Rozmowa z bramkarzem Amiki Grzegorzem Szamotulskim
11.04.2002 12:04
Nie zamierzam się wypierać, że skoro pojawiła się szansa na mistrzostwo, to nie mamy o nie powalczyć. Oczywiście, będzie bardzo ciężko, jednak nie możemy się nastawiać, że w zaistniałej sytuacji interesuje nas wyłącznie druga czy trzecia lokata - mówi Grzegorz Szamotulski, bramkarz Amiki
Drużyna z Wronek na pięć kolejek przed zakończeniem rozgrywek ekstraklasy ma sześć punktów straty do Legii. Szamotulski przez pięć lat był zawodnikiem drużyny z Warszawy. Najpierw rezerwowym, a potem pierwszym bramkarzem. Zimą 2000 r. trafił do greckiego PAOK Saloniki.Po pół roku wrócił do Polski. Już nie do Legii jednak, tylko najpierw na kilka miesięcy do Śląska Wrocław, a od początku tego sezonu broni barw właśnie Amiki, w której barwach w piątek o godz. 19 zagra z Legią w meczu, być może decydującym, o tym kto zdobędzie mistrzostwo Polski.
Maciej Weber: W piątek grają dwa zespoły prowadzące w ekstraklasie - Amica z Legią. Czy to najważniejsze spotkanie sezonu?
Grzegorz Szamotulski: Dla nas na pewno. Gdybyśmy wygrali, w tabeli wytworzyłaby się bardzo ciekawa sytuacja. Zamiast sześciu mielibyśmy do Legii tylko trzy punkty straty i na cztery kolejki przed końcem ligi nadal liczylibyśmy się w walce o tytuł. Lider pozostałby w sytuacji komfortowej, wciąż byłby głównym faworytem, ale jeszcze moglibyśmy pokrzyżować mu szyki. Gdyby w piątek padł remis albo byśmy przegrali, to mistrzem Polski jest Legia i może przygotowywać się do fetowania tytułu.
W Amice jest kilku ludzi w przeszłości związanych z Legią. To Pan, Piotr Mosór, Jerzy Podbrożny, trener Mirosław Jabłoński i dyrektor klubu Paweł Janas. Czy wy, byli legioniści także dlatego szczególnie mobilizujecie się na to spotkanie?
- Przed meczami z Legią mobilizacja zawsze jest wyjątkowa. Wiem o tym doskonale, bo jak już ustaliliśmy sam byłem w tym klubie i pamiętam, jak wszyscy zawsze spinali się na mecze z nami. Ale to na pewno nie tak, że "będziemy gryźli trawę" z Legią, a w następnych kolejkach odpuścimy. Traktujemy poważnie każde spotkanie.
Jest Pan zaskoczony, że Legia akurat w tym roku ma szansę na mistrzostwo Polski, którego nie umiała zdobyć, gdy tego po niej oczekiwano?
- Bardzo pomógł jej fakt, że oczy wszystkich od początku sezonu były skierowane na Wisłę. Zresztą, w Krakowie też tak podeszli do sprawy, że zanim liga się rozkręciła dzielili trofea - ustalali, czy oprócz mistrzostwa zdobędą także Puchar Polski i Puchar Ligi. Zespół z Warszawy zwykle był faworytem i na koniec sezonu przychodziło rozczarowanie. Wygląda na to, że lepiej atakować z drugiego szeregu. Teraz grają z dużym spokojem.
Ale w drugiej kolejce ligowej pokonaliście Legię 2:1 i to na jej stadionie. Wydawało się, że drużyna Dragomira Okuki niczego w tym sezonie nie będzie w stanie osiągnąć.
- Po jednym meczu nie można wyciągać wniosków. W rewanżu we Wronkach tym razem Legia zagrała bardzo dobre spotkanie, my byliśmy słabsi i zasłużenie przegraliśmy. Najlepiej możliwości obydwu zespołów oddaje chyba ostatnia konfrontacja w Warszawie, kiedy po świetnym meczu przegraliśmy 2:3. Szkoda, bo to naprawdę pechowa porażka.
Gdyby nie wyjechał Pan do PAOK Saloniki, to zapewne dziś byłby nadal zawodnikiem Legii.
- Jest to bardzo prawdopodobne, ale nie ma co gdybać. Potem grałem w Śląsku Wrocław, teraz jestem w Amice. Z Warszawy już nie miałem propozycji. Natomiast bardzo lubię grać na stadionie Legii. Jestem tam zawsze mile witany przez kibiców. Mam wielki sentyment do miasta i klubu, być może będę miał jeszcze okazję na dłużej zawitać do stolicy. Jednak z Amicą mam kontrakt obowiązujący przez dwa kolejne lata. We Wronkach jest mi dobrze i w tej chwili tylko gra tutaj mnie interesuje.
Najpierw dublerem Szamotulskiego w Legii był Wojciech Kowalewski, później dublerem Kowalewskiego - Artur Boruc. Czy ta gradacja nie pokazuje, że w tej chwili to Amica ma lepszego bramkarza?
- Nie zamierzam oceniać Boruca ani Radostina Stanewa, byłoby to nieeleganckie. Wolę skupić się na swojej postawie. Legia ma w tej chwili dwójkę bramkarzy, na których stawia, a z tego, co wiem chce dokupić trzeciego. Jeszcze raz powtórzę, że chciałbym kiedyś wrócić do Legii, ale na pewno nie w tej chwili.
Trener Jabłoński w wywiadach mówi, że waszym celem wcale nie jest mistrzostwo, tylko walka o udział w europejskich pucharach.
- Oczywiście start w pucharach to nasz cel podstawowy. Ale z drugiej strony nie zamierzam się wypierać, że skoro pojawiła się szansa na mistrzostwo, to nie mamy o nie powalczyć. Oczywiście, będzie bardzo ciężko, jednak nie możemy się nastawiać, że w zaistniałej sytuacji interesuje nas wyłącznie druga czy trzecia lokata.
Ma Pan jeszcze w Legii kolegów?
- Oczywiście znam większość chłopaków, ale kontakt ostatnio się urwał. Utrzymuję kontakty telefoniczne z Piotrkiem Mosórem i Marcinem Mięcielem. Tylko, że ich już nie ma w Legii. Marcin jest w Niemczech, a Piotrka mam na co dzień, bo gra przecież w moim zespole. Natomiast obiekty przy Łazienkowskiej odwiedzam z wielką przyjemnością. To zawsze okazja, by trochę pożartować, szczególnie z kierownikiem Zawadzkim czy doktorem Machowskim.
We wtorek w półfinale Pucharu Polski pokonaliście Ruch aż 3:0 i awansowaliście do finału. Czy było to dla was łatwe spotkanie?
- Wynik trochę nie oddaje przebiegu wydarzeń. Był taki moment w drugiej połowie, że Ruch przeważał, miał karnego i gdyby Bizacki strzelił, to nie wiadomo jak wszystko mogłoby się potoczyć. Ale wygraliśmy zasłużenie. Byliśmy wyraźnie lepsi.
Ten mecz dał wam w kość?
- Nie jesteśmy zmęczeni bardziej niż po innych spotkaniach. Nikt nie narzeka na urazy, żaden z naszych graczy nie musi też pauzować z powodu kartek, więc wszystko jest w absolutnym porządku. A tak w ogóle awans do finału PP to fajna sprawa, ale od dziś aż do początku maja myślimy już wyłącznie o lidze.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.