Przegląd prasy
24.03.2010 08:53
Rzeczpospolita - Był to jeden z najsłabszych i najsmutniejszych meczów, jakie ostatnio rozegrano na Łazienkowskiej. Ruch mógł zapewnić sobie awans już w pierwszej połowie i wtedy znudzeni widzowie nie musieliby męczyć się przez 30 minut dogrywki. Ale z dwóch wyjątkowo dogodnych sytuacji Marcin Zając nie wykorzystał żadnej. Rekord niemocy Zając pobił jednak po przerwie, kiedy minął już bramkarza Legii i mogąc popchnąć piłkę do bramki, postanowił poczekać na obrońców, którzy ostatecznie piłkę mu zabrali. Publiczność zgotowała mu owację, a kiedy zmieniony przez trenera Waldemara Fornalika schodził z boiska, usłyszał jeszcze raz gromkie: "Dziękujemy". Publiczność zresztą nieliczna, bo godzina 14 w dzień powszedni to nie jest najlepszy termin dla pracujących kibiców. Legia od początku nie sprawiała wrażenia drużyny, której zależy na zwycięstwie. Wzięła się do pracy dopiero po przerwie i wtedy powinna strzelić co najmniej trzy bramki. Skończyło się na jednej, zdobytej po rogu przez Bartłomieja Grzelaka. Strzelec dzielił się radością z pustą trybuną. To, co legioniści pokazali wczoraj, można by potraktować jako strajk, gdyby nie świadomość, że dużo lepiej grać nie potrafią. Między innymi dlatego Łukasz Janoszka mógł w dogrywce przeprowadzić rajd między obrońcami, zakończony wyrównującą bramką dla Ruchu. Gol Tomasza Jarzębowskiego w ostatniej minucie był już tylko na otarcie łez.
Przegląd Sportowy - Wtorkowe popołudnie przy Łazienkowskiej to festiwal pomyłek. Białas twierdził, że to najważniejszy mecz dla legionistów, bo przez Puchar Polski najłatwiej dostać się do eliminacji Ligi Europejskiej. Ale musiał odrobić jednobramkową stratę. Wymyślił więc taktykę z trzema defensywnymi pomocnikami, bez skrzydłowych. Rywali zapewne zaskoczył, ale najbardziej swoich graczy. W ogóle o pierwszej połowie należałoby zapomnieć, a wszelkie taśmy z jej zapisem jak najszybciej nakazać zniszczyć. Na boisku kompletnie nic się nie działo. Ruchowi to pasowało, bo wygrał pierwsze spotkanie. Legionistom chęci nie można było odmówić, ale to za mało. Na ich szczęście Białas w przerwie zrezygnował z eksperymentalnego ustawienia i nagle wszystko zaczęło im się układać. Po zmianie taktyki Legia ruszyła do przodu. - To było zaplanowane - przyznał Białas. Przy lepszej skuteczności to ona powinna awansować w regulaminowym czasie. Sebastian Szałachowski dał sobie wybić piłkę będąc na linii bramki Ruchu, Matko Perdijić jakimś cudem obronił strzał Tomasza Kiełbowicza z rzutu wolego, w końcu Bartłomiej Grzelak dwukrotnie przestrzelił z bliskiej odległości. W dogrywce oba zespoły grały asekuracyjnie, chcąc bardziej nie stracić, niż zyskać. Przesądziła indywidualna akcja Janoszki. W ostatniej minucie gola dla Legii zdobył Tomasz Jarzębowski, po kolejnym dobrym dośrodkowaniu Iwańskiego. Mecz w przypadku gospodarzy pokazał dwie rzeczy. Po pierwsze, że legioniści wprawdzie mają siłę biegać, ale są nieprzygotowani pod względem szybkościowym, nie mają odpowiedniej dynamiki. Po drugie, że miejsce Iwańskiego jest zdecydowanie z przodu, tuż za napastnikiem z dwoma defensywnymi pomocnikami ubezpieczającymi go.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.