Oceny piłkarzy Legii za mecz z Piastem – brak środka pola
06.08.2024 18:40
Gra zespołu 4 (3,60 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Skład był taki sam, jak tydzień temu z Koroną, poziom gry niestety podobny do tego z Koroną, różnica leżała w rywalu, który był mocniejszy od kielczan. Legioniści znów prezentowali futbol powolny i pozbawiony ruchu, w pierwszej połowie przebiegli ledwie 52 kilometry. Znów druga linia nie brała udziału w budowaniu akcji i cały pomysł na rozpoczęcie gry ograniczał się najczęściej do długich podań od obrońców, często krzyżowych – ponieważ nic takiego nie widzieliśmy w zeszłym sezonie, jest to z pewnością potrzeba chwili po urazie Juergena Elitima. Najgroźniejsze sytuacje Legia tworzyła po przejęciu piłki na połowie rywala, a gola strzeliła po stałym fragmencie gry – tu najlepiej widać, że kreowanie gry przez środek pola nie istniało, nie było go też zresztą za bardzo widać i w poprzednim spotkaniu. Najlepsze dośrodkowania z bocznych stref posyłali nie wahadłowi, ale jeden z napastników i należy zadać pytanie, czy tak to powinno wyglądać. Co gorsze, środek pola nie tylko nie konstruował akcji, ale też niespecjalnie przeszkadzał gliwiczanom w rozgrywaniu, przejętych piłek przez pomocników było mało i goście potrafili długo utrzymywać się przy piłce. Aby wyłączyć z gry środek pola gliwiczanie tym razem wcale nie musieli uciekać się do fauli, to legioniści grali bardziej ostro w niedzielnym spotkaniu, choć to goście dostali więcej żółtych kartek. Dwa gole stracone zostały przez Legię po rzutach z autu, z gry goście wielu okazji nie stwarzali, przechodzili wprawdzie kilka razy prawą stroną Legii, ale najczęściej kończyło się to odgwizdaniem spalonego. Dobrze broniła natomiast lewa strona, za którą odpowiadał najlepszy spośród legionistów w tym meczu Steve Kapuadi. Choć większość piłkarzy zasłużyła na niskie noty, to było też paru takich, którzy zagrali na przyzwoitym poziomie i ocen im obniżać nie będziemy. Zmiany w trakcie meczu nie poprawiały poziomu gry Legii, potęgowały natomiast bezradność w ataku i chaos w środku pola, wystarczy powiedzieć, że Legia po przerwie nie oddała ani jednego celnego strzału. Goście wygrali zasłużenie, mieli po prostu więcej chęci do walki, lepszy pomysł na grę, a przede wszystkim byli bardziej ruchliwi. Na stojąco meczów wygrywać się nie da, a bazując wyłącznie na długich podaniach i grając bez środka pola wielu okazji pod bramką rywala się nie stworzy.
Kacper Tobiasz 5 (3,53 - ocena Czytelników). Trudno winić bramkarza Legii za którąkolwiek z bramek, przy pierwszej był zasłonięty przez swoich kolegów, przy drugiej nie miał szans wyjścia do piłki, co uważnie przeanalizowaliśmy i był bezradny przy strzale z najbliższej odległości. Obronił jeden strzał na początku pierwszej połowy, przypilnował też parę razy bliższego słupka, w sytuacji, gdy sędzia dopiero po zakończeniu akcji Piasta podniósł chorągiewkę. Złapał jedną odbitą piłkę w polu karnym i raz straszliwie skiksował z dala od własnej bramki, gdy wyszedł i źle trafił w piłkę, mogło się to skończyć stratą kuriozalnej bramki. Choć zagrał przeciętnie, to akurat nie bramkarz w niedzielę odpowiada za to, że Legia skończyła mecz bez punktu.
Radovan Pankov 4 (3,64). Piast atakował głównie swoją lewą stroną i Legia miała z tym duży problem. Nie była to tylko wina Pankova, ale współpracy pomiędzy całą grupą zawodników – Pankov, Wszołek, Ziółkowski, Goncalves, a później Celhaka i Alfarela. Już na początku meczu z asekuracją musiał pospieszyć Kapuadi, bo przed samą bramką nie było żadnego z legionistów, którzy nominalnie grali po tej stronie. Brak współpracy pomiędzy tymi piłkarzami można było zauważyć po wrzucie z autu przy pierwszym golu, zawodników było mnóstwo, Chrapka nie zablokował nikt. Parę piłek, zwłaszcza w drugiej połowie, przeszło w pole karne przez jego strefę, ale najczęściej rywal ostatecznie był łapany na spalonym. Tak czy inaczej tak się dziać nie powinno, bo zawsze po drugiej stronie boiska mógł ktoś linię złamać. Pankov jest współodpowiedzialny za stratę drugiego gola, powinien lepiej obliczyć trajektorię lotu piłki i inaczej ją odbić. Nie dopuścił wprawdzie Czerwińskiego do strzału, ale zagrał ją na środek tuż przed własną bramką i tam dopadł do niej źle kryty przez Ziółkowskiego Kostadinow. Podobnie jak reszta obrońców grał sporo długich podań, ale do kolegów trafiła może z połowa. Próbował uderzać z rzutu wolnego, ale trafił w mur. Swoją drogą jeszcze parę miesięcy temu nie podejrzewalibyśmy, że wykonawcą takiego stałego fragmentu gry może być akurat Pankov. Słabszy mecz Serba, współodpowiedzialność za straconego gola, ale naszym zdaniem było kilku gorzej prezentujących się w tym meczu legionistów, na tle słabo grającego całego zespołu Pankov nie „wyróżniał się” jakoś szczególnie in minus.
Jan Ziółkowski 4 (4,47). W sytuacji na początku meczu wyszedł wysoko za rywalem i potem nie zdążył z powrotem, na szczęście z blokiem zdążył Kapuadi. Widać, że te wyjścia do napastnika są stałym elementem gry Ziółkowskiego, w tym czasie środek asekurują pozostali dwaj obrońcy, a skoro widzimy ten manewr nie pierwszy raz, to znaczy, że jest on wymyślony przez sztab szkoleniowy. Współpraca jego z Pankovem nie wyglądała w tym meczu najlepiej, o czym pisaliśmy wyżej. Młody legionista ponosi współodpowiedziaolność za drugiego, decydującego o wyniku meczu gola, bo nie pokrył właściwie Kostadinowa stojącego pięć metrów przed bramką. Przy pierwszym golu był w grupie piłkarzy, która mogła zablokować strzał Chrapka, choć nie on tu ponosi główną winę. Podobnie jak reszta obrońców parokrotnie zaczynał akcję długim podaniem, ze skutkiem podobnym do Pankova. Trudno oczekiwać, że młody i niedoświadczony obrońca będzie grał dobrze w każdym meczu, ten niedzielny był z pewnością gorszym występem.
Steve Kapuadi 6 (4,11). Francuz wybronił jednego gola na początku meczu desperackim blokiem w nie swojej strefie, bo żadnego z obrońców ani pomocników odpowiadających za krycie w tym miejscu już nie było. Brawa dla Kapuadiego za świetną reakcję. Jest jedynym z defensorów, który nie ponosi odpowiedzialności za żadna ze straconych bramek, Kapuadi nie popełnił też żadnego istotnego błędu w obronie, a z jego strony bramce Legii nie zagroziło żadne niebezpieczeństwo przez całe spotkanie. Zarówno ustawianie się w polu karnym, jak i skuteczność jego interwencji były bez zarzutu. Podobnie jak pozostali obrońcy grał długie podania, bo pomocnicy nie pokazywali się do gry. Dokładność była niższa niż w poprzednich spotkaniach. Będziemy konsekwentni w tym, że oceniamy występ konkretnego piłkarza w każdym meczu, a nie robimy plebiscyt, czy nam się podobał mecz, czy nie. I dlatego Kapuadiemu oceny za niedzielny występ obniżać nie zamierzamy. W słabo grającym całym zespole był jednym z nielicznych piłkarzy, do których nie mamy żadnych pretensji i co więcej, naszym zdaniem to właśnie Francuz był najlepszym legionistą w tym meczu.
Paweł Wszołek 3 (2,66). Problemów ciąg dalszy. Wszołek nie wychodzi na wolne pole, do tego nie ma Josue, który by mu na wolne pole w tempo zagrał. Ledwie jedno naprawdę dobre dośrodkowanie na początku drugiej połowy, jedno niezłe dogranie po ziemi w pole karne i lob z dystansu po rzucie rożnym „na uniknięcie kontry”, który lekko zdezorientowany bramkarz przerzucił na wszelki wypadek nad bramką na kolejny korner. W ataku nie było więc najlepiej, a do tego doszły duże problemy w obronie, a w ostatnim czasie gra defensywna była przecież elementem, za który Wszołka mogliśmy chwalić. Zawalił pierwszego gola, nie tylko odpuścił krycie Chrapka w polu karnym, ale potem jeszcze nie potrafił go zablokować, choć pomocnik Piasta nie jest ani demonem szybkości, ani techniki, ani prawdę mówiąc czegokolwiek innego – normalny zwykły ligowy zawodnik, który w zeszłym sezonie trafiał wyłącznie z rzutów karnych. Niedzielny mecz był kolejnym meczem Wszołka, w którym nie pokazał tego, do czego wszystkich przyzwyczaił. Słabe spotkanie!
Claude Goncalves 3 (3,35). Rośnie nam poziom nietolerancji na zachowania Portugalczyka na boisku. Kolejny to mecz, gdy przez pierwsze czterdzieści minut Goncalves chowa się za rywala w momencie, gdy obrońcy Legii posiadają piłkę i starają się ją wyprowadzić i nie mamy wątpliwości, że to jest zachowaniem świadomym. Piętnowaliśmy w ten sposób zachowania niejednego środkowego pomocnika w Legii, zwłaszcza na początku jego gry (tak zaczynał w Legii np. Tomasz Jodłowiec, który po jakimś czasie zaczął grać „normalnie”, tak też przez cały czas zachowywał się choćby Michał Kopczyński) i będziemy ostro oceniać za każdym razem, gdy coś takiego dostrzeżemy. Nieważne, czy ktoś jest „szóstką”, „ósemką” czy jakąkolwiek inną liczbą – skoro jesteś na boisku, to masz grać w piłkę i być dostępny do gry dla kolegów przez cały czas, a tym bardziej, jeśli grasz w środku pola. Co ciekawe, za każdym razem po takich 30-40 minutach Portugalczyk przestaje się chować i okazuje się, że nie ma jednak problemów z tym, by przyjąć piłkę i ją odegrać kolegom, również do przodu. Nie wiemy więc, z czego to chowanie się w pierwszych fazach meczów wynika. Optymizmem nie napawa nas też gra Goncalvesa w defensywie, w pierwszej połowie pamiętamy jedną udaną interwencję, w drugiej dwie, z tym że przy obu mógł być faul, a że jedna z tych sytuacji była w polu karnym. Trudno powiedzieć, czy zdarzenie to było drobiazgowo przez VAR analizowane. Portugalczyk nie zbierał praktycznie piłek w środku pola (wciąż tęsknimy za „odkurzaczem” Sliszem, który w dodatku przebiegając mnóstwo kilometrów pokrywał sam całą strefę przed obrońcami) i przegrywał też z racji marnych warunków fizycznych starcia powietrzne z rywalami. Jego zmiennik w tym meczu był skuteczniejszy w destrukcji i chętniej włączał się do gry. Jeden ze słabszych legionistów w niedzielnym meczu, zasłużenie zmieniony po godzinie gry.
Bartosz Kapustka 4 (2,99). Kapustka z całą pewnością nie należał do najgorszych legionistów w niedzielnym meczu, ale z pewnością jest współodpowiedzialny za to, że Legia znów środka pola przeprowadzającego piłkę do ataku nie miała. Przy schowanym gdzieś pod napastnikami Luquinhasie i uciekającym od piłki Goncalvesi,e Kapustka był jedynym pomocnikiem, który próbował w piłkę w pierwszej połowie grać. Tyle, że dokładność tej gry pozostawiała bardzo wiele do życzenia. W defensywie też był najaktywniejszy z całej trójki pomocników. Asystował przy golu Kramera, co na pewno mu się obok pracy w defensywie na plus liczy, gry do przodu jednak nie było. Szybko zmieniony został po przerwie, naszym zdaniem jego zmiennik zagrał jeszcze gorzej, bo gra w obronie się po prawej stronie się pogorszyła, a w ataku wcale nie poprawiła. Słaby mecz Kapustki, ale po raz kolejny trochę nie rozumiemy piętnowania akurat jego słabego występu w pomeczowych komentarzach, widzieliśmy kilku gorzej grających zawodników.
Luquinhas 4 (3,94). Nie będzie mały Brazylijczyk ciągnął Legii do wygranej w każdym meczu, odpowiedzialność za kreowanie gry muszą brać też na siebie inni piłkarze. Jak się okazało, wystarczy odciąć Luquinhasa od podań i nie trzeba go faulować. Pewnie nie byłoby go tak łatwo odciąć, gdyby Legia grała krótkimi podaniami w środku pola, ale jak wiemy, nic takiego nie miało miejsca, było za mało było chętnych piłkarzy do takiej gry. Efekt jest taki, że Brazylijczyk był przy piłce rzadko, pierwszą połowę miał bardzo słabą, szukając piłki coraz częściej schodził do lewej strony, ale bez większych efektów. Lepsza nieco była druga połowa, wywalczył jeden rzut rożny, raz dośrodkował w pole karne po ziemi, ale wprost w ręce bramkarza, dwa razy przejął piłkę w defensywie. Do słabego meczu dołożył pokaz kiepskiego aktorstwa, gdy zwijał się po lekkim klepnięciu, prosimy Brazylijczyka, by występy teatralne i szukanie w nich poklasku przełożył na okres po zakończeniu kariery.
Ruben Vinagre 5 (3,43). Dobra gra w defensywie, wraz z Kapuadim Portugalczyk praktycznie zamknął przed rywalami lewa stronę Legii, za co należą mu się pochwały, sporo piłek Vinagre sam odebrał rywalom. Gorzej było z przodu, na plus jedno niezłe podanie wzdłuż linii i dwa wywalczone rzuty rożne. Zdecydowanie gorzej było z dośrodkowaniami, bo ani jedno udane nie było. Mimo wszystko ze wszystkich wahadłowych w niedzielę Vinagre zaprezentował się zdecydowanie najlepiej, oczywiście ocena nie może być wysoka, ale naszym zdaniem jest jednak bliżej mocno przeciętnej niż słabej. Mamy nadzieję, że zejście Vinagre po godzinie gry jest podyktowane tylko słabym przygotowaniem kondycyjnym Portugalczyka.
Marc Gual 5 (3,70). Duża aktywność w pierwszej połowie, ale z umiarkowanymi rezultatami. Parę razy przy piłce się utrzymał, parę razy nie, sporo podań niecelnych, ale też jedno znakomite dośrodkowanie do Kramera, po którym Słoweniec powinien zdobyć bramkę, bramkarz sparował jednak piłkę na poprzeczkę. Gual udzielał się też w obronie, był najskuteczniejszym piłkarzem, jeśli chodzi o przejęte piłki na połowie przeciwnika i dawał nieliczne szanse na kontrataki. Po zmianie stron grał zrywami, przeprowadził dwie dobre akcje, idealnie dograł w pole karne do Pekharta, ale Czech nie trafił dobrze w piłkę. Zabrakło na pewno strzałów, ale dwie asysty powinien mieć, gdyby koledzy byli skuteczniejsi, Legia by ten mecz po jego podaniach wygrała. Mamy wrażenie, że w tym meczu miał robić odbiór na połowie przeciwnika i kreować grę jak pomocnik, dośrodkowywać jak wahadłowy, a jeszcze do tego najlepiej i strzelać, podczas gdy koledzy by się temu tylko z aprobatą przyglądali. Trudno więc oceniać jego występ szczególnie nisko, skoro nikt nie wykreował tylu dobrych okazji, co Hiszpan. Pozostaniemy przy ocenie mocno przeciętnej.
Blaz Kramer 6 (4,72). Pierwszej sytuacji po doskonałym podaniu Guala nie wykorzystał, bramkarz zbił piłkę na poprzeczkę. Ale po dośrodkowaniu Kapustki z rzutu rożnego tuż przed końcem pierwszej połowy trafił do siatki dając Legii wyrównanie. Jako napastnik swoje zrobił, trudno go winić za to, że koledzy nie okazali się równie skuteczni pod bramką rywali, a do tego zbyt niefrasobliwi we własnym polu karnym i Legia ten mecz przegrała. W rozegraniu nie prezentował się dobrze mając problemy z utrzymywaniem się przy piłce, starał się pomagać w defensywie, czasem nawet z dobrym efektem. Raz jednak po brutalnym wejściu dostał żółtą kartkę, a niejeden sędzia po tym wślizgu zastanawiałby się nad czerwoną. Trudno nam zrozumieć decyzję trenera, dlaczego zdjął go tak wcześnie z boiska, skoro Kramer w niedzielę potrafił dojść do strzału w polu karnym, a do tego strzelił gola. Jego zmiennik nie potrafił zrobić ani jednego, ani drugiego.
Migouel Alfarela 3 (3,22). Po kilku ledwie treningach Francuz zadebiutował w niedzielę w barwach Legii i wydawało nam się, że od początku nie bardzo wie, co ma grać i jakie ma obowiązki. Szybko przypomniał nam się Qendrim Zyba z Molde. Bardzo mało miał kontaktów z piłką, jedno dobre podanie do przodu wzdłuż linii, jedno udane wyjście z piłką, jedna dobra pomoc w defensywie, a mówimy o środkowym pomocniku, który grał przez prawie czterdzieści minut. Po jego wejściu zaczęły się kłopoty po prawej stronie w obronie, bo o ile Kapustka pomagał w jakimś stopniu Pankovowi i Wszołkowi w obronie, to Alfarela niespecjalnie. Jesteśmy zdecydowanymi przeciwnikami takiego sposobu wprowadzania do gry nowych piłkarzy, tym bardziej, że w kadrze Legii są zawodnicy, którzy są w drużynie od dłuższego czasu i w niedzielę mogli wystąpić. Każdy nowy piłkarz powinien najpierw na treningach poznać kolegów, taktykę zespołu i swoją w nim rolę, a potem dopiero pojawiać się na boisku. W innym przypadku mamy takie sytuacje, jak w niedzielę, gdy nowo przybyły do klubu zawodnik przez kilkadziesiąt minut błąka się w środku pola zamiast grać w piłkę.
Jean-Pierre Nsame 2 (3,04). Być na boisku, a grać na nim, to dwie różne rzeczy. W ofensywie Nsame nie było, gdzieś tam próbował przebić jakąś górna piłkę, dwa razy nie zdołał się przy niej utrzymać, nie przypominamy sobie ani jednego podania, którym by obdzielił kolegów, rzecz jasna tez nie doszedł do żadnej sytuacji strzeleckiej w polu karnym. W defensywie do pressingu też zbyt szybko nie biegał, przydał się tylko raz przy stałym fragmencie gry we własnym polu karnym i wybił piłkę po dośrodkowaniu. Dyskretne snucie się po boisku jest chyba najlepszym określeniem na opisanie czterdziestu minut jego gry. Francuz był naszym zdaniem najsłabszym piłkarzem Legii w niedzielnym meczu.
Jurgen Celhaka 4 (3,47). Albańczyk może nie jest wirtuozem, ale przynajmniej nie ucieka od gry. Dwie dobre interwencje w obronie, jedno dobre wyprowadzenie piłki zakończone faulem i żółtą kartką Rosołka i dwie straty. Czyli w pół godziny zrobił mniej więcej tyle, co Goncalves w godzinę. Oczywiście, nie miało to wielkiego wpływu na wynik meczu, bo Celhaka też zagrał słabo, ale na pewno lepiej niż schowany Goncalves czy zagubiony Alfarela i dostaje od nich notę o jedno oczko wyższą.
Ryoya Morishita 4 (3,73). Po wejściu na boisko po lewej stronie mu kompletnie nie szło, po jakimś czasie przeniósł się na prawą i tam było trochę lepiej. Japończyk nie tracił piłek, raz nieźle dośrodkował, dwa razy dobrze wyprowadził piłkę, raz popisał się niezłym podaniem w polu karnym, jedną piłkę też przejął. Mało jak na pół godziny. W sumie zagrał trochę gorzej niż Vinagre, ale lepiej od Wszołka i taką też notę od nas otrzymuje.
Tomas Pekhart grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy wybrali Blaza Kramera, a redaktorzy Steve’a Kapuadiego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.