Oceny piłkarzy Legii za mecz z ŁKS - moc na ławce rezerwowych
13.02.2020 19:10
Gra zespołu 6 (6,37 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Grając na własnym boisku z ostatnim zespołem Ekstraklasy legioniści zaskakująco długo nie potrafili przełamać obrony rywala. Wynikało to głównie z tego, że Jose Kante, będąc jedynym napastnikiem, często cofał się aż do linii środkowej, by wspomóc rozegranie i brakowało go potem w polu karnym. Teoretycznie powinni lukę po nim wypełniać obaj skrzydłowi i Luquinhas, ale żaden z tych zawodników nie ma „nosa” do gubienia w polu karnym obrońców i znajdowania sobie wolnych pozycji, co najlepiej było widać pod koniec pierwszej połowy po dośrodkowaniu Marko Vesovicia, które przetoczyło się wzdłuż bramki po ziemi i żaden legionista nie nabiegł na piłkę. Gra obronna przez większość spotkania wyglądała dobrze, choć nieco utrudnił ją sędzia Bartosz Frankowski pokazując dwie żółte kartki stoperom Legii za powietrzne starcia - najwyraźniej dla toruńskiego arbitra oparcie się w powietrzu na w ogóle nie wychodzącym w górę napastniku jest groźniejsze dla zdrowia od kopania po piszczelach i bardziej znaczące dla przebiegu gry niż notoryczne pociąganie za koszulkę. Jednak zupełnie nieoczekiwanie w drugiej części meczu aż trzech defensorów „Wojskowych” jeden jedyny raz nie potrafiło sobie poradzić z jednym Michałem Trąbką a Domagoj Antolić zamiast kryć Łukasza Piątka przez kilka sekund biernie przyglądał się akcji i łodzianie objęli prowadzenie po jedynym swoim celnym strzałem w meczu. O ile przypadkowe bramki po „strzałach życia” jesteśmy w stanie zrozumieć, to w tej sytuacji zachowanie kilku legionistów, a zwłaszcza Chorwata, należało do trudnych do wybaczenia. Szybko zareagował trener Aleksandar Vuković, wpuszczając do środka pola ofensywnie usposobionego Waleriana Gwilię i Macieja Rosołka jako drugiego napastnika. Przyniosło to natychmiastowe efekty w postaci goli - pierwszego po akcji pary rezerwowych, drugiego po rzucie karnym i trzeciego po uderzeniu zza pola karnego po szybkim przejęciu piłki, a nie brakowało też innych okazji do zdobycia gola. Powinno to dać do myślenia trenerowi Legii, że gdy Jose Kante wychodzi w pierwszym składzie, to Legia gra znacznie lepiej gdy Gwinejczyk „robi grę” i wyciąga obrońców, a drugi napastnik czeka na piłkę w polu karnym, tak jak to było w końcówce rundy jesiennej, gdy w Legii grał Jarosław Niezgodai przynajmniej w meczach ze słabszym, murującym bramkę rywalem próbować od początku gry dwoma napastnikami. W niedzielnym meczu legioniści grali z naprawdę słabym przeciwnikiem, a dopiero zmiany, zarówno personalne, jak i taktyczne, pozwoliły przechylić szalę zwycięstwa na korzyść”Wojskowych”. To co najważniejsze – trzy punkty - udało się zdobyć, ale poziom gry Legii, zwłaszcza w ofensywie, pozostawiał sporo do życzenia. Z drugiej strony, trudno było na inaugurację rundy, po dwóch miesiącach bez meczów o stawkę, oczekiwać czegoś dużo lepszego.
Radosław Majecki 6 (5,92 - ocena Czytelników). Bezrobotny przez cały mecz, bo ŁKS oddał jeden celny strzał i nawet nie dośrodkowywał w pole karne, w jednej jedynej sytuacji był bezradny, gdy nieobstawiony przeciwnik stał niekryty kilka metrów od bramki i miał czas, by wybrać sobie, w który róg ma uderzać. Z wybić można przyczepić się może do dwóch, po jednym w każdej z połów. Ocena wyjściowa.
Marko Vesović 6 (6,28). Bardzo często podłączał się do akcji ofensywnych wchodząc na obieg, ale gdy piłkę dostał, to często zbyt długo zastanawiał się co z nią zrobić. Tylko jedno dobre dośrodkowanie w pierwszej połowie mogło sprawić łodzianom zagrożenie, większość z nich była przeciągnięta, zwłaszcza po zmianie stron, a niektórych przypadkach zbyt długie zabieranie się Czarnogórca z piłką kończyło się co najwyżej wywalczonym rzutem rożnym. Vesović miał najwięcej strat spośród wszystkich legionistów, ale wszystkie na szczęście popełnił w ofensywie. Był w trójce piłkarzy, którzy nie potrafili sobie poradzić przy golu z Trąbką, choć z całej trójki akurat on mógł zrobić najmniej. Nabiegał się dużo przez cały mecz, był aktywny, ale jakość jego gry, zwłaszcza jeśli chodzi o operowanie piłką pozostawiało sporo do życzenia. Przeciętny występ.
Igor Lewczuk 6 (6,04). Ze wszystkich legionistów po Lewczuku chyba najbardziej było widać brak gry w meczach o stawkę, bo kilka razy w tym meczu zbyt daleko stał od rywali i nie zawsze właściwie potrafił ocenić kierunek, w którym będzie zagrana piłka. Tak było też przy golu - piłka po nieudanym strzale Sajdaka w ogóle nie powinna dotrzeć do Wolskiego, Lewczuk był po prostu za daleko od przeciwnika. Wprawdzie udało mu się zablokować łodzianina, ale potem nie poradził sobie do spółki z Jędrzejczykiem z Trąbką, pewna część odpowiedzialności za straconego gola spada też na niego. W powietrzu radzi łsobie jak zwykle dobrze, choć sędzia żółtą kartką pokazaną „od czapy” na pewno mu zadania nie ułatwił. Mimo przeciętnej oceny niedzielnego występu jesteśmy przekonani, że Lewczuk szybko wróci do dyspozycji z rundy jesiennej, po prostu musi nabrać trochę ogrania po zimowej przerwie.
Artur Jędrzejczyk 6 (6,15). Kapitan Legii przez niemal cały mecz prezentował się dobrze, był tam, gdzie być powinien, demolował nieprzyzwyczajonego najwyraźniej do silnych obrońców Samu Corrala, który zresztą grając przez całe życie w Hiszpanii nie spodziewał się, że trafi kiedyś do drużyny, w której główną taktyką będzie wywalanie na niego świec, zamiast podawania po ziemi. Tradycyjnie też „Jędza” dostał za nadmierną ostrość w powietrznych żółtą kartkę, mamy od pewnego czasu wrażenie, że sędziowie przyjęli sobie dawanie mu kartek w takich sytuacjach za punkt honoru - każdą kartkę w tym sezonie dostał praktycznie za to samo i za każdym razem od innego sędziego. Ocenę gry „Jędzy” obniża znacząco zachowanie przy golu, bo to podanie w pole karne po prostu nie miało prawa przejść, gdy para środkowych obrońców ściera się z młodym i słabym fizycznie przeciwnikiem. Niestety, to właśnie koło Jędrzejczyka ta piłka przeszła, interwencja legionisty była najwyraźniej zbyt mało zdecydowana. Z tego też powodu pozostaniemy przy ocenie wyjściowej, podobnie jak w przypadku dwóch wyżej opisywanych obrońców.
Michał Karbownik 8 (7,45). Często mieliśmy zastrzeżenia do gry Karbownika w obronie, ale w tym meczu nie dał powodu do żadnych narzekań - był zawsze tam, gdzie trzeba, przejął najwięcej piłek spośród wszystkich legionistów, miał najwięcej odbiorów i jako jedyny zachował się właściwie przy straconym golu, bo krył swojego przeciwnika. Raz tylko na cały mecz uciekł mu pod końcową linię Jan Grzesik. A w grze ofensywnej było jak zwykle. Osiemnastolatek ma niesamowitą łatwość wyprowadzania piłki, bez żadnych kompleksów na szybkości mija skrzydłowych przeciwnika i potrafi ją przeprowadzić aż pod bramkę. Gdy zbliża się do pola karnego brakuje mu niekiedy chłodnej głowy, sporo tych podań po takich rajdach jest niecelnych albo zagranych za mocno utrudniając koledze przyjęcie piłki, ale dynamika tych rajdów zupełnie nie pasuje do statycznej Ekstraklasy opartej na „dzidach”, lecz przypomina raczej Bundesligę czy Premier League. Oddał niezły strzał, wywalczył dwa rzuty wolne, a przede wszystkim błyskawicznie przenosił ciężar gry na połowę przeciwnika. Bardzo dobry występ Karbownika, legijny junior rozwija się w niesamowitym wręcz tempie.
Andre Martins 6 (5,83). Portugalczyk solidnie prezentował się w destrukcji, wraz z Antoliciem zdominował łodzian w środku pola zmuszając ich do grania długich piłek, ale w konstrukcji dobrze nie było. Z rzadka tylko oglądaliśmy odważne wyprowadzanie piłki, a jeszcze rzadziej Martins pojawiał się pod polem karnym rywali. Oddał jeden mocny strzał, który po odbiciu od przeciwnika przeleciał nad poprzeczką, niecelnie uderzył z rzutu wolnego, zagrał jedno kompletnie nieudane prostopadłe podanie w pole karne. Wydaje się, że Portugalczyk powinien w niedzielę dużo aktywniej zamiennie z Antoliciem wspomagać ofensywę, w meczu z dużo słabszymi rywalami gra w stylu typowej „szóstki” utrudnia tworzenie przewagi liczebnej przy konstruowaniu akcji. Widać było to zaraz po zejściu Martinsa, gdy Gwilia ustawiał się dużo bliżej bramki łodzian i od razu przełożyło się to na wynik. Robił swoje Portugalczyk w tym meczu w defensywie, ale musi w przyszłości dużo częściej pojawiać się z przodu.
Domagoj Antolić 6 (6,44). Chorwat ma bardzo dobry przegląd pola, zwłaszcza jeśli chodzi o przewidywanie kierunku akcji przeciwnika, często przejmuje lub odbiera piłki i nie inaczej było w niedzielę. Tym większe zdumienie wzbudza w nas do dziś jego bierne zachowanie przy straconym golu, gdy stał jak wrośnięty w polu karnym w ogóle nie interesując się przeciwnikiem, którego miał kryć. Nie wybaczymy mu tego przy ocenianiu jego występu mimo tego, że zrehabilitował się potem pewnie egzekwując rzut karny i że to po jego odbiorze, zapisanym nawet jako asysta, Jose Kante strzelił trzecią bramkę, choć nie ukrywajmy, że w zasadzie ten gol padł bez asysty po indywidualnej akcji Gwinejczyka. Wskaźniki InStat Antolicia za niedzielny mecz są niesamowite, ale nie uwzględniają one ani błędu przy straconym golu ani pewnej bezradności Chorwata w ofensywie w tym meczu. Antolić świetnie rozgrywa piłki po obwodzie, dokładnie rozrzuca je na skrzydła, ale był bezradny, gdy z piłką przy nodze musi poradzić sobie z atakującym go z bliska obrońcą - wtedy najczęściej kończyło się to stratą. „Antola” ma swoje ograniczenia i dryblerem nie będzie, dlatego to raczej Martins, a nie Antolić, powinien częściej próbować wchodzić.z piłką w pole karne. Niezależnie od tego, gdyby nie błąd przy golu ocenilibyśmy jego występ jako dobry, ale takiego zachowania we własnym polu karnym nie jesteśmy w stanie usprawiedliwić i Chorwatowi mimo naprawdę dobrej gry przez większą część meczu oceny nie podniesiemy.
Paweł Wszołek 5 (5,91). Legia zaczyna rundę od trzech punktów, ale Wszołek nie zaliczy inauguracji ligi do udanych. Nie stwarzał zagrożenia pod bramką, brakowało jego wejść ofensywnych w pole karne, dośrodkowania były często niedokładne, nie potrafił też znaleźć sobie wolnego miejsca w polu karnym, podobnie zresztą jak pozostali ofensywni pomocnicy, a jedyną dobrą okazję w końcówce pierwszej połowy zmarnował. Dużo dryblingów miał nieudanych, zwłaszcza po zmianie stron. Podobnie jak po Lewczuku widać było po nim przerwę w rozgrywaniu meczów o stawkę, ale podobnie jak w przypadku stopera Legii jesteśmy przekonani, że zmieni się to w kolejnych spotkaniach. Bardzo bezbarwny występ, był chyba najmniej kreatywny spośród wszystkich ofensywnych piłkarzy Legii.
Luquinhas 6 (6,69). Wyprowadzanie piłki - jak zwykle doskonałe. Drybling - bez zarzutu. Kreatywność i tworzenie zagrożenia pod bramką przeciwnika - dalekie od oczekiwanej. Gra Brazylijczyka była ładna dla oka, ale trzydzieści metrów od bramki. Gdy przychodziło do wejścia w „szesnastkę”, zwłaszcza bez piłki, w miejsce cofającego się Jose Kante, Luquinhasa tam brakowało, podobnie jak z jego strony brakło dokładnych podań w pole karne. Oddał jeden mocny strzał wprost w dobrze ustawionego bramkarza, wywalczył kilka stałych fragmentów gry, „załatwił” rywalom dwie żółte kartki. Wszystko było bardzo efektowne, ale nie było w tym efektywności i stwarzania zagrożenia pod bramką Malarza. Lepiej jednak Legia wygląda, gdy gra na dwóch napastników, a Brazylijczyk jest na boku, bo przy wychodzącym z pola karnego Jose Kante potrzebny jest ktoś, kto w nie wejdzie z instynktem łowcy goli i znajdzie sobie wolną pozycję. W niedzielnym meczu takim piłkarzem nie był Luquinhas, ani też zresztą żaden inny pomocnik. Powtórzymy - fajnie się to oglądało, ale efektów brakło. Dlatego nie ocenimy niedzielnego występu Luquinhasa wyżej niż przeciętnie.
Arvydas Novikovas 5 (4,86). Litwin był aktywniejszy w pierwszej połowie od Wszołka i stwarzał więcej zagrożenia pod bramką Malarza niż były piłkarz QPR, ale też do pełni szczęścia sporo brakowało. Za dużo było nonszalancji w dryblingach i przede wszystkim dośrodkowaniach, a za mało precyzji - inna sprawa, że przy braku w polu karnym Kante też nie bardzo było do kogo dośrodkowywać. Pierwszą część meczu zakończył soczystym uderzeniem, które z trudem obronił Malarz, a Kante był bliski dobitki. Gdyby oceniać tylko pierwszą część meczu, to Novikovas od Wszołka prezentował się lepiej. Niestety Litwin przespał pierwszy kwadrans drugiej części meczu, gdy był niemal nieobecny i zapewne z tego powodu to jego, a nie Wszołka wysłał trener Vuković na ławkę rezerwowych. W sumie zagrał mocno przeciętnie, ale na pewno nie gorzej niż Wszołek i nie widzimy żadnego powodu by robić jakąś różnicę przy ocenie obu skrzydłowych.
Jose Kante 8 (7,38). Napastnik i rozgrywający w jednym. Akcja zaczyna się od niego, gdy przyjmuje piłkę w pobliżu linii środkowej, akcja kończy się na nim, bo przez pierwszą godzinę to głównie on oddawał strzały, inna sprawa że poza jednym przypadkiem były one niecelne. Tak się nie da - napastnik nie może być równocześnie w kilku miejscach na boisku i gdy cofa się on do linii środkowej do rozegrania, ktoś na jego miejsce powinien wchodzić. Skoro żaden z ofensywnych pomocników nie ma „instynktu zabójcy”, to Gwinejczyka trzeba wspomóc drugim napastnikiem. Jesienią świetnie tą rolę wypełniał Jarosław Niezgoda, trzeba teraz po odejściu najskuteczniejszego strzelca jesieni znaleźć kogoś do pomocy dla Kante. Gra napastnika Legii robiła na nas w niedzielę naprawdę duże wrażenie, był zawsze pod grał, wygrywał walkę z obrońcami, oddał kilka groźnych strzałów, w tym jeden nawet przewrotką, zdobył bramkę i wywalczył rzut karny, mając ogromny wkład w zwycięstwo. Harował na połowie przeciwnika, ale koledzy często tej pracy nie potrafili wykorzystać. Bardzo wysoko oceniamy jego niedzielny występ i przy okazji apelujemy do trenera o większe wsparcie dla niego w ofensywie, dokładnie takie, jakie dał mu swoim wejściem na boisko Maciej Rosołek, czyli po prostu o drugiego napastnika, przynajmniej w meczach ze słabszymi rywalami.
Maciej Rosołek 7 (7,30). Legia szukała przez cały styczeń drugiego napastnika do pary dla Kante, a może on już od pewnego czasu w kadrze był? Z pewnością nie w każdym meczu osiemnastolatek będzie dawał takie zmiany i nie za każdym razem będzie odwracał losy meczu, ale robi to już drugi raz w tym sezonie rozbudzając nadzieje na przyszłość. Wspaniale znalazł sobie miejsca za plecami dużo wyższego od niego Macieja Dąbrowskiego i pewnie wykończył precyzyjne dośrodkowanie Waleriana Gwilii, chwilę później wywalczył w zamieszaniu piłkę w polu karnym i po jego strzale piłka po odbiciu się od obrońcy zatrzymała się na słupku. Krótko mówiąc młody pokazał doświadczonym ofensywnym pomocnikom Legii, jak powinno się znajdować sobie wolną pozycję w polu karnym i okazje do zdobywania goli. Zdajemy sobie sprawę, że doświadczony napastnik, taki jakim mamy nadziejębędzie Tomas Pekhart, jest Legii potrzebny, bo osiemnastolatek nie będzie jeszcze potrafił w każdym meczu tak błysnąć, jak w niedzielę. Ale z takim nosem do goli Maciej Rosołek może kibicom Legii w przyszłości dać naprawdę wiele radości.
Walerian Gwilia 7 (7,10). Potrzebny był Legii przy niekorzystnym wynikuśrodkowy pomocnik, który będzie więcej czasu spędzał pod bramką przeciwnika niż w okolicach linii środkowej. Gruzin jak najbardziej do tej roli się nadaje, dużo bardziej niż na „dziesiątkę”, na której był ustawiany jesienią. Gdy ma miejsce i czas na rozegranie i nie ma przy sobie blisko rywala, potrafi zagrywać niesamowite piłki, asysta przy golu Rosołka była wręcz światowej klasy. Przy rozprowadzaniu piłki i rozrzucaniu jej na skrzydła spisywał się równie dobrze, jak Domagoj Antolić, przez co Legia miała dwóch środkowych pomocników mocno zaangażowanych w grę ofensywną. Nic więc dziwnego, że udało się w końcu obronę łodzian przełamać. Naprawdę dobra zmiana w wykonaniu Gwilii.
Mateusz Cholewiak (5,78) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Za najlepszego legionistę niedzielnego meczu Czytelnicy uznali Michała Karbownika, na redakcji natomiast największe wrażenie zrobiła tytaniczna praca wykonywana przez cały mecz przez Jose Kante.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.