Przegląd prasy: Legia gra jak z nut
15.02.2016 09:00
Przegląd Sportowy - Kiedy jedenaście kolejek temu Stanisław Czerczesow zmieniał Henninga Berga na stanowisku trenera Legii, warszawski klub był dopiero na czwartym miejscu w tabeli, miał ledwie 17 punktów – aż o dziesięć mniej od prowadzącego Piasta Gliwice. Od tamtego czasu zespół pod jego wodzą zdobył 26 punktów, do lidera zbliżył się na trzy. O ile jednak jesienią Legia ciułała zwycięstwa, czasem słaniała się na nogach – w cztery miesiące rozegrała aż 38 spotkań, o tyle wczoraj w spotkaniu z Jagiellonią pokazała wielką moc. Zagrała z ogromnym rozmachem, polotem, wiele akcji rozgrywała wymieniając podania na jeden kontakt. Zespół z Białegostoku, który przy okazji dwóch ostatnich wizyt przy ulicy Łazienkowskiej mocno postawił się legionistom, w niedzielę nie miał nic do powiedzenia. Został zmiażdżony. Wyglądało, jakby białostoczanie, którzy dokładnie rok temu, także na początek rundy wiosennej, łatwo wygrali z Legią na jej boisku 3:1, jeszcze nie obudzili się z zimowego snu. Na ich tle warszawianie wyglądali jak zespół z innej bajki i ligi.
W warszawskiej drużynie nie było ani jednego słabego punktu. Wybory personalne trenera były słuszne – Prijović jest w takiej formie, że na ławce rezerwowych siedzą reprezentanci Finlandii Kasper Hämäläinen oraz Słowacji Ondrej Duda.
Sport - To miał być wykwintny deser weekendu, czyli suspens, dramaturgia i nieoczekiwane zwroty akcji. Zaciekła batalia o ligowe punkty - do jakiej w ostatnich latach zdążyliśmy się przyzwyczaić przy okazji wizyt „Jagi” przy Łazienkowskiej - pozostała jednak tylko w sferze oczekiwań. Legioniści przyszli do pracy, dobrze wykonali robotę i po krótkiej toalecie pojechali do domu. Krótko rzecz ujmując – skradli całe show… Emocje opadły w zasadzie już po kwadransie. Zaczęło się od nieszczęścia Sebastiana Madery, który poślizgnął się we własnym polu karnym, mając za plecami Nemanję Nikolicia. Finał incydentu mógł być tylko jeden – Węgier przyjął piłkę, błyskawicznie uderzył i zrobiło się 1:0. Wkrótce potem trafił do siatki ponownie, ale tym razem z pozycji spalonej. Wynik szybko podwyższył Michał Kucharczyk, również strzałem z kilku metrów. Piłka wędrowała między zawodnikami Legii, jakby parzyła. Trzy ostatnie zagrania w tej akcji zostały wykonane bez przyjęcia. Niby wszyscy wiedzą, że tak gra się dzisiaj w Europie, ale jednak w rodzimej lidze podobne obrazki wciąż oglądamy za rzadko.
Fakt - To nie były walentynki, tylko Święty Mikołaj. Podarowaliśmy Legii trzy z czterech goli, ale przegraliśmy, bo byliśmy słabsi, mieliśmy mniej umiejętności – podsumował spotkanie trener Jagiellonii Michał Probierz. Jego zespół był tylko tłem dla wicemistrzów Polski, którzy na inaugurację zaprezentowali mistrzowską formę. Tak wysoko zespół Stanisława Czerczesowa jeszcze nie wygrał, odkąd prowadzi go rosyjski szkoleniowiec. Nawet w Pucharze Polski I-ligową Chojniczankę pokonał „tylko” 4:1.
Gazeta Wyborcza - Na początek rundy legioniści zaprezentowali mistrzowską formę. W pierwszym ligowym spotkaniu w tym roku rozbili Jagiellonię 4:0. Gdy w 16. minucie Michał Kucharczyk strzelał drugiego gola dla Legii, trener Stanisław Czerczesow nawet nie drgnął. Stał przy linii niewzruszony. Wyglądał tak, jakby właśnie się tego gola spodziewał. Zresztą tak samo jak poprzedniego i kolejnych dwóch, które strzelili Nemanja Nikolić i Tomasz Jodłowiec. - Na drugi raz specjalnie dla was nauczę się tańczyć - mówił Rosjanin po meczu, komentując swoje reakcje. Choć jego drużyna wygrała aż 4:0, to przesadnie nikogo chwalić nie chciał. - Pierwsze 25 minut było dobre w naszym wykonaniu, ale później zaczęło brakować koncentracji.
Wysoki, agresywny pressing Legii Warszawa zapowiadano już od dłuższego czasu. Tej taktyce miały służyć wyczerpujące treningi w trakcie przygotowań na Malcie, tego domagał się od zespołu Stanisław Czerczesow w zimowych sparingach. Jednak niewielu spodziewało się, że rosyjski szkoleniowiec osiągnie takie efekty już w pierwszym meczu rundy wiosennej. Dane InStat idealnie przedstawiają taktykę, jaką Czerczesow narzucił Legii. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszym kwadransie meczu zawodnicy Jagiellonii tylko przez dwadzieścia jeden sekund mogli być w posiadaniu piłki na połowie Legii. Przez ani chwilę nie mieli komfortu w rozegraniu.
Super Express - Legia rozpoczęła marsz po mistrzostwo Polski od efektownego rozgromienia Jagiellonii. Katem gości okazał się Nemanja Nikolić, który zdobył dwa gole i śrubuje swój strzelecki rekord ( w tym sezonie ma już na koncie 23 bramki w Ekstraklasie). Inna sprawa, że obrońcy z Podlasia robili wszystko, by ułatwić warszawianom strzelanie ko0lejnych goli. To co grali defensorzy „Jagi” to był sabotaż.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.