Ograć Legię to teraz żaden problem
12.03.2007 10:16
Legia nie ma żadnego pomysłu taktycznego na sforsowanie obrony przeciwników. Trenerzy grających przeciwko niej zespołów mają łatwe zadanie - ustawić dwóch defensywnych pomocników w środku pola, maksymalnie zagęszczając tę strefę, nie dając rozgrywającym mistrza Polski czasu ani miejsca na chwilę zastanowienia i wykonanie dobrego podania do napastników. To wystarcza. Legia nie strzela.
Patrząc na otwierające rundę wiosenną spotkanie z Cracovią i nieporadność napastników Legii pod bramką, trudno było przewidzieć, że z mistrzem Polski może być jeszcze gorzej. Bo w tamtym meczu zespól Dariusza Wdowczyka miał chociaż podbramkowe szanse. W kolejnych dwóch spotkaniach Legii brakowało okazji.
Dlaczego przez 180 minut gry w ekstraklasie i dodatkowe 90 w Pucharze Ekstraklasy Legia nie strzeliła żadnej bramki? Bo zawiodła na całej linii. Psychicznie, fizycznie i taktycznie. Największym problemem warszawian zdaje się być właśnie psychika. W poprzednim, mistrzowskim sezonie zespół Wdowczyka bardzo dobrze zaczął rundę rewanżową. Nie tracił goli, a w kilku spotkaniach trafiał w ostatnich minutach. Warszawiacy uwierzyli, że są w stanie wygrać każdy, nawet najtrudniejszy i najgorzej układający się mecz, a rywale zaczęli wątpić, czy Legię w ogóle można pokonać. Teraz tego szczęścia zabrakło, zawiodły też umiejętności, gdy w doliczonym czasie gry w Krakowie piłka spadała wprost na głowę stojącego pięć metrów od bramki Piotra Włodarczyka, a jednak ten nie zapewnił zespołowi punktów.
Zamiast euforii przyszła więc frustracja. A Włodarczyk, podobnie jak Bartłomiej Grzelak, gra znacznie lepiej, gdy nie jest pod presją. Z ciśnieniem nie radzą sobie także młodzi Janczyk i Korzym. A przecież presja to nieodłączna część gry w Legii. Fizycznie warszawianie nie wyglądają rewelacyjnie, a i taktyka nie jest atutem Legii. Większość zespołów grając przeciwko mistrzowi Polski stawia na defensywę. Zabezpiecza tyły czwórką obrońców, którzy często grają bardzo blisko siebie, stając nawet w komplecie we własnym polu karnym. Pomaga im dwóch defensywnych pomocników, a często na własną połowę wracają też napastnicy przeciwnika (lub jeden napastnik i grający za nim ofensywny pomocnik, który ma jeszcze bliżej do środkowych pomocników Legii). Środkowa strefa jest bardzo zagęszczona, a dodatkowo pojawiają się tam często, zniechęceni brakiem podań od własnych pomocników, napastnicy Legii. Janczyk, Korzym i Grzelak próbowali kilka razy wrócić po piłkę i samemu ją rozegrać, ale... wtedy nie bardzo jest komu podać, bo z przodu zostaje tylko jeden, osamotniony partner. A tłok w środku robi się jeszcze większy. Jednym słowem - bałagan.
Metodą na strzelenie goli mogłyby być akcje oskrzydlające, ale do nich potrzebna jest aktywniejsza gra Bronowickiego i Edsona. W Krakowie Legia miała okazje po dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska. W ostatnich meczach boczni obrońcy nie byli już tak aktywni, mając też pewnie obawy przed kontratakiem (zwłaszcza, że nie byli należycie asekurowani). Stali się ostrożni, zbyt ostrożni...
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.