Sebastian Szałachowski: Brakuje mi ogrania
06.02.2008 03:26
Przed urazem był jednym z najszybszych i najskuteczniejszych legionistów. Ze względu na upodobanie do efektownych zwodów koledzy nazwali go "Messi" od nazwiska słynnego Argentyńczyka, gracza Barcelony. Kontuzji doznał w lutym ubiegłego roku. Pojawiło się zapalenie okostnej kości piszczelowej. Przeszedł operację. W maju wyciągnięto mu płytkę z nogi i przeszczepiono ścięgna boczne krzyżowe do piszczela. Ubytek kości został uzupełniony. Wydawało się, że jesienią wróci do zdrowia. Wznowił nawet treningi, ale wciąż odczuwał bóle. Doktor <b>Christian Schenk</b>, który prowadzi specjalistyczną klinikę w austriackim Schruns, zalecił mu odpoczynek. Po kilku konsultacjach ortopeda stwierdził, że wreszcie można wznawiać treningi.
Ostatni raz Szałachowski w Legii zagrał 27 listopada 2006 roku. W Hiszpanii rozmawiał z nim Maciej Weber.
Podczas wczorajszego treningu strzelił pan ładnego gola. Kolega Piotr Bronowicki krzyknął: „Messi wrócił”. Faktycznie wrócił?
- Z każdym treningiem czuję się coraz lepiej. Bóle w końcu ustały. Mogę już z całej siły uderzać piłkę. Zarówno lewą, jak i prawą nogą, którą miałem kontuzjowaną. Już ją przestałem oszczędzać.
Tuż po powrocie ze zgrupowania w Esteponie udał się pan na kolejną konsultację lekarską do Austrii. Była potrzebna i czymś różniła się od poprzednich?
- Przeszedłem badania. Pokazały to samo co poprzednie. To znaczy, że już wszystko OK.
Trener Urban poważnie myśli, żeby wreszcie dać panu szansę w sparingu. Jednak jeszcze nie tym jutrzejszym z Almerią, ale dopiero w następnym z Szachtarem.
- Myślę, że w następnym tygodniu już na pewno będę gotowy do gry. Na 100 proc. zacząłem pracować dopiero od poprzedniego tygodnia. To jeszcze za krótko, by stwierdzić, że jestem gotowy na wszystko.
Ludzie, którzy znają się na piłce, twierdzą, że aby wrócić do dawnej dyspozycji, potrzebuje pan pół roku. A może i rok nawet.
- To ja im mogę powiedzieć, że do marca dojdę do formy.
Skąd taka pewność?
- Znam swój organizm i teraz już dobrze się czuję. Miesiąc, w ostateczności dwa miesiące w zupełności wystarczą mi na przygotowanie.
Jeszcze trener Dariusz Wdowczyk mówił, że czeka na pański rychły powrót na boisko. Od tego czasu zmieniło się dwóch trenerów, a pana ciągle na boisku nie ma.
- Nie było szans na wcześniejszy powrót. Mówiono, że powinienem wrócić, bo nikomu nie mieściło się w głowie, że ta kontuzja może trwać aż tak bardzo długo.
Polscy lekarze nie potrafią robić operacji?
- Już nie będę tego komentować. Grunt, że operacja w Austrii się udała i mogę teraz mieć nadzieję na grę.
Na grę na jakiej pozycji? Prawa pomoc czy atak? Trener Urban myśli chyba o tym drugim rozwiązaniu.
- Ostatnio w Legii grałem w ataku i strzelałem bramki. W Górniku Łęczna najczęściej występowałem jako prawy napastnik, prawy pomocnik. Strzeliłem tak osiem bramek w rundzie. Na każdej pozycji można je zdobywać.
Czego panu najbardziej brakuje? Siły?
- Brakuje mi ogrania w meczach sparingowych. Trzy sparingi, mecz w Pucharze Polski i będę na 100 proc. gotowy.
Mecz z FC Kopenhaga obserwował pan z trybun. To chyba dobrze, że debiut po ponad rocznej przerwie nie przypadł na spotkanie z bardzo twardo grającymi Duńczykami.
- Przede wszystkim muszę na treningach pograć w gierkach. Żeby wejść w grę ostrą, kontaktową.
Miał pan kiedykolwiek poważną kontuzję?
- Nigdy takiej nie miałem. To moja pierwsza poważna. Od razu bardzo poważna.
Na co pan liczy w tej rundzie? Pięć meczów po 10 minut czy może na coś więcej?
- Liczę, że będę grał w pierwszym składzie. I będę bramki strzelał.
Legia najczęściej gra jednym napastnikiem. Gdzie w tej jedenastce jest miejsce dla pana?
- Ciężko mi coś powiedzieć. Ale ja czuję się dobrze aż na dwóch pozycjach. Bez problemu więc się dopasuję.
Jeszcze pan nie wrócił na boisko, a już pytają o udział w mistrzostwach Europy. Przedwcześnie?
- Trzeba koncentrować się na każdym treningu, dużo pracować o dojście do formy. Efekty same przyjdą, nie trzeba nawet będzie o tym myśleć.
Mistrzostwa łączą się z powołaniem do reprezentacji. A pan ma do kadry pecha. Dwa powołania i za każdym razem kontuzja.
- Trzy powołania, raz bez kontuzji. Już nawet stałem za linią autową i czekałem, by wejść na boisko. Był to eliminacyjny mecz z Belgią na wyjeździe. Coś jednak się zmieniło i na boisko nie wszedłem. I do tej pory nie zadebiutowałem w kadrze. Grałem tylko w reprezentacji młodzieżowej, ale mam nadzieję, że to nic straconego i jeszcze zagram w pierwszej reprezentacji.
W pokoju podczas zgrupowań mieszka pan z Piotrem Bronowickim. Często tak mobilizuje jak na dzisiejszym treningu?
- Jesteśmy kolegami jeszcze z Górnika Łęczna. Dobrze mieć takie wsparcie.
Z pańskim udziałem lub bez - Legia ma jeszcze szansę, by dogonić Wisłę?
- Przede wszystkim musimy się skoncentrować na naszych meczach. Nie patrzeć, co robi Wisła, tylko wszystko wygrywać. W piłce wszystko jest możliwe.
Trener Urban podtrzymuje pańską chęć powrotu na boisko?
- Cały czas ze mną rozmawia i rozmawiał. Mówił, że na mnie liczy i to mnie podbudowało.
Gdy pytano go o letnie transfery, trener powtarzał: „Być może największe wzmocnienie czeka na nas w szatni. Myślę o Szałachowskim”.
- Bardzo miło mi to słyszeć.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.