Domyślne zdjęcie Legia.Net

Skrzydełka teściowej, czyli święta Boruców

Redakcja

Źródło:

23.03.2008 18:03

(akt. 20.12.2018 22:09)

<b>Artur Boruc</b> przyzwyczaił kibiców i dziennikarzy do barwnych i soczystych wypowiedzi. Na jedno namówić go jednak nie sposób: na opowiedzenie kawału o teściowej. Twierdzi, że zna ich wiele, ale... - Na pewno nie opowiem, bo takiej teściowej jak moja mogą wszyscy pozazdrościć - mówi bramkarz. - Wiele gazet zgłaszało się do mnie z prośbą o rozmowę. A to o życiu rodzinnym, a to o typowanie wyników meczów.
Konsekwentnie odmawiałam, bo nie lubię rozgłosu i wolę pozostać w cieniu. Choć mając takiego sławnego zięcia, nie do końca da się tego uniknąć. Dla dziennika "Polska" zrobię jednak wyjątek - mówi pani Barbara Modrzewska, teściowa i - obok żony - najwierniejszy kibic bramkarza. - Osoby, które do mnie przychodzą, widząc na szafce zdjęcie z autografem Artura, często pytają, czy miałam zaszczyt się z nim widzieć. Odpowiadam z uśmiechem twierdząco i dopiero na końcu rozmowy wyjaśniam, że to mój zięć. Nie chwalę się tym, bo bardzo cenię sobie prywatność mojej rodziny - rozpoczyna rozmowę pani Barbara. - Chce pan porozmawiać o świętach ? - pyta i od tego momentu mogłaby opowiadać godzinami. Anegdota goni anegdotę, w barwności języka przebija nawet Artura. - Niestety, w tym roku święta spędzimy oddzielnie. Artuś i moja córka Kasia w Niedzielę Wielkanocną będą w Glasgow, bo liga szkocka, podobnie jak większość europejskich, nie ma świątecznej przerwy. Z kolei w poniedziałek dzieci przyjeżdżają do Polski, ponieważ rozpoczyna się zgrupowanie reprezentacji przed meczem ze Stanami Zjednoczonymi - opowiada nasza rozmówczyni. Ze swoimi dziećmi jest jednak cały czas w kontakcie. Naszą rozmowę także przerywa telefon od córki z Glasgow. - Rok temu byliśmy w Glasgow. Trudno było jednak poczuć odpowiednią atmosferę, ponieważ miejscowe obyczaje, w porównaniu do naszej polskiej tradycji, są zupełnie inne. Dopiero wtedy, gdy usiedliśmy przy świątecznym stole, dzieląc się święconką, poczuliśmy rodzinny, domowy, polski nastrój - wspomina. - Okres przedświąteczny, jak i święta to czas, kiedy staram się sama wszystkiego dopilnować, zwłaszcza części kulinarnej. Przygotowałam żurek, pierogi i bigos, czyli to, co Artuś lubi najbardziej. Oczywiście, muszą być zawsze skrzydełka teściowej, o których synek opowiadał w kilku wywiadach. Od tego momentu znajomi ciągle mnie zagadują, co to za superspecjał przygotowuję. Robię to według sprawdzonej receptury. Trochę przy tym pracy, ale patrząc na rozsmakowane miny moich dzieci, szybko o tym zapominam. Czasami tylko pytam, czy się jeszcze nie znudziły tym daniem, lecz odpowiedź zawsze jest taka sama... Zatem z radością przyjmuję zamówienia na kolejne porcje. Przepisu nie mogę zdradzić, bo jeszcze ktoś przyrządzi Arturowi, a wtedy stracę monopol i co pocznę? - śmieje się pani Barbara, która przy okazji rozmowy o świętach opowiedziała nam także kilka innych ciekawych historii z życia rodzinnego. - Gdy byłam uczennicą podstawówki, uwielbiałam grać w piłkę nożną. Bardzo często stawałam w bramce. Artuś miał dobrego poprzednika - śmieje się pani Barbara i jednocześnie przyznaje się, że na początku znajomości Artura z Kasią (zapominając o swojej szkolnej, piłkarskiej pasji) trochę lekceważyła zamiłowanie przyszłego zięcia do piłki. - Pamiętam, gdy przyszedł do nas do domu po raz pierwszy. Jak każda troskliwa mama zaczęłam ,,egzaminowanie" chłopaka swojej córki. Po kolejnym moim pytaniu powiedział z dumą, że gra w piłkę w Pogoni Siedlce. Odpowiedziałam bez żadnego zachwytu: Tak? W piłkę...? Do tej pory to wspominamy i śmiejemy się z tego przy okazji rodzinnych spotkań. Pani Barbara nie opuściła żadnego meczu z udziałem Artura. Zawsze kibicuje przed telewizorem. Gdy tylko sędzia zacznie spotkanie, patrzy w lewo bądź prawo, czekając, aż realizator pokaże Artura. Kiedy widzi jego koncentrację i mobilizację, stara się go wspierać, jak tylko może. Emocje, które towarzyszą temu kibicowaniu, nie pozwalają na obejrzenie transmisji w całości. Okrzyki, wędrówki do kuchni, powroty przed telewizor, stresujące oczekiwanie na przebieg spotkania uniemożliwiają jej spokojne oglądanie meczu. Wnikliwie i bez emocji spotkania z udziałem zięcia widzi dopiero w powtórkach. Jak zauważa teściowa, im silniejszy przeciwnik, tym mobilizacja Boruca jest większa, czego i on sam też nie ukrywa. Zapytana o dochody zięcia odpowiedziała, że ten temat nigdy nie przewija się w ich rozmowach. Chyba że bramkarz reprezentacji Polski sam go podejmuje. Pani Barbara zaczyna już myśleć o letnich miesiącach, które będą obfitowały w ważne i bardzo oczekiwane dla jej rodziny wydarzenia. W jakie? Tego wolałaby nie zdradzać. Na pytanie, czego jej życzyć na święta, bez wahania odpowiedziała: - Wiary, zdrowia, miłości, zgody i spokoju. I właśnie te życzenia proszę przekazać czytelnikom dziennika "Polska" od Artura, Kasi oraz całej mojej rodziny.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.