu personalnym Legia wyjdzie na boisko, bo wstawienie jednego piłkarza za drugiego niczego nie zmienia. Problem nie leży w złym doborze składu, tylko w organizacji gry legionistów i nie ma sensu krytykowanie poszczególnych ofensywnych piłkarzy, skoro każdy gra źle. Niby w Poznaniu Legia zagrała mniej bojaźliwie, bo boczni obrońcy zostali odwiązani z własnej połowy, ale portugalski szkoleniowiec konsekwentnie nie robi tego samego ze środkowymi pomocnikami, którzy nie podchodzą przed pole karne rywali i w ogóle nie wyprowadzają piłki przez środek. Głównymi rozgrywającymi wciąż są boczni obrońcy, starający się przeprowadzić piłkę przez wąską strefę przy linii bocznej, którą bardzo łatwo jest zablokować. Jeśli już uda się piłkę przenieść na połowę przeciwnika, zawodnik z piłką nie ma komu podać, bo wszyscy ofensywni piłkarze z przodu uciekają od piłki starając się wyjść, najczęściej bezskutecznie, za linię obrony, a środkowi pomocnicy pozostają przy linii środkowej, przez co posiadacz piłki może ją albo zagrać górą do krytego zawodnika, albo stracić. Co gorsza, z meczu na mecz rozgrywanie piłki jest coraz gorsze. Legia w czwartym meczu z rzędu bramki z gry nie tylko nie zdobyła, ale tym razem po raz pierwszy nie stworzyła sobie ani jednej sytuacji, a jedyny celny strzał wynikł z ponowienia akcji po stałym fragmencie gry. Zwalanie winy w kolejnych meczach na sędziów, murawę, czy inne czynniki trenerowi Sa Pinto nie pomoże, skoro jego podopieczni wychodzą na boisko tylko po to, by przeszkadzać rywalowi w grze w piłkę, wierząc, że nie stracą żadnej przypadkowej bramki, a ze stałego fragmentu może coś wpadnie. Tym razem wpadło, ale dla przeciwników, a mistrzowie Polski w takiej sytuacji z reguły stają się bezradni, licząc co najwyżej na jakiś rzut rożny czy wolny. Podobnie wyglądało to nie tylko w poprzednich wiosennych meczach, ale również w końcówce rundy jesiennej, co wskazuje na to, że problem leży w pomyśle portugalskiego szkoleniowca na grę. Co gorsze, okres przygotowawczy, w którym można by to zmienić, dawno się już skończył. Przed mistrzami Polski w najbliższym czasie będą mecze ze słabszymi rywalami i być może mimo tak siermiężnej taktyki wyniki będą lepsze, ale na lepszą grę nadziei zbyt wielkich nie mamy. W Poznaniu jedynie do gry defensywnej, a w szczególności do bramkarza i obrońców nie można było mieć większych pretensji, bo Lech strzelił dwa gole mając jedną dogodną sytuację z gry, której zresztą nie wykorzystał. Legia takich okazji w ogóle nie miała, a mecz poziomem przypominał walkę dwóch drużyn o utrzymanie, a nie o europejskie puchary. Niestety w tej kopaninie dwóch skrajnie defensywnie nastawionych zespołów to „Wojskowi”, wbrew opinii Ricardo Sa Pinto, byli tym zdecydowanie gorszym.
Radosław Majecki 6 (4,67 - ocena Czytelników). Obronił dwa strzały, jeden łatwy na początku meczu i jeden trudny po przerwie, ratując Legię przed wyższą porażką. Przy golach niewiele mógł zrobić, trudno go przecież winić za nie obronienie rzutu karnego, czy piłki nastrzelonej na nogę Vujadinovicia sześć metrów przed bramką. Nie zamierzamy więc obniżać noty wyjściowej bramkarzowi Legii, bo w naszej opinii nie ma do tego powodu.
Marko Vesović 4 (3,82). Czarnogórzec jest współwinny utracie pierwszego gola, bo gdyby piłki nie kopnął, to bramki by nie było, z drugiej strony to nie on przecież krył w tej sytuacji strzelca gola. Poza tym Vesović dobrze radził sobie w defensywie z Makuszewskim, ale raz dla odmiany uciekł mu przy linii Kostewycz. Prawy obrońca „Wojskowych” starał się włączać do ofensywy, ale z racji tego, że Legia nie miała w sobotę w ofensywie środka pola, na niewiele się to zdawało, bo nie było z kim rozgrywać piłki. Gdyby nie stracony gol i kiepskie dośrodkowania w drugiej połowie, można by ocenić jego występ jako w miarę przyzwoity.
Mateusz Wieteska 4 (3,63). Wieteska bardzo dobrze radził sobie w defensywie i nie pozwolił poznaniakom na żadną akcję jego strefą, ofiarnie też blokował wraz z Jędrzejczykiem strzał z bliskiej odległości w 57. minucie. Z wyprowadzaniem piłki było nieco gorzej, bo miał kilka długich niecelnych podań. Najwięcej jednak pretensji mamy o zachowanie przy golu, bo to on krył Vujadinovicia i powinien być bliżej czarnogórskiego obrońcy w tej sytuacji, ponosi więc wraz z Vesoviciem winę za straconego gola i oceny wyższej dostać od nas nie może.
Artur Jędrzejczyk 5 (4,10). Kapitan Legii tradycyjnie nie zawiódł, zwłaszcza w pierwszej połowie świetnie radził sobie z Gytkjaerem. W sumie popełnił dwa błędy, raz „obciął się” na początku meczu, a po przerwie dopuścił do strzału Jóźwiaka i Majecki musiał się solidnie wykazać, miał też jeden niedokładny przerzut. Najlepszy piłkarz Legii w polu, podobnie zresztą jak tydzień temu.
Adam Hlousek 4 (3,48). Czech poza jednym przypadkiem, gdy uciekł mu w 52. minucie Jóźwiak, grał dobrze w defensywie. Zwłaszcza przed przerwą, prawa strona Lecha w zasadzie nie istniała. Do gry ofensywnej też próbował się włączać, ale kończyło się to najczęściej stratą, niecelnym podaniem, albo w jednym przypadku nieudanym kompletnie strzałem słabszą nogą. Nabiegał się najwięcej ze wszystkich legionistów. Pretensje można mieć oczywiście do Hlouska przede wszystkim za wyprowadzanie piłki, ale znacznie większe słowa krytyki powinny być kierowane do jego kolegów i trenera, którzy z nieznanych przyczyn próbowali znów zrobić z Czecha głównego rozgrywającego. Zmuszanie Hlouska do zagrywania największej ilości podań w całej drużynie, gdy ma on przed sobą wąski i najczęściej zamknięty korytarz przy linii, to jakiś taktyczny wynalazek portugalskiego szkoleniowca, której nie jesteśmy w stanie pojąć. Szkoda nam walecznego Czecha, na którego próbuje się nałożyć obowiązki, do wypełniania których zupełnie nie jest predestynowany.
Andre Martins 3 (3,42). Jeśli chodzi o odbiór i wspieranie obrońców, było o niebo lepiej niż tydzień temu przy Łazienkowskiej. Jeśli idzie o wyprowadzanie piłki i konstruowanie akcji ofensywnych, było niestety tak samo. Portugalczyk w pierwszej połowie chwilami próbował rozpoczynać akcje, ale poza jednym ofensywnym podaniem na początku meczu niemal zawsze kończyło się to beznadziejnymi stratami, w sumie zaliczył ich aż dziesięć. Na tyle go to najwyraźniej zniechęciło, że po zmianie stron znów grał niemal wyłącznie na boki i do tyłu, zwalając rozegranie na bocznych obrońców i pomocników. Odnotujmy jeszcze, że był autorem najgroźniejszej akcji Legii, bo to po jego dośrodkowaniu z ponowienia po stałym fragmencie gry mistrzowie Polski oddali jedyny celny strzał. Jeśli Legia ma grać lepiej i mieć korzystne wyniki meczów, Martins musi wrócić do odważniejszej i bardziej kreatywnej gry do przodu oraz samodzielnego (jak niegdyś Moulin) przeprowadzania piłki z obrony do ataku, bo bez niej wyprowadzanie piłki przez „Wojskowych” po prostu nie istnieje.
Cafu 4 (4,01). Portugalczyk ma najwyższą spośród legionistów notę InStat głównie dzięki bardzo dobrej grze defensywnej, dużej liczbie wygranych starć, głównie powietrznych w środku pola oraz dokładności podań. Tyle, że podania te nie były wykonywane do przodu, a Cafu pod pole karne Lecha poza stałymi fragmentami gry w zasadzie nie podchodził, więc piłkarze operujący w bocznych sektorach nie mieli z kim grać. Autor jedynego celnego strzału, łatwego do obrony, ale wiele więcej z tej sytuacji Cafu wycisnąć nie mógł. Najlepszy piłkarz „Wojskowych” spośród pomocników i napastników, choć głównie na to miano zasłużył dzięki umiejętnemu przeszkadzaniu rywalom. W piłkę, podobnie jak reszta legionistów, niespecjalnie chciał w sobotę grać.
Salvador Agra 3 (2,75). Szczerze mówiąc nie rozumiemy, dlaczego akurat Agra został kozłem ofiarnym sobotniego meczu, bo żaden z piłkarzy ofensywnych nie zagrał przecież lepiej od Portugalczyka. Agra nie miał ponad piętnastu strat jak Szymański czy Carlitos i nie spowodował rzutu karnego, jak Nagy, a do tego w odróżnieniu od Carlitosa i Szymańskiego przynajmniej próbował uderzać na bramkę. Oczywiście, tracił piłki w dryblingach i psuł akcje, ale tym razem dużo celniej podawał niż w meczu z Cracovią i przynajmniej trzy razy zanotowaliśmy jego udany powrót do obrony, czego wcześniej nie oglądaliśmy. Nie ulega wątpliwości, że zagrał bardzo słabo, ale Kucharczyk, Szymański, Carlitos czy Nagy wcale lepsi nie byli, a występ dwóch z nich oceniamy nawet gorzej od Agry. Dobrze zauważył Ivica Vrdoljak, że główny problem Legii nie leży na skrzydłach, ale w mało ofensywnym i kreatywnym środku pola. Rozumiemy, że narodowość Agry ułatwia mediom przy jego słabej grze w drugim kolejnym meczu bicie w niego jak w bęben, ale będziemy się sprzeciwiali produkowaniu kolejnych kozłów ofiarnych niezależnie od tego, jaki paszport w kieszeni nosi dany piłkarz. Główny problem Legii leży w systemie, a nie w personaliach.
Sebastian Szymański 2 (3,56). Tak złego meczu młodego pomocnika Legii nie widzieliśmy od dawna. Zero wykreowanych akcji, zero strzałów, szesnaście strat, nawet w defensywie specjalnie się nie wyróżnił zaliczając tylko jeden odbiór i raz w drugiej połowie zaliczając ważny powrót, do tego dochodziły koszmarnie wręcz bite stałe fragmenty gry. Rozumiemy, że Ricardo Sa Pinto ceni Szymańskiego za nieustanne bieganie sprintem w pressingu, ale na litość boską, piłkarz ustawiony na pozycji numer dziesięć ma być przede wszystkim kreatorem akcji, a nie wyłącznie pierwszym obrońcą. Nic dziwnego, że się goli z akcji nie strzela, skoro ofensywny pomocnik wypełnia wyłącznie funkcje defensywne. Pod koniec meczu przeszedł na pozycję środkowego pomocnika, tam radził sobie odrobinę lepiej i podawał dokładniej, bo nie miał blisko przy sobie przeciwników, ale nie sądzimy, by na tej pozycji wystawiał go portugalski szkoleniowiec w przyszłości.
Michał Kucharczyk 3 (2,57). Prawa obrona, lewe skrzydło, a po pół godzinie sobotniego meczu meczu prawe skrzydło. „Kuchy” rzucany jest wiosną po różnych miejscach, na razie na żadnym nie przekonuje, dla odmiany pomysł trzymania go na trybunach też był zresztą pozbawiony sensu. Bardzo źle grał w pierwszej połowie, gdy poza jednym wywalczonym rzutem rożnym i udanym pressingiem na początku meczu nie pokazał nic, nieco lepiej po zmianie stron, gdy zadomowił się na znanym sobie dużo lepiej prawym skrzydle, choć częściej widzieliśmy go w udanej akcji defensywnej niż ofensywnej. W sumie zagrał podobnie jak Agra - niewiele strat, dwa niecelne strzały, kilka powrotów do obrony, w tym jeden bardzo ważny w 57. minucie i podobny jak Portugalczyk procent celnych podań. Dostaje też od nas ocenę identyczną jak Agra.
Carlitos 3 (3,42). Najlepszy przykład, że to nie personalia są problemem tragicznej gry ofensywnej Legii, tylko sam pomysł na grę. Król strzelców Ekstraklasy zeszłego sezonu w sobotę nie oddał ani jednego strzału na bramkę i miał siedemnaście strat, były to podobne statystyki do tak krytykowanego w poprzednich meczach Sandro Kulenovicia. Wywalczył trzy rzuty rożne, „załatwił” rywalowi jedną żółtą kartkę, biegał w pressingu z Szymańskim i to tyle jeśli chodzi o jakiekolwiek pozytywy. Ale jakie mają być pozytywy, skoro Hiszpan, podobnie jak w poprzednich meczach Chorwat, dostawał wyłącznie piłki, o które musi walczyć z obrońcą? W sumie i tak odrobinę lepiej radził sobie z tymi podaniami i odgrywał dokładniej niż w poprzednich meczach Kulenović, a Carlitos ma przecież gorsze warunki fizyczne. Potrzebnych jest więcej piłkarzy w ataku, więcej wymian piłki, więcej chętnych zawodników do otrzymania futbolówki od partnera, by zawodnik z piłką miał przynajmniej dwie-trzy alternatywy zagrania. Jak każdy od gry ucieka, to i akcji nie ma, a jedynemu napastnikowi nie ma kto dograć.
Dominik Nagy 2 (3,37). Jeśli chodzi o poziom gry, to zaprezentował podobny do Agry i Kucharczyka - jeden zablokowany strzał i kilka raczej mniej niż bardziej udanych prób dryblingów. Musi być jednak oceniony od nich niżej, bo podarował rywalom rzut karny i to wskutek banalnego własnego błędu, zarówno w ustawieniu się do piłki, jak i ocenie sytuacji - nawet jeśli już przegrał pozycję, to za jego plecami był Jędrzejczyk, który zapewne bez problemu zatrzymałby lechitę. Niestety Węgier nie tylko nic nie wniósł do gry ofensywnej zespołu w sobotę, ale wręcz dopomógł swoją nieudaną interwencją niewiele lepiej grającym rywalom w zwycięstwie.
Sandro Kulenović (3,24) i Iuri Medeiros (3,59) grali zbyt krótko, by ich oceniać.
Najlepszym legionistą sobotniego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali zgodnie Radosława Majeckiego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.