Tchiressoua Guel: Legia jak PSG
19.10.2005 10:12
- Dostałem ofertę od mojego menedżera i nie zastanawiałem się ani chwili. Przyjechałem się pokazać, w każdy trening wkładam mnóstwo serca. Tak aby nikt tu nie żałował i mówił, że zabieram komuś czas albo miejsce. Legia w Polsce jest tak samo znana jak np. Paris St. Germain we Francji, więc to nie byle jaki klub. I to w kraju, który też awansował do finałów mistrzostw świata. A i w samej Francji nazwa Legia nie jest tak całkiem obca - powiedział <b>Tchiressoua Guel</b>
- Dlaczego finalista mistrzostw świata, ze stażem w jednej z najsilniejszych lig w Europie przyjeżdża do Polski? Aż tak bardzo szuka Pan pracy?
- Dostałem taką ofertę od mojego menedżera i nie zastanawiałem się ani chwili. Przyjechałem się pokazać, w każdy trening wkładam mnóstwo serca. Tak aby nikt tu nie żałował i mówił, że zabieram komuś czas albo miejsce.
- A Pan nie żałuje? Już teraz jest u nas zimno, za chwilę będzie jeszcze gorzej.
- Jestem profesjonalistą. Gdybym zwracał uwagę na takie niedogodności jak zła pogoda, to powinienem zostać w Afryce. Macie już kilku piłkarzy z mojej części świata i oni sobie jakoś radzą. W St. Etienne, gdzie grałem przez dwa lata, klimat był w miarę podobny. Nie narzekałem.
- W lidze francuskiej występował Pan kilka lat. W tym czasie przez rozgrywki Ligue 1 przewinęło się też kilku polskich piłkarzy. Choćby Jacek Bąk.
- Bardzo mi przykro, ale nazwisko żadnego polskiego piłkarza nie wbiło mi się w pamięć. Ja na ogół myślę o sobie, więc może dlatego ich nie zauważyłem. Może, gdyby byli gwiazdami...
- Selekcjoner reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej Henri Michel miał powiedzieć, że ci piłkarze, którzy nie mają miejsca w drużynach klubowych, nie pojadą na mistrzostwa świata do Niemiec. Tym bardziej ci w ogóle niemający klubów. To główny powód, dla którego przyjechał Pan na testy do Legii?
- Piłka nożna jest moim zawodem. Mistrzostwa świata są dopiero w przyszłym roku, a chcę znaleźć klub, żeby móc pracować. Jeżeli zacznę, to kwalifikacja do składu przyjdzie sama. Nie gram w żadnym klubie od sierpnia - ostatnio tylko trenowałem z Lorient - ale trener Michel uznał, że jestem mu potrzebny, choćby na tak ważny mecz jak ten z Kamerunem. Zagrałem w dzisiejszym sparingu i chyba nie było źle. Liczę na kontrakt.
- Awans do niemieckich finałów to historyczne wydarzenie dla Pańskiego kraju.
- Do eliminacji przystąpiliśmy z głęboką wiarą, że uda się awansować, mimo że w grupie mieliśmy powszechnie uważany za faworyta zespół Kamerunu. Przez prawie wszystkie kolejki byliśmy liderem grupy. Niestety, w przedostatnim spotkaniu przegraliśmy u siebie z nimi 2:3 i myśleliśmy, że straciliśmy szanse. Jadąc do Sudanu na ostatni mecz, staraliśmy się jednak nie tracić wiary, że w piłce wszystko może się zdarzyć. Wygraliśmy na wyjeździe 3:1 i czekaliśmy na wieści z Kamerunu. Faworyci do 96. min meczu z Egiptem remisowali 1:1, ale wtedy mieli rzut karny. Gdyby strzelili... Ale nie strzelili i to my jedziemy na te mistrzostwa. Nasz awans w kraju przyjęto entuzjastycznie. Właściwie jak święto narodowe.
- Jak w ogólnej hierarchii można umiejscowić futbol z Wybrzeża Kości Słoniowej?
- Poziom naszej superligi to mniej więcej druga liga francuska.
- Wasze gwiazdy grają jednak w wielkich europejskich klubach, o czym polscy piłkarze mogą tylko pomarzyć.
- Oczywiście. Didier Drogba to czołowy napastnik Chelsea. Kolo Toure gra w Arsenalu, Bonaventure Kalou w Paris St. Germain, Aruna Dindane w Lens. Jest się kim pochwalić.
- Czy Pan, przechodząc do Legii, ma szansę z nimi konkurować? Nie obrażając klubu z Warszawy, to jednak nie ten sam kaliber.
- W tych wielkich klubach występują nasze gwiazdy, ale to jest czterech piłkarzy. Inni są różnie rozlokowani. Legia w Polsce jest tak samo znana jak np. Paris St. Germain we Francji, więc to nie byle jaki klub. I to w kraju, który też awansował do finałów mistrzostw świata. A i w samej Francji nazwa Legia nie jest tak całkiem obca.
- Przed przyjazdem wiedział Pan w ogóle, gdzie jest Polska? Wiedział Pan, dokąd właściwie jedzie?
- Nie bardzo. Tyle, co mi powiedział menedżer. I Marek Jóźwiak, który też rozmawiał ze mną, zanim tu przyjechałem.
Rozmawiał: Maciej Weber
TCHIRESSOUA GUEL
Ur. 27 grudnia 1975 r. w Sikensi (Wybrzeże Kości Słoniowej)
Wzrost/waga: 166 cm/65 kg
Pozycja na boisku: środkowy pomocnik
Reprezentacja: 85 meczów, 8 goli - awans do finałów mistrzostw świata w Niemczech
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.