Domyślne zdjęcie Legia.Net

Sprawa Łapińskiego

Redakcja

Źródło:

22.10.2000 23:59

(akt. 19.12.2018 07:21)

Kontuzje zakłóciły karierę reprezentacyjnego obrońcy. Legia chce nowej umowy, Widzew żąda reszty pieniędzy.
Niemal cała dotychczasowa kariera Tomasza Łapińskiego związana jest z Widzewem. Dobrze czuł się w Łodzi, a szefowie klubu systematyczne podnosili wartość kontraktu. Dopiero tuż po zakończeniu rundy jesiennej sezonu 1999/2000 reprezentacyjny obrońca zdecydował się na przeprowadzkę. Założył koszulkę Legii. Umowa opiewała ponoć na okrągły milion marek. Nie wszystkim sympatykom Legii podobał się masowy import eks-widzewiaków [Oprócz Łapińskiego na Łazienkowską trafili Marek Citko, Rafał Siadaczka, Paweł Wojtala – przyp. red.]. Szkoleniowiec Legii reagował na krytykę bardzo impulsywnie: - Komu nie podoba się obecna Legia, niech sp... na Polonię! – krzyknął kiedyś w swoim stylu.
Czas płynął. Niestety, wiele tych „czarnych” przepowiedni się sprawdziło. Największym pechowcem okazał się oczywiście Łapiński. W tym roku w barwach Legii rozegrał tylko jeden mecz w ekstraklasie – w marcu na stadionie ŁKS. Później znów odezwały się kłopoty ze ścięgnem Achillesa. Piłkarz był dwukrotnie operowany. Już w maju szefowie spółki Legia Daewoo wyraźnie zwątpili w przydatność eks-reprezentanta Polski. Przestali płacić kolejne raty transferowe. Ostatecznie zawodnik pozostał w stolicy i kiedy sposobił się do powrotu na ligowe boiska – podczas starcia na treningu z Markiem Citką – złamał kość strzałkową. Franciszek Smuda jest mocno przygnębiony: - To wielki pech. Tomek jeszcze kilka lat powinien należeć do najlepszych obrońców w lidze.
Prezes Legii, Janusz Maciej Lach pragnie podpisać z Widzewem nową umowę, dotyczącą Łapińskiego. Natomiast działacze łódzkiego klubu oraz jego były, główny udziałowiec – Andrzej Grajewski, który nadal posiada prawa transferowe do Łapińskiego, nawet nie chcą o tym słyszeć. – Widziały gały co brały! – taką argumentację można było przeczytać ostatnio na łamach prasy.
Sprawa trafi zapewne do Naczelnej Komisji Odwoławczej PZPN. W całej proceduralnej przepychance tragedia sportowca schodzi gdzieś na dalszy plan. Smutne to, lecz prawdziwe. [źródło: PS]

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.