SE: Wielka afera z Chinyamą
17.04.2009 11:18
Ile wart jest dla Legii <b>Takesure Chinyama?</b> Nie brakuje głosów, że napastnik z Zimbabwe, który w tym sezonie strzelił już 15 goli, jest wręcz bezcenny. Dlatego aż strach pomyśleć jak może się skończyć afera, którą rozpętał poprzedni klub piłkarza - Monomotapa United. Afrykanie twierdzą, że wciąż nie dostali od "Wojskowych" ani grosza za transfer "Chiniego". Skierowali już sprawę do FIFA. W lipcu 2007 roku Chinyama został wypożyczony z Monomotapy, a Legia zastrzegła sobie prawo pierwokupu. Ponieważ piłkarz spisywał się świetnie, rok później "Wojskowi" wykupili go, płacąc 300 tysięcy euro. Pytanie tylko, komu.
- Wszelkie należności związane z transferem Chinyamy zostały przez Legię uregulowane zgodnie z obowiązującymi przepisami - mówi Michał Kocięba, rzecznik klubu z Warszawy. - Komu Legia zapłaciła? Powtarzam, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Federacja Zimbabwe przesłała certyfikat piłkarza, więc wszelkie formalności musiały być spełnione.
Afrykanie twierdzą jednak, że do dziś nie doczekali się nawet części obiecanej kwoty. - Toczymy frustrującą bitwę o te pieniądze, ale bez żadnego skutku - skarży się prezes Monomotapy, Lysias Sibanda, na łamach "The Herald", największej gazety w Zimbabwe.
Agent obiecywał pieniądze
- Sprawa jest dziwna. Legia przekonuje, że zapłaciła, a Monomotapa nic nie dostała. Więc gdzie są te pieniądze? - pyta Robson Sharuko, autor artykułu. - Trop prowadzi do menedżera Chinyamy, Wiesława Grabowskiego. Kiedy transfer miał dojść do skutku, agent obiecywał, że pieniądze mają dotrzeć do Zimbabwe lada dzień. Władze Monomotapy uwierzyły mu i wszystkie stosowne dokumenty zostały wysłane do Polski. Ale kasa nie dotarła, a teraz Grabowski twierdzi, że nic im się nie należy, bo Chinyama jest... wypożyczony. Przecież to jakaś bzdura! - narzeka dziennikarz z Zimbabwe.
Co na to Grabowski? - Cała ta sprawa to jeden wielki skandal! To są urodzeni intryganci i próbują wyłudzić ode mnie pieniądze. Mam wszystkie dokumenty, przywiozę je do Polski i wam pokażę - obiecuje agent zamieszkały w Zimbabwe. - Chinyama jakiś czas temu przeszedł z Monomotapy do mojej akademii piłkarskiej, za co zapłaciłem temu klubowi 70 milionów dolarów Zimbabwe, czyli niecałe 100 tysięcy USD. To niezła suma, wtedy można było za to solidny dom tu kupić. A teraz działacze tego klubu zobaczyli, że Chinyama świetnie sobie radzi i chcą wyłudzić dodatkową kasę. Nie dam się oskubać! - twierdzi Grabowski i atakuje autora artykułu.
Menda to komplement
- Gdybym powiedział o nim, że to menda, to i tak byłby to dla tego człowieka komplement. Ten Sharuko nie ma żadnych skrupułów, to nie dziennikarz, to propagandysta, który napisze wszystko, co mu każą. Kumpluje się z władzami Monomotapy i stąd ten kłamliwy artykuł. Facet nie ma nic do stracenia, jest chory na HIV, o czym zresztą sam chętnie opowiada - Grabowski wytacza bardzo ciężkie działa.
Kto ma rację? Być może spór rozstrzygnie FIFA, która - jak twierdzi "The Herald" - weźmie pod lupę także inne transfery dokonane przez Grabowskiego. Sam Chinyama na razie stara się trzymać jak najdalej od całego zamieszania i skupia się na dzisiejszym meczu z Piastem Gliwice. Jeżeli znów trafi do siatki, powiększy przewagę nad Pawłem Brożkiem w wyścigu o koronę króla strzelców.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.