Oceny piłkarzy Legii za mecz ze Śląskiem – straszna nuda
24.04.2024 18:55
Czytaj też
Gra zespołu 5 (4,45 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Do meczu z wiceliderem Legia przystąpiła w tym samym składzie, żaden ze zmienników trenera Feio w Częstochowie do siebie nie przekonał. Śląsk zgodnie z oczekiwaniami i podejściem do futbolu trenera Magiery przyjechał do Warszawy nie stracić bramki i nie przegrać. Goście „postawili autobus” angażując w akcje ofensywne dwóch, maksymalnie trzech piłkarzy. Słaba w ofensywie Legia tych zasieków nie sforsowała, Śląsk grał głównie długimi podaniami, mecz toczył się w ślamazarnym tempie, a z boiska przez cały mecz wiało nudą. Nie znaczy to jednak, że wszyscy legioniści zasłużyli na krytykę, bo spaść ona powinna po niedzielnym meczu wyłącznie na tych, który mieli odpowiadać za strzelanie goli i tworzenie sytuacji podbramkowych. Dobrze zagrali obrońcy, Pankov toczył przez cały mecz zwycięskie boje z najlepszym obecnie napastnikiem Ekstraklasy i liderem strzelców ligi, czyli Exposito, z kolei Augustyniak wręcz zniszczył Klimalę, który sfrustrowany „odwdzięczał się” legioniście tylko złośliwymi faulami. Dobrze też współpracowała cała formacja przy ustawianiu linii spalonego. Najlepszym na boisku piłkarzem był Elitim, zbierający przez cały mecz wszystkie odbite i niedokładnie zagrane piłki niczym Slisz w ostatnim roku pobytu w Legii. Dzięki Kolumbijczykowi i pewnie grającej obronie legioniści długo utrzymywali się przy piłce, tylko że piłkarze ofensywni nic z tą piłką nie byli w stanie zrobić. Wahadłowi nie umieli znaleźć sobie wolnych przestrzeni do dośrodkowania, a napastnicy miejsca w polu karnym. Nawet gdy udało się komuś dograć do nich niezłą piłkę, to nie miał kto zamienić podań na gole. Irytować mogło tempo rozgrywania piłki na połowie Śląska, brak ruchu bez piłki i mocniejszego pressingu, oba zespoły nie nabiegały się specjalnie w tym meczu, paradoksalnie o wiele więcej biegali legioniści w poszczególnych meczach jesienią grając przy tym dwa razy w tygodniu. W pozostałych meczach sezonu wiele się pewnie nie zmieni, od mieszania herbata się słodsza nie robi, a od wymian trenerów, dobrych piłkarzy w kadrze nie przybędzie. O sile obecnej kadry mówią też kolejne pomeczowe doniesienia, że jeden czy drugi piłkarz gra od dłuższego czasu z przewlekłą kontuzją „o której wiemy i umiemy sobie z nią radzić”. To najlepsza ocena zdolności siedzących na ławce czy grających w rezerwach potencjalnych zastępców takiego piłkarza. O mistrzostwie oczywiście nie ma już mowy, ale nawet zajęcie miejsca na podium, dającego w przyszłym sezonie europejskie puchary, przy takiej grze i z taką wąską jakościowo kadrą będzie trudne.
Dominik Hładun 7 (6,11 - ocena Czytelników). Obronił trzy strzały z dystansu, dwa były dość mocne, ale żaden nie powinien sprawić dużych problemów bramkarzowi i rzeczywiście Hładun sobie z nimi dobrze poradził. Z pola karnego rywale nie mieli okazji sprawdzić formy legionisty, bo naprawdę dobrze zagrała w niedzielę defensywa. Przy grze nogami też błędów nie popełniał. Dobry mecz Hładuna, choć oczywiście w nie mniejszym stopniu za jego czyste konto trzeba docenić obrońców.
Radovan Pankov 7 (4,98). A z docenianiem obrońców w przestrzeni publicznej często jest problem. Gdy obrońca popełni błąd i drużyna straci gola, jest on krytykowany, natomiast gdy przez cały mecz błędu nie popełni i rywal nie ma żadnych okazji, ale jego drużyna nie wygra (choć nie traci przy tym gola), to dobry występ piłkarza defensywnego jest marginalizowany, a oceny indywidualne wobec poszczególnych piłkarzy zamieniają się w plebiscyt niechęci wobec wszystkich, bez względu na to, jak zagrali. Walczymy z takim podejściem od lat, bo przecież obrońca nie jest od tego, by opuszczać swoją pozycję w trakcie akcji i iść wyręczać w polu karnym nieudolnych napastników, tylko by nie pozwalać na groźne akcje i strzały rywalom. Przez cały mecz Serb bardzo ciężko pracował tocząc boje z Exposito, grał bardzo blisko Hiszpana, trzymał go z dala od pola karnego i niezwykle skutecznie utrudniał mu kontakty z piłką. Ledwie jedno przegrane starcie przez Serba w drugiej połowie, za to dużo pojedynków wygranych i jeden zablokowany strzał, nie wiemy czemu lider strzelców Ekstraklasy uparł się przez cały mecz grać na Pankova, ale bardzo źle na tym wyszedł. Serb nie bał się też wyprowadzania piłki, ale strat miał przy tym trochę za dużo, szukał też znów dośrodkowań, jak tydzień temu, jednego z nich nie wykorzystał Rosołek. Doceniamy dobrą grę Pankova w obronie w niedzielę i przyznajemy mu za to odpowiednio wysoką notę.
Rafał Augustyniak 7 (5,47). Pankov z Exposito walczył, Augustyniak Klimalę niszczył. Wiadomo, rywal nie tej klasy, co Hiszpan, ale miło się patrzyło na frustrację byłego piłkarza Celtiku, który złośliwymi faulami rekompensował sobie przegrane starcia, a sędzia Marciniak nie dał mu za nie nawet żółtej kartki. W pierwszej połowie Augustyniak widząc bezradność kolegów brał się nawet do rozgrywania piłki, a nawet próbował kończyć te akcje strzałami. Wywalczył w ten sposób jeden rzut rożny, po zmianie stron był już skoncentrowany wyłącznie na obronie. Grał odpowiedzialnie, strat miał niewiele, błędów praktycznie nie popełniał. Raz faulował rywala w bocznej strefie boiska dając mu stały fragment gry. Bardzo solidny występ Augustyniaka, można było brać pod uwagę nawet jeszcze wyższą ocenę.
Steve Kapuadi 7 (4,65). Co ciekawe, żaden z napastników Śląska nie wchodził w strefę, w której grał Kapuadi, najwyraźniej goście z góry założyli, że każde zagranie długiego podania do napastnika będącego w kontakcie z legijnym wielkoludem skończy się stratą. Rzeczywiście, w powietrzu na Francuza pod własnym polem karnym w niedzielę mocnych nie było, a rywale nie próbowali tym razem wykorzystywać jego problemów ze zwrotnością i przyspieszeniem. Po jednej stracie w pierwszym kwadransie Kapuadi dość niechętnie brał się do wyprowadzania piłki, robił to bardzo bezpiecznie i raczej nie przekraczał połowy boiska nawet jak nie był atakowany – można narzekać na to, że obrońca powinien w dzisiejszych czasach umieć też grać w piłkę, ale też można docenić odpowiedzialność Francuza świadomego własnych ograniczeń. Ta właśnie obawa przed wchodzeniem na połowę rywala była z pewnością przyczyną zmiany Francuza w końcówce, gdy trener Feio chciał zagrać jeszcze ofensywniej, by zmienić wynik. Wtedy jednak właśnie okazało się, że siła obrońcy ma znaczenie, Kapuadiego bowiem by Rzuchowski z pewnością tak łatwo nie przewrócił w jednej z ostatnich akcji meczu, gdy Hładun przeniósł strzał nad poprzeczką. Obrońca jest przede wszystkim od bronienia, a z sektora za który odpowiadał Francuz nie poszła w pole karne żadna groźna akcja, więc trzeba ocenić również jego występ jako dobry.
Paweł Wszołek 4 (3,53). Po serii pochwał dla obrońców czas niestety napisać o pozostałych piłkarzach, a tu o pozytywne rzeczy dużo trudniej. Wszołek nie miał tym razem wiele pracy w obronie, bo Śląsk grał długie podania wprost do napastników, mógł więc grać częściej bliżej bramki rywala niż w Częstochowie. Faktycznie tak było, ale efekty tego były mizerne. Po pierwsze, zabrakło wyjść na wolne pole, a to właśnie do tej pory dawało Wszołkowi przewagę nad rywalami. Gdy nie ma przed sobą wolnej przestrzeni jest zdecydowanie gorzej, bo specjalistą od dryblowania nie jest. Po drugie mocno pogorszyła się w stosunku do jesieni jakość jego dośrodkowań, często są przeciągnięte, grane w miejsca, gdzie nie ma napastników. Wszystkie te problemy było aż nadto widać w niedzielę, gdy nie stworzył kolegom żadnej dobrej okazji, a do tego udało mu się wywalczyć w sumie ledwie jeden rzut rożny. Przy wszystkich doniesieniach medycznych o przewlekłych kontuzjach zastanawiamy się, czy ze zdrowiem niedawnego reprezentanta Polski wszystko jest w porządku, bo jego gra na to nie wskazuje. Mecz słaby, forma zadziwiająco słaba, choć Legia nie gra przecież co trzy dni, jak jesienią, przy mocniejszej kadrze Wszołek w takiej dyspozycji pewnie siedziałby dziś na ławce.
Bartosz Kapustka 5 (4,13). Skoro mowa o przewlekłych kontuzjach, to podobnie wygląda problem z Kapustką. Gdzieś zaginęło branie przez niego odpowiedzialności za grę i wyprowadzanie piłki, zniknęły, miejmy nadzieję, że nie bezpowrotnie, przyjęcia kierunkowe i dryblingi przyspieszające grę, zostawiające rywali za sobą i stwarzające przewagę w ataku. I trudno to tłumaczyć inaczej niż problemami zdrowotnymi i obawami o pogłębienie urazów. Kapustka zagrał w niedzielę słabo w pierwszej połowie, raz piłkę rywalowi odebrał, ale znacznie częściej ją tracił niż poprawnie rozgrywał. Nieco lepiej zaprezentował się po zmianie stron, dobrze dograł na głowę Pekharta, ale Czech w bramkę tnie trafił, oddał też jeden celny, choć lekki strzał. Zdecydowanie mniej piłek tracił, po jego znakomitym odbiorze Pokorny musiał go faulować i dostał żółtą kartkę. W końcowej fazie meczu został zmieniony i powiedzmy wprost, że wprowadzony za niego Urbański zagrał od niego gorzej. Słaba pierwsza część meczu, lepsza druga, w sumie co najwyżej mocno przeciętnie.
Juergen Elitim 7 (5,58). Najlepszy piłkarz na boisku w niedzielnym meczu, mógł śmiało dostać od nas nawet jeszcze wyższą ocenę. Niemal każda piłka odbita w środku pola czy wybita spod własnej bramki, każde niedokładne podanie gości, każda próba grania przez Śląsk piłek do napastników po ziemi padała łupem Elitima. Zbierał wszystko jak prawdziwy odkurzacz – gdy trwały tej wiosny wszystkie próby ze znalezieniem następcy dla Slisza, to w rolę reprezentanta Polski zdecydowanie najlepiej wciela się Kolumbijczyk. Mało, że zbierał i dobrze wyprowadzał piłkę, to jeszcze potrafił podłączyć się czasem z głębi pola do akcji ofensywnej. Oddał jeden niecelny strzał, do tego raz idealnie wystawił piłkę Gualowi, który uderzył w poprzeczkę. Niestety, Legia ma tylko jednego Elitima, który dbając o wspieranie obrońców w tyłach nie zawsze może być też z przodu, a nikt inny nie potrafił dać zespołowi tyle, co Kolumbijczyk. Szkoda, że inni poziom gry pozostałych legionistów w kolejnym już tej meczu tej wiosny nie dorównuje temu prezentowanemu przez Elitima.
Patryk Kun 4 (3,58). Niestety na Elitimie nasze laurki za niedzielę się kończą, im dalej piłkarz grał od własnej bramki, tym było gorzej. Kun całkiem nieźle spisywał się w defensywie, z przodu jednak było źle – albo niedokładne dośrodkowanie albo straty. Po jednej z nich był nawet kontratak rywala, cały pożytek to podobnie jak w przypadku Wszołka jeden wywalczony rzut rożny. Na razie Kun ma zaufanie trenera, choć w obu meczach był jednym z pierwszych do zmiany, ale jeśli będzie dalej tak bezproduktywny, to nowy szkoleniowiec Legii zapewne wypróbuje w kolejnych meczach pierwszym składzie Morishitę albo Ribeiro. Minął prawie cały sezon i teraz pewnie już wszyscy widzą, jak ogromnym osłabieniem dla drużyny prowadzonej przez trenera Runjaicia było odejście latem Filipa Mladenovicia. To było początek osłabienia drużyny, która zdobyła rok temu wicemistrzostwo Polski, nikt nie jest w stanie Serba od tej pory zastąpić.
Josue Pesqueira 5 (4,70). Portugalczyk dobrze utrzymuje się z piłką w środkowej strefie boiska i nie sposób mu ją odebrać, ale coraz rzadziej widzimy w jego wykonaniu dobre rozgrywanie. Tyle, że do zagrania prostopadłego podania jest potrzebny nie tylko podający, ale też przyjmujący, który wyjdzie do piłki na wolne pole. Gdy odszedł Mladenović skończyły się przerzuty na lewą stronę (w niedzielę widzieliśmy taki ledwie jeden), gdy Wszołek przestał wiosną wychodzić na wolne pole, skończyły się podania po prawej stronie wzdłuż linii. A że napastnicy też nie wychodzą do podań w pole karne, to jedyną możliwością dogrania piłki przez coraz bardziej zniechęconego bezradnością kolegów Josue pozostają dośrodkowania. Jednego znakomitego wstrzelenia piłki w pole karne w pierwszej połowie nie przeciął Gual, po jego dobrym dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową uderzał Pekhart, a kolejnego idealnego wręcz podania nie wykorzystał Rosołek. Josue nie jest piłkarzem, który sam ogra kogoś, wejdzie w pole karne i uderzy, bo brakuje mu do tego motoryki, ale wciąż może podać dokładnie piłkę komuś, kto wykona dobry ruch na wolne pole, tylko ktoś musi się ruszyć. Portugalczyk pomagał w niedzielę też w obronie, wywalczył też jeden rzut wolny, ale generalnie przebłysków nie miał za wiele. Żeby byli asystenci, muszą być też i strzelcy, a z napastnikami Legia ma wiosną prawdziwy problem.
Marc Gual 4 (4,19). Król chaosu poza polem karnym znów tracił piłki w dziwny sposób nie patrząc przy podaniu na jeden kontakt, czy tam gdzie kierowana jest piłka, stoi którykolwiek z jego kolegów. W niedzielę jednak czasem udało mu się z „klepki” odegrać dokładnie, choć wyłącznie w pierwszej połowie. Zdecydowanie więcej z reguły daje drużynie w polu karnym, ale tym razem i pod samą bramką niewiele było z niego pożytku. Jeden strzał w poprzeczkę, jeden niezbyt mocny strzał celny i jedno dobre odegranie przed pole karne do Elitima to mało jak na króla strzelców Ekstraklasy. Słabszy mecz Guala, ale on przynajmniej jako jedyny z napastników aktywnie brał udział w grze i wychodził do piłek.
Tomas Pekhart 3 (3,84). Wywalczył jeden rzut wolny, dwa razy po dobrych dośrodkowaniach uderzał głową, raz trafił w bramkę, raz nie. W żadnym przypadku zagrożenia dla Śląska nie było. W konstruowaniu akcji prawie nie brał udziału, raz ledwie utrzymał się dobrze przy piłce, najczęściej po prostu stał w polu karnym i czekał na piłkę. Już w pierwszej połowie widać było problemy ze zdrowiem, po zmianie stron było jeszcze gorzej i musiał szybko opuścić boisko. Tłumaczenie pomeczowe sztabu, że „my wiemy o tym i sobie z tym radzimy”, czyli wypuszczamy permanentnie do gry nie w pełni sprawnych piłkarzy z przewlekłymi kontuzjami, bo nie mamy nikogo innego, mogłoby posłużyć jako całkiem dobre podsumowanie tego jaka jest kadra Legii. Niestety, oceniamy grę piłkarza niezależnie od tego, jaki jest aktualny stopień jego sprawności, a Czech zagrał w niedzielę bardzo słabe zawody.
Maciej Rosołek 3 (2,63). Kramer kontuzjowany, Pekhart jak się okazuje również, poza Gualem, jedynym zdrowym napastnikiem w kadrze jest Rosołek, więc siłą rzeczy wychowanek Legii musi grać w każdym meczu, choć najczęściej jako zmiennik. Przychylamy się do zdania tych, którzy twierdzą, że Rosołkowi przydałaby się szybka zmiana otoczenia, bo jego zmiany z reguły nic drużynie nie dają, a sam piłkarz wręcz cofa się w rozwoju. W niedzielę raz piłkę odebrał, raz się utrzymał z nią tyłem do bramki, poza tym przez ponad pół godziny pobytu na boisku miał z piłką niewiele kontaktów, znów wydaje się, że aktywniejszy od niego nawet w końcówkach jest Gual mimo, iż Hiszpan ma w nogach całe spotkanie, a nie niespełna pół. Miał tym razem napastnik Legii dwie okazje na trafienie do bramki po dobrych dośrodkowaniach Pankova i Josue, nie wykorzystał żadnej, choć Portugalczyk zagrał mu dosłownie na nos. Kolejna bardzo słaba zmiana.
Wojciech Urbański 4 (4,50). Młody nie będzie przez nas oceniany lepiej tylko dlatego, że jest młody, skoro wszedł na boisko, to podlega tym samym prawom, co trzydziestolatkowie. Urbański zaczął swój pobyt na boisku od nienajlepszego ustawienia w defensywie przy stałym fragmencie gry, gdy nie nadążył z zablokowaniem strzału z dystansu. Potem przez nieco ponad piętnaście minut miał stratę po zagraniu ręką, nieudane dośrodkowanie i jeden wywalczony rzut rożny. Niewiele więc wniósł do gry, zagrał na pewno gorzej od Kapustki i zmianę należy uznać za słabą. Redakcja jest zresztą podzielona w temacie młodzieży – połowa domaga się od kolejnych trenerów jej ogrywania, druga połowa twierdzi, że takie ogrywanie może odbywać się tylko kosztem wyników, bo skoro młodzieżowcy Legii nie radzą sobie nawet w trzeciej lidze i trzeba rezerwy „Wojskowych” budować na trzydziestolatkach, to znaczy, że nie ma kogo ogrywać.
Ryoya Morishita 4 (4,42). Japończyk na razie nie należy do wybrańców trenera, ale wchodząc z ławki stara się być aktywny i pokazywać szkoleniowcowi swoje zaangażowanie i gotowość do gry. Na jakość się to niestety na razie nie przekłada, bo w niedzielę nie zagrał lepiej od Kuna czy Wszołka. Jedna dobra interwencja w defensywie, jedno dośrodkowanie niezłe, drugie nieudane wprost do bramkarza i jedna strata w dryblingu. Spodziewamy się, że Japończyk dostanie w przyszłości szansę w dłuższym wymiarze czasowym i pokaże lepsze umiejętności.
Yuri Ribeiro grał zbyt krótko, by go oceniać, w doliczonym czasie gry próbując wymusić na Szymonie Marciniaku gwizdnięcie faulu dopuścił rywala do strzału z dystansu.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy wybrali znów Dominika Hładuna, a redaktorzy ponownie Juergena Elitima.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.