Domyślne zdjęcie Legia.Net

R. Lewandowski: Nie było mnie stać na treningi w Legii

Marcin Szymczyk

Źródło:

27.03.2009 08:44

(akt. 18.12.2018 00:37)

W dzisiejszym wydaniu Magazynu Sportowego ukazał się ciekawy zapis rozmowy z <b>Robertem Lewandowskim</b>, który porusza kilka spraw związanych z Legią. - Miałem podpisany kontrakt z Legią na rok, właśnie wygasał, ale była opcja przedłużenia na dwa kolejne. Chciałem zostać w Legii, ale po powrocie ze zgrupowania na które zabrał mnie trener Wdowczyk czułem, że dzieje się coś niedobrego. Chodziłem i dopytywałem się, dopiero od trenera Jacka Mazurka, którego znałem z Delty Warszawa, usłyszałem, że nie ma dla mnie miejsca w Legii. Powstawała drużyna Młodej Ekstraklasy i zwyczajnie się do niej nie załapałem. Poszedłem do sekretarki i zabrałem swoją kartę zawodniczą - opowiada Lewandowski.
Dlaczego zaczął pan treningi w Varsovii, malutkim klubie w Warszawie, a nie w Legii, Polonii, Hutniku, Gwardii czy Agrykoli... - Zacząłem w Legii, ale moich rodziców nie stać było, żebym tam trenował. Trafiłem do Varsovii, w której miesięcznie musieliśmy płacić o wiele mniej niż w Legii, bo 70 złotych. To nie stanowiło takiego uszczerbku w domowym budżecie. W Varsovii miałem spartańskie warunki. Na boisku trawa nie rosła od kilkunastu lat, nie było nawet źdźbła, tylko sam piach. Dobrze, że chociaż wałowali, to przynajmniej było równo. Zamiast szatni stały baraki z nieszczelnymi oknami. Nie działało ogrzewanie, więc najgorzej było zimą. Po treningu uciekałem do samochodu rodziców i przebierałem się już w drodze powrotnej. Kiedy nie mogli przyjechać i wracałem sam, trzeba było się ochlapać pod małym kranikiem, wyjść na mróz i jechać do domu. Ja od początku jednak wierzyłem, że piłka będzie moim zajęciem na całe życie. Także wtedy, kiedy zrezygnowała ze mnie Legia. Pomyślał pan wtedy: „Ja wam jeszcze pokażę! Pożałujecie tego!" czy „Kurczę, jaki jestem biedny, a świat niesprawiedliwy"? - Wiedziałem jedynie, że nie zrezygnuję z piłki, ale co dalej będzie ze mną, to był wielki znak zapytania. Tata już nie żył, brakowało mi go w tym trudnym momencie. Chyba najtrudniejszym w karierze. Początkowo nic nie zapowiadało, że Legia postawi na mnie krzyżyk, skoro pojechałem z pierwszą drużyną na zgrupowanie do Wronek. Byłem po kontuzji i potrzebowałem dwóch-trzech miesięcy, żeby dojść do siebie. Pomyślałem, że skoro Dariusz Wdowczyk zabiera mnie na obóz, to chyba wiąże ze mną jakieś plany. Miałem podpisany kontrakt na rok, właśnie wygasał, ale była opcja przedłużenia na dwa kolejne. Chciałem zostać w Legii, ale po powrocie z Wronek czułem, że dzieje się coś niedobrego. Przez kilka dni nikt w klubie nie potrafił mi powiedzieć, co z przedłużeniem umowy. Chodziłem i dopytywałem się, dopiero od trenera Jacka Mazurka, którego znałem z Delty Warszawa, usłyszałem, że nie ma dla mnie miejsca w Legii. Powstawała drużyna Młodej Ekstraklasy i zwyczajnie się do niej nie załapałem. Poszedłem do sekretarki i zabrałem swoją kartę zawodniczą. Nie mogę powiedzieć, że nie byłem podłamany. Na szczęście szybko zareagowała moja mama. Kiedyś była trenerem siatkówki w Pruszkowie i odświeżyła stare znajomości Już wcześniej Znicz pytał, czy nie przyszedłbym do nich grać w trzeciej lidze, ale wtedy byłem w Legii i nie w głowie były mi żadne przenosiny. Skąd wzięła się kwota 5 tysięcy, którą Znicz zapłacił za pana Legii? - Nie mam pojęcia. Jedyne koszty, jakie poniósł Znicz, to zarejestrowanie mnie w mazowieckim związku jako ich zawodnika. Groszowe sprawy. Po Legii tłumaczyłem sobie, że czasem trzeba dać krok w tył, żeby potem zrobić dwa w przód. W Pruszkowie zamierzałem odbudować się psychicznie i fizycznie po kontuzji. Po pierwszych miesiącach już wiedziałem, że będzie dobrze. Nie pękał pan w pierwszych meczach w Ekstraklasie, w pucharze UEFA ani w reprezentacji Polski? - Niby dlaczego miałbym to zrobić? Na boisku jesteśmy sobie równi i to, że ktoś jest wybitnym reprezentantem Polski, ma znaczenie dopiero po meczu. Jeżeli ktoś mnie popchnie na boisku, to nie będę nic mówił, tylko w następnej akcji zrobię to samo. Można powiedzieć, że uczę się od mojego menedżera Czarka Kucharskiego. On miał podobny styl gry. Czarek dzwoni po moich meczach ze wskazówkami, co zrobiłem dobrze, a co źle. Wychwytuje wszystkie moje niedociągnięcia.

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.