Domyślne zdjęcie Legia.Net

Roger Guerreiro - Piłkarz Warszawy 2007

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

31.12.2007 09:40

(akt. 21.12.2018 12:01)

Pierwszy dzień zapamiętam do końca życia. Trenowaliśmy w śniegu po kolana. Graliśmy pomarańczową piłką, której ani razu nie dotknąłem. Zastanawiałem się, co o mnie tutaj pomyślą. Może nie umiem grać w piłkę? Teraz już nie boję się śniegu. Zdążyłem się przyzwyczaić. Jeżeli kiedyś będę stąd wyjeżdżać, to po to, by nadal się rozwijać. Zostawię sobie jednak otwarte drzwi, bo nigdy nie wiadomo, co jeszcze może się zdarzyć. - mówi brazylijski rozgrywający Legii Warszawa.
- W roku 2007 były dobre i złe chwile. Ale w sumie chyba mogło być gorzej? - Jestem zadowolony z całego roku. Mimo że w pierwszej połowie nie szło aż tak dobrze, jakbyśmy sobie życzyli, to na urlop wyjechałem z podniesioną głową. Nie mam czego się wstydzić. Chociaż na koniec roku też nie jestem w pełni zadowolony. Nie mogę być, skoro nie jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i mamy aż 10 punktów straty do Wisły. - Jak prawdopodobny jest pański transfer do Paris St. Germain? Podobno latem będzie pan mógł odejść z Legii, o ile drużyna osiągnie sukces. Co to właściwie oznacza? - Tak jest w każdym zawodzie, w każdej firmie. Dąży się do odniesienia sukcesu. Nie sprecyzowaliśmy dokładnie, co to znaczy. Jeżeli nie udałoby się wywalczyć mistrzostwa, to zapewnienie udziału w europejskich pucharach też należałoby uznać za dobre osiągnięcie. Jeżeli jest propozycja z lepszego, większego klubu, oznacza to awans i sposobność do podnoszenia umiejętności. Jeżeli natomiast chodzi o ofertę z Paryża, to żadna oficjalna do mnie nie dotarła. W tej chwili cieszę się z tego, że jestem w Polsce, że tu się zaaklimatyzowałem. Kto jednak wie, co będzie za pół roku? Jeżeli latem pojawią się ciekawe oferty, to z moim menedżerem będziemy je analizować. - Jak wspomina pan swój pierwszy dzień w Legii? - Pierwszy dzień zapamiętam do końca życia. Trenowaliśmy w śniegu po kolana. Graliśmy pomarańczową piłką, której ani razu nie dotknąłem. Zastanawiałem się, co o mnie tutaj pomyślą. Może nie umiem grać w piłkę? Teraz już nie boję się śniegu. Zdążyłem się przyzwyczaić. - Co przez prawie dwa lata pobytu w Legii zapamiętał pan najmilej? - Jestem pogodnym człowiekiem, więc pamiętam głównie miłe chwile. Przede wszystkim mistrzostwo Polski wywalczone przez klub po kilku latach przerwy. - A niemiłe chwile? - Najbardziej dotknął mnie tekst w jednej z gazet, w którym napisano, że piję alkohol. Każdy, kto mnie zna, wie, że to nieprawda. Najmilszym momentem było oczywiście mistrzostwo Polski w 2006 roku. Inaczej być nie może. - Czego będzie panu najbardziej brakować po definitywnym opuszczeniu Warszawy? - Jestem profesjonalistą. Jeżeli kiedyś będę wyjeżdżać, to po to, by nadal się rozwijać. Zostawię sobie jednak otwarte drzwi, bo nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć. Będzie mi żal zostawiać kibiców. Bardzo ich lubię i oni także mnie lubią. Również telefonów do Agaty i proszenia ją o zamówienie jedzenia z lokalu. - Jak powita pan Nowy Rok? - W Brazylii w towarzystwie przyjaciół. Chcę także odwiedzić mamę. A potem wrócę pełen nowej energii. Jeszcze powalczymy z Wisłą o tytuł. Nominacje "Gazety" Edson Luiz da Silva (Legia) - Miało go już w Legii nie być. Wiosną ciągle kontuzjowany, rozkapryszony, coraz częściej na ławce rezerwowych. Wreszcie odmówił wyjazdu na mecz, miał zostać ukarany (100 tys. zł ciągle nad nim wisi - do końca sezonu). Po wymianie kadry szkoleniowej i zmianie pozycji na boisku odżył. Gdyby nie kryzys mentalny, byłby poważnym rywalem dla rodaka w walce o tytuł piłkarza roku. Aleksandar Vukovic (Legia) - Rok temu spodziewano się, że będzie jednym z pierwszych, których Legia nie będzie chciała. Z pozycji ofensywnego środkowego pomocnika przesunął się do roli defensywnego i nie miał konkurencji. A co szczególnie ważne, przejął opaskę kapitana zespołu, co pomogło zarówno jemu, jak i zespołowi. Oprócz Tomasza Kiełbowicza i Wojciecha Szali serbski piłkarz ma spośród obecnie występujących najdłuższy staż w Legii. Miroslav Radovic (Legia) - W rundzie wiosennej bodaj najlepszy piłkarz Legii. Jesienią zgubił wiele z formy. Nie pomogła mu konkurencja na prawym skrzydle z Kamilem Grosickim, przez co nieraz siadał na ławce rezerwowych. Poza tym jego upadki na polu karnym uczuliły na niego sędziów, zaś dryblingi zostały rozczytane przez obrońców. Ale nie do końca. Końcówka roku dla Serba znowu była wyborna. Jan Mucha (Legia) - Po dwóch latach oczekiwania zastąpił w bramce Łukasza Fabiańskiego i na pewno nie był od niego gorszy. 634 minuty bez straconego gola to trzeci wynik w historii klubu, a ósmy w skali całej polskiej ligi. Słowak bronił pewniej właściwie z każdym spotkaniem. Coraz głośniej domaga się powołania do reprezentacji. Naprawdę mają lepszych na Słowacji? Inaki Astiz (Legia) - Grał tylko jedną rundę, więc właściwie Hiszpana nie powinno być wśród wyróżnionych za cały rok. Ale to, że w środku obrony już nie Dickson Choto jest najlepszy, mówi wystarczająco sporo. Jego sprowadzenie z rezerw Osasuny to pomysł trenera Jana Urbana. Gdyby nie wypali, obaj mieliby "przechlapane". Wypalił. I teraz głównym zmartwieniem jest, czy Legię stać będzie na wykupienie go po kończącym się w czerwcu okresie wypożyczenia. Po raz pierwszy, odkąd wybieramy Piłkarza Roku, nawet w gronie nominowanych nie ma żadnego Polaka. To skutek przede wszystkim polityki transferowej Legii, która zdecydowanie postawiła na obcokrajowców. Najbliżej nominacji był nasz dwukrotny w przeszłości laureat Tomasz Kiełbowicz dzięki bardzo dobrej drugiej połowie roku. Nie tylko był wyróżniającym się graczem w klubie, ale też awansował do reprezentacji. Pół sezonu to jednak zbyt mało, bowiem na wiosnę był rezerwowym. A nominacji i tak rozdaliśmy tyle, że dopisanie jeszcze jednej byłoby już trochę na siłę.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.