News: Rzut Beretem: Kac po Ursusie

Rzut Beretem: Nadrabiam zaległości

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

25.03.2014 14:25

(akt. 04.01.2019 13:16)

Dawno mnie tu nie było, bo albo urwanie głowy, albo inny koniec świata. Z tego względu ten wpis momentami pewnie będzie chaotyczny, lecz mam nadzieję, że w skali Ojamy nie przekroczę jego wczorajszego występu z Gliwic. Po prostu napatoczyło się naprawdę sporo fajnych tematów i szkoda było mi je odpuścić. Przejść obojętnie obok czegoś, na co akurat według mnie warto zwrócić uwagę. Tak więc bez zbędnego przedłużania ani dyskretnego wprowadzenia, z przyjemnością zabiorę wam kilka minut życia.

- Skala Ojamy, którą przywołałem na starcie, to zjawisko stale towarzyszące mi przy analizowaniu gry Legii. Ogląda człowiek mecz w różnym humorze - raz dzień mija spokojnie, więc przymyka się oko na niektóre mankamenty, ale kiedy indziej następstwem każdej bezsensownej straty piłki jest półminutowa litania przekleństw. Bez powtarzania się. Z reguły nie mam pretensji do ofensywnego zawodnika, gdy zagra niedokładnie. Mało tego - sama świadomość faktu, że kierował nim konkretny pomysł, że sięgnął po trudniejsze rozwiązanie zamiast beznamiętnego podania do tyłu lub wszerz, w jakimś stopniu mi to rekompensuje. I imponuje zresztą też. Nikt jednak nie przekona mnie, że boiskowe IQ estońskiego skrzydłowego znacznie przewyższa potencjał intelektualny starej kosiarki legijnego greenkeepera.


Ojamaa jest lekkoatletą z jasno sprecyzowaną specjalizacją: gra z kontry. Sprawdza się w niej świetnie, czego dowodem kilkanaście asyst w Motherwell i trzy z Cracovią, której zachciało się wyjść na Łazienkowskiej radosną tiki-taką. Nie myśli. Nie wyciąga wniosków. Dla niego zawsze ważniejszy będzie on sam niż zespół. Kopnie obok obrońcy i albo będzie faul, albo sędzia nie gwizdnie. Mówiąc wprost: skrajnie prymitywna wersja Koseckiego, a i temu przecież kilka kamyczków do ogródka śmiało można by wrzucić.


*


Od pierwszych minut (pudeł) we Wrocławiu przypadł mi do gustu Duda. Dzięki znajomemu, zanim Legia oficjalnie przyklepała Słowaka, obejrzałem kompilację jego wszystkich kontaktów z piłką w sześciu ostatnich występach sprzed transferu. Cztery w Corgon Lidze i dwa z młodzieżówki - jeśli dobrze pamiętam. Zrobił na mnie wrażenie, choć wbrew opiniom Michała Żewłakowa, przypominał mi nie Wolskiego, a Linetty'ego. Jako że coś tam sobie wynotowywałem, wypiszę najistotniejsze wnioski.


- prawie zawsze szuka prostopadłej piłki do ślamazarnego napastnika

- bardzo często przekracza przepisy, faulując tuż po stracie piłki

- momentami w polu karnym zachowuje się naiwnie, jak junior

- ma czyste, niesygnalizowane uderzenie z dystansu, tak zwane "z kroku".


Minęły trzy mecze w Legii, w czasie których strzelił dwa gole i za każdym razem gasł w drugiej połowie, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę jego ostatnie tygodnie w Koszycach. Dało się usłyszeć, że docelowo chcą zrobić z Ondreja mobilnego defensywnego pomocnika, bardzo aktywnego w rozegraniu piłki, a także chętnego do zaskakującego wchodzenia w pierwszą linię. I być może rzeczywiście jest to niezły plan, tyle że on - trochę z konieczności - na razie radzi sobie w roli półnapastnika. Znów więc wynotuję to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy.


- jednym przyjęciem ustawia sobie obrońcę i jednocześnie przygotowuję piłkę do strzału

- nie panikuje w tłoku, pod presją łokci i wślizgów

- preferuje krótkie podania

- cecha najważniejsza: im lepsi piłkarze są obok niego, tym lepiej on gra.


Tego ostatniego podpunktu, zdawałoby się opisującego prawie każdego gracza, zdecydowanie nie należy lekceważyć. Nie sztuką jest bowiem egzystować przy Radoviciu, przekazywać mu futbolówkę, po czym patrzeć, jak ten z lubością nawija rywali charakterystycznym zwodem na zamach. Po prostu z Dudy w czasie meczu Legia ma większą korzyść, niż miały Koszyce. Inteligentni piłkarze wzajemnie się szukają. Potrafi bowiem jednym sprytnym ruchem zabrać Serbowi ze dwóch obrońców, cały czas wyznaje zasadę "podaj i wyjdź na pozycję", no i ma tę lekkość w poruszaniu się między formacjami. Taki mix sprawia, że już nikt nie narzeka i nie pyta, kim jest ten chłopiec. Co więcej, wejście z butami do Ekstraklasy w wykonaniu 19-latka niejako przyćmiło temat niegotowego nowego napastnika, który latem chciałby wziąć czynny udział w brazylijskim mundialu, jako kumpel CR7...


Tak czy inaczej - Duda to fajny temat zastępczy. Oby jak najwięcej takich, a wtedy w ogóle zapomnę, kto zacz, ten Sa.


*


Żyro. O tym, że jestem aktywnym przedstawicielem frakcji "Girondins", nie zaś "Żyrardowianka", już pewnie wiecie. Całkowicie abstrahując od pozycji, na jakiej go widzę i sposobu, by umiejętnie zagospodarować jego mocno specyficzne możliwości, muszę przyznać - Michał, od kiedy wiosną wrócił do grania, prezentuje się co najmniej nieźle, a najczęściej dobrze. Wciąż jednak odnoszę wrażenie, że w tej chwili - choć bardzo się stara i zdrowie dopisuje - ciągle za mały akcent w grze kładzie na te elementy, którymi wpisywał się do notesów zagranicznych skautów. Jeśli zejście do środka, to ze strzałem (obiecał, że w końcu potwierdzi legendę, jakoby lewa noga dobrze pracowała). Jeśli na skrzydło, to z odejściem do linii końcowej i mierzoną wrzutką. Cóż, Michała z pewnością nie wypada nazwać beneficjentem rezygnacji z wystawiania dziewiątki, bo często zdarza się tak, że chciałby dograć na bliższy słupek, ma ku temu okazję, lecz kolegów w polu karnym brak. Tyle co przed momentem wypuścili go prostopadłym podaniem.


Nawet nie chcę zestawiać jakości - tak, tak - Żyry z Ojamą. Nie i jeszcze długo, długo nie, najpewniej wcale. Napisałem to już na Twitterze wczoraj po meczu z Piastem, ale powtórzę i tutaj: Jeżeli mam do wyboru Żyrę i Ojamę, to wybieram Michała, później jego młodszego brata, a dopiero w ostateczności tego chaotycznego człowieka.


Właśnie, a Mateusz, niespełna 16-letni brat Michała - mimo że jest z serii zawodników późno dojrzewających - robi coraz widoczniejsze postępy. Stoper, walczak.

Pokazał Dwaliszwili gest Kozakiewicza po tym, jak dopchnął piłkę z metra do pustej bramki, która w ostatniej minucie dała Legii zwycięstwo. Kozak? Kozakiem byłby, gdyby zupełnie bez formy strzelił dwa gole, a nie jednego, ponieważ tej dwusetki z Wisłą wybaczyć mu nie mogę. Dwa gole, każdy na wagę trzech punktów! Lubię Gruzina, uważam za porządnego gościa, staram się zrozumieć, co czuje, gdy widzi, że grono wierzących w jego powrót do formy z czasów Polonii dałoby radę zamknąć w jednej windzie. I to wcale nie towarowej... Skoro Lado zarabia solidnie, adekwatne są oczekiwania, na które nie wypada się obrażać.


Bo pół roku permanentnego braku formy to jednak przesada. Wydawało mi się, że może po zimie Lado odzyska odrobinę biegu. Ale nie, dalej jakby kolejne sprinty pokonywał z plecakiem wypełnionym po brzegi ołowiem. Chce, a wychodzi odwrotnie. Niby ma dobre wyniki na testach szybkościowych, lecz te w żaden sposób nie przekładają się na warunki meczowe. Wracając natomiast do pokazanego "wała" - tak najzwyczajniej w świecie nie wypada. Wkurzył się Gruzin na tych, którzy źle życzą Legii? Mógł się wyżyć na Wiśle, oni raczej kciuków za mistrzów Polski nie trzymają. Zagrzał się, powinien przeprosić i chyba na tym koniec. No, chyba że zadzwoni telefon od znajomego z ambasady Gruzji (kto tweetuje, ten wie)...


*


Pora na mój ulubiony zespół rezerw. Z trzech wiosennych kolejek obejrzałem tylko jedną, gdyż dwie pozostałe to wyjazdy. Mało, za mało, aczkolwiek z czasem materiału do analizy będzie więcej. Dziewięć punktów na dziewięć możliwych, czyli udany początek dla Jacka Magiery, przynajmniej jeśli mowa o suchych wynikach. Te, jak znam życie i sumienność trenera, na sto procent mu nie wystarczają, ponieważ jest czołowym przedstawicielem gatunku perfekcjonistów. Tacy ludzie często wkurzają pedantyzmem oraz irytują konsekwencją, wszak w końcu wszystko musi się zgadzać, lecz... warto. Nawet jeśli teraz zawodnicy jeszcze sami tego nie widzą, kiedyś będą wdzięczni. A póki co, niech posłuchają starszych kolegów, którzy przemawiają jednym tonem: ech, gdybyśmy to my mieli "Magica"...


Skuteczność do niezwykle efektownych zwodów balansem ciała dołożył Bartczak. Żeby miał nieco więcej gazu w nogach, byłbym spokojny, tymczasem wydaje mi się, że podobnie jak Wolski, po jakimś czasie na skrzydle, ostatecznie wróci do środka pola. Zadebiutował z kolei Wieteska, bodaj najzdolniejszy wśród stoperów z całej akademii, i zawiódł. Nie rozumiem, czego i kogo się obawiał, skąd ta nerwowość oraz sztywne ruchy, przecież piłkarsko przerastał przeciwników o kilka klas. Poprzeczkę zawiesiłem mu naprawdę wysoko, jednak z sensownym przeświadczeniem - od kogo wymagać, skoro nie od niego?


Szkoda mi Misiaka, którego lubię, który bardzo się nacierpiał, kiedy naprawiał kolano, ale przede wszystkim który potrafi grać w piłkę, a póki co siedzi i patrzy na innych. Podobno Magiera rozpatruje go już wyłącznie na bokach obrony, zwłaszcza z prawej mańki, gdzie niepodzielnie rządzi Turzyniecki. Na tej samej pozycji obaj jednocześnie nie zagrają - a szkoda - ale ja ciągle pamiętam, co wyprawiali, grając wymiennie na jednym boku...


Spotkałem się niedawno z ciekawą opinią na temat Karbowego, kolejnej nowej twarzy w drużynie rezerw. Środkowy pomocnik, lat w tym roku skończy 17. Kilkudziesięciometrowe przerzuty obiema nogami na nos, czucie gry, taki typowy reżyser. Tylko leń. Patrzę, że kompletnie zapomina o powrocie do obrony. Nie to, że staje, on nawet nie próbuje zaakcentować przejścia do fazy odbioru piłki. I wtedy dowiedziałem się, że to chłopak skrajnie niedotrenowany. Że w Legii stosunkowo nowy - miałem świadomość, chociaż informacja o ledwie dwóch-trzech zajęciach w tygodniu - a właśnie według takiego cyklu treningowego szkolił się w klubie OLO Władysławów, bardzo mnie zdziwiła. Jak nad nim w Warszawie popracują i głowa nie odfrunie, niedługo o nim usłyszycie.


*


Swego czasu raz za razem pytaliście: co się stało ze Śmigielskim? W dużym skrócie: nie podpisał kontraktu przed mistrzostwami Polski juniorów 2013, bo chciał spróbować zagranicznego wyjazdu. Dlatego na finałowy turniej dostał kosza, mimo że trener nalegał. Latem spokojnie szukał zespołu, a firmy, które się przewijały, działały - zresztą działają w dalszym ciągu - na wyobraźnię. Były flirty z Arsenalem, później pojawił się pomysł Primavery w którymś z większych włoskich klubów, następnie niejasna oferta z dołu tabeli Serie B, aż nagle wylądował na treningu Interu, tego z Zanettim i Guarinem. Nie wyszło, więc wrócił do domu.


Sporadycznie trenował z Pogonią Siedlce - dla podtrzymania zajęć drużynowych, a także pracował indywidualnie. I przede wszystkim - zdecydowany priorytet - pilnie uczył się do matury, bo zamierza studiować prawo na UW. Czołowe liceum, dodatkowe obowiązki...


Nagle, ni stąd, ni zowąd wrócił do Legii. Nie do końca rozumiem, w jakich okolicznościach, no ale jest. Na co dzień przebywa w juniorach starszych, zatem - bez owijania w bawełnę - nie dość, że ponad pół roku w plecy, to jeszcze zaczyna niżej niż skończył. Cóż, życie. Parę tygodni temu chwilę rozmawialiśmy telefonicznie. - Śmigło, a ty to kiedy wracasz do dwójki? - pytam go. - A wiesz, kilka dni temu miałem przyjechać na sparing, tyle że akurat zrobili mi w szkole sprawdzian z polskiego. No i wybrałem sprawdzian... - usłyszałem w odpowiedzi jego opanowany ton.


Zero spinania się. Taką przyjął hierarchię wartości, a że niestandardową?


Autor jest dziennikarzem serwisu weszlo.com

Polecamy

Komentarze (21)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.