Tomasz Sokołowski: Lepiej dać trenerowi lepsze narzędzia niż go zwalniać
22.11.2024 12:00
Oglądasz wszystkie mecze Legii, jeździsz na spotkania wyjazdowe, większość komentujesz na żywo w Radiu dla Ciebie. Jak się z tym czujesz? Podoba ci się taka praca?
- Wcześniej też oglądałem mecze, to nie jest tak, że nie miałem z tym kontaktu. Tak więc, tutaj nic się nie zmieniło. Ale teraz, współpracując z Polskim Radiem RDC, gdzie od 5 lat współprowadzę piątkowy magazyn razem z Arkiem Błaszczykiem, moja rola się rozszerzyła – doszło komentowanie meczów na żywo. Miałem już wcześniej doświadczenie z komentowaniem, głównie dla telewizji, ale dla radia to dla mnie nowość. To inna specyfika pracy, uczę się tego na bieżąco. Można powiedzieć, że przecieram nowe szlaki.
Łączenie tej pracy z oglądaniem meczów i moim wieloletnim doświadczeniem w Legii daje mi szerszą perspektywę. Dzięki temu łatwiej jest mi zauważać pewne rzeczy, szczególnie podczas konferencji prasowych, bo na żywo można dostrzec więcej niż przed telewizorem. Oczywiście, każdy ma swoje spojrzenie na piłkę – to nie wymaga wieloletniego doświadczenia piłkarskiego. Często zgadzam się z innymi opiniami, choć nie zawsze, bo każdy ma prawo do własnego zdania. Powoli się w tym wszystkim odnajduję. Praktycznie kończymy już rundę jesienną, a ja czuję się coraz bardziej swobodnie w roli komentatora Polskiego Radia.
Stawiasz sobie taki cel, że kolejnym krokiem będzie telewizja lub coś innego, ale w zawodzie dziennikarza czy komentatora?
- Gdy zaczynaliśmy współpracę z RDC nie myślałem, że będziemy zajmować się Ekstraklasą. Wydawało mi się, że raczej skupimy się na niższych ligach, bo komentowanie meczów największego klubu piłkarskiego w Polsce to wielkie wyzwanie. Ustalaliśmy ten projekt do ostatnich godzin pierwszej kolejki tego sezonu, ale się udało. W przyszłości chcielibyśmy robić więcej. Na Mazowszu mamy przecież kilka interesujących drużyn – przede wszystkim w ekstraklasie są Radomiak Radom i Legia Warszawa, w I lidze Wisłę Płock, Polonię Warszawa, Znicz Pruszków czy Pogoń Siedlce. Do tego dochodzi Pogoń Grodzisk Mazowiecki, która jest liderem w drugiej lidze. Na to wszystko potrzebne są jednak pieniądze. Oczywiście Legia Warszawa, jako klub grający w Ekstraklasie, zawsze jest na pierwszym planie i przebija popularnością wszystkie wymienione kluby.
A czy w przyszłości ta działalność przeniesie się bardziej na telewizję? Trudno powiedzieć. Wcześniej zdarzało mi się pracować przy meczach w telewizji, ale nie było to stałe zajęcie. Był czas, gdy zajmowałem się drugą ligą, stacja miała wtedy wyłączność na ten poziom rozgrywkowy. Obecnie jest wielu dziennikarzy i ekspertów zajmujących się wydarzeniami sportowym, pewnie dlatego jestem angażowany zdecydowanie rzadziej.
Skoro oglądasz wszystkie mecze Legii, to pogadajmy chwilę o niej. Czy biorąc pod uwagę okres od początku sezonu, Legia zrobiła progres?
- Zanim odpowiem na to pytanie, to chciałbym powiedzieć kilka słów o sytuacji w jakiej była Legia na początku sezonu, a to była drużyna po wielu zmianach. Po odejściu kluczowego zawodnika, jakim Był Josue. Przyjście kilku nowych zawodników zawsze wiąże się z różnymi wyzwaniami. W pewnym momencie mieliśmy w drużynie pięciu czy sześciu nowych graczy, co stawia przed trenerem konieczność oceny tego, jak wszystko będzie funkcjonowało – zarówno na papierze, jak i w praktyce. To są kwestie adaptacji do nowego kraju, kultury, komunikacji oraz umiejętności piłkarskich, które muszą współgrać z założeniami drużyny. Trener musi sprawdzić, czy zawodnicy sprostają jego oczekiwaniom – czy to, co pokazywali wcześniej, zarówno na żywo, jak i w analizach scoutów, przełoży się na grę w systemie, który Legia stosuje.
To wszystko ma znaczenie – od doboru zawodników, przez przygotowanie fizyczne i taktyczne, aż po codzienną pracę nad zgraniem. Wszystko na koniec weryfikuje boisko - czy zawodnicy potrafią funkcjonować w systemie, grać co trzy dni, radzić sobie z presją kibiców i obciążeniem medialnym, które w dzisiejszych czasach jest ogromne i nieuniknione. To wszystko trzeba wytrenować i sprawdzić w tygodniowym cyklu treningowym i zaprezentować w meczu ligowym. Dodatkowym problemem Legii było to, że na finiszu okresu przygotowawczego wypadło kluczowe ogniwo środka pola, czyli Juergen Elitim, wokół którego budowano całą formację. To niewątpliwie miało wpływ na brak stabilności w tamtym systemie gry.
Początek sezonu był całkiem obiecujący – Legia odniosła wysokie zwycięstwa nad Radomiakiem, Motorem czy Zagłębiem. Może gra nie była idealna, ale wyniki się zgadzały, punkty były zdobywane. Problemy zaczęły się, gdy taka gra przyniosła porażkę ( Piast Gliwice, remis z Puszczą, Śląskiem). Przyszły mecze z silniejszymi drużynami (Raków, Pogoń) lepiej poukładanymi taktycznie i… zaczęło czegoś brakować. Jedna porażka, potem kolejna czy remis – i nagle wyniki przestały iść w parze z dotychczasowym stylem gry. Wtedy trzeba było szukać nowych rozwiązań. Pojawiły się spekulacje o przyszłości trenera – posada podobno wisiała na włosku. Mnie trudno ocenić, jak poważne było to zagrożenie i czy rozważano konkretne zmiany.
Ostatecznie zmieniono nie trenera, a system gry, co okazało się kluczowe. Ci sami zawodnicy zaczęli lepiej funkcjonować w nowych założeniach taktycznych – bardziej się rozumieją, lepiej współpracują na boisku, a struktura drużyny zmieniła się w sposób, który pozwolił na wykorzystanie ich potencjału. Choć zmiana wydawała się prosta, miała ogromne znaczenie. Niby ci sami wykonawcy, ale inne ustawienie i role – i nagle efekty zaczęły być widoczne. I na podstawie tego okresu oceniam, że zespół zrobił progres w stosunku do początku sezonu.
Oczywiście, nie da się cofnąć strat punktowych, które Legia poniosła, ani zmienić rezultatów takich meczów jak porażka 0:1 (Raków, Pogoń) czy ostatnia przegrana 2:5 (Lech). W ostatecznym rozrachunku wygrana zawsze daje trzy punkty a porażka zero - niezależnie od rozmiarów wyniku. Jednak wyniki i styl gry zawsze wpływają na odbiór zespołu przez kibiców i dziennikarzy.
Patrząc na ostatnie lata, Legia ma problem z wygrywaniem z czołówką. Już zespół Kosty Runjaicia nie wygrywał z drużynami, które były aktualnie w czubie tabeli. Teraz sytuacja się powtarza, świadczą o tym przegrane z Rakowem, Pogonią, Lechem czy remis z Jagiellonią. To pokazuje, że Legia kadrowo jest słabsza, a przynajmniej nie jest lepsza, od zespołów z czołówki?
- Nie patrzę na to w ten sposób. Oglądając mecz Legii z Rakowem, można było szybko zauważyć, że to typowy przykład spotkania, w którym kto strzeli pierwszego gola, ten prawdopodobnie wygra całe starcie. Nie mówię, że w obecnym systemie Legia na pewno pokonałaby Raków czy Pogoń, ale z pewnością miałaby większe szanse. Jeśli chodzi o Jagiellonię, zmiana systemu gry zaczęła przynosić efekty – druga połowa w tym meczu była naprawdę dobra. Legia miała okazję wygrać, gdyby końcówka meczu lepiej się ułożyła.
Warto wspomnieć o decyzji sędziowskiej w Białymstoku – Legia mogła otrzymać szansę, ale decyzja arbitra była inna. To jest właśnie piłka – takie momenty mogą zaważyć na wyniku. Po meczu z Lechem, na konferencji prasowej, zadałem Inakiemu Astizowi pytanie, dlaczego Legia pozwoliła Lechowi na oddanie największej liczby strzałów w tej rundzie? Czy wynikało to z krótkiego czasu na dostosowanie się do nowej taktyki? Czy może problemem była fizyczność i zmęczenie? Widać było, że pewne elementy jeszcze nie funkcjonowały idealnie, a na niektórych pozycjach zawodnicy nie dawali z siebie maksimum.
Z pięciu bramek straconych przez Legię w tym meczu, czterech można było uniknąć. Jak dla mnie nie dało się uniknąć sytuacji na 3:2, gdy była gra na jeden kontakt – coś, na co teoretycznie ma się ograniczony wpływ, bo przeciwnik wykonuje to perfekcyjnie i nie zostawia czasu na reakcję. Pozostałe sytuacje, takie jak uderzenia zza pola karnego czy w polu karnym, wynikły z tego, że Legia pozostawiła Lechowi zbyt wiele swobody. Na takim poziomie nie można sobie na to pozwolić.
Oczywiście dwukrotne doprowadzenie do remisu, to duże osiągnięcie, ale wychodząc na drugą połowę, Legia nie może pozwalać sobie na błędy jakie popełniała. Przykładem niech będzie akcja Alexa Douglasa, który minął Luquinhasa, potem Vinagre i oni nie doskoczyli do niego, ale odpuścili. Przez to po chwili do siatki trafił Mikael Ishak. Motoryka, fizyczność i odpuszczanie rywalom w kluczowych momentach – to wszystko prowadziło do kolejnych strat. Gdy na takim poziomie, popełniasz takie błędy, nawet przeciętny rywal to wykorzysta, a Lech to przecież drużyna, która w tej rundzie pokazuje naprawdę dobrą formę.
Porównując to do meczu Portugalii z Polską – jeśli nie wykorzystujesz swoich szans w pierwszej połowie, później sytuacja może się dramatycznie zmienić. Legia pozwoliła Lechowi na zbyt wiele, a Lech, mimo wpadek z Motorem czy Puszczą w Pucharze Polski, prezentuje się w tej rundzie bardzo solidnie. Poza remisem z Rakowem na wyjeździe, wygrywał z każdym z czołówki. To pokazuje, jak mocna to drużyna w tym sezonie.
Co byś zrobił z takimi zawodnikami jak Claude Goncalves, Migouel Alfarela czy Jean Pierre Nsame? Próbowałbyś się ich zimą pozbyć, tak jak to sugerował Łukasz Olkowicz z Przeglądu Sportowego? Czy jednak próbowałbyś zimą ich zagospodarować?
- To trudne wybory. Pytanie, czy w obecnym składzie są zawodnicy, którzy mogą w pełni spełnić oczekiwania? Często jest tak, że niektórzy piłkarze nie dostają wielu szans na grę – pojawiają się na boisku na 10-15 minut, a ich rola ogranicza się do epizodów. Inni, jak wspomniany Claude Goncalves, dostali wiele okazji, ale popełniali sporo błędów, które bezpośrednio przekładały się na tracone bramki. Goncalves to doświadczony zawodnik, który przyszedł z dobrego klubu, a mimo to jego gra w defensywie była pełna katastrofalnych pomyłek. Można odnieść wrażenie, że mimo dużej liczby rozegranych meczów, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Przynajmniej na razie. W takich sytuacjach rodzi się naturalne pytanie, czy taki zawodnik jest jeszcze potrzebny w drużynie. Być może przesunięcie Rafała Augustyniaka wystarczy, by wypełnić tę lukę. Ale z piłkarzami na tej pozycji Legia ma pewien kłopot. Podobnie jak z Goncalvesem jest z Jurgenem Celhaką – trzeba podjąć decyzję, co dalej z jego przyszłością.
Jeśli chodzi o Migouela Alfarelę, jego gra na skrzydle nie przynosiła oczekiwanych efektów. Brakuje mu dynamiki i dryblingu, co na tej pozycji jest kluczowe. Moim zdaniem, w tym systemie lepiej sprawdzałby się na pozycji ofensywnego pomocnika, „dziesiątki”. Jako skrzydłowy często popełniał błędy, tracił piłki i brakowało mu precyzji w podejmowaniu decyzji. W obecnej formie jego wkład w drużynę jest niewielki, co rodzi dylemat, czy go gdzieś wypożyczyć, czy dać mu kolejną szansę? Problemem może być to, że Alfarela nie miał pełnego okresu przygotowawczego z drużyną. Dołączył do zespołu na samym finiszu okna transferowego i być może to wpłynęło na jego formę. Choć w Bastii miał sezon, w którym zaczął strzelać bramki, to nie było to powtarzalne. W Legii nie potrafił odnaleźć się w innym systemie gry i specyfice drużyny.
Kwestia Jean Pierre Nsame. Tu wszystko wymaga przemyślenia. Zwłaszcza, że Legii brakuje piłkarza, który gwarantowałby 8-10 bramek w rundzie. To zawodnik, który może mniej biega lub mniej pressuje, potrafi jednak grać tyłem do bramki lub dobrze się ustawić w polu karnym i być egzekutorem. Nie pokazał tego i teraz pytanie, dlaczego? Czy poprzez nieprzygotowanie do sezonu, czy przez to, że łapał urazy? Trener obserwuje go na treningach i nie widzi jego wysokiej dyspozycji. I czy zasługuje na kolejne szanse, czy może być z czasem pierwszym napastnikiem a może ważnym dżokerem?
Na koniec dochodzi kwestia budowania zespołu. Trener musi mieć zawodników, którzy nie tylko wypełniają podstawowe założenia, ale także wchodząc z ławki, potrafią zmienić obraz gry. Na ten moment Legia nie ma takich piłkarzy. To spory problem, zwłaszcza jeśli klub nie dysponuje wystarczającymi środkami na wzmocnienia. Czasem zdarza się, że na niektórych zawodników trzeba czekać bardzo długo, zanim się rozwiną – bywały przypadki, że piłkarz kosztował ogromne pieniądze, a jego gra zaczęła przynosić efekty dopiero po kilku latach – tak było choćby z Bartoszem Sliszem. Kosztował milion osiemset, a długo kibice sobie zadawali pytanie po co był taki wydatek. Ale w końcu zaskoczył, stał się filarem zespołu i poszedł grać do MLS. To trudne do zaakceptowania, zwłaszcza gdy oczekuje się natychmiastowych rezultatów. Taka jest jednak rzeczywistość transferów – czasem są ryzykowne, a efekty nie zawsze są zgodne z oczekiwaniami.
Mówiłeś już trochę o ostatnim miesiącu, czyli sześciu wygranych i porażce. W oczy rzucała się mała rotacja czy jej brak. Trener został postawiony pod ścianą, słyszał o swoich potencjalnych następcach i wiedział, że uratują go tylko wygrane. Nie było marginesu błędu, a więc i czasu na eksperymenty. Dlatego zmian było tak mało?
- Tak właśnie bywa – trener stara się wystawić najlepszy skład, ale podejście do rotacji różni się w zależności od jego filozofii. Jeden trener będzie rotował regularnie, a drugi uzna, że nie jest to konieczne. Ostatecznie jednak trzeba zbudować drużynę, która funkcjonuje jako całość.
Problemem bywa to, że trener, choć wydaje się sprawiedliwy w swoich decyzjach, kieruje się określonymi zasadami, które nie zawsze dają wszystkim równe szanse. Zawodnicy, którzy nie grają, czują się pokrzywdzeni – trudno im zaakceptować, że nie dostają wystarczająco dużo minut na boisku. Budowanie formy zawodników, którzy grają rzadziej, także leży w gestii trenera. Trener Goncalo Feio uznał, że nie ma potrzeby dokonywania zmian co trzy dni. Być może uważał, że ci, którym ufa, nadal dają wystarczająco dużo, nawet jeśli czasem grają słabiej. Trener może kierować się przekonaniem, że zaufanie do pewnej grupy zawodników przyniesie lepsze rezultaty, niż wprowadzanie zmian na siłę. Każdy trener ma swoje zasady, w które wierzy i według których działa. Decyduje, czy dany zawodnik powinien wyjść w podstawowym składzie lub dostać więcej minut, opierając się na tym, co widzi na treningach i w meczach. To właśnie te decyzje kształtują skład i atmosferę w drużynie, choć nie zawsze te zasady są łatwe do zaakceptowania przez wszystkich.
Ale w ofensywie na ławce Legii za wiele argumentów nie ma, częściowo już o tym wspomniałeś. A więc można założyć, że nie było kim rotować, by osiągnąć lepsze rezultaty?
- W ofensywie faktycznie piłkarze, którzy wchodzili nie dawali jakości, ale całościowo ławki Legii źle bym nie ocenił. Weźmy takiego Patryka Kuna. Nie da się ukryć, że w tym systemie zawodnik będzie grał w obronie, a nie na skrzydle. Pytanie, czy w takiej konfiguracji otrzyma więcej szans. Patrząc na umiejętności, może nieco ustępować innym, ale wciąż może być brany pod uwagę przy rotacji. Na prawej stronie obrony mamy Pawła Wszołka, który wydaje się pewnym wyborem, więc trener raczej nie będzie szukał zastępstwa w postaci Artura Jędrzejczyka, a jest jeszcze Rafał Augustyniak, który również swego czasu grał na prawej stronie. Latem w zespole pojawił się Kacper Chodyna, który wskoczył do składu i nie oddaje swojego miejsca. On też może zagrać na prawej obronie, ale póki co jest skrzydłowym i zaczął mieć liczby. Na drugiej stronie mamy opcje takie jak Ryoya Morishita czy Luquinhas. Brazylijczyk miał w pewnym momencie słabszą dyspozycję, wtedy Wojtek Urbański dostał swoją szansę. Później znów wrócono do Luquinhasa, który zaczął prezentować się bardzo dobrze. W przypadku takich graczy jak Jan Ziółkowski, pytanie brzmi, dlaczego nie dostaje więcej okazji? Być może dlatego, że nie było podstaw, by sadzać na ławce kogoś z obecnej defensywy. Trójka obrońców w poprzednim systemie radziła sobie dobrze, a teraz, po przejściu na czwórkę z tyłu, Kapuadi i Pankov prezentują się solidnie i nie dają powodów, by ich zmieniać – nawet w meczach Pucharu Polski, gdzie rotacje zazwyczaj są większe. Wydaje się, że trener znalazł ustawienie, które działa, i na razie nie widzi potrzeby większych zmian.
Do rotacji wchodziło tak naprawdę dwóch zawodników – Gabriel Kobylak i Wojciech Urbański.
- Decyzja o wystawieniu Kobylaka mogła być ruchem niespodziewanym, bo wielu zakładało, że zostanie sprawdzony dopiero w Pucharze Polski. Trener jednak zdecydował się dać mu szansę wcześniej – i nie zawiódł się. Urbański również dobrze zaprezentował się na początku, udowadniając, że można na niego stawiać. Jednak z czasem, kiedy wchodził coraz częściej na boisko – czy to w pierwszym składzie, czy jako zmiennik – jego występy były mniej pewne. Decyzje, które podejmował, stawały się coraz mniej trafne, momentami spóźnione, a gra nie była już tak płynna jak na początku. To jednak typowe dla młodych zawodników, którzy dopiero uczą się radzić sobie z presją i odpowiedzialnością na boisku.
Trener musi wyważyć czy warto dalej dawać szanse młodszym graczom, czy presja wyników i to, co pokazali w trakcie tygodnia na treningach, wystarczają, by ich wystawić. Ostatecznie dochodzimy do sytuacji, w której zespół opiera się na zawodnikach, którzy już wcześniej wypracowali sobie miejsce w składzie. To trudne decyzje, ale presja wyników nie zawsze pozwala na ryzyko związane z większym rotowaniem młodzieżą.
Kiedyś Legia kupowała wyróżniających się piłkarzy z ekstraklasy, tak do Legii z Olsztyna trafiłeś ty czy Sylwester Czereszewski. Może warto do tego wrócić? Raków Częstochowa sprowadził latem Michaela Ameyawa oraz Ariela Mosóra i to były udane ruchy, piłkarze z miejsca zaczęli stanowić o sile zespołu.
- Nasza pamięć jest taka, że pamiętamy o tych dobrych piłkarzach czy lepszych meczach, ale gdy byłym czynnym zawodnikiem do Legii trafiali i ci najlepsi i ci bardzo przeciętni. Co do teraźniejszości – zgadzam się, że dla Rakowa te transfery były udane, ale czy na pewno Legia nie sprowadza wyróżniających się graczy z ekstraklasy? Przecież w ostatnich latach z Wisły Kraków do Legii trafił Carlitos, z Wisły Płock przyszedł Steve Kapuadi, z Jagiellonii do Warszawy trafił Marc Gual, a Zagłębia Lubin na Łazienkowską trafił Kacper Chodyna, wcześniej Bartosz Slisz, o którym już rozmawialiśmy. To nie jest więc tak, że Legia nie sprowadza wyróżniających się graczy z ligi. Robi to, tylko proporcje się zmieniły, ale to znak czasów. Kiedyś nie było takich możliwości by przeszukiwać zagraniczne rynki zawodników. Legia ściągnęła Chodynę i ten zaczął się już spłacać. Ja byłem zwolennikiem ściągnięcia do Legii jego kolegi – Tomasza Pieńki. Kiedyś rozmawiałem z trenerem Piotrem Stokowcem i mówiłem mu, że Pieńko wygląda lepiej niż Chodyna. Jest młodszy a w meczu przy Łazienkowskiej wyszedł bez kompleksów i zrobił kilka ciekawych akcji. W Warcie Poznań był ciekawy chłopak, Kajetan Szmyt – Legia była nim zainteresowana, ale ostatecznie za niewielkie pieniądze trafił do Zagłębia Lubin. Może teraz, przy obecnym ustawieniu, by się w Legii sprawdził?
Kosta Runjaić, zmieniając system na grę trójką obrońców, początkowo osiągał dobre rezultaty, ale w końcu dotarł do momentu, w którym musiał zmodyfikować swoje podejście. To naturalna konsekwencja, wynikająca z analizy posiadanych zawodników i tego, w jakim ustawieniu czują się najlepiej i współpracują najefektywniej. Teraz poza bolesną wpadką w Poznaniu, widać, że zmiana systemu na czwórkę obrońców przynosi rezultaty, ale… teraz nadchodzi kolejny test – mecz z Cracovią. To pokaże, na jakim etapie faktycznie znajduje się Legia.
Obciążenie meczami jest ogromne – 16. kolejka Ekstraklasy, plus spotkania w pucharach, co razem daje już 25 meczów w sezonie. Przy takim natężeniu i ograniczonej rotacji w składzie, może pojawić się zmęczenie. Oczywiście były przerwy reprezentacyjne, ale mimo to gra wciąż się nawarstwia, co może wpływać na formę drużyny.
Piłka nożna jest nieprzewidywalna – możesz stworzyć pięć stuprocentowych okazji i nie wygrać meczu, podczas gdy rywal wykorzysta jedyną szansę i zdobędzie trzy punkty. To sprawia, że ocena trenera często zależy od wyników, a nie od samej jakości pracy. Jeśli pojawią się kolejne niepowodzenia, mogą pojawić się głosy, że zmiana na stanowisku szkoleniowca jest konieczna. Jednak to trudna decyzja – Runjaić miał czas, zawodników i możliwości, aby pracować nad zespołem. Tego czasu potrzeba teraz Goncalo Feio.
Uważam, że jeśli zawodnicy stoją murem za trenerem i widać zaangażowanie na treningach, lepiej dać mu czas i wsparcie w postaci lepszych zawodników, zamiast dokonywać pochopnych zmian. Oczywiście, wszystko zależy od tego, czy trener unika poważnych błędów taktycznych czy organizacyjnych. Jeśli pracuje solidnie, problemem może być raczej jakość dostępnych narzędzi, a nie sam szkoleniowiec. Dlatego w takiej sytuacji lepsze wzmocnienia dla trenera wydają się bardziej logicznym rozwiązaniem niż jego zwolnienie.
Czyli trener Goncalo Feio przynajmniej do końca sezonu powinien pracować dalej?
- Obserwuję to wszystko z boku i tak to widzę. Drużyna i zawodnicy się rozwijają, więc zdecydowanie należy to docenić. Popatrzmy na przykład Jagiellonii – mają praktycznie tych samych zawodników (odeszli Marczuk, Wdowik) do których dołączyło kilku nowych graczy. Nie musieli ściągać pięciu czy sześciu piłkarzy, aby coś zmienić. W pewnym momencie oczywiście dokonali większych transferów, ale zbudowali drużynę, która jest w stanie walczyć o najwyższe cele, a w określonych warunkach – nawet o mistrzostwo Polski. To pokazuje, że odpowiednimi wzmocnieniami i rozwijaniem zawodników można zbudować funkcjonujący zespół.
Nie chodzi tylko o to, żeby dobrze trenować – to, co wypracujesz na treningach, musi być widoczne na boisku. Jeśli tego nie widać, coś trzeba zmienić. Tak było wcześniej – dobrze trenowano, ale efekty nie przekładały się na grę. Dopiero zmiana systemu gry przyniosła poprawę wyników. Wszystko zaczęło funkcjonować lepiej, wyniki poszły w górę, ale z czasem rywale uczą się, jak drużyna gra, i potrafią to wykorzystać.
Przykładem był mecz w Poznaniu. Do przerwy Legia jeszcze dawała radę, ale później pojawiły się błędy – może wynikające z fizycznego zmęczenia, może ze słabszego dnia. Lech boleśnie to wykorzystał. Trzeba jednak powiedzieć jasno – nie można grać z taką niefrasobliwością w defensywie, zwłaszcza po stracie piłki. To są rzeczy, które wymagają poprawy, jeśli drużyna ma utrzymać wysoką jakość gry i wyniki. Teraz przed zespołem kolejny maraton meczowy – trzy mecze w lidze – z Cracovią w Warszawie, Stalą w Mielcu i Zagłębiem w Lubinie, trzy mecze w Lidze Konferencji – z Omonią w Nikozji, Lugano w Warszawie i Djurgarden w Sztokholmie oraz z ŁKS-em w Łodzi w Pucharze Polski.
Innym tematem personalnym jest osoba Jacka Zielińskiego, któremu kończy się kontrakt z klubem. Powinien został w klubie w roli dyrektora sportowego?
- Dyrektor sportowy odgrywa kluczową rolę, ale decyzje transferowe podejmuje w Legii kilka osób – dyrektor, szef skautingu oraz trener. To oni wspólnie odpowiadają za transfery i ostateczny kształt drużyny. Nie można przerzucać całej odpowiedzialności na jedną osobę. Każdy z nich ponosi część odpowiedzialności: dyrektor za politykę klubu, szef skautingu za rekomendacje zawodników, a trener za ich wdrożenie i rozwój.
Jeśli chodzi o trenera, on nie tylko trenuje drużynę, ale też powinien mieć wpływ na to, kto do niej dołącza. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której trener nie ma wpływu na to, kto trafia do zespołu. Nie może być tak, że zawodnik przychodzi, a trener widzi go po raz pierwszy dopiero na treningu. Trener musi uczestniczyć w procesie, znać dostępne opcje i oceniać, kto najlepiej wpisuje się w potrzeby zespołu. Jednak nie wszystko da się przewidzieć – zawodnik może nie pasować do systemu, nie odnaleźć się w nowym środowisku czy mieć problemy z adaptacją. To naturalne ryzyko transferowe, ale dlatego tak ważna jest współpraca między wszystkimi zaangażowanymi osobami.
Z kolei, jeśli chodzi o decyzje personalne w klubie, takie jak ewentualne zwolnienie trenera czy dyrektora sportowego, to zawsze są złożone sprawy. Należy wziąć pod uwagę czy klub ma gotowe zastępstwo, czy zmiana rzeczywiście przyniesie poprawę. Nie można działać pochopnie, bo każda decyzja wpływa na długofalowe funkcjonowanie klubu.
Podsumowując, wszyscy – dyrektor, szef skautingu i trener – są odpowiedzialni za sukcesy i porażki. Nie da się jednoznacznie wskazać winnego, bo to wspólna praca. A oczekiwanie natychmiastowych rezultatów po transferach, to czasem zbyt wygórowane wymaganie – nie zawsze wszystko od razu funkcjonuje idealnie. Taka jest rzeczywistość piłkarska. Wiem, że to nie jest jednoznaczna odpowiedź na twoje pytanie, ale uważam, że to bardzo poważne sprawy i ewentualne zmiany powinny być przemyślane i zaplanowane a nie podejmowane emocjonalnie.
Gdy byłeś piłkarzem na kibiców zawsze można było liczyć, były super oprawy. Ale teraz są też nowe stadiony, świetnie wykonane transmisje, a jak zasiadasz na trybunie przy Łazienkowskiej, to widzisz zwykle pełny stadion, pokazy świetlne, są doping oraz oprawy kibiców. Opakowanie meczów ekstraklasy jest na najwyższym poziomie. Nie zazdrościsz troszeczkę, że takich warunków nie było wcześniej?
- Wiesz co, patrzę na to teraz z innej perspektywy. Gdy idę na stadion, oczekuję widowiska i oprawy – i to naprawdę robi wrażenie. Te muzyczne elementy, ostatnie iluminacje „Sen o Warszawie” i oprawy – to jest po prostu mega. Oczywiście zdaję sobie sprawę z kosztów, które klub musi później ponieść, i to trochę mi się mniej podoba, ale drugiej strony, coś za coś.
Teraz jestem w roli kibica, a nie zawodnika, więc odbieram to inaczej. Fajnie jest to obserwować i naprawdę mi się podoba. Cieszę się, że mogę to postrzegać w taki sposób, bez zazdrości. Mam świadomość, że byłem częścią tego świata w swoim czasie, osiągnąłem swoje cele i jestem z tego dumny. Patrzę na obecne realia – lepsze stadiony, świetne murawy, profesjonalne boiska treningowe – i akceptuję, że mój okres był inny.
Trudno, takie są koleje życia. Jestem jednak zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć w swoim czasie i teraz czerpię przyjemność z bycia częścią tego wszystkiego jako kibic. To daje mi inną perspektywę i satysfakcję.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.