Radosław Cierzniak: Nie wiem czy zagram w Płocku
09.02.2019 10:03
Właśnie minęły trzy lata, odkąd jest pan w Legii. Czy kiedykolwiek wcześniej był pan bliżej podstawowej jedenastki niż teraz?
- Nie wiem, czy teraz jestem – zobaczymy w Płocku. Przygotowuję się, by wystąpić, to jest moim celem, a kto zagra zadecyduje trener.
W trzy lata rozegrał pan w Legii 20 meczów – bramkarz może zardzewieć?
- Wynik nie jest oszałamiający. Nie przejmuję się statystykami, bardziej szczycę się tym, że mogę być w Legii w jednym z jej najlepszych momentów w historii. Do każdego tytułu mistrzowskiego oraz Pucharów Polski dołożyłem cegiełkę i zagrałem w Lidze Mistrzów. Wynik nie był najlepszy, ale hymn Ligi Mistrzów usłyszałem, stojąc na boisku i spełniłem jedno z marzeń z dzieciństwa.
Pana obecna sytuacja przypomina tę Arkadiusza Malarza w Legii. On też wszedł do bramki po 35. urodzinach i przez dwa i pół sezonu zapracował na uznanie, był wybijającą się postacią drużyny. Pan skończył 35 lat w kwietniu i teraz ma szansę grać regularnie. Analogia narzuca się sama.
- Nie myślę w taki sposób. Przed każdą rundą miałem nadzieję, że hierarchia się zmieni. Zawsze byłem gotowy grać, nigdy nie było wiadomo, kiedy dostanę szansę. Dziś jest podobnie – też mam nadzieję, ale nie wiem, czy wystąpię w Płocku. Patrzę krótkoterminowo – od treningu do treningu, potem myślę o odpoczynku i odpowiedniej regeneracji. Bluza z numerem jeden w Legii jest ważna dla mnie i rodziny, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ją zakładać na każdy mecz. Próbuję potwierdzić, że na nią zasłużyłem i zrobię wszystko, by trener nie miał wątpliwości.
Po rundzie chwalił pana przy całej drużynie za koleżeńską postawę jesienią. Zaczął pan bronić we wrześniu, ale miesiąc później doznał urazu i do końca roku między słupki nie wrócił.
- Wtedy bolało, to był jeden z trudniejszych momentów w Legii. Zacząłem grać, czułem się coraz lepiej, nie puszczałem goli i nagle przytrafiło mi się coś, czego w ogóle się nie spodziewałem. Nie zaniedbałem żadnego elementu, a mimo to przy zwykłym wyskoku do piłki uszkodziłem mięsień łydki i wypadłem z treningu na miesiąc. Coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Kiedy następnego dnia wstałem z łóżka, wiedziałem, że jest słabo, ale pomyślałem: „Nie mam sobie nic do zarzucenia, szkoda, że tak się stało, ale takie sytuacje się zdarzają”. Zacząłem pracować i liczyłem, że po powrocie do zdrowia znowu wejdę do bramki. Grał Radek Majecki. Nie od razu byłem w dyspozycji sprzed urazu i trenerzy to widzieli, więc znowu – jak to ja – zagryzłem zęby i zasuwałem. Nie doczekałem się szansy, ale pod koniec roku z sześciu meczów wygraliśmy pięć i tym się cieszyłem bardziej niż zamartwiałem rolą rezerwowego. Wściekanie się niczego by nie zmieniło. Zbudowała mnie np. wygrana w Sosnowcu, gdzie dwa razy przegrywaliśmy, ale wywieźliśmy trzy punkty. Byłem szczęśliwy i dumny z kolegów.
Trzy lata temu przychodził pan do Legii jako najlepszy bramkarz ligi, dotąd nie było okazji tego potwierdzić.
- Żeby osiągnąć optymalną dyspozycję, każdy piłkarz potrzebuje kilku występów, by wskoczyć na obroty, nabrać boiskowych automatyzmów. Moim celem jest regularna gra, wtedy pokażę, na co mnie stać. Liczę, że ze mną na boisku Legia zdobędzie czwarte z rzędu mistrzostwo. Przygotowuję się, że zagram w niedzielę i czekam na decyzję. Cały zespół jest „pod prądem”, ale to pozytywne napięcie. Trener ma spore pole manewru, każdy musi czuć się potrzebny w Legii.
Zapis całej rozmowy z Radosławem Cierzniakiem można przeczytać w sobotnim wydaniu "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.