Domyślne zdjęcie Legia.Net

Sportowa wojna antenowa

Redakcja

Źródło:

31.01.2007 09:35

(akt. 24.12.2018 02:37)

Dawno temu był tylko obraz za mgłą i głos <b>Jana Ciszewskiego</b>, ale każdy mecz kibice traktowali jak święto i brali wolne w pracy. Dzisiaj transmisje są codziennie. Nic więc dziwnego, że wybór sportowych kanałów też jest coraz większy. Lepszych i gorszych, polskich i zagranicznych. Po dwa należą do Canal+, Polsatu Sport, Eurosportu i SportKlubu, jeden do ESPN Classic. Do tego powstałe niedawno: oczekiwany TVP Sport i nieoczekiwany N Sport. Razem 11.
Tego nie ma nigdzie na świecie. Janusz Basałaj, który szefował działom sportowym w Canal+ oraz TVP, mówi, że: "Trochę tego za dużo i ktoś w końcu będzie musiał zejść z boiska". Już pojawiły się głosy, że N Sport wchłonie Canal+, ale szefowie obu redakcji na razie nie przewidują takiego scenariusza. Jacek Okieńczyc z Canal+ twierdzi jednak: - To zwariowany rynek. Po krótkiej wojnie zaczną się ruchy konsolidacyjne. Nasi muszą wygrywać Na razie trwa zażarta walka o widza. Hitem sezonu było wykupienie przez N Sport praw do transmisji prestiżowej Ligi Mistrzów w latach 2006-2009 za 13 milionów euro. Biznes plan zakładał jeszcze, że Legia Warszawa, należąca też do ITI, awansuje do tych rozgrywek, ale to się nie udało. Warszawski klub nie przeszedł eliminacji. Dla TVP i Polsatu, które też rywalizowały o Ligę Mistrzów, to i tak marne pocieszenie, bo straciły atrakcyjny kawałek tortu. Na otarcie łez Polsat zabrał TVP mistrzostwa świata w siatkówce (srebrny medal Polaków!) i siatkarską Ligę Światową (800 tysięcy euro za sezon 2007/2008), ale sam stracił na rzecz SportKlubu rozgrywki Bundesligi. Mimo roszad, wciąż najmocniej trzyma się Canal+ transmitujący ligę angielską, włoską, hiszpańską, francuską, no i przede wszystkim polską. Ta ostatnia kosztowała go aż 150 mln złotych za lata 2005-2008 (TVN, a więc także N Sport, za magazyn i skróty meczów musiały zapłacić około 5 milionów złotych). Analitycy są zgodni: wygra ten, kto będzie miał dużo sportu z udziałem Polaków. Creme de la creme to wciąż skoki Adama Małysza, a także mecze piłkarskiej reprezentacji Polski. I jedno, i drugie do obejrzenia w TVP. Czerwcowy mecz Polska - Niemcy obejrzało aż 12,3 miliona widzów. To rekord oglądalności w 2006 roku. Ale ostatnio największą gwiazdą jest Robert Kubica. Sierpniowy debiut Polaka w F1 oglądało w TV4 aż 2,5 miliona widzów. W historii stacji lepsze były tylko powtórki "Świata Według Kiepskich". Polsat, właściciel TV4, kupił prawa na kolejny sezon, choć chętnych było więcej, między innymi TVP Sport i N Sport. Pewnie dlatego cena z kilkuset tysięcy dolarów wzrosła do kilku milionów. Wieść niesie, że co najmniej czterech za sezon. Wydatek powinien się zwrócić z nawiązką, bo stacja zarobi na reklamach. Powinien, ale... - Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Kubica nagle zaniemógł - mówi Marian Kmita, szef sportu w Polsacie. Ile naprawdę kosztuje utrzymanie stacji sportowej? Trudno ustalić, bo wydatki zasłania tajemnica handlowa, nawet nie przed widzami, ale przed konkurencją. Wiadomo, że Puchar Świata w skokach narciarskich to dla TVP wydatek rzędu około 50 tysięcy euro za konkurs, Euroliga koszykówki w Canal+ to 350 tysięcy euro za sezon, a gala bokserska z mistrzowską walką Tomasza Adamka w Polsacie - 135 tysięcy dolarów. Ale to i tak drobne sumy w zestawieniu z zeszłorocznym mundialem w Niemczech, za który handlujący prawami pośrednik, firma Infront Sports&Media, żądał 18 milionów euro. TVP, jako stacji publicznej, która zgodnie z zaleceniami FIFA musi pokazywać część spotkań, nie było stać na taką kwotę, więc jak cztery lata wcześniej dogadała się z Polsatem. Ostatecznie stanęło na 10,7 miliona euro za 32 mecze w TVP i 5 milionów za 25 spotkań w Polsacie (plus wszystkie w kodowanym Polsacie Sport). Pomna tych doświadczeń telewizja państwowa kupiła już prawa do mistrzostw świata w 2010 roku, choć nie wiadomo, czy zagrają w nich Polacy. Koszt 10 milionów euro. Sportowcy grają, gwiazdy mówią Czy wystarczy dziennikarzy znających się na sporcie, żeby o tych wszystkich wydarzeniach opowiedzieć? Na razie wielkie ruchy migracyjne w redakcjach nie nastąpiły. N Sport zatrudnił 50 osób, ale nie ma wielu znanych twarzy. Dotychczasowy rodzynek w ofercie TVN, czyli magazyn z bramkami Orange Ekstraklasy, prowadzili dziennikarze z RMF FM i "Rzeczpospolitej". Własnych osobowości stacja wciąż nie posiada, bo Grzegorz Kalinowski to jeszcze nie to. Z dylematu: "kupić kogoś czy wychować", Grzegorz Płaza, szef N Sport, woli to drugie wyjście. Widać ma czas i pieniądze, ale mecze trzeba komentować na bieżąco. Polsat gwiazdę już ma. To Mateusz Borek, który ubiera się i czesze jak piłkarz. Zanim trafił do telewizji, występował na scenie, grał na skrzypcach, zmywał podłogi w hotelu Plaza, pracował w agencji nieruchomości. Zaczynał w Eurosporcie, był w Canal+, ale kilka lat temu poszedł za piłką do Polsatu. Nie wybiera się dalej? - Dwa lata temu była oferta z TVP, ale obiecanych gór złota zabrakło w umowie. Z TVN skończyło się tylko na kurtuazyjnych rozmowach. Zresztą jestem doceniany przez szefów - mówi Borek. Ale zamiast komentować mecze Ligi Mistrzów, ogląda je teraz z kolegami przy winie z dobrego rocznika. Najlepszym futbolowym dziennikarzem jest jednak Tomasz Smokowski z Canal+. To laureat Piłkarskiego Oscara w 2002 i 2005 roku, nagrody miarodajnej, bo przyznawanej przez środowisko. Smokowski nie brata się z piłkarzami, nie kładzie żelu na włosy, nie choruje na popularność. - Ja wolę być mniej znany - przyznaje. Miał propozycje pracy z innych stacji, ale ceni sobie "barwy klubowe i przyjaźnie z ludźmi". Komfort zapewnia mu też godziwe wynagrodzenie, dzięki wsparciu kapitału francuskiego. Zarobki są tajemnicą, ale dociskany wspomina o kilku średnich krajowych, czyli pewnie kilkunastu tysiącach złotych. Co ciekawe, i Borek, i Smokowski są wychowankami Basałaja. Zapraszał ich do TVP za swoich rządów, ale ostatecznie mecze komentował sam, więc utalentowanych następców tym razem zabrakło. Odsunął też od mikrofonu Dariusza Szpakowskiego, by jednak z czasem go przywrócić. To on właśnie ma być motorem napędowym TVP Sport. Choć jest wyszydzany za lapsusy językowe, to kochany za timbre głosu. Do zostania drugim Ciszewskim to za mało. Zresztą, gdy sport w telewizji tak spowszedniał, a komentatorów wszelkiej maści jest bez liku, może to już nigdy nie nastąpić. Wembley nie wystarczy Najwięcej emocji budzi kanał sportowy TVP, w końcu powstał za publiczne pieniądze. Wymyśliło go dwóch przyjaciół - chodziarz Robert Korzeniowski, który doszedł do stanowiska szefa sportu stacji, oraz Tomasz Ziółkowski, dziennikarz radiowej Trójki. W 2004 roku pomysły Ziółkowskiego spodobały się zarządowi telewizji i za aprobatą Korzeniowskiego został przyjęty. Dwa lata później na życzenie Korzeniowskiego wyrzucono go z hukiem. Ziółkowski tłumaczy, że nowe porządki naruszyły stare interesy. Przepychanki zrodziły opóźnienia, oficjalnie tłumaczone brakiem koncesji. Przesuwano kolejne terminy debiutu: 2005 rok, lutowe igrzyska, czerwcowe mistrzostwa, wrzesień, wreszcie październik. Ostatecznie kanał ruszył w listopadzie. Szefem został Korzeniowski. - Mamy prawa transmisji siedmiu polskich lig: koszykówki kobiet, piłki ręcznej kobiet i mężczyzn, hokeja, siatkówki kobiet, futsalu (piłka nożna halowa pięcioosobowa) i drugiej ligi piłkarskiej - wylicza Korzeniowski z dumą, choć powinien ze wstydem. TVP straciła przecież Ligę Mistrzów, bo w licytacji więcej dał N Sport. Od lat nie ma polskiej ligi - ta należy do Canal+. Zabraknie też siatkówki i koszykówki, bo zabrał je Polsat. W przypadku koszykówki to decyzja klubów, które w ten sposób zaprotestowały przeciw nagminnemu zrywaniu umów przez TVP. Ostał się Małysz i polscy piłkarze. W rezerwie jest pływanie (Otylia Jędrzejczak!), raz na dwa lata igrzyska, piłkarskie mistrzostwa Europy 2008 i mistrzostwa świata 2010. No i tysiące archiwalnych taśm. Obawiają się ich kibice, bo grożą nieustannymi powtórkami meczu Anglia - Polska z 1973 roku na Wembley. To nie znaczy, że oferta będzie dostępna dla wszystkich, bo na razie kanał, zamiast upowszechniać, ogranicza dostęp do sportu. Choć Korzeniowski zapewnia, że "z prawnego punktu widzenia kanał sportowy TVP jest bezpłatny", w praktyce oglądać go mogą tylko abonenci platformy ITI i kilku telewizji kablowych. W sumie 500 tysięcy gospodarstw domowych. Niewiele, jednak wedle obietnic ich liczba ma się zwiększyć. Ile to kosztuje? W 2006 roku wydano 15 mln złotych, w tym będzie co najmniej 25 mln zł. Korzeniowski wierzy w sukces, mimo inwazji innych kanałów sportowych: - To potwierdza, że istniała konieczność stworzenia takiego kanału również w TVP. Trudno będzie jednak pokonać konkurencję ligą futsalu. Mecze na życzenie A rywale nie śpią. W październiku ruszył N Sport. Nadaje w standardzie high definition (HDTV). Poza jakością, najlepszą na specjalnych odbiornikach, umożliwia nagrywanie programów bezpośrednio na dekoderze oraz zatrzymywanie i powtarzanie nawet tych nadawanych na żywo. Samo studio kosztowało 3 miliony euro. - U nas równolegle będą transmisje kilku spotkań i każdy za pomocą pilota będzie mógł zdecydować, co oglądać. Do każdego meczu będzie nasz komentarz - mówi szef Grzegorz Płaza, który kieruje też sportem w TVN24. N Sport ma być wzorowany na tej stacji, co oznacza połączenie widowiska z dyskusją. W technologii HDTV zaczyna też nadawać Canal+, który już teraz może pochwalić się realizacją zbliżoną do perfekcji (zasługa francuskich technologii), dzięki czemu nawet mecz Wisły Płock z Górnikiem Zabrze ogląda się z wypiekami na twarzy. Bo ligi angielska, włoska, hiszpańska i francuska ustępują miejsca w ramówce lidze polskiej. Jest gorsza, ale atrakcyjniejsza dla widza, więc warto się o nią bić. Do tego stopnia, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał porozumienie zawarte miedzy Canal+ i Polskim Związkiem Piłki Nożnej za ograniczające konkurencję na rynku. Stacja ma zapłacić ponad 7 milionów złotych kary, ale Jacek Okieńczyc zapowiada odwołania. Zresztą cóż to jest w zestawieniu z 150 milionami... O nadawaniu w wysokiej rozdzielczości myśli również Polsat, bo o jakość transmisji trzeba dbać - debiut zapowiadany jest w maju. Nie pokaże w ten sposób straconych przez stację Ligi Mistrzów i Bundesligi, ale słusznie stawia na coraz popularniejszą siatkówkę. Marian Kmita, szef sportu, opowiada, że przekonał go do tego sam Hubert Wagner, 10 lat temu przy piwie w restauracji Baltazar. Realizacja marzenia zajęła trochę czasu, ale się opłaci. Oprócz siatkówki będzie także boks w najlepszym wydaniu (walki Adamka) i tenis (Wimbledon, turnieje Masters). Polsat przejął od TVP ligę koszykówki, zachował też Formułę 1. O pozycję nie martwi się polski Eurosport, który dopiero co hucznie świętował swoje dziesięciolecie. Oddział dodaje tylko głos do obrazu z Francji, więc w redakcji nie ma nawet kamery. Ale za to te głosy są nie byle jakie: wyśmienici Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski opowiadający o kolarstwie, Rafał Jewtuch i Przemysław Kruk znający się na snookerze czy plejada komentatorów tenisowych. To nie są znane twarze pokroju Borka, ale specjaliści w swoich dziedzinach cenieni przez kibiców, więc nigdzie, dopóki ich dyscypliny pokazuje stacja, się nie wybierają. Jedynie Wyrzykowski pomaga w N Sport, ale w Eurosporcie pozostanie. Siłowanie na rękę Zagadką jest kanał SportKlub, który należy do węgierskiej firmy, a nadaje z Rumunii, bo tam dostał koncesję. Szlagierem jest Bundesliga podkupiona Polsatowi, dzięki czemu stacja uruchomiła nawet SportKlub+, ale poza tym emituje stare kotlety odgrzewane po wielekroć, jak walki bokserskie sprzed lat czy mecze ligi angielskiej. To pokazuje, że atrakcyjnych wydarzeń nie wystarczy dla wszystkich. Już teraz marne zawody urastają na antenie do rangi wielkich: SportKlub transmituje rozgrywki w darts (rzucanie lotkami), a Eurosport siłowanie na rękę. Canal+ poszedł jeszcze dalej: gdy nic się nie dzieje w paśmie sportowym, emituje po prostu filmy fabularne. Autor: Jakub Kowalski

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.