News: Patryk Mikita: Lubię wyzwania

Patryk Mikita: Lubię wyzwania

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

26.06.2013 09:29

(akt. 09.12.2018 16:29)

- Wszystko zaczęło się od testów. Trenowałem z juniorami. Ostatecznie zostałem zaproszony na treningi Młodej Legii i pojechałem na obóz. Mogłem trafić do Pogoni Szczecin, ale ostatecznie wybrałem stołeczną drużynę, w której chciałem grać najbardziej. Lubię wyzwania, wierzę w siebie i w to, że dam sobie radę w zespole Jana Urbana – mówi w rozmowie z Legia.Net Patryk Mikita, 20-letni napastnik, który wyjechał razem z pierwszym zespołem na zgrupowanie do Bad Zell.

Spodziewałeś się tylu podróży pod koniec poprzedniego sezonu? Włochy, Norwegia…


- Szczerze mówiąc, to nie spodziewałem się czegoś takiego. Niesamowicie cieszyłem się z powołania do reprezentacji Polski do lat 20. Liczyłem po cichu, że ktoś ze sztabu kadry mnie dostrzeże, tym bardziej że trener Dariusz Banasik chwalił mnie za występy w Młodej Legii. Mimo wszystko, na dowołanie do ekipy Marcina Dorny na konfrontację z Norwegią, zupełnie nie liczyłem.


25 minut rozegrałeś w meczu z Włochami, a 10 minut z Norwegią. Dużo czy mało?


- Wystarczająco. Wyciągnąłem z tych meczów jakieś wnioski. Zaliczyłem dwa nieudane debiuty i przyjmuję to na klatę… Wiadomo, że 1:6 z Włochami, to jednak wysoka porażka, która nie może radować. Z Norwegami prowadziliśmy 2:0, a potem w 30 minut jeden piłkarz strzelił nam cztery gole. Liczyliśmy na inne wyniki.


O piłce młodzieżowej, szczególnie o kadrach U-19 i U-21, zaczęło się mówić bardzo ciepło. Nowe nadzieje i szansa na mocną reprezentację. Wystarczyło kilka dni i na wasze głowy spadło wiele krytyki.


- Według mnie, na każdą kadrę trzeba patrzeć oddzielnie. Byłem na zgrupowaniu reprezentacji do lat 21. W składzie byli bardzo dobrzy zawodnicy, którzy kiedyś podniosą poziom seniorskiej piłki. Nie będzie też trzeba na to długo czekać – rok, może dwa.


Dla ciebie ostatnie tygodnie były jednak udane - razem z kolegami okazaliście się najlepsi w Młodej Ekstraklasie, wasz opiekun wybrał cię największą gwiazdą zespołu, a dodatkowo dostałeś wspomniane powołanie.


- Sezon 2012/2013 był moim pierwszym w Młodej Ekstraklasie. Od razu zdobyłem razem z kolegami mistrzostwo – tak jak to sobie założyłem, kiedy trafiłem na Łazienkowską. Drugim celem był awans do pierwszej drużyny. Po roku gry pod opieką Dariusza Banasika udało się zrealizować również to. Mam nadzieję, że tak będzie nadal, ale nie chcę zapeszać.


Podpisałeś nowy, dwuletni kontrakt. Poprzedni wygasłby z końcem czerwca.


- Cieszę się, że zostałem w Legii. Myślałem o innych rozwiązaniach ale uznałem, że ciężką pracą, postaram sobie wywalczyć miejsce w zespole Jana Urbana. Jestem z Warszawy i chciałem spróbować swoich sił pośród bardziej doświadczonych zawodników. Będę mógł się trochę nauczyć. Lubię wyzwania, więc podjąłem jedno z nich.


Widzew Łódź, Lechia Gdańsk, Piast Gliwice czy Dolcan Ząbki. Takie kluby się tobą interesują po jednym sezonie. Który brzmi najlepiej w perspektywie ewentualnego wypożyczenia?


- Nie zastanawiam się na razie nad wypożyczeniem. Zanim podpisałem nową umowę z Legią, myślałem nad definitywnym odejściem z klubu, ale ostatecznie wolałem zostać.


Jesteś chłopakiem z Woli, słyszałem, że nie lubiłeś się uczyć.


- Z nauką nie było mi po drodze. Nigdy nie szło to w dobrym kierunku, ale będzie jeszcze czas na skończenie szkoły. Na razie poświęcam się tylko piłce, w której chciałbym coś osiągnąć.


Imprezy też ponoć były, głównie w czasach Agrykoli.


- Raczej ich nie było. Wiadomo, że zdarzały się jakieś wyjścia, kiedy miałem trochę wolnego czasu, ale bez przesady... W Legii wszystko działa bardzo profesjonalnie, sprzęt jest przyszykowany i niczego nie brakuje. W Agrykoli trzeba było wręcz dokładać do interesu, a przy Łazienkowskiej nie da się na nic narzekać. Trzeba więc zachowywać się odpowiednio.


Kiedy dużo dzieje się w życiu młodego piłkarza, ten może się łatwo pogubić. Pojawiły się opinie, że odbiła ci sodówka.


- Nikt mi tego w twarz nie powiedział. Czuję się silniejszy psychicznie, zbieram doświadczenie – najpierw „młoda”, potem reprezentacje młodzieżowe, a teraz pierwsza drużyna. Wiem co się dzieje w moim życiu i tyle.


Zimą pojechałeś na testy do szkockiego Saint Mirren.


- Zobaczyłem jak grają dobrzy zawodnicy i jak wygląda ich baza treningowa. Mimo, że byłem tam tydzień, to nauczyłem się grać siłowo i przepychać na boisku. Zdobyłem troszkę doświadczenia.


Trener cię chwalił i ponoć proponowano ci, żebyś został jeszcze przez jakiś czas na testach. Czemu do tego nie doszło?


- Była taka opcja, ale z tego co słyszałem, to Legia nie zgodziła się na przedłużenie testów. Chciałem zostać w Szkocji, bo mógłbym się dobrze rozwijać, ale wyszło jak wyszło. Wróciłem do Warszawy i zdobyłem mistrzostwo z „młodą”.



Tendencja jest jednak odwrotna, nieźli piłkarze ze Szkocji trafiają do Polski jak Ojamaa do Legii, czy Douglas do Lecha.


- Widać, że nasza liga zyskuje w oczach piłkarzy grających dotychczas w Szkocji.


Mogłeś iść za to na pół roku do Dolcanu i grać w pierwszej lidze.


- Faktycznie mogłem grać w Ząbkach, ale nie chciałem iść na takie wypożyczenie. Po co skakać z kwiatka na kwiatek? Zależało mi na tym, żeby wkomponować się w jedną drużynę.


Trener Banasik niezwykle cię wychwalał. Wybrał nawet największą gwiazdą swojego zespołu.


- Słyszałem o tym. Mam za sobą pierwszy sezon i cieszy mnie indywidualna pochwała. Pamiętajmy jednak, że cała drużyna grała bardzo dobrze. W sumie, to nie chciałbym żeby ktoś mnie tak wyróżniał i oceniał jako gwiazdę. Jestem młody, a to różnie wpływa na psychikę. Kiedy złapie mnie kryzys, może być potem różnie…


Oprócz gwiazdy nazwano cię też kosmitą.


- To już powiedział prezes Leśnodorski po turnieju w Holandii (śmiech). Chłopaki w szatni od razu, to podłapali i po rozdaniu medali, śpiewali w szatni „Mikita, Mikita, kosmita”. Miałem jednak dobrych trenerów i utalentowanych zawodników obok siebie, dzięki czemu razem sięgnęliśmy po mistrzostwo. W końcu musi być zasada: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dzięki kolektywowi, potrafiliśmy wygrać w trudnych pojedynkach z Zagłębiem Lubin czy też z Lechem Poznań.


Kosmita też dlatego, że na zdjęciach z meczów często masz dziwne miny.


- (Śmiech). Niestety nie panuję nad tym, ale też zwróciłem na to uwagę przeglądając zdjęcia z naszych spotkań. Niektóre miny potrafią powalić na kolana – są po prostu zabójcze! Koledzy się nie śmieją, prędzej znajomi z osiedla.

Wiele osób miało wrażenie, że lepiej zacząłeś grać, kiedy w zespole większą rywalizację wprowadził Jakub Arak. Podkreślił to także trener Banasik.


- Mogłem wpaść w chwilowy dołek, ale nie odczułem tego. Może podświadomie mi to pomogło, ale cieszę się, że ostatecznie rozegrałem niezły sezon.


Ty, Przemysław Mizgała i Mateusz Długołęcki zostaliście przeniesieni do pierwszej drużyny.


-
Nie czuję się od nich gorszy. Na pewno będę walczył żeby pozostać w tej szatni. Potem chciałbym powalczyć o miejsce w składzie. Wiem, że mam dobrych rywali, ale tak jak już wspomniałem, lubię wyzwania, wierzę w siebie i w to, że sobie poradzę.


Jak przyjęli cię koledzy z „jedynki”?


-
Normalne i spokojne. Każdy powiedział „cześć”, ale żadnych wielkich powitań nie było.


Czym była dla ciebie Legia zanim trafiłeś na Łazienkowską?


-
Wiadomo, że ukochanym klubem. To był życiowy cel i marzenie by zagrać w Legii, która jak wiadomo najlepsza w Polsce jest. Tak było nawet wtedy, gdy grałem w innych klubach. Dążyłem do tego i się udało. Jestem blisko pierwszego zespołu i chcę żeby moje cele i marzenia z dzieciństwa nadal się spełniały.


Ale twojemu pierwszemu klubowi, to raczej nie było po drodze z Legią…


- Namówił mnie do niego kolega. Poszedłem na Konwiktorską i zacząłem trenować - w sumie, to powinienem mu podziękować. Mój rocznik się jednak rozpadał. Wszyscy, poza mną, przeszli do Marymontu, a ja jako jedyny przeniosłem się do Agrykoli. Trafiłem na bardzo dobrego trenera, Krzysztofa Tenczyńskiego. Naprawdę mi pomógł, także w sprawach prywatnych.


Polonii nawet gola strzeliłeś. Smakował lepiej niż inne?


- Wiadomo jak to jest w derbach. Każdy gol smakuje lepiej!


Masz jakiegoś idola?


- Cristiano Ronaldo. Portugalczyk potrafi się świetnie poruszać po boisku, jest szybki, wygrywa wiele pojedynków jeden na jednego i ma kapitalne strzały z rzutów wolnych. Takie rzeczy staram się u niego podpatrywać. Jestem przy nim małym pionkiem, mogę się tylko uczyć i przekładać to na swoje dobro.


Co wy macie z tymi pionkami? Kuba Arak tak samo oznaczył się w miejscu zatrudnienia na Facebook-u.


- Nie wiem nawet… Pionek, taki mały w stosunku do innych… Może to się bierze z jakiegoś slangu piłkarskiego.


A przy Marku Saganowski czy Wladimerze Dwaliszwilim uważasz się za pionka?


- To doświadczeni zawodnicy, którzy mają za sobą wiele meczów w najwyższych klasach rozgrywkowych. Nie boję się rywalizacji, chciałbym dostać szansę w Ekstraklasie i powalczyć z nimi o miejsce w składzie. To jest jednak plan na przyszłość.

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.