Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - przedświąteczne rozprzężenie taktyczne
24.12.2018 00:30
Gra zespołu 6 (5,58 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Nieustannie chwaliliśmy organizację gry defensywnej Legii w ostatnim czasie i jej żelazną obronę, bo pamiętaliśmy, jak Legia wyglądała jeszcze w sierpniu, gdy takiego współdziałania, koncentracji i wzajemnej asekuracji nie było. W ostatnim meczu sezonu zobaczyliśmy więc, co się dzieje, gdy takiej organizacji, jak w meczu z Piastem, Lechią czy Koroną brakuje. Gdy nie ma pewnej gry z tyłu, w poczynania zespołu zawsze wkrada się chaos i nerwowość i w Sosnowcu widać było to przez całą pierwszą część meczu, na która większość legionistów najwyraźniej mentalnie nie dojechała. Dobrze, że skończyło się tylko na jednym golu straconym po stałym fragmencie gry, bo gdyby Vamara Sanogo był skuteczniejszy, już po 45. minutach byłoby po meczu. Przestrzenie między liniami były zbyt duże, pomocnicy wykazywali zdumiewający brak doskoku do rywali w odbiorze piłki, a obrońcy nie tylko nie asekurowali się wzajemnie, ale mieli też ogromne problemy z utrzymaniem linii spalonego - okazało się, że przy braku Jędrzejczyka nie ma najwyraźniej kto jej wyznaczać. Trudnym do zrozumienia pomysłem była budowa ataku niemal wyłącznie poprzez długą piłkę od bramkarza, pomimo iż sosnowiczanie nie stosowali wysokiego pressingu. Jeśli taki był pomysł na ten mecz portugalskiego szkoleniowca Legii, to należą mu się ostre słowa krytyki, zwłaszcza że z przodu przed przerwą grali wyłącznie zawodnicy o wzroście poniżej 180 cm. Po zmianie stron coś pozytywnego musiało się w szatni wydarzyć, bo mistrzowie Polski wreszcie zaczęli przypominać drużynę, obrońcy grali pewniej, nie dając rywalom okazji do zdobycia bramki (drugiego gola legioniści strzelili sobie sami), pomocnicy inicjowali akcje i podchodzili pod bramkę przeciwnika, a wejście wysokiego napastnika dobrze grającego tyłem do bramki i w powietrzu, wpłynęło na zwiększenie możliwości w ataku. Ostatecznie dwa gole „Wojskowi” strzelili po stałych fragmentach gry, za które z powodzeniem wziął się Andre Martins. Jedną bramkę zdobyli z akcji i wywieźli trzy punkty z boiska najsłabszej drużyny Ekstraklasy. Legioniści zagrali w sumie bardzo nierówny mecz i to nie tylko dzieląc go na pierwszą słabą i drugą całkiem dobrą połowę, ale również pod względem występów indywidualnych - część piłkarzy „ciągnęła wózek” w tym meczu, niestety paru też było w nim lekko nieobecnych. Wolimy zdecydowanie Legię zespołową z poprzednich spotkań i funkcjonującą jak jeden organizm, nawet kosztem mniejszej ilości sytuacji podbramkowych i goli niż lekko zdezorganizowaną i chaotyczną, jak było to w czwartek w Sosnowcu.
Radosław Majecki 4 (4,94 - ocena Czytelników). Pierwszy gol obciąża jego konto w niemal stu procentach, Polczak uderzał z niecałych czterech metrów, a do takich piłek bramkarz musi bezwzględnie wychodzić. Przy drugim golu zabrakło mu odrobiny szczęścia lub minimalnie szybszej reakcji, ale trudno go za bramkę winić. Wybronił tak naprawdę tylko jeden groźny strzał, znów miał duży problem z wykopami, bo znaczna ich część była za krótka. Ma nad czym pracować młody bramkarz Legii, ale uczyć może się tylko poprzez zdobywanie doświadczenia na boisku. W ostatnim meczu rundy wypadł słabo.
Paweł Stolarski 5 (4,58). W obronie wiele błędów nie popełnił, zdarzało mu się ”iść na raz”, znacznie gorzej było w operowaniu piłką. Niecelne podania, zadziwiająca ilość prostych błędów technicznych i znikome wsparcie ofensywnych piłkarzy w ataku, poza jednym wywalczonym rzutem rożnym. Właśnie ta niemoc ofensywna spowodowała zapewne, że po zmianie stron na boisko już nie wyszedł. Nie zagrał jakiegoś tragicznego meczu, popełnił mniej błędów niż para środkowych obrońców, ale też pochwalić go za ten występ na pewno nie można.
Mateusz Wieteska 5 (5,40). Sporo tych błędów w defensywie popełnił, zarówno przy walce z przeciwnikiem, jak i przede wszystkim we współpracy. Te ostatnie związane z łamaniem linii spalonego i braku asekurowania kolegów były najpoważniejsze, większość z nich popełnił w pierwszej części meczu. Po jednym takim złamaniu linii spalonego sam się zresztą na szczęście perfekcyjnie i bardzo efektownie wyasekurował. Nie szło mu również pod bramką przeciwnika, a miał po rzucie rożnym pod koniec pierwszej połowy bardzo dobrą okazję do zdobycia bramki. Cóż, gra na środku obrony to zajęcie dla piłkarzy doświadczonych, a jakoś te doświadczenie Wieteska musi zdobywać i trzeba brać pod uwagę, że w tym wieku będzie błędy popełniał. Zwłaszcza, gdy będzie pozbawiony regularnej gry, jak to się działo w grudniu. Konflikt między wymaganym wynikiem, a rozwojem młodego piłkarza, dotyczący zresztą nie tylko Wieteski, ale również też na przykład Majeckiego i Stolarskiego, to stały problem do rozwiązywania przez kolejnych trenerów mistrzów Polski.
William Remy 7 (6,70). Świetnie radził sobie w obronie przez pierwsze pół godziny, a potem w odstępie trzech minut popełnił trzy bardzo poważne błędy, po których sosnowiczanie mogli zdobyć przynajmniej dwa gole. U Francuza szwankuje niestety niekiedy koncentracja, a w przypadku, gdy obrońcy wzajemnie sobie w czwartek nie pomagali, nie miał kto go zaasekurować. Na szczęście były to jedyne trzy minuty w całym meczu, przy których Francuz się ”zawiesił”. Nie winimy go za sprowokowanie rzutu wolnego, po którym padł drugi gol, bo faule w bocznej strefie się mogą zdarzać, a w takiej sytuacji trzeba po prostu wybronić taki stały fragment gry, a nie wbijać sobie samemu gola. Inna sprawa, że Remy ma taką przypadłość, że gdy idzie do górnej piłki, patrzy wyłącznie na nią i kompletnie nie zwraca uwagi na przeciwnika - tak było też w poprzednim meczu, gdy wskakiwał na plecy Parzyszkowi. Wszystkie błędy zrekompensował z nawiązką zdobytą bramką, gdy wyszedł w powietrze i walnął z główki z siłą i precyzją przypominającą Moussę Ouattarę z 2006 roku. Ponieważ w sumie mimo kilku poważnych błędów do utraty żadnego gola się nie przyczynił, a sam trafił do siatki, wystawiamy ocenę pozytywną za czwartkowy mecz, mimo wszelkich zastrzeżeń za postawę w pierwszej części spotkania.
Adam Hlousek 7 (6,68). Uwaga - Hlousek po raz pierwszy od dwóch miesięcy popełnił poważny błąd w obronie, gdy dał się przepchnąć Sanogo, który do tego kiwnął jeszcze Remiego i Wrzesiński miał stuprocentową sytuację, na szczęście jego strzał świetnie obronił Majecki. I był to błąd jedyny, bo poza tym radził sobie w obronie dobrze, zwłaszcza w drugiej części meczu. Do gry ofensywnej włączał się w pierwszej połowie o wiele częściej niż Stolarski, po zmianie stron niestety nieco rzadziej, ale kilka jego dośrodkowań było całkiem dobrych, po jednym z nich sosnowiczanie mało nie strzelili sobie gola samobójczego. Oczywiście kluczowym jego zagraniem w tym meczu była zdobyta bramka, gdy jak napastnik poszedł na dobitkę i głową wpakował piłkę do siatki, robiąc sobie piękny prezent na trzydzieste urodziny. I ocena pomeczowa - znów „siódemka”. Dziewiąta taka ocena od nas w dziesięciu ostatnich meczach, co świadczy o niezwykle równej i bardzo solidnej grze Czecha w końcowej fazie rundy jesiennej.
Andre Martins 8 (6,90). W pierwszej części meczu Portugalczyk przyzwoicie pracował w obronie, natomiast rozgrywanie piłki szło mu słabo, raz nawet stracił piłkę na swojej połowie, z pewnością też nie ułatwiało mu gry budowanie akcji Legii poprzez wykopy Majeckiego, niejednokrotnie zresztą zbyt krótkie. W drugiej połowie Martins wziął na siebie budowanie akcji, dołączył do atakujących pod polem karnym ofensywnych piłkarzy i był prawdziwym liderem zespołu. Dobrze rozprowadzał akcje, wywalczył jeden rzut wolny, był bliski zdobycia gola, ale trafił brakarza w czubek głowy, a co oczywiście najważniejsze kapitalnie wykonał dwa stałe fragmenty gry, po których padły gole. Najpierw świetnie dośrodkował na głowę Remiego, później fantastycznie uderzył nad murem, Kudła wybronił to z najwyższym trudem, ale przy dobitce Hlouska był już bezradny. Bardzo dobry mecz Portugalczyka w drugiej połowie, przed przerwą trochę był zbyt mało aktywny, ale jego wpływ na końcowy wynik meczu jest nie do przecenienia.
Cafu 5 (5,83). Cafu grał w rundzie jesiennej w dwudziestu dziewięciu z trzydziestu meczów Legii i w ostatnich meczach robił wrażenie, jakby miał już trochę dosyć i potrzebował odpoczynku. Zwłaszcza, że zimowa aura zapewne nie należy do jego ulubionych. Niestety w Sosnowcu było to wyeksploatowanie widać najbardziej. Portugalczyk owszem grał piłką bardzo dokładnie, miał 98% celnych podań, tyle, że w ogromnej większości do Martinsa lub obrońców. Z pierwszej połowy zapamiętaliśmy dwa podania do przodu, jedna dobrą interwencję w defensywie i dwa straszliwe kiksy przy próbie uderzeń z dystansu. Po zmianie stron było jeszcze gorzej, bo dopiero w doliczonym czasie gry, po zejściu Martinsa, pokazał dobry odbiór i wyprowadzenie piłki. Mocno zagubiony był przez cały mecz w środku pola, często od niewłaściwej strony ustawiał się do przeciwnika przez co po przyjęciu przez niego piłki zostawał za nim i praktycznie nie zbierał drugich piłek, co przez całą rundę było jego mocną stroną. Przy pierwszym straconym golu mógł zrobić więcej i wyblokować Polczaka, tak by nie doszedł on do czystej pozycji tuż przed bramką, choć oczywiście do tej piłki obowiązek wyjścia też miał bramkarz. Odpocznie, wróci mocniejszy. Przynajmniej taką mamy nadzieję.
Michał Kucharczyk 5 (4,55). W pierwszej części meczu na boisku był, ale trudno powiedzieć, że grał, pokazał się dopiero w samej końcówce, gdy dwa razy dośrodkował i wywalczył rzut rożny. Nie jest w stanie od pewnego czasu „Kuchy” najwyraźniej odnaleźć w taktyce trenera Sa Pinto, który boczne korytarze zostawia dla bocznych obrońców, a skrzydłowi muszą sobie szukać miejsca bardziej w środku. Pozbawia to Kucharczyka jego największego atutu - wyjścia na pozycję w bocznym sektorze i dośrodkowania. Dostrzegł to trener i na drugą połowę przestawił wychowanka Świtu na pozycję bocznego obrońcy, zapewne chcąc tą umiejętność dośrodkowań wykorzystać, tym bardziej, że na boisku pojawił się też wysoki napastnik. Nie odbiło się to specjalnie na jakości gry defensywnej Legii, „Kuchy” popełnił w sumie jeden błąd w obronie i do tego dołożył jedną straszliwą stratę na kontrę. Za to uruchomiło się w ataku zupełnie bierne do tej pory prawe skrzydło Legii. Z czterech dośrodkowań Kucharczyka w drugiej połowie, jedno było złe, dwa dobre, a jedno fenomenalne, decydujące o wyniku meczu, gdy ze spokojem i precyzją rzucił piłkę na głowę Kulenovicia. Asysta przy zwycięskim golu piękna, niemniej oceniając cały mecz w wykonaniu Kucharczyka, trudno być z jego postawy zadowolonym. Pozostaje liczyć, że solidnie przepracuje zimę i będzie w kolejnej rundzie w lepszej formie, bo jesieni w sumie za udaną uznać nie może.
Sebastian Szymański 5 (5,27). W pierwszej części meczu dwa razy bardzo dobrze wyprowadził piłkę i oddał naprawdę dobry strzał, z trudem sparowany przez Kudłę. Po zmianie stron, przesunięty na lewą stronę parę razy dośrodkował, z czego raz dobrze. Mało, jak na cały mecz. Młody pomocnik Legii też w ostatnim meczu sezonu robił wrażenie, jakby należał mu się odpoczynek, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że grał w tym sezonie bardzo dużo, a w niemal każdym meczu przebiegał ponad jedenaście kilometrów. Tyle, że przy taktyce Sa Pinto wymagającej od ofensywnego piłkarza mnóstwa tych przebieganych kilometrów, sprintów, nieustannego biegania w pressingu i ruchliwości w ataku Szymański w zasadzie nie ma zmiennika, bo żaden z piłkarzy siedzących na ławce nie jest tak wybiegany, jak „Szymi”. Stąd mimo iż wnosił jesienią do bilansu mistrzów Polski mało goli i asyst i niejednokrotnie rozgrywał tak mocno przeciętne mecze, jak w czwartek w Sosnowcu, był trudny do zastąpienia. Osobną kwestią, która dało się zauważyć nie tylko w ostatnim meczu, jest jakość wykonywanych przez niego stałych fragmentów gry. Bo w czwartek wyszło mu tylko jedno dośrodkowanie z rzutu rożnego. Albo niech nad zagraniami ze stojącej piłki solidnie zimą popracuje, albo niech odpuści sobie ich wykonywanie.
Dominik Nagy 7 (6,41). Jedyny piłkarz, może obok Hlouska, który zagrał cały mecz na dobrym poziomie od pierwszej do ostatniej minuty. Dużo pracy w defensywie, dużo sprintów, najwięcej przebiegniętych kilometrów i bardzo duża kreatywność w ataku. To on wywalczał niemal wszystkie stałe fragmenty gry, w tym te, po których padły gole, w sumie był faulowany aż osiem razy. Zupełnie nie radzili sobie z nim obrońcy Zagłębia, wycinając go raz za razem, sędziemu jednak nie przeszkadzała specjalnie częstotliwość fauli na Nagyu i kartki trzymał w kieszeni. Kilka razy dobrze rozprowadził piłkę w ataku, oddał świetny strzał z dystansu obroniony przez Kudłę, po którym Martins omal nie zdobył gola. Miał też jednak sporo strat przy tak aktywnej grze, po jego faulu był też stały fragment gry, po którym padł gol Polczaka. Dobry mecz Węgra, pomimo iż skończył go bez gola i asysty na koncie.
Carlitos 3 (4,03). Najbardziej chimeryczny piłkarz Legii. Potrafi zagrać świetnie, zespołowo i skutecznie, jak z Piastem, by w kolejnym meczu grać własny mecz bez oglądania się na kolegów i bez jakiejkolwiek z nimi współpracy. Z pewnością nie ułatwiało mu w pierwszej połowie granie „dzidą” przez bramkarza, bo Carlitos nie ma warunków fizycznych do przyjmowania takich piłek, ale nadmiernego indywidualizmu i złej jakości gry mu nie wybaczymy. Niecelne podania, niecelne strzały z niezłych pozycji, złe dośrodkowania, brak współpracy z kolegami, osiemnaście strat, wreszcie beznadziejny gol samobójczy. Aż dziwne, że tak długo trzymał go trener Sa Pinto na boisku. Będzie miał portugalski szkoleniowiec nad czym zimą pracować, by Hiszpan grał w przyszłości w drużynie, a nie obok niej.
Sandro Kulenović 7 (7,02). Tak, jak Carlitos z partnerami w czwartek nie współpracował, tak Kulenović wykonał dla zespołu kawał dobrej roboty. Po jego wejściu wreszcie miał kto przyjmować i odgrywać tyłem do bramki dłuższe piłki, bo mimo młodego wieku Chorwat świetnie się zastawia i celnie odgrywa, a obrońcy Zagłębia sobie z tym nie radzili. Po jego znakomitym dośrodkowaniu spod linii końcowej gola mógł zdobyć Martins, wreszcie to Kulenović rozstrzygnął losy meczu uderzeniem głową z najbliższej odległości po świetnej centrze Kucharczyka. Sporo w sumie było tych dobrych zagrań, jak na czterdzieści pięć minut, gry, a końcówce zdarzyło mu się nawet zaliczyć odbiór. Sporo grał w końcówce rundy i w ostatnich meczach dużo też wniósł do gry mistrzów Polski.
Jarosław Niezgoda (5,10) i Inaki Astiz (4,96) grali zbyt krótko, by ich oceniać.
Najlepszym legionistą ostatniego w tym roku meczu Czytelnicy wybrali Sandro Kulenovicia, a redaktorzy Andre Martinsa.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.