Domyślne zdjęcie Legia.Net

Rozmowa z Miklasem

Leszek Dawidowicz

Źródło: Gazeta Wyborcza

09.04.2002 13:04

(akt. 17.01.2019 01:44)

Gdyby Legia nie została teraz mistrzem byłoby to "spektakularne" osiągnięcie, porównywalne z porażką 2:3 z Widzewem przed pięciu laty. Tyle, że bardziej rozłożone w czasie. Ale ja wierzę w drużynę - mówi "Gazecie" prezes Legii Leszek Miklas Na pięć kolejek przed końcem sezonu Legia ma sześć punktów przewagi nad Amicą i siedem nad Wisłą. W piątek warszawski zespół zagra we Wronkach.
Robert Błoński: Czy Legia będzie mistrzem? Leszek Miklas: Nie wiem. Ale mam nadzieję. A jeśli wygra we Wronkach? - To odpadnie kolejny konkurent. W piątek wygraliśmy z Polonią i zespół z Konwiktorskiej praktycznie stracił szanse. Ale nam tytułu nie zagwarantuje nawet wygrana we Wronkach. Liczyć się bowiem będzie jeszcze Wisła. Nawet siedem punktów przewagi niczego nie gwarantuje. No, chyba, że krakowianie przegrają w ten weekend w Chorzowie. Zobaczymy, kto awansuje do finału Pucharu Polski. We wtorek Ruch gra we Wronkach. Jeśli wyeliminuje Amicę [wygrał pierwszy mecz 1:0 - rb], to prawdopodobne, że w finale zagra z Wisłą, która wygrała z Orlenem w Płocku pierwszy półfinał 2:1. Wtedy Ruchowi będzie zależało na tym, by Wisła była mistrzem. To dla nich jedyna szansa na grę w Pucharze UEFA. A Legia gra z "niebieskimi" w ostatniej kolejce. Chciałbym, żeby to już był mecz towarzyski, byśmy mogli świętować tytuł np. po spotkaniu z Odrą w przedostatniej kolejce. Kto jest groźniejszy: Wisła czy Amica? - Wisła. Gdyby wziąć piłkarzy obu klubów - każdego osobno - to przewaga byłaby po stronie Wisły. W Szczecinie krakowianie pokazali, że nie należy ich grzebać, że z meczu na mecz będą grać lepiej. Mówi Pan to przez grzeczność, ostrożność? - Z szacunku dla rywala i realnego spojrzenia na rzeczywistość. Gdyby Legia nie została teraz mistrzem byłoby to "spektakularne" osiągnięcie, porównywalne z porażką 2:3 z Widzewem przed pięcioma laty. Tyle, że bardziej rozłożone w czasie. Ja wierzę w swoją drużynę. Ale jeśli Legia roztrwoniłaby tę przewagę, to znaczy, że nie zasługuje na tytuł. Jesteśmy niepokonani od 15 kolejek. Logika przemawia za Legią, ale jeszcze zaczekajmy. Czy stać Pana na mistrzostwo? - Jak będzie wynik, znajdą się pieniądze. Zostaną wypłacone bez opóźnień. Miesiąc, najpóźniej dwa, po sukcesie. Premia wynosi trzy miliony złotych. Jak zostanie podzielona? - Dziesięć procent dostanie "stuff", czyli lekarze, masażyści, kierownik. Reszta zostanie podzielona na drużynę, w zależności od tego, kto ile grał. Trenerzy mają oddzielne, indywidualne premie. Ma Pan już te pieniądze na koncie Legii? - Nie. Ale w czerwcu wpłyną do nas fundusze. Choćby od sponsorów. Za tytuł Canal + płaci 1,2 miliona marek, czyli prawie 2,5 miliona zł. Resztę dołoży firma adidas, w kontrakcie z którą mamy zapisane premie za każde miejsce w lidze. To wystarczy na premie. W Legii premia za wygrany mecz wynosi 50 tysięcy złotych do podziału. Czy przed meczem z Amicą zamierza Pan jakoś specjalnie umotywować zawodników? - Oni wiedzą, ile mogą stracić. Ustaliliśmy to na początku i nie będziemy zmieniać. Za drugie miejsce premia wynosi milion złotych, trzy razy mniej niż za mistrzostwo. Jest o co walczyć. Tak otwarcie mówi Pan o pieniądzach. To rzadkość w Polsce. - Te kwoty od dawna nie są tajemnicą. Za granicą to też wiadomo, więc czemu mamy być gorsi. Pewnych kwot oczywiście nie ujawnię, choćby tego, ile zarabia się w Legii. To tajemnica handlowa, tak samo jak niektóre umowy sponsorskie, czy kwoty transferowe. Ale podał Pan za ile odszedł Wojciech Kowalewski do Szachtara i Tomasz Mazurkiewicz do Aarhus. - Tak. Kowalewski kosztował 700 tys. dolarów, Mazurkiewicz 700 tys. marek, czyli w przeliczeniu 362 tys. euro. Dodatkowo, w przypadku Tomka, jeśli w ciągu trzech najbliższych lat zmieni klub dostaniemy dodatkowo 15 proc. od sumy transferowej. Czy Legia jest coś winna prezesowi Polonii Januszowi Romanowskiemu? - Podpisaliśmy niedawno porozumienie w obecności szefów PZPN, że w przypadku transferu Marcina Mięciela zapłacimy 400 tys. dolarów. 50 tys. dol. pan Romanowski dostał przy okazji wypożyczenia Marcina do Borussii Moenchengladbach. Poza ttym chciałbym podkreślić, że nie mamy żadnych zobowiązań wobec Polonii. Czy Mięciel wraca do Legii? - Borussia na pewno nie jest zainteresowana jego transferem definitywnym. 30 czerwca kończy się jego wypożyczenie i wtedy wróci do Warszawy. Chyba, że pojawi się jakaś inna oferta. Co zdecydowało o tym, że Legia jest tak blisko wielkiego sukcesu? - Atmosfera, jaką udało się stworzyć w klubie i wokół niego. Wszyscy, zawodnicy, trenerzy i pracownicy ciągną wózek w jedną stronę. Na tyle oczywiście, na ile ich stać. Nie bez znaczenia jest praca wykonana przez trenerów. Świetnie przygotowali zespół pod względem motorycznym. Widać to było przede wszystkim w pierwszych meczach tej rundy, gdy zdobywaliśmy decydujące gole w ostatnich minutach. Poza tym, jak już mówiłem, większość obecnych zawodników - oprócz Marka Jóźwiaka i Jacka Zielińskiego - nic z Legią nie osiągnęła. Puchar Polski czy trzecie miejsce albo nawet wicemistrzostwo to wielki sukces, ale nie dla Legii. W niej tak naprawdę liczy się tylko mistrzostwo. I jesteśmy tego bliscy. Po raz pierwszy od siedmiu lat. Czy tytuł gwarantuje Dragomirowi Okuce pozostanie w Legii na przyszły sezon? - Formalnie nie. O tym zdecyduje Zarząd, w którym są: mecenas Jerzy Lewiński z CWKS Legia, Włodzimierz Jermanowski - pełnomocnik prezesa Pol-Motu Andrzeja Zarajczyka ds. rozwoju firmy), Paweł Gilewski (zastępca dyrektora finansowego Pol-Motu) i ja. Tytuł mistrzowski byłby ogromnym atutem trenerów. Podobno trener Okuka jest za drogi dla Legii. - Nie. Płacimy mu minimalnie więcej niż Franciszkowi Smudzie. Pieniądze nie będą decydować o tym, czy tu zostanie. To prawda, że stadion przy Łazienkowskiej ma przejąć Gmina Centrum i przekazać go spółce w dzierżawę? - O to proszę pytać prezydenta Warszawy, pana Wojciecha Kozaka. Jaki Pan ma pomysł na to, by po zdobyciu tytułu Legia awansowała do Ligi Mistrzów? - Tego nie gwarantowałaby nawet reprezentacja ligi polskiej. Dlatego o Champions League po uzupełnieniu składu walczyć będzie drużyna, która zdobędzie mistrzostwo. O transferach do Legii nie słychać. Ale z klubu, owszem. Do Herthy Berlin odchodzi Bartosz Karwan. - Zadeklarował, że zechce odejść 30 czerwca, gdy skończy mu się kontrakt z Legią. Z tego co wiem podpisał umowę z Herthą. Mamy z Niemcami ustną umowę, że zapłacą nam za niego równowartość miliona marek. Nie ma chyba możliwości, by Bartek grał u nas choćby w eliminacjach Champions League. Komu jeszcze 30 czerwca kończą się kontrakty? - Maciejowi Murawskiemu, Jackowi Magierze, Sylwestrowi Czereszewskiemu, Markowi Jóźwiakowi, Aleksandarowi Vukoviciowi i Marjanowi Gerasimowskiemu. Z dwoma pierwszymi jesteśmy w trakcie negocjacji nowych umów i Maciek oraz Jacek raczej u nas zostaną. Do tego samego będziemy chcieli namówić Sylwka, ale nie wiem, jakie są jego plany. Na razie wrócił do wielkiej formy, strzela gola za golem. Vukovicia chcemy wykupić z Partizana, ale wiele zależy od klubu z Belgradu, w którym Aleksandar jest zakochany i mówi, że chce grać tylko tam. Rozmowy przeprowadzimy po sezonie. Co do Gerasimovskiego, to widać, że w klubie są od niego lepsi i chyba się rozstaniemy. Jeśli chodzi o Jóźwiaka - porozmawiamy po sezonie. Legia kogoś kupi? - Rozglądamy się. W kraju i za granicą. Ale orientujemy się, komu w Polsce kończą się kontrakty. Też będziemy chcieli skorzystać z prawa Bosmana. Przychodzą oferty dla zawodników Legii? - Im dłużej jesteśmy na pierwszym miejscu, tym jest ich więcej. Ale żadna na razie na tyle poważna, by mówić, że transfer któregokolwiek zawodnika jest blisko. Czy jest Pan zadowolony z podziału ligi na dwie grupy? - Wbrew opiniom w naszej grupie nawet te zespoły, które nie mają szans na mistrzostwo czy puchary walczą do upadłego. Przykładem choćby nasz mecz z GKS, czy Amiki w Wodzisławiu. Dlaczego to Legia w tym sezonie najbardziej zasłużyła na tytuł mistrza Polski? - W klubie wytworzyło się zbiorowe pragnienie sukcesu. Cel wszystkich był jeden. I teraz jesteśmy bardzo blisko realizacji marzeń. Zabawa i rekreacja Marek Jóźwiak ma skręconą kostkę i nie trenował wczoraj z pierwszym zespołem. - Do Wronek pojedzie - uspokaja trener Dragomir Okuka. - I chyba będzie mógł grać. Tak samo jak Bartosz Karwan, który ma jeszcze na twarzy siniaki po złamaniu nosa. Ale wszystko dobrze się goi. Legioniści trenowali wczoraj po południu. We wtorek i środę także będą ćwiczyć raz dziennie - przy Łazienkowskiej. W czwartek przed południem pojadą do Wronek. Zagrają w najsilniejszym składzie, nikt nie pauzuje za kartki. Dzień przed meczem będą trenować prawdopodobnie w Popowie. - Teraz treningi to zabawa i rekreacja - mówi Okuka. - Czekają nas mecze co trzy dni. Nie ma co forsować zawodników. Najważniejsze, by odzyskali świeżość. Jak wygramy we Wronkach, wiele się wyjaśni. Jak przegramy, zrobi się gorąco. Remis nic nie zmieni. Trener Okuka zamierza obejrzeć dzisiejszy mecz Amiki z Ruchem w PP. - Nie spodziewam się zobaczyć czegoś nowego. Znamy się bardzo dobrze, gramy przynajmniej raz w miesiącu - kończy trener Legii.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.