Domyślne zdjęcie Legia.Net

Radni zgodzą się na budowę stadionu za 456 mln zł

Mariusz Ostrowski

Źródło: Gazeta Wyborcza

06.09.2008 11:28

(akt. 19.12.2018 22:17)

Prawo do sześciu zamiast dwóch miejskich imprez rocznie na stadionie Legii i 3,7 mln zamiast pół miliona rocznego czynszu - takie zmiany umowy dzierżawy terenów przy Łazienkowskiej wynegocjował z koncernem ITI ratusz. Radni lewicy uznali to za wystarczający postęp, by dołożyć Platformie Obywatelskiej brakujących głosów za wydaniem prawie pół miliarda zł na budowę nowego stadionu.
O konieczności renegocjacji umowy miasta z ITI, właścicielem klubu piłkarskiego Legia, radni rządzącej Warszawą koalicji przebąkiwali od dwóch lat. Zastali dokument ustalony przez poprzednią ekipę PiS. Uznali, że jest dla miasta niekorzystny: daje za małe przychody z dzierżawy terenu przy Łazienkowskiej, jednocześnie zobowiązując stronę publiczną do gigantycznych wydatków na modernizację stadionu. Zdenerwowanie rosło wraz z doniesieniami o coraz wyższych kosztach przebudowy Legii, której trybuny po zakończeniu modernizacji mają zmieścić aż 32 tys. widzów. Dwa miesiące temu okazało się, że ta inwestycja pochłonie co najmniej 456 mln zł. A w wieloletnim planie inwestycyjnym miasta zapisano tylko 365 mln. W odpowiedzi na to radni lewicy zaczęli stawiać warunki. - Nie wyobrażam sobie realizowania inwestycji za 450 mln zł wyłącznie z budżetu miasta. Właściciel Legii, czyli koncern ITI, powinien co najmniej dołożyć brakującą kwotę - mówił w lipcu lewicowy radny Dariusz Klimaszewski. A Marek Rojszyk z SLD kilka dni temu zapowiedział: - Nie zagłosujemy za poprawką zwiększającą budżet stadionu Legii, jeżeli nie będzie renegocjacji umowy dzierżawy z koncernem ITI. Winien Marcinkiewicz W tej sytuacji budowa stadionu zawisła na włosku. Za zwiększeniem dotacji opowiedzieli się tylko radni PO. - Na razie nie mamy sukcesów inwestycyjnych w Warszawie, a stadion Legii to zaawansowany projekt, którego realizacją będzie można chwalić się w kampanii wyborczej za dwa lata - mówili w kuluarach. Ale bez głosów koalicyjnej lewicy nie byli w stanie przeforsować wyższej dotacji. I musieli wycofać poprawkę z ubiegłotygodniowego porządku obrad Rady Warszawy. Zrobili to, gromko pohukując na Kazimierza Marcinkiewicza, który jako pisowski komisarz miasta tuż przed ostatnimi wyborami samorządowymi wynegocjował umowę z ITI. Zgodził się, by koncern płacił tylko nieco ponad 300 tys. zł rocznego czynszu (po zbudowaniu stadionu ok. 560 tys.) z dzierżawę terenów przy Łazienkowskiej. I oddawał do dyspozycji władzom Warszawy ten teoretycznie miejski stadion tylko dwa razy w roku . Po sprzeciwie lewicy ITI zgodził się renegocjować umowę. Wczoraj ratusz ujawnił, że obie strony doszły do porozumienia. O to jej podstawowe punkty: * Warszawa będzie mieć prawo do organizowania na stadionie sześciu imprez rocznie * miasto będzie mogło się promować na stadionie "m.in. za pomocą napisów na krzesełkach i umieszczeniem herbu i symboli miasta w widocznych miejscach" * czynsz za dzierżawę wzrośnie do 1,1 mln zł rocznie, a po wybudowaniu stadionu do 3,7 mln zł. * miasto będzie dysponować niewielką pulą miejsc dla niepełnosprawnych PiS i kibice - Sześć imprez zamiast dwóch - to ma być jakościowa zmiana? - krytykuje Dariusz Figura (PiS). Jego zdaniem miasto nie powinno wydawać 460 mln zł na przebudowę stadionu, bo właściciel Legii nie zobowiązał się do poważnych inwestycji w klub piłkarski. A Legia gra słabo, jej kibice wszczynają burdy, przez co mecze przy Łazienkowskiej przyciągają ledwie 5-tysięczną rzeszę najwierniejszych widzów oswojonych ze stadionową subkulturą. - Nie ma realnych perspektyw, że na mecze Legii będzie przychodzić 20-30 tys. widzów - mówi Dariusz Figura. Jednak decydujący głos w tej sprawie ma lewica, bo to od jej głosów zależy przyznanie blisko 500-milionowej dotacji. - Umowa jest lepsza, niż była. Czy jest wystarczająco dobra, by zagłosować za pieniędzmi na stadion? Nie widzę racjonalnych przesłanek, by miasto nie inwestowało w porządny obiekt, na którym grałaby drużyna tak kojarząca się z Warszawą jak Legia - mówi dziś Marek Rojszyk. - Biorąc pod uwagę, że nie negocjowaliśmy od zera, lecz renegocjowaliśmy istniejącą umowę, uzyskaliśmy dobre warunki - przekonuje Tomasz Andryszczyk, rzecznik miasta.- Czynsz znacząco wzrósł, a prawo do organizacji co dwa miesiące spektakularnej imprezy na 20-30 tys. ludzi to nie jest mało. Niezadowoleni z nowej umowy są natomiast... kibice Legii. - To nie jest postęp, na który czekaliśmy. Chcemy gwarancji, że chociaż na fragmencie stadionu będą obowiązywać ceny zbliżone do tych, które dyktują inne kluby. Dziś najdroższy bilet na Legię kosztuje 115 zł, a na Lecha Poznań 55 zł. - narzeka Wojciech Wiśniewski ze Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.