Rzut Beretem: O Furmanie słów kilka
14.01.2014 18:09
Ludzie, zejdźcie na ziemię...
Ze skrajności w skrajność. Wiadomo, łaska kibica na pstrym koniu jeździ - w tym konkretnym przypadku akurat furmanką. A skoro kibic płaci ciężkie pieniądze i poświęca swój wolny czas, to zrozumiałe - wymaga. Tyle że jeśli ktoś nade wszystko ceni sobie powtarzalność, niech z troski o własne nerwy tydzień w tydzień chodzi do kina oglądać ten sam film albo przerzuci się na rodzime seriale. Wtedy "ktoś" raczej będzie wiedział, czego się spodziewać. I jedyne, co zaskoczy, to kapsel, kiedy już się napije Pepsi.
Drugi sezon. Zasada drugiego sezonu. O tym przy Łazienkowskiej mówi się bardzo mało, bo i chwalić się zupełnie nie ma czym. Kolejni piłkarze, od Macieja Rybusa z Arielem Borysiukiem począwszy, przez Michała Żyrę i Rafała Wolskiego, a na Daniela Łukasiku i Furmanie kończąc - po pierwszym, imponującym roku w Ekstraklasie, o drugim chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Powiedzieć, że każdego z nich wyhamowały większe pieniądze, lepsze życie i klepanie po plecach te gruba przesada. Góra kilka-kilkanaście procent. Po prostu łatwiej jest do ligi wjechać na entuzjazmie, kiedy wszyscy - jak to się mówi - dmuchają ci pod narty.
Pamiętam Furmana odpalonego za Skorży. Mógł wówczas chodzić na rękach, ale i tak koniec końców grzecznie maszerował na trybuny, mimo iż sam cały się gotował. Pamiętam, jak dawał zmianę, już za Urbana, z Podbeskidziem. Dziesięć minut do końca, Legia przegrywa u siebie 0:1. Dał asystę i strzelił gola, którego sam sobie wypracował. Nagle, niemalże z dnia na dzień, stał się złotym dzieciakiem z Legii. Nazajutrz pojechał na zgrupowanie młodzieżówki, by kilka dni później w Sulejówku załadować Szwajcarom bombę spod koła środkowego. Kto był, ten wie, o czym mówię. Kogo zabrakło - nie, ponieważ nikt tej bramki nie nagrał. Ale nie minął jeszcze tydzień, a Dominik w Zabrzu sprzedał Skorupskiemu spadającego liścia.
Był młody, miał strzał z dystansu, a po meczu w Poznaniu, okazało się, że jak trzeba, to poradzi sobie w walce wręcz. 2,7 miliona euro? Jakiś żart, wyzyskiwacze. Gdyby urodził się na Bałkanach, z urzędu parę baniek więcej. Ambitny, mądrze wypowiadający się w mediach.
Od tamtej pory minął rok. Wiosna średnia, chyba poniżej oczkiwań. Jesień - bez dwóch zdań. I już nikt nie pamięta, co było dwanaście miesięcy wcześniej. Młody? Na Zachodzie to rówieśnik ma ze trzy sezony doświadczenia. Strzał? No litości, chyba że rozpaczy. Walka? Co najwyżej "walk", czyli spacer. Leń, który w mediach błyszczy ciężej niż na boisku.
Naprawdę? Naprawdę tak jest? Ja wiem, że czas nie stoi w miejscu, że rok w piłce sporo zmienia, ale aż tyle? Niesamowicie zadziwia mnie krótkowzroczność i kibiców, i dziennikarzy. Nie mówimy przecież o gościu, którego wywiało na księżyc, tylko o takim, co jesienią jako jedyny w drużynie bez kontuzji wytrzymał meczowy maraton. Momentami słaniał się na nogach, lecz wytrzymał.
Moim zdaniem Legia nie oddała go za 2,7 miliona euro, bo była w szoku, że ktoś może taką kwotę zaoferować. Jeżeli do transferu by nie doszło, księgowa wcale nie złapałaby się za głowę. Na pensje wystarczy, na waciki zresztą też. W każdym razie Furman nie jest jedynym "żywicielem" klubu i zgodzie na jego sprzedaż bliżej do wygody niż konieczności.
Bardziej wygoda niż konieczność - podkreślam.
Bo Legia już wie, jak pomóc wychowankom przeskoczyć z wieku juniora do seniorskiej piłki, tyle że wciąż zastanawia się: cholera, ale co zrobić, żeby drugi sezon był przyjemniejszy? Sądzę, że nikt w klubie nie przyzna: nie mieliśmy pomysłu na jego dalszy rozwój, nie potrafimy określić, w jakim miejscu będzie za rok-dwa. A skoro sam zawodnik czuł, że lepiej pójść tam, gdzie przygotowali dla niego konkretny plan, to i Legia sprytnie umyła ręce. W świat idzie jasny przekaz, że z Warszawy w świat ruszył kolejny przedstawiciel akademii.
Mówiło się wczoraj o Arsenalu. Oni jednak takich Furmanów obserwują kilkunastu, więc to, że poświęcili mu trochę czasu i że akredytowali się na zbliżające się mecze reprezentacji ligowców, najlepiej uznać po prostu za komplement. O wiele poważniej interesowało się nim West Bromwich Albion. Ich skaut oglądał go na żywo osiem razy, po czym wydał pozytywną ocenę. Kiedy więc przyjechał szef skautów, na mecz do Bielska-Białej, zobaczył wyłącznie jak wymachuje rękoma i rozciąga się przy linii bocznej. Temat upadł.
No dobra, 2,7 miliona. Należało się Legii za wyszkolenie i wiarę w jego umiejętności - stwierdzicie. To ja powiem inaczej: przykład Furmana to również - a może przede wszystkim - nauczka dla Legii. Że jak chłopak z drugiej drużyny zerwie więzadła w kolanie, nie od razu zasługuje na skreślenie z listy potencjalnych piłkarzy jedynki. Pamiętacie otwarcie nowego stadionu i sparing z Arsenalem? Tego dnia, w Młodej Ekstraklasie, Dominik popsuł kolano. Po powrocie klub długo zastanawiał się, co z nim zrobić - tak długo, że do końca kontraktu zostały mu dwa dni.
Dwóch dni zabrakło, by odszedł w zamian za ekwiwalent, na przykład do Korony Kielce lub jakiegoś zespołu z Serie B, które wówczas chciały zapewnić mu miękkie lądowanie. Od tamtej pory minęły dwa lata. Tu drobne na frytki, teraz roczny budżet przedsiębiorczego ligowego przeciętniaka.
Nie zdziwię się, jeżeli poradzi sobie we Francji. Mało tego - jest to dla mnie prawdopodobne. I jeżeli ktoś zaraz zacznie narzekać, że na obóz z pierwszym zespołem jedzie tylu młodych, proponuję trudniejszą niż mogłoby się wydawać zabawę historyczną: za którego zagranicznego piłkarza Legia dostała chociaż milion euro? Transferowa archeologia...
Autor jest dziennikarzem serwisu weszlo.com
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.